„Moja kochanka córeczka zaciążyła z żonatym. To była moja wina, bo nienawidziła naszego domu i mojej świętoszkowatości”

Matka ciężarnej kobiety fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„– Wiesz, jak się czułam, kiedy nie pozwoliłaś mi iść na studniówkę?. Twierdziłaś, że niby porządne dziewczyny nie chodzą na takie imprezy. Albo, kiedy zabrałaś mi pieniądze, te, co zarobiłam jako hostessa, żebym ich nie wydała na głupoty? Czułam się jak jakiś dziwoląg. Wynoszę się stąd, zanim całkiem zwariuję. A tak w ogóle, studia rzuciłam dawno temu”.
/ 30.01.2022 13:01
Matka ciężarnej kobiety fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

Weszłam do bloku i natychmiast dobiegł mnie hałas. Rzuciłam gniewne spojrzenie w stronę młodzieży przesiadującej w okiennej wnęce. Teraz, w środku zimy, gdy temperatura spadła grupo poniżej zera, było to ulubione miejsce spotkań tych gagatków.

Dwóch chłopaków z góry plus jeden ogolony na łyso chuligan z sąsiedniej klatki i dwie dziewczyny, w tym córka sąsiadów spod szesnastki. Ależ ja tej kobiecie współczułam takiej dziewuchy. Kto to widział, żeby 18-latka na klatce schodowej piwo piła z chłopakami?! Wstyd. I jeszcze te jej ciuchy. „Chyba bym zawału dostała, gdyby moja Renatka nosiła takie miniówy” – pomyślałam niechętnie i z zaciśniętymi ustami minęłam towarzystwo.

Byłam z niej dumna

Najśmieszniejsze było to, że sąsiadka wychwalała tę swoją rozwydrzoną córcię pod niebiosa. Ciągle gadała o tym, jaka to jej Kingusia zdolna, jak pięknie gra na wiolonczeli i tak ją chwalą w akademii muzycznej… Albo ta kobieta była ślepa, albo sąsiadom specjalnie oczy mydliła. Już ja dobrze wiedziałam, jakie ziółko z jej jedynaczki. Nic, tylko na koncerty jakieś jeździła ze swoim chłopakiem albo się motorem rozbijała po mieście.

„Ja bym mojej Renatce nie pozwoliła na takie ekscesy” – pomyślałam z niesmakiem, wchodząc do mieszkania.

– Już jestem! – krzyknęłam, zabierając się do rozładowywania siatek z zakupami.

Chwilę później moja córeczka stanęła w kuchennych drzwiach, jak zwykle chętna do pomocy.

– Mamo, zostaw to. Pomogę ci – powiedziała Renia, od razu wyjmując mi z ręki reklamówki. – Nie powinnaś tyle dźwigać.

Moje kochane słoneczko. Dobrze ją wychowałam. I byłam z niej naprawdę dumna. Zwłaszcza odkąd córka dostała się na germanistykę. Zaliczyła już dwa lata studiów. Chwaliłam się wszystkim dookoła, jakie mam zdolne dziecko. Bo ja z moją Renią w życiu, odpukać, żadnego kłopotu nie miałam.

Uczyła się świetnie, po nocach nie włóczyła, pomagała w domuZazwyczaj siedziała z nosem w książkach. Czasem nawet sama jej mówiłam, żeby gdzieś wyszła z przyjaciółkami, rozerwała się, bo samą nauką żyć się nie da. Odpowiadała, że przecież walczy o stypendium.

– Mamuś, wychodzę do biblioteki – powiedziała teraz.

– Tak późno? – zdziwiłam się.

– Nie mogłaś iść zaraz po zajęciach? Blisko masz przecież...

– Po zajęciach też byłam – wyjaśniła – ale mam mnóstwo pracy. Do końca semestru muszę napisać esej, przeczytać z tonę lektur i opracować parę innych rzeczy. Nie czekaj na mnie z kolacją, zjem coś na mieście.

– No dobrze – odparłam. – Tylko nie siedź zbyt długo. Kiedy się ściemnia, na ulicy robi się niebezpiecznie – dodałam z troską, a ona obiecała, że będzie uważać i na pewno wróci przed dwudziestą pierwszą.

Przez kilka następnych tygodni moja Renia cały czas się uczyła. Siedziała w swoim pokoju albo wychodziła do uczelnianej biblioteki. Schudła i zrobiła się dziwnie nerwowa. Aż zaczęłam się o nią martwić. „Jak to możliwe, żeby na tych studiach tyle nauki mieli?” – myślałam.

Któregoś dnia, gdy znów wróciła późno i od razu chciała przemknąć do siebie, postanowiłam poważnie z nią porozmawiać.

– Co się dzieje? – spytałam.

– Nic – mruknęła, nie patrząc mi w oczy, a chwilę późnej… wybuchła żałosnym płaczem. I pobiegła do łazienki, zostawiając mnie osłupiałą w korytarzu.

– Córeńko, jesteś chora? – nie dawałam za wygraną, dobijając się do drzwi, ale tylko krzyknęła, żebym zostawiła ją w spokoju.

Następnego dnia zrobiłam Reni śniadanie i zapukałam do drzwi jej pokoju. Kiedy weszłam, zobaczyłam, że córki nie ma. Musiała się wymknąć bladym świtem, kiedy jeszcze spałam…

Jak mogła mi to zrobić?

Do domu wróciła dopiero wieczorem. Blada, milcząca, z podkrążonymi oczyma. Usiadła na kuchennym taborecie i wbiła wzrok w podłogę.

– Jestem w ciąży – odparła cicho, gdy spytałam, co jej jest.

