Punkty za pochodzenie
Chciałem iść na medycynę, ale nie byłem synem chłopa ani robotnika, nie miałem szans. Pewna piękna pielęgniarka postanowiła mi pomóc...
„Jeśli trzeci raz obleję egzamin, koniec marzeń o zawodzie lekarza! – myślałem zdesperowany, gdy 33 lata temu po raz kolejny starałem się dostać na medycynę. – Zaczepię się w jakiejś robocie, może pojadę w Bieszczady? Albo popłynę wpław przez Bałtyk i poproszę o azyl w Szwecji? – spekulowałem. – Albo zacznę chlać z rozpaczy, bo mimo obstukanego na blachę materiału z biologii, chemii i fizyki brakuje mi punktów za robotniczo-chłopskie pochodzenie! Ja, syn i wnuk inteligenta z ziemiańskimi korzeniami, nie mam szans zostać lekarzem!” – byłem załamany.
Tematy do testów miałem w jednym palcu. Znajomi mojego taty często pożyczali mi swoje karty biblioteczne, mogłem więc korzystać z akademickiej czytelni i studiować podręczniki niedostępne dla zwykłego śmiertelnika. Te obcojęzyczne także, bo dzięki mamie dobrze znałem angielski i nieźle niemiecki… W tamtych czasach to była rzadkość; w szkole obowiązkowo uczyłem się tylko rosyjskiego.
Zakochałem się jak wariat
Mój dziadek był znanym i cenionym w okolicy lekarzem. A ja byłem jego oczkiem w głowie. Mój pierwszy oblany egzamin na medycynę przyjął jednak ze spokojem:
– Zdasz w przyszłym roku! – powiedział. – Nie ma dziury w niebie!
Za drugim razem było gorzej.
– Umiałeś? – zapytał. – Tylko mów prawdę!
– Zawsze mówię prawdę. Umiałem. Nie mam punktów za pochodzenie, każdy chłop mnie wykosi!
– To próbuj jeszcze raz.
– Boję się, że mnie wojsko dosięgnie! – odpowiedziałem dziadkowi.
Cały rok pracowałem jako salowy. Za to można zyskać dodatkowe punkty, więc sprzątałem, podawałem baseny, szorowałem sanitariaty, odwoziłem brudy do pralni za marne grosze, bo na tak zwanym „stażu” płaca była naprawdę symboliczna. Podczas dyżurów na internie poznałem Lucynę. Była bardzo ładna, zręczna i pacjenci ją uwielbiali. Czepek pielęgniarski podkreślał jej czarne włosy i śniadą cerę.
Nie mogłem uwierzyć, że mnie pokochała! Takiego nieśmiałego mruka, z nosem w książkach! A jednak całowała mnie i szeptała:
– Głuptasie, nawet nie masz pojęcia, jaki jesteś fajny! I mądry! Nie pozwolę, żebyś się zmarnował. Będziesz doktorem, żeby nie wiem co!
Przyszła pora egzaminów. Po wyjściu z sali byłem zadowolony. Testy wydawały mi się łatwe, zakreśliłem dobre odpowiedzi. Pozostało mi tylko czekać na wyniki.
Miałem dwie możliwości...
Nadal pracowałem w szpitalu, często biorąc dodatkowe dyżury. I wtedy ich zobaczyłem w pokoju lekarskim… Lucynę i ordynatora! Starszego, ustawionego doktora, sławę w światku medycznym, psa na baby i cwaniaka kutego na cztery nogi. Lucyna miała na sobie tylko jasne, cieniutkie pończochy i czepek z czarnym paskiem. Jej opalone ciało lśniło jak mleczna czekolada. Obejmowała tego drania długimi nogami i tuliła się do niego dokładnie tak, jak do mnie, kiedy byliśmy razem.
Zobaczyli mnie, ale nie przerwali. On tylko machnął ręką, żebym spadał, więc zamknąłem drzwi i poszedłem się przebrać. Lucyna dogoniła mnie przy wyjściu.
– Głuptasie, to nic nie znaczy… On ma kogoś w Komisji. Dał słowo, że cię zaproteguje!
Nie wiedziałem, co robić, więc pojechałem do dziadka i wszystko mu opowiedziałem.
– Co byś zrobił na moim miejscu? – zapytałem.
– Masz dwa wyjścia: udasz, że nic nie widziałeś i w ten sposób zasłużysz na wdzięczność tego knura. Może nawet da ci etat u siebie, kiedy skończysz studia? Ożenisz się z Lucyną, bo dobrze mieć przy sobie kobietę, która robi „wszystko” dla męża!
– Kpisz ze mnie?
– Skąd? Pokazuję ci różne możliwości! Bo masz jeszcze inną drogę… Wkręciłem cię na zagraniczną wycieczkę. Nie pytaj, ile to kosztowało i kto mi pomagał. Za miesiąc jedziesz do Londynu. Leć i żyj, jak chcesz! Dam ci parę adresów. Pomogą, jak będzie trzeba. To moja rekompensata za „niesłuszne pochodzenie”.
Poszedłem zobaczyć listę przyjętych na medycynę, choć było mi wszystko jedno, czy tam będzie moje nazwisko. Było. Zdałem z czwartą lokatą! Długo wahałem się, co powinienem zrobić. Już nawet spakowałem walizkę. W ostatniej chwili jednak się rozmyśliłem. Postanowiłem, że spróbuję wybaczyć Lucynie, w końcu bardzo ją kochałem – i ona mnie też. Ożeniłem się z nią, do dziś jest moją żoną i jesteśmy naprawdę szczęśliwi. A ja jestem cenionym w miasteczku lekarzem.
Czytaj także:
„Po latach samotności wreszcie poznałam miłego mężczyznę. Niestety, mój syn stawał na głowie, żeby zniszczyć ten związek”
„Śledziłem córki kobiety, którą potrąciłem autem. Chciałem podejść, ale co miałem im powiedzieć? >>To ja zabiłem waszą matkę<<?”
„Zakochałam się w chłopaku niewiele starszym od syna. Muszę podjąć decyzję. Albo zostawię Michała, albo powiem prawdę Oskarowi"