Zawsze słyszałem, że to mężczyźni są nieodpowiedzialni, a kobiety, które zazwyczaj muszą same dźwigać ciężar domowych obowiązków i wychowania dzieci, są przez nich wykorzystywane.
Taki był podział ról
Tak mówiła moja matka i tym biadoleniem na chłopów tak nam z bratem w głowie poukładała, że jak Jurek zaraz po technikum zmajstrował dzieciaka, wcale się ojcostwa nie wypierał, tylko od razu się ożenił. Synowa nie za bardzo przypadła do gustu naszej rodzicielce, ale co było robić.
„Synek nawarzył piwa, będzie je musiał wypić” – orzekła i przed ślubem w kościele pobłogosławiła młodej parze.
Potem swoje nauki wpajała moim siostrom. Upominała, żeby sobie obiboków i drani nie wynalazły na mężów i żeby przed ślubem broń Boże w ciążę nie zaszły. „Jak nie będziesz miała papierka, to chłop ci może powiedzieć, że nie jest pewien, czy to jego dziecko” – powtarzała. Na szczęście Monika i Sylwia matki posłuchały, mężów znalazły sobie dobrych i pracowitych. Każda ma już dwójkę dzieci urodzonych w przepisowym terminie. Tylko ja wciąż jestem kawalerem, choć z naszej czwórki jestem najstarszy.
I wygląda na to, że właśnie ja będę miał nieślubne dziecko, chociaż bardzo chciałbym się ożenić z mamą mojej córeczki. Już wiem, że będzie dziewczynka, zgodziliśmy się z Alą dać jej na imię Adrianna… Ale tylko w kwestii imienia jesteśmy z moją narzeczoną zgodni. Bo w innych ważnych dla nas obojga sprawach nie możemy się porozumieć.
Nie miałem szczęścia do kobiet
Kręciło się kilka koło mnie, ale żadna mi się tak bardzo nie podobała, żeby się wiązać na stałe… Zbliżałem się do trzydziestki i wciąż byłem sam. Pomyślałem, że muszę wyrwać się ze wsi, bo inaczej partnerki dla siebie nie znajdę. Zacząłem rozglądać się za pracą w mieście i nie minął miesiąc, jak zatrudniłem się w składzie ogrodniczym. Tam poznałem Alicję. Wydała mi się tak inna od dziewczyn z moich stron.
Pewna siebie, umiała rzeczowo gadać z szefem, który nie znał się za bardzo na uprawie roślin. Ala tak jak ja skończyła szkołę w tym kierunku i nie dawała sobie w kaszę dmuchać. To mi się u niej podobało. Poza tym ja lubię takie kobiety jak Ala. Moja dziewczyna ma piękne, jasne włosy, niebieskie oczy, ładną twarz. Ma też pełne kształty i… nie będę ściemniał: właśnie w nich się z początku zakochałem. W nocy nieraz marzyłem o tym, żeby ją dotykać… Ale na to musiałem kilka miesięcy poczekać.
U mojego taty wykryto poważną, postępującą chorobę i rodzice postanowili sprzedać gospodarstwo i też przenieść się do miasta. Żadne z naszego rodzeństwa nie chciało zostać na wsi, dlatego takie wyjście wydawało się najrozsądniejsze. Połowę pieniędzy ze sprzedaży ojciec podzielił między wszystkie dzieci. Za swoją część kupiłem dwupokojowe mieszkanie. Jak tylko odmalowałem ściany i trochę się urządziłem, zaprosiłem Alę. Już wtedy byliśmy bardzo zaprzyjaźnieni…
Nie chciała pierścionka
Po kilku miesiącach byliśmy jeszcze bliżej. Ala co prawda nie wprowadziła się do mnie, mieszkała wciąż z matką, ale większość nocy spędzała u mnie. Kiedy powiedziała, że jest w ciąży, oszalałem ze szczęścia.
Kupiłem pierścionek i oświadczyłem się jej. I tu spotkała mnie przykra niespodzianka. Ala nie chciała pierścionka. Powiedziała, że na ślub możemy poczekać, że ona wcale nie jest przekonana, czy jest nam w ogóle potrzebny. Najważniejsze, że się kochamy, że szanujemy wzajemnie i że razem będziemy wychowywać dziecko.
– Ale papierka do tego nie potrzebujemy – powiedziała stanowczo.
– Nie kochasz mnie, Alusiu? – spytałem zmartwiony.
– Ale skąd ci to, Sławciu, przyszło do głowy? Pewnie, że cię kocham, bardzo cię kocham, ale nie musimy brać ślubu. Teraz są inne czasy. Możemy być wolni, a mimo to szczęśliwi… – powtarza moja pani, ale ja nie umiem się z tym pogodzić.
Może jeszcze zmieni zdanie
Na razie schowałem pierścionek do szuflady i czekam. Może się Ali odmieni, kiedy przyjdzie na świat nasza córeczka. Może sama dojdzie do wniosku, że ślub da jej poczucie bezpieczeństwa. Może uwierzy, że nie chcę ograniczać jej wolności, chcę tylko, abyśmy we troje byli szczęśliwi. Po prostu, skoro mam być ojcem, chciałbym być też mężem. Już kilka razy prosiłem Alę, żeby się dobrze zastanowiła, że przecież dla dziecka jest lepiej, jak oficjalnie ma oboje rodziców, jak matka ma to samo nazwisko co ojciec.
A ona mi na to, że jestem trochę zacofany. Czy to jest zacofanie, że chcę ożenić się z kobietą, która za trzy miesiące urodzi mi córkę? Czy nie możemy być taką zwyczajną rodziną? Już machnąłem ręką na ślub w kościele, wystarczy cywilny, chociaż moi na pewno mi tego nie wybaczą. Ala jednak wciąż nie chce słyszeć o żadnym formalnym związku. Nawet jej matka nie jest moim sprzymierzeńcem, bo mówi, że małżeństwo to niepewna instytucja… I jak ja teraz mojej matce spojrzę w oczy?
Sławomir, 31 lat
Czytaj także: „Po służbowym wyjeździe zaczęłam odczuwać mdłości. Brakowało mi tchu pod ciężarem tajemnicy”
„Pewnego dnia mąż stwierdził, że się nudzi. Myślałam, że chodzi mu o brak zajęcia, ale miał na myśli nasze małżeństwo”
„W ciągu dnia jestem pilną studentką, a potem znikam. Bogaty mężczyzna pokazał mi świat luksusu”