Co takiego?! Czy ja dobrze słyszę? Co ona wygaduje najlepszego?! Czy to jakiś okrutny żart, a może dziecinna gra?! Jednak kiedy spojrzałam jej w oczy, zrozumiałam, że mówi poważnie…

Wtedy się wściekłam. Omal nie dałam jej w twarz. Tyle razy przecież mówiłam, jak może się skończyć przygodny seks. Tłumaczyłam, że chłopcy w jej wieku chcą tylko jednego. Błagałam, żeby trzymała się od nich z daleka. Nie mogłam uwierzyć, że moja idealna córeczka wycięła mi taki numer. I co teraz?

Wzięłam głęboki wdech, usiadłam przy niej i powiedziałam:

– Dobrze, jakoś to będzie. Kim jest ten chłopak? Musicie się pobrać, nie można żyć w grzechu.

– To nie żaden chłopak, mamo, tylko dojrzały mężczyzna – prychnęła. – I nie musisz się o mnie martwić. Jak tylko Jerzy powie o nas żonie i coś nam wynajmie, wyprowadzam się.

– Słucham?! – nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.

– Tak, mamo! – Renata prawie krzyknęła. – Twoja wychuchana córeczka puściła się z żonatym. A wiesz czemu? Bo nienawidzę tego domu i twojej świętoszkowatości. Jesteś chyba największą dewotką, jaką nosi nasza ziemia.

– Co ty opowiadasz, córciu? – wyszeptałam, ale ona najwyraźniej dopiero się rozkręcała.

„– Wiesz, jak się czułam, kiedy nie pozwoliłaś mi iść na studniówkę? – wysyczała. – Twierdziłaś, że niby porządne dziewczyny nie chodzą na takie imprezy. Albo kiedy zabrałaś mi pieniądze, te, co zarobiłam jako hostessa, żebym ich nie wydała na głupoty? Czułam się jak jakiś dziwoląg. Ale z tym koniec, mamo. Wynoszę się stąd, zanim całkiem zwariuję... A tak w ogóle, studia rzuciłam dawno temu”.

– Reniu, dziecko… – jęknęłam, przytłoczona jej pretensjami.

– Nie jestem dzieckiem, mamo – odparowała zimno. – Mam 20 lat i teraz zamierzam w końcu zacząć żyć – powiedziała z naciskiem.

– Przecież chciałam dla ciebie jak najlepiej – rozpłakałam się.

– Wiem, mamo – odezwała się  Renata już nieco łagodniej – ale nie potrafię dłużej żyć pod twoje dyktando. Kocham cię i doceniam wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Musisz jednak zrozumieć, że nie jestem już tą małą dziewczynką z kucykami, którą prowadziłaś za rękę do przedszkola i której mogłaś rozkazywać.

Przez cały wieczór siedziałam i płakałam. Nie rozumiałam, jak mogło mnie spotkać coś takiego, czemu los tak okrutnie mnie ukarał. Przecież poświęciłam wychowaniu córki tyle lat. Wpajałam jej zasady, uczyłam szacunku dla siebie. A ona w tak młodym wieku zaszła w ciążę. W dodatku z żonatym mężczyzną!

Następnego dnia rano pod naszą klatką zatrzymał się jakiś ciemny samochód, później zadzwoniła komórka Renaty i córka wybiegła przed blok.

Nie ma sprawiedliwości

Podniosłam żaluzje w kuchni, czujnie zerkając na zewnątrz. Z auta wysiadł szczupły, szpakowaty brunet i namiętnie pocałował Renię. Aż się przeżegnałam.

„Tylko takiego wstydu mi trzeba na całe osiedle” – myślałam.

Tymczasem oni, trzymając się za ręce, śmiali się głośno, kompletnie nie zwracając uwagi na to, co ludzie powiedzą. Wyglądali na zakochanych, jednak to mnie nie przekonało. Już ja wiedziałam, na co liczy ten facet. Pobawi się trochę moją naiwną córką, a potem ją porzuci jak znoszone ubranie.

Trzask drzwi wejściowych wyrwał mnie z ponurej zadumy. Otarłam oczy, żeby córka nie widziała, że płakałam.

– Wychodzę! – oznajmiła, biorąc z przedpokoju torebkę.

Byłam przerażona. Czy opuszcza mnie na dobre? To nie może być prawda. To jakiś koszmarny sen, a ja zaraz się obudzę...

– Kiedy wracasz? – zapytałam.

– Nie wiem – odparła cierpko. – Jedziemy z Jerzym poszukać jakiegoś mieszkania.

Kilka dni później zabrała swoje rzeczy i wyprowadziła się do niego. Chociaż minęło już trochę czasu, wciąż nie mogę się pozbierać. Taki wstyd.

Ostatnio spotkałam na schodach sąsiadkę.

– Co tam u Renatki? Dawno jej coś nie widziałam – zagaiła, świdrując mnie wzrokiem.

– Wszystko dobrze. Uczy się, pracę sobie znalazła na pół etatu, coraz później wraca do domu – łgałam, czując, jak ze wstydu i wściekłości palą mnie policzki. – A jak tam pani córka?

– Dostała stypendium dla wybitnie uzdolnionych studentów – pochwaliła się. – Latem jedzie do Stanów.

No nie! Jest nawet gorzej, niż myślałam. Nie dość, że mnie się życie posypało, to jeszcze innym układa się dobrze... Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.

Czytaj także:
„Po śmierci ojca pasierb stał się agresywny. Chciałam zastąpić mu rodzica, ale nie mogłam ciągle żyć w strachu”
„Syn potrącił na drodze człowieka, ale to ja ponoszę winę za tę tragedię. Będę miała wyrzuty sumienia do końca życia”
„Szef wykorzystywał mnie jak panienkę do towarzystwa, bo jestem atrakcyjna. Kocham go, ale mam dość poniżeń”

Redakcja poleca

REKLAMA