„Moja kuzynka ustawiła sobie życie ślubami z bogatymi facetami. W końcu trafiła kosa na kamień i została z... niczym"

Kuzynka ustawiła się przez bogate małżeństwa fot. Adobe Stock, Igor
Jej mniej sprytne koleżanki mówiły potem: kto by przypuszczał, że to taki bogacz? Na oko groszem nie śmierdział, a Violka tylko raz zerknęła i już wiedziała, że ma przed sobą złotą rybkę.
/ 07.07.2021 15:16
Kuzynka ustawiła się przez bogate małżeństwa fot. Adobe Stock, Igor

Moja siostra cioteczna Viola była znana z tego, że zawsze spada na cztery łapy. Żeby nie wiem co się działo, żeby była w oku cyklonu bez szans na ratunek, żeby się waliło i paliło ona zawsze znajdowała jakąś tratwę ratunkową albo spadochron i bezpiecznie lądowała pośród zgliszcz i gruzów.

Mówili, że jest dzieckiem szczęścia, ale ona po prostu była przewidująca i miała instynkt samozachowawczy, który jej podpowiadał, kiedy się wycofać z niebezpiecznej sytuacji i zawczasu wskazywał ludzi pechowych, od których powinna się trzymać z daleka.

Miała jeszcze jedną właściwość: otóż jak magnes wyłapywała z tłumu zamożnych albo przedsiębiorczych mężczyzn, którzy na pozór nie umieli zliczyć do czterech, a w istocie czego się tknęli, to się zamieniało w złoto albo w złotówki. Jej mniej sprytne koleżanki mówiły potem: kto by przypuszczał, że to taki bogacz? Na oko groszem nie śmierdział, a Violka tylko raz zerknęła i już wiedziała, że ma przed sobą złotą rybkę.

No, ale Violka miała oko!

Pierwszy raz wyszła za mąż, mając zaledwie dziewiętnaście lat

Skąd wiedziała, że chłopak, za którego wyszła, zrobi sportową karierę i zarobi wielką kasę? Nic na to nie wskazywało, bo grał w trzeciorzędnym klubie i nie miał ani sukcesów, ani znanego nazwiska, ale sytuacja się szybko zmieniła i Violka stała się żoną wschodzącej gwiazdy.

Umiała to wykorzystać i kiedy się rozwodzili, ona była równie sławna i podziwiana, chociaż nic nie zrobiła i niczego nie dokonała. Nie spoczęła na laurach.

Media szybko pokazały jej drugi ślub, tym razem z o wiele starszym przedsiębiorcą, który postanowił udowodnić sobie i światu, że kryzys wieku średniego w jego przypadku nie ma miejsca. Wszystkie kolorowe gazety rozpisywały się o miłości i szczęściu młodej pary, choć w przypadku małżonka określenie „młody” nie miało uzasadnienia.

Złośliwi obliczali, że małżeńskie szczęście potrwa może dwa, może trzy lata... Pomylili się o rok, ale to i tak nie miało większego znaczenia, bo mąż Violki, po rozległym udarze przebywał w prywatnym domu opieki i rzadko ja widywał.

Za to podczas jego pogrzebu ona wyglądała naprawdę zachwycająco w stosownej sukni od modnej projektantki i w oszałamiającym kapeluszu. I znowu wredne złośliwce pozwalały sobie na paskudne komentarze dotyczące wdowy, ale Violka udzieliła paru wywiadów, w których opowiadała o swoim wielkim smutku i pokazywała się na tle żałobnych krajobrazów, więc zaczęto jej współczuć i mówić, że jest przecież młoda i piękna i że nie wolno jej tracić nadziei...

Do trzydziestki miała dwa głośne romanse

Pierwszy z zagranicznym aktorem, który przetarł jej szlaki na zachodnie rynki i pomógł założyć intratny biznes reklamowy, drugi – z muzykiem disco polo. Temu zawdzięcza chyba najwięcej, bo przy rozstaniu dostała od niego taka kasę, że normalnemu człowiekowi w głowie by się nie mieściło, jak można zarobić niby na niczym.

Wprawdzie plotkarze szeptali, że to wcale nie było za nic, tylko za obietnicę trzymania języka za zębami i niepublikowania osobistych sekretów tego muzyka, który wolał płacić, niż ryzykować karierę. Ale Violi nigdy niczego nie zarzucono oficjalnie. W kolejnych wywiadach przekonywała, że ich miłość się wypaliła, jednak zostali najlepszymi przyjaciółmi i że mogą na siebie liczyć.

Prześmiewcy, których nigdzie nie brakuje, podkreślali, że słowo „liczyć” ma w tym przypadku swoje szczególne znaczenie, ale Viola, jak zwykle, się nie przejmowała ludzkim gadaniem.

Była młoda, piękna, bogata, znana i to wszystko zawdzięczała swemu sprytowi

Gdy ktoś chciał jej odebrać część zasług i wspominał, że kolejni mężczyźni mieli w tym swój udział, odpowiadała, że to tak samo głupie twierdzenie, jak przypisywanie zasług odniesionych przez znanego malarza pędzlowi, którym się posługiwał.

Trzeba przyznać, że Viola w siebie inwestowała: języki obce, szkolenia, kursy zawodowe, studia zaoczne i podpatrywanie najlepszych w rozmaitych branżach dużo jej dało i z czasem już sobie mogła pozwolić na związek z kimś, kto oprócz kasy i układów dałby jej zwyczajne szczęście.

