„Po latach samotności wreszcie poznałam miłego mężczyznę. Niestety, mój syn stawał na głowie, żeby zniszczyć ten związek”

syn robi matce wyrzuty fot. Adobe Stock, JackF
„– Dookoła kręci się pełno cwaniaków – mówił – trzeba być czujnym, szczególnie gdy się nie ma ojca i człowiek musi polegać sam na sobie. Już za dzieciaka inni lecieli do tatusiów, kiedy im ktoś zrobił kuku, a ja miałem tylko własny rozum i pięści. Nie dziw się, mamuś, że tak mi zostało. Dlatego nie pozwolę, aby jakiś palant wyciągał łapę po moje”.
/ 09.09.2022 11:15
syn robi matce wyrzuty fot. Adobe Stock, JackF

Jako niespełna osiemnastolatka zaszłam w ciążę i urodziłam panieńskiego syna. Miałam iść na studia, zostać adwokatem, zarabiać pieniądze i pomagać rodzicom; tak to ustalili między sobą, więc ruinę swoich planów przyjęli jako nieszczęście. Teraz byłoby inaczej, ale ponad trzydzieści lat temu, szczególnie w malutkim miasteczku, nieślubne dziecko stygmatyzowało całą rodzinę. Kiedy więc się wydało, że będę mamą i że taty nie widać, gruchnęły takie plotki, że moi rodzice przestali siadać w pierwszej kościelnej ławce i przenieśli się pod chór. Ani ich, ani mnie nikt nie wsparł i nie pocieszył.

Dopóki tam mieszkałam, czułam się napiętnowana, bo wprawdzie sporo dziewczyn szło do ołtarza z brzuchami pod nos, ale miały partnerów, brały ślub i w ten sposób zmazywały z siebie grzech. Ja nie miałam, bo ojciec mojego synka rozpłynął się jak piękny sen po wakacjach, na które po raz pierwszy pojechałam sama w nagrodę za dobrze zdaną maturę i przyjęcie na uniwerek.

Kiedy mi było bardzo źle i ciężko, pocieszałam się, że przynajmniej moje dziecko zostało poczęte w najpiękniejszą, gorącą, rozgwieżdżoną noc, na ciepłej plaży, tuż pod Wielkim Wozem. Miałam nadzieję, że dzięki temu mały będzie wrażliwy, czuły na piękno i że będzie miał dobre serce.

Pomyliłam się, bo Marek wyrósł na pragmatyka mocno stąpającego po ziemi i wierzącego tylko w to, co widać i co da się zmierzyć. Taka postawa pomogła mu w życiu, bo mając trzydziestkę, jest urządzony i zabezpieczony materialnie na lata. Sam mówi, że sukcesy osiągał tylko dzięki praktycznemu stosunkowi do świata i ludzi, i niepomijaniu żadnej okazji do zrobienia dobrego interesu. Chwali się także swoją zdolnością do rozpoznawania potencjalnych oszustów. Mówi, że w odróżnieniu ode mnie wyczuwa ich na kilometr. Ostatnio to nawet praktykował na mnie i na pewnym panu…

Miły, szczery facet… Szybko mnie oczarował

Tego pana poznałam zwyczajnie, przy zakupach… Mam taką słabość, że wącham pomidory. Jeśli pachną intensywnie, korzennie, słonecznie, to znak, że są smaczne. Moje działkowe tak pachniały, kiedy jeszcze była działka, warzywa, kwiaty, rodzice i dom w naszym miasteczku. Wszystko się skończyło, ale woń dojrzałych pomidorów przypomina mi tamten czas, i wbrew trudnym chwilom, które przeżyłam, robi mi się ciepło na sercu.

– I co? – zapytał sprzedawca. – Pachną jak ziemia po deszczu, prawda?

– Trochę tak, rzeczywiście – odpowiedziałam. – Szczególnie te malinowe. Chyba wezmę kilka…

Wybiorę pani najładniejsze – obiecał od razu. – Chleb z masłem i na to pomidor… Nie trzeba nic więcej!

– Też tak lubię. Poproszę kilogram.

– Dorzucę jeszcze te dwa na spróbowanie… Prawie nie mają pestek, sam smak!

Wydając resztę, dotknął mojej dłoni. To było miłe. Nie lubię poufałości, ale ten gest był spontaniczny i sympatyczny.

– Wrócę do pana – zapowiedziałam na do widzenia, a on, że jest tego pewny, bo:

– Nikt nie ma takich warzyw jak ja. A dla miłej klientki przyszykuję coś wyjątkowego!

Dwa razy w tygodniu kupowałam zieleninę i owoce od tego sprzedawcy. Już z daleka mnie dostrzegał i wołał:

– Nareszcie! Dziś specjalnie dla pani gruszki, jabłka, śliwki, maliny, aronia, kabaczki…

…i co tam tylko aktualnie wyrastało w ogrodzie i na działce, było i na jego straganie: świeże, dorodne, pyszne. Tylko do niego była kolejka, bo miał opinię uprzejmego i uczciwego sprzedawcy. Poza tym, był niczego sobie: dobrze zbudowany, wysoki, opalony, z kędzierzawą ciemną czupryną i wesołym spojrzeniem. Bardzo mi się podobał!

Trudno w to uwierzyć, ale od wielu lat żyłam w celibacie. Bałam się mężczyzn, nie ufałam im, dopiero ten mnie zainteresował i sprawił, że serce mi szybciej biło, kiedy o nim myślałam. Dotarło do mnie, że pięćdziesiątka to całkiem dobry czas na miłosną przygodę, i że powinnam spróbować, bo czas leci nieubłaganie i może się okazać, że to jest ostatni moment na szczęście. A właśnie spotkałam kogoś, kto mi się naprawdę podobał i budził we mnie dawno zapomniany, fizyczny, miły dreszcz.

Mamo, ten facet nie jest dla ciebie

Wyglądał młodo, ale musieliśmy być w podobnym wieku. Zawsze sam na stoisku, więc byłam ciekawa, czy jest przy nim jakaś kobieta, ale żadnej nigdy nie zauważyłam. Kiedyś dał mi przepis na faszerowaną cukinię, więc powiedziałam, że żona musi być dumna i zadowolona, że jej mąż tak dobrze się zna na kuchni, a on odpowiedział, że żona zmarła młodo i nie zdążyli nawet mieć dzieci.

To mnie jeszcze bardziej zainteresowało…

Zaczęliśmy się spotykać. Najpierw kawiarnia, obiad w restauracji, kino, teatr, a potem to już poszło jak burza. Pierwsza noc u mnie była cudowna. Zakochałam się i zaproponowałam mojemu mężczyźnie, żebyśmy razem zamieszkali. Mam duże, ładne mieszkanie w centrum, byłam pewna, że będziemy szczęśliwi.

I wtedy wtrącił się mój praktyczny syn.

Niech ten dziad się tu nie kręci i nie próbuje zadomowić – powiedział. – Zapamiętaj sobie, mamo, ten facet nie jest dla ciebie!

– Czemu? – zapytałam.

– A temu, że jesteś naiwna i już raz to udowodniłaś. Chcesz się przejechać po raz drugi? Wprawdzie teraz w ciążę nie zajdziesz, ale możesz zostać oskubana ze wszystkiego, co mamy. Zwróć uwagę, że mówię „mamy”, bo to również moje i grosza nikomu nie oddam. Co on myśli? Że złapał ciepłą babkę i że ją wykorzysta? Nie da rady.

Tłumaczyłam, że Stanisław jest zamożny i niczego od nas nie potrzebuje, ale jak grochem o ścianę! Syn poszedł na bazarek i tam urządził awanturę, zapowiadając, że jeśli mój przyjaciel się nie odczepi ode mnie, pożałuje. Zdumieni klienci dowiadywali się, że ich ulubiony sprzedawca to babiarz i cwaniak, który dla kasy bałamuci naiwne kobiety. Jedni się śmiali, inni od razu mówili, że to kłamstwa, ale niektórzy uwierzyli i przeszli do konkurencji. Najgorsze było to, że po tym zajściu Staszek tak się zdenerwował, że miał skok ciśnienia i częstoskurcz serca.

