„Moja dziewczyna mieszkała u mnie, ale płaciła mi czynsz. Kiedy się rozstaliśmy uznała, że mieszkanie jest w połowie jej”

Para mieszkająca wspólnie po rozstaniu fot. Adobe Stock
Jak to dobrze, że z tą wredną, przebiegłą lisicą spisałem umowę!
/ 14.04.2021 11:55
Para mieszkająca wspólnie po rozstaniu fot. Adobe Stock

Nie pochodzę z bogatej rodziny. Kiedy jednak zaczynałem studia w mieście oddalonym o trzysta kilometrów od domu, rodzice postanowili kupić mi mieszkanie na kredyt. Dla nich wynajem to było wyrzucanie pieniędzy w błoto. Do inwestycji dołożyli się też dziadkowie, aby mógł sobie kupić aż dwa pokoje z kuchnią.
– Będziesz mieszkał w jednym, a drugi wynajmiesz. I w ten sposób zarobisz na spłatę rat – stwierdzili dziadkowie, bardzo zadowoleni z pomysłu.

Znalezienie fajnego lokatora to jak kupno używanego samochodu: nigdy nie wiadomo, co się kryje pod maską. Przy tym dla mnie nie miało znaczenia, czy zamieszka ze mną chłopak, czy dziewczyna. Ważne, aby byli niekłopotliwi i regularnie płacili.

Rozpalała moje zmysły do czerwoności

Anita spodobała mi się od pierwszego wejrzenia. Wydawała się taka poukładana i porządna. Jeszcze tego samego dnia podpisaliśmy umowę, na którą nalegali dziadkowie. Formaliści, bojący się fiskusa jak diabeł święconej wody. Anita okazała się wspaniałą współlokatorką. Sprzątała po sobie, płaciła na czas, a na dodatek była bardzo ładna. Już po kilku tygodniach na jej widok zaczęły mi mięknąć nogi.

Wystarczyło, że rano wyczułem zapach jej perfum, by myśleć tylko o niej. Stale wyobrażałem sobie jej nagie ciało pod prysznicem, co jeszcze bardziej potęgowało moją frustrację. Po tysiąc razy zadawałem sobie pytanie: czy jeśli zrobiła mi herbatę, kiedy siedziałem zanurzony w książkach, to znaczy, że coś do mnie czuje?!

Bywało, że w obecności Anity zachowywałem się jak nieprzytomny, pewnie dlatego odpowiadając bez sensu na jej różne pytania. Zacząłem odnosić wrażenie, że moja współlokatorka ma mnie za idiotę. Jednak bardziej od śmieszności bałem się, że któregoś dnia moja piękność pozna jakiegoś chłopaka i zacznie go do nas przyprowadzać. A tego bym nie zniósł.

Tak się męczyłem, aż pewnego razu zdarzył się cud. Anita mnie pocałowała!
– Jesteś słodki – powiedziała. Akurat wychodziła na uczelnię i zostawiła mnie oniemiałego w korytarzu. Kiedy wróciła, czekało na nią morze kwiatów. Tamtego dnia zostaliśmy parą. Anitka była naprawdę cudowna. Czuła i delikatna, potrafiła na moim ciele grać jak na instrumencie. Przed nią miałem tylko jedną dziewczynę, więc niewiele wiedziałem o seksie. To ona otworzyła mnie na świat nowych doznań.

Mimo że byliśmy razem, nadal płaciła za wynajem pokoju. Sama stwierdziła, żebym potraktował to jako jej wkład do mojego kredytu. Byłem wniebowzięty jej podejściem do sprawy, bo dla mnie to oznaczało, że myśli o nas poważnie. Jednak sielanka szybko się skończyła.

Któregoś dnia moja ukochana po prostu poinformowała mnie, że się zakochała.
W koledze z drugiego roku. Sam rozumiesz, że nie możemy być razem, bo chcę zamieszkać z nim – usłyszałem. No cóż, zacisnąłem zęby i dałem ogłoszenie, że poszukuję współlokatora. Byłem przekonany, że Anita wkrótce się wyprowadzi.

Ona chyba zwariowała

Jakież było moje zaskoczenie, kiedy następnego dnia po powrocie z uczelni zastałem moje rzeczy w kartonie pod drzwiami mieszkania. Jeszcze nie wiedziałem, co się święci. Otrzeźwiałem dopiero, kiedy nie mogłem włożyć klucza do zamka. Zadzwoniłem. Otworzył mi facet w samych slipkach i spytał krótko:
– Czego tu, koleś?
– Ja tu mieszkam – odparłem.
– Już nie – padła szybka odpowiedź i drzwi się zatrzasnęły.

Wkurzony od razu zadzwoniłem na policję. Panowie przyjechali, obejrzeli mój dowód osobisty z wpisanym adresem zameldowania i, wysłuchawszy krótkiej relacji, błyskawicznie interweniowali.
– Proszę oddać panu klucze i opuścić ten lokal – usłyszała zaspana Anita.
– Ale ja mam umowę! – rozdarła się na nich. – Zapłaciłam i mam prawo tutaj mieszkać do końca miesiąca.

Spojrzałem na zegarek. Było pięć minut po północy. Właśnie zaczął się nowy miesiąc. W życiu nie widziałem kogoś tak zdziwionego, kiedy jej o tym oznajmiłem. Ale nie wyniosła się pokornie. Funkcjonariusze musieli ją usunąć siłą. Jej facet zdążył już dawno się ulotnić, nie chcąc narażać się policji. Odetchnąłem, kiedy było po wszystkim, a rano wezwałem ślusarza, żeby wymienił zamek. Na wszelki wypadek…

Miałem przeczucie, że ta historia tak szybko się nie skończy. I nie myliłem się. Dwa tygodnie później znalazłem w skrzynce pismo, w którym Anita, jako „współwłaścicielka lokalu”, domagała się ode mnie spłaty połowy jego wartości, strasząc mnie przy tym sądem, jeśli nie dam jej tych pieniędzy. Chyba oprawię je sobie w ramki, tak mnie rozbawiło…

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Śmierć psa przeżyłam bardziej, niż śmierć matki
Matka odbiła mi faceta, w którym byłam zakochana
Mąż ukrywał przede mną choroby psychiczne w rodzinie

Redakcja poleca

REKLAMA