Zbliżała się do czterdziestki i dostrzegła, że zaczyna mieć konkurencję w postaci młodziutkich, równie ładnych i tak samo zdeterminowanych dziewczyn, które szukają swego miejsca u boku zamożnego faceta. Było ich coraz więcej, rozpychały się łokciami, nie miały skrupułów.

Jedna z nich wygrała z Violą pojedynek o kolejnego narzeczonego, który na liście najbogatszych był naprawdę wysoko. Po raz pierwszy w życiu Viola musiała się pogodzić z porażką i poznać jej gorycz.

Postanowiła więcej nie ryzykować i wykonać mistrzowski ruch

Taki, który ją zabezpieczy na długie lata. Taką gwarancję dawało dobre małżeństwo i korzystna dla niej intercyza. Wszystko miało być przemyślane, przewidziane. Viola znalazła kandydata na małżonka, sprawdziła i prześwietliła jego konta, doprowadziła do uroczystych oświadczyn w blasku kamer i fleszy, ogłosiła światu, jaka jest szczęśliwa i spełniona, więc pozostawało tylko poszukać prawnika, który by ją reprezentował.

Trochę to trwało, ale wreszcie bingo!... Młody, zabójczo przystojny, czarujący, energiczny, świetny fachowiec, jednym słowem – ideał został jej zaufanym doradcą.

Tym instynkt ją zawiódł. Do głowy jej nie przyszło, jak się na tym przejedzie…

Ślub Violi był towarzyskim wydarzeniem roku. Pisały o tym wszystkie gazety, pokazywały wszystkie stacje telewizyjne, trąbiły media społecznościowe, a suknia, fryzura, makijaż, bukiet, buty, biżuteria były opisywane w najdrobniejszych szczegółach. Viola była szczęśliwa.

Osiągnęła sukces i mogła spokojnie myśleć o przyszłości. Wydawało się, że może spać spokojnie. Niestety, w życiu tak bywa, że wcześniej czy później trafi swój na swego i nastąpi próba sił. Viola pozwoliła sobie na chwilę nieuwagi, zwiedziona pozornym poczuciem bezpieczeństwa. Jej normalna czujność osłabła do tego stopnia, że nie dostrzegła nadchodzącej burzy.

Wydawało się jej, że panuje nad interesami. Nie miała pojęcia o prawdziwej naturze biznesów swego męża i roli, jaką odgrywa jej prawnik i doradca pracujący na dwie, a może nawet trzy strony.

Kiedy bomba wybuchła, Viola została na kruchym lodzie i bez kamizelki ratunkowej. Coś tam ocaliła przed fiskusem, ale to były marne resztki tego, co wcześniej miała. Ta jej niby doskonała intercyza miała poważne wady i luki, więc w niczym Violi nie pomogła, tym bardziej że na wypadek rozwodu nie dawała Violi tego, co jej obiecywała.

Można nawet powiedzieć, że zostawiała ją w punkcie wyjścia, tylko dużo starszą i już nie taką świeżą i piękną, jak kiedyś.

Na jej miejscu inna by się załamała, ale nie Viola

Klęska ją wzmocniła, w myśl starego porzekadła. Viola wzięła się w garść i postanowiła, że nie minie rok, jak znowu stanie na nogi i choć może nie tak twardo jak kiedyś, ale bez chwiania się i podpierania. Niedawno z nią rozmawiałam.

Opowiadała, że rozkręca nowy biznes. Przyznała też, że aby zarabiać, trzeba najpierw wydać, więc ona jest na razie na etapie wydawania, ale już widzi światło w tunelu. Wygląda świetnie. Nie widać po niej kłopotów, wręcz przeciwnie – prezentuje się jako kobieta sukcesu uśmiechnięta i pełna energii.

Zapytałam, czy ktoś jej pomaga? Odpowiedziała, że świat jest pełen mężczyzn, którzy niby kobietom pomagając, w istocie rzeczy im szkodzą, więc ona stara się na nikogo nie liczyć, bo nauczyła się, jakie to zawodne i problematyczne.

W każdej sytuacji można się jakoś urządzić – mówiła. – Najważniejsze, żeby to, co się ma, nie zależało od nikogo innego. Przekonałam się wielokrotnie, jak iluzoryczne jest szczęście i dobrobyt, które nam zapewnia ktoś inny, dlatego już nie będę ryzykowała.

– Stawiasz na samotność? – zapytałam.

- Nie, chyba że tak się ułoży i nie będzie innego wyjścia, ale nie chcę być singlem na stałe. Jednocześnie jednak nie chcę mieć obok siebie faceta wrednego, leniwego, egoisty, mruka, kłamcy, który udaje, że mu na mnie zależy, bo tak mu się opłaca na dany moment. Nie chcę takiego, który się realizuje moim kosztem. Nie chcę złodzieja i oszusta, nie chcę mitomana i zdrajcy…

– No, to trochę poszukasz – przerwałam jej tę wyliczankę.

– Sama mówisz, że trzeba umieć się jakoś urządzić, a niektórzy urządzają się głównie cudzym kosztem. Zresztą sama to przerabiałaś, prawda?

– Prawda. Dlatego jestem ostrożna. Ale mówi się, że kto szuka, ten znajdzie, więc może i mnie się poszczęści i kiedy już będę znowu urządzona, znajdę mężczyznę, który to uszanuje i doceni. Wiem, że to brzmi jak bajka, ale może? 

Czytaj także: 
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"

Redakcja poleca

REKLAMA