„Śledziłem córki kobiety, którą potrąciłem autem. Chciałem podejść, ale co miałem im powiedzieć? >>To ja zabiłem waszą matkę<<?”

załamany mężczyzna płacze fot. Adobe Stock, Bits and Splits
„Za każdym razem, gdy zbierałem się, żeby podejść do nich, w ostatniej chwili nogi robiły mi się jak z ołowiu i nie byłem w stanie wykonać żadnego ruchu. Aż w końcu któregoś dnia, gdy wysiadałem z samochodu, podeszła do mnie starsza z dziewczynek i powiedziała z uśmiechem: – Dzień dobry. – Dzień dobry… ja… to znaczy… – nie wiedziałem jak się zachować".
/ 09.09.2022 10:25
załamany mężczyzna płacze fot. Adobe Stock, Bits and Splits

To był ułamek sekundy. Ta kobieta po prostu potknęła się o krawężnik i wypadła przed moje auto. Mimo że jechałem ledwie pięćdziesiąt na godzinę, nie miałem jak zareagować. Nie było na to po prostu szans. Może gdyby nie upadła, a jedynie przeturlała się po masce, przeżyłaby? Ale kiedy przejechało po niej moje wielkie terenowe auto, trudno było na to liczyć.

Ja sam straciłem panowanie nad kierownicą i chwilę potem uderzyłem w latarnię. Wtedy jechałem już najwyżej paręnaście na godzinę. Mimo to zadziałały poduszki powietrzne i dostałem cios w twarz. Nie dlatego jednak siedziałem przez kilka następnych minut w kompletnym szoku.

Zdawałem sobie sprawę, że kobieta, którą przejechałem zapewne nie żyje. A ja będę musiał się jakoś zmierzyć z jej śmiercią.

Nie chodziło mi tu o wrogość ludzi, którzy zgromadzili się wokół kobiety i którzy chyba zaczęli mi stamtąd grozić. Nie słyszałem ich nawet wtedy, kiedy podeszli bliżej mojego auta. Może nawet nie zauważyłbym, że zaczynają mnie szarpać, wyciągać z auta. To wszystko było wtedy nieważne. Liczyło się to, że zabiłem człowieka i będę musiał z tym żyć.

Nawet nie do końca pamiętam, jak opuściłem miejsce wypadku. Nastroje się uspokoiły, bo ktoś widział, że to był zwykły pech kobiety, która potknęła się o krawężnik. Nie wszyscy mu wierzyli, parę osób chciało jeszcze dorwać „drania w terenówce”. To było biedne osiedle, ludzie jeździli rozklekotanymi, dwudziestoletnimi autami i pewnie byli zwyczajnie sfrustrowani. Ale tego dowiedziałem się później. Wtedy na miejscu, niewiele do mnie docierało.

Do domu odwieźli mnie policjanci

Żona myślała, że mnie za coś aresztowano, a do domu przyjechałem tylko po bieliznę i szczotkę do zębów. Odetchnęła, kiedy usłyszała, że „tylko” przypadkiem przejechałem kobietę.

Na sprawie nie byłem. Od adwokata, który mnie reprezentował, dowiedziałem się, że we krwi zabitej kobiety wykryto alkohol. Nie była może pijana, stężenie nie przekraczało 0,5 promila, ale mogło się przyczynić do tego, że się potknęła i wpadła niespodziewanie na jezdnię.

Dodatkowo policja znalazła nagranie z przemysłowej kamery, które w stu procentach potwierdzało moją wersję i uwalniało mnie od wszelkich podejrzeń. Zostałem całkowicie uniewinniony.

– No, to już po wszystkim – odetchnęła z ulgą moja żona, gdy poznała wyrok. – Możemy wrócić do normalnego życia. Jeszcze tylko sprzedamy ten nieszczęsny samochód i…

– I co? Zapomnimy o wszystkim?! – warknąłem.

– Czemu się złościsz?

– Bo ty nic nie rozumiesz. Uważasz, że to można tak po prostu wymazać z pamięci.

– Przecież nie jesteś winny…

– I co z tego, Iza?! Co z tego?! Ta kobieta miała dwoje nastoletnich dzieci, które teraz mogą trafić do domu dziecka!

– A ich ojciec?

– Nikt nie wie, gdzie jest.

– A skąd ty to wszystko wiesz?

– Bo… wiem. Bo nie umiem tak po prostu o tym zapomnieć. Bo gdybym nie przejechał kilometr wcześniej na żółtym świetle, to wtedy nie byłoby mnie w tym miejscu! – wyrzuciłem z siebie stres ostatnich dni.

A potem się rozpłakałem. Iza przytuliła mnie i pocieszała, że wszystko będzie dobrze, że wkrótce zapomnę o tych wydarzeniach. Wciąż jednak czułem, że kompletnie nie rozumie, co się ze mną dzieje, co ja przeżywam. Co gorsza, byłem prawie pewien, że nie zrozumie tego nigdy.

Miałem poczucie winy

A ja, mimo że sąd mnie „rozgrzeszył”, wciąż miałem poczucie winy. Ogromne, przytłaczające. Przypominałem sobie każdy szczegół z tamtego dnia, każdą rzecz, którą zrobiłem. To cholerne żółte światło, które zlekceważyłem, bo z obu stron skrzyżowania nie było żadnego auta ani człowieka. Zwykle w takich przypadkach zatrzymywałem się, ale tamtego dnia trochę się spieszyłem, byłem spóźniony.

Myślałem nawet o tym, że kupiłem rano gazetę, choć zwykle robiłem to po powrocie z firmy. Gdybym jej nie kupił, w miejscu wypadku byłbym pewnie minutę wcześniej i do niczego by nie doszło! Nie powinienem jej kupić, bo się spieszyłem. Dlaczego więc to zrobiłem?!

Takich drobnych anomalii w moim zachowaniu było kilkanaście. Gdybym, je zrobił, bądź też zrezygnował ze zrobienia choćby jednej z nich, ta kobieta by wciąż żyła! Ciągłe myślenie o nich nie pozwalało mi spokojnie funkcjonować, dezorganizowało mi całe życie. Zaniedbywałem swoją firmę, żonę, naszego syna, który wkraczał w trudny wiek dorastania.

Wreszcie, sam nie wiem dlaczego, zacząłem bywać pod blokiem przejechanej przeze mnie kobiety i obserwować jej dzieci. Na szczęście nie musiały iść do domu dziecka. Zamieszkała z nimi babcia. Miała już prawie osiemdziesiąt lat i sama wymagała pomocy, ale wystarczała jako opiekunka prawna.

Wszystkim tak naprawdę zajmowała się jej szesnastoletnia wnuczka, wspomagana przez młodszą o kilka lat siostrę. Radziły sobie chyba nieźle, nie wyglądały na nieszczęśliwe czy przybite, choć od śmierci ich matki minęło zaledwie pół roku.

W końcu zacząłem odczuwać jakąś irracjonalną potrzebę porozmawiania z nimi. Wiedziałem, że muszę to zrobić, nie miałem tylko pojęcia, jak zacząć tę rozmowę. Podejść do którejś z nich i powiedzieć: „Dzień dobry, to ja zabiłem waszą matkę”?.

Za każdym razem, gdy zbierałem się, żeby podejść do nich, w ostatniej chwili nogi robiły mi się jak z ołowiu i nie byłem w stanie wykonać żadnego ruchu. Aż w końcu któregoś dnia, gdy wysiadałem z samochodu, podeszła do mnie starsza z dziewczynek i powiedziała z uśmiechem:

– Dzień dobry.

– Dzień dobry… ja… to znaczy… – nie wiedziałem jak się zachować.

– Pan przejechał moją mamę – powiedziała spokojnie.

– Ty… wiesz?

– Tak. Zauważyłam już dawno, że nas pan obserwuje. Zaczęłam się bać, że pan nam chce zrobić coś złego i…

– Już nic gorszego nie mogę wam zrobić – przerwałem jej.

– Tak pan myśli? – uśmiechnęła się ironicznie.

– A nie jest tak?

– Wie pan, nasz „tatuś” – pogardliwie podkreśliła to słowo – odszedł od nas, jak byłyśmy małe. Moja siostra w ogóle go nie pamięta, a ja jak przez mgłę. Za to świetnie pamiętam, że od tamtej chwili, gdy ojciec odszedł, matka zaczęła nas o to obwiniać. Ciągle mówiła, że to przez nas go straciła. Że to przeze mnie i moją siostrę odszedł od niej. Bo byłyśmy za głośne, niegrzeczne, nie słuchałyśmy poleceń, płakałyśmy, za często nam trzeba było zmieniać pieluchy – dziewczynka wyrzucała z siebie błyskawicznie zarzuty wobec matki. – I dlatego „tatuś” odszedł, a ona zaczęła pić… A gdyby pan jej przypadkiem nie przejechał, nie wiem, czy bym teraz żyła…

– Biła was?!

– Nie, nie biła nas. Znęcała się nad nami psychicznie. Nawet przez chwilę nie pozwalała nam nie mieć poczucia winy. Miałam ochotę się zabić… A teraz jestem szczęśliwa. I siostra też. I nasza babcia również. Mama jej nie lubiła, bo babcia uważała naszego ojca za dupka. Dlatego wcześniej rzadko się z nią widywaliśmy. A teraz jest super – odwróciła się na moment, jakby chciała odejść, ale z powrotem spojrzała na mnie. – Także pewnie mógł pan zrobić coś gorszego.

– A może wam w czymś pomóc? Może potrzebujecie pieniędzy…

– Nie, teraz już nic nam nie potrzeba.

– Ale może jest coś, co mógłbym zrobić…

– Jedyne, co pan może zrobić, to nie przychodzić tu więcej. Ja i siostra nie chcemy tu widywać kogoś, kto zabił naszą matkę. Chcemy o tym zapomnieć. I pan też niech zapomni – odwróciła się i szybko odeszła.

Nie pojawiłem się więcej pod ich domem. Ale chociaż od czasu tego wypadku minęły trzy lata, ja wciąż nie potrafię przestać o tym myśleć. Straciłem serce do mojej firmy, sprzedałem w niej udziały i teraz „przejadam” pieniądze z tej transakcji. Żona ma o to do mnie pretensję, choć przecież nie jestem na jej utrzymaniu. Przegapiłem moment dorastania syna, bardzo się od siebie oddaliliśmy.

I marną pociechą jest fakt, że być może sprawiłem, że dwie dziewczynki będą mniej nieszczęśliwe. Bo żeby zrozumieć pewne sprawy, trzeba je po prostu przeżyć.

Czytaj także:
„Nie jestem idealna, za to uparta jak osioł i głupia jak kura. Chciałam dokonać niemożliwego – zaimponować swojej matce”
„Mój syn był uzależniony od komputera. Bałam się, że nie poradzi sobie na wsi, gdy ciotka zaprzęgnie go do roboty”
„Nowa sąsiadka podobała mi się tak bardzo, że udałem kontuzję, by się mną zajęła. Prawda wyszła na jaw”

Redakcja poleca

REKLAMA