Niestety, Marek nie poprzestał na ostrzeżeniach. Zrobił akcję w necie i obsmarował mojego przyjaciela, że swoje warzywa uprawia na czystej chemii i że niby dorodne, są w istocie trujące. Ludzie przychodzili i pokazywali te oszczerstwa, więc choć początkowo Staszek prosił, żebym się nie przejmowała, w końcu zażądał, żebym pogadała z synem.

– Niech przestanie mnie obsmarowywać, bo się naprawdę wkurzę – zapowiedział. Niech weźmie na wstrzymanie!

Powiedział, że jest za stary na takie dramaty

No i pewnego dnia przyszedł na spotkanie naprawdę wściekły!

– Wybacz, Ela – powiedział od progu – ale twój syn to zwykły drań! Wyobraź sobie, że nasłał na mnie jakichś drani, którzy mi zdemolowali stragan i zniszczyli większość towaru. Powiedz mu, że następnym razem nie daruję! Wsadzę tego bandytę do więzienia!

Byłam przerażona i wstrząśnięta postępowaniem mojego syna, ale to, co powiedział Staszek, też mnie ubodło. Ostatecznie, od słowa do słowa, mocno się pokłóciliśmy,. No ale po prostu mnie zabolało, że tak gada o moim dziecku, więc kazałam mu iść i ochłonąć. Pierwszy raz się pożegnaliśmy w złości. Z żalu i gniewu nie spałam całą noc.

Oczywiście, kilka razy próbowałam synowi tłumaczyć, że postępuje okrutnie i niesprawiedliwie, ale go nie przekonałam. Powiedział, że nie ma nic do moich romansów, ale nie dopuści do żadnych stałych związków i nie pozwoli, aby jakiś obcy facet wprowadził się do „jego” mieszkania.

– Dookoła kręci się pełno cwaniaków – mówił – trzeba być czujnym, szczególnie gdy się nie ma ojca i człowiek musi polegać sam na sobie. Od dziecka się przyzwyczaiłem, że inni lecieli do tatusiów, kiedy im ktoś zrobił kuku, a ja miałem tylko własny rozum i pięści, bo dziadek też się nigdy do niczego nie wtrącał, a ty byłaś za słaba i za uległa. Nie dziw się, mamuś, że tak mi zostało. Dlatego nie pozwolę, aby jakiś palant wyciągał łapę po moje. Jak spróbuje, to mu tę łapę przetrącę!

Nie wiem, może jakoś by się to wszystko ułożyło, gdyby Staszek się nie wycofał, gdyby o nas powalczył? Ale zrezygnował, tłumacząc, że nie ma siły ani ochoty na konflikty i pyskówki, że jest za stary na takie dramaty, że odpuszcza.

Teraz kupuję warzywa na innym bazarku, dalej od domu. Syn rozkręca nowy biznes. Idzie mu świetnie, ale jest nadal sam.

– Komu ty to wszystko zostawisz? – pytam, ale on tylko się kpiąco uśmiecha.

– Mam czas – mówi, a ja myślę, że wcale nie jest taki mądry, jak myślałam.

Sam sobie szkodzi, nieufnością i wrogością ludzi do siebie zraża. Ale najgorzej, że i ja przy nim jestem sama… 

Czytaj także:
„Wzięłam mamę pod swój dach, a ona zachowuje się jak rozkapryszona księżniczka. Wciąż tylko żąda, a w zamian nic nie daje”
„Andżela miała męża, ale ode mnie wymagała wierności. Mówiła, że w wielkiej literaturze zawsze jeden z kochanków musi cierpieć”
„Mąż twierdził, że opieka nad niemowlakiem to tylko >>siedzenie w domu<<. Nie rozumiał, czym młoda matka może być zmęczona”

Redakcja poleca

REKLAMA