„Po śmierci taty, mama wpadła w rozpacz. Zabrałam ją do siebie, a ona rozgadała sąsiadom, że zgłosi nas na policję”

Mama kłamała sąsiadom, że ją wyzyskujemy fot. Adobe Stock, Ocskay Bence
„To sąsiadka doniosła mi, że moja mama rozsiewa o nas paskudne plotki na osiedlu. Tak mi się odpłacała za to, że chciałam ją przywrócić do żywych i wyciągnąć z wiecznego rozpamiętywania taty? – U was nie mam chwili spokoju. Nie mogę pomyśleć o ojcu, powspominać, popłakać! – wykrzyczała, kiedy zapytałam dlaczego to robi”.
/ 14.06.2022 05:30
Mama kłamała sąsiadom, że ją wyzyskujemy fot. Adobe Stock, Ocskay Bence

Po śmierci ojca mama stała się ledwie cieniem dawnej siebie. Byłam przerażona. Moja mama zawsze była energiczną, aktywną kobietą. Pracowała, zajmowała się domem, tatą, mną, potem moją córką. Gdy przeszła na emeryturę, też nie zwolniła tempa. Biegała na uniwersytet trzeciego wieku, działała społecznie, spotykała się z przyjaciółkami… Gdy pytałam, dlaczego czasem zwyczajnie nie poleży i nie odpocznie, odpowiadała z uśmiechem, że chce długo i szczęśliwie żyć. A na to jest tylko jedno lekarstwo: aktywność.

Myślałam, że zawsze będzie taka pełna życia

Wszystko się zmieniło, gdy odszedł tata. Zmarł nagle, na zawał, 2 lata temu. Wyszedł rano na zakupy i już nie wrócił. Na wiadomość o jego śmierci mama nie uroniła nawet jednej łzy. Nie dlatego, że go nie kochała. Wręcz przeciwnie! Często mówiła, że dziękuje Bogu za to, że dał jej tak wspaniałego męża. Po prostu nie wierzyła, że tata rzeczywiście nie żyje. Myślała, że zaraz wróci, że tylko wyjechał gdzieś na chwilę.

Tragiczna prawda dotarła do niej dopiero na cmentarzu, gdy trumna z jego ciałem spoczęła w grobie. Po pogrzebie mama zupełnie się zmieniła. Wpadła w jakieś dziwne odrętwienie, niemoc. Była jak balon, z którego nagle uciekło powietrze. Przestała wychodzić z domu, nic nie jadła, nic jej nie interesowało. Nie odbierała telefonów, nie wpuszczała do mieszkania przyjaciółek. Nawet ubrać i uczesać się nie chciała. Zawsze była taka zadbana, elegancka...

Powtarzała mi, że kobieta nawet w kuchni musi wyglądać jak prawdziwa dama. A gdy ją odwiedzałam, siedziała w starym szlafroku, rozczochrana i tępo gapiła się w telewizor. I nawet nie wiedziała, co ogląda…

Byłam przerażona!

Na siłę woziłam ją po lekarzach, szukałam ratunku. Bez skutku. Owszem przepisywali jakieś leki, ale zgodnie twierdzili, że jeśli pacjent nie chce wyzdrowieć, to oni nie są w stanie pomóc. A mama nie chciała. Nie umiała zapomnieć o ojcu. Często widziałam, jak płakała za nim z tęsknoty i mówiła, że chce do niego dołączyć…

Nie zamierzałam się poddać. Najpierw więc codziennie ją odwiedzałam, a wreszcie postanowiłam zabrać do siebie. Dorosła już córka właśnie wyprowadziła się z domu, więc miejsca nie brakowało. A mąż? Dokładnie pamiętał, ile mama dla nas zrobiła, gdy była jeszcze silna i zdrowa. Cieszył się, że może teraz się za to odwdzięczyć. Mama nie chciała początkowo słyszeć o przeprowadzce. Protestowała, płakała, mówiła, że chce zostać w domu, w którym przeżyła z ojcem tyle szczęśliwych lat, że tam czuje się najlepiej. Ale się uparłam. Dotąd prosiłam, dotąd naciskałam, aż się zgodziła.

Wszyscy lekarze ostrzegali, że samotność i bezczynność ją zabijają, że trzeba skłonić ją do działania, sprawić, by poczuła się potrzebna. Wtedy być może odzyska chęć do życia. Chwyciłam się tej nadziei jak tonący brzytwy. Uprzedziłam więc męża, że jak już mama z nami zamieszka, to nie dam jej nawet chwili odpoczynku. Miałam nadzieję, że w ten sposób sprawię, że znowu nabierze chęci do życia. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Przez następne tygodnie organizowałam mamie każdy dzień.

Rano zostawiałam jej listę lżejszych zakupów do zrobienia, prosiłam o ugotowanie obiadu, zrobienie małych porządków. Nawet przygarnęłam psa ze schroniska, żeby zmusić ją do wychodzenia na spacer. Na naszym osiedlu wielu starszych ludzi spacerowało ze swoimi psami. Miałam nadzieję, że się z nimi zaprzyjaźni…

Gdy wracałam z pracy, natychmiast szłam do pokoju mamy. Opowiadałam, jak mi minął dzień, dziękowałam za pomoc w domu. Mąż też wpadał do niej codziennie na krótką pogawędkę. Byłam pewna, że ją to cieszy. Okazało się jednak, że nie.

To było wczoraj...

Na schodach zaczepiła mnie sąsiadka, pani Agnieszka

– Pani Beatko, muszę z panią porozmawiać. O mamie… – zaczęła.

– O co chodzi? Stało się coś złego? – zdenerwowałam się.

– Nie, chyba nie… Ale… Pani matka zagadnęła mnie jakiś czas temu, gdy wracałam z zakupów. Usiadłyśmy na chwilę na ławce przed blokiem i zaczęłyśmy rozmawiać – zawiesiła głos.

– To świetnie! Mama jak najczęściej powinna rozmawiać z ludźmi! – ucieszyłam się.

– No tak, tyle tylko, że ona bardzo się na panią i pani męża skarżyła. Mówiła, że ją wykorzystujecie, zmuszacie do pracy ponad siły, że chyba zgłosi to na policji, bo ma już dość – wykrztusiła.

Zrobiło mi się gorąco.

– Ależ pani Agnieszko, to nieprawda. Mama jest w ciężkiej żałobie... – zaczęłam tłumaczyć.

– Wiem, wiem… – przerwała mi. – Mnie nie musi pani niczego wyjaśniać. Ale mama rozmawia o tym także z obcymi ludźmi. Na osiedlu już o was gadają. I nie są to pochlebne opinie… Tylko patrzeć, jak ktoś napisze donos i narobi wam kłopotów – westchnęła.

Nie muszę chyba mówić, jak się poczułam. Jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Nie mogłam uwierzyć, że mama opowiada o nas takie rzeczy! Kiedy już jednak trochę się uspokoiłam, postanowiłam z nią porozmawiać. Chciałam wiedzieć, dlaczego nas tak oczernia. Najpierw wszystkiego się wypierała, ale wreszcie przyznała, że nie czuje się u nas dobrze i chce wrócić do siebie.

– U was nie mam chwili spokoju. Nie mogę pomyśleć o ojcu, powspominać, popłakać. Ty już o nim zapomniałaś, ale ja nie! Chcę być tam, gdzie byliśmy razem szczęśliwi – wybuchała.

Przez całą noc nie zmrużyłam oka

Myślałam o tym, co powiedziała mama. Było mi tak przykro, że aż się popłakałam. Ba, w pewnym momencie chciałam nawet do niej pójść i powiedzieć, że jak tak tęskni za swoim mieszkaniem, to niech sobie do niego wraca. Ale zaraz potem przyszło opamiętanie. Lekarze ostrzegali, że nie wolno ulegać takim prośbom, bo to może zakończyć się tragicznie.

Nad ranem postanowiłam, że wszystko zostanie po staremu. Nie pozwolę mamie wrócić do siebie i nadal będę organizować jej czas. A że przez to będzie chodzić po osiedlu i nas oczerniać? Może nawet sprowadzi policję? A niech tam, wytrzymam i to. Wierzę, że któregoś dnia pokona niemoc i znowu będzie taka jak dawniej: energiczna, wesoła, pełna życia. Będę o to walczyć. Mimo wszystko…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA