Posmaruj mi plecy, nie chcę poplamić książki – mówi Iza, chociaż jedyną literaturą, jaką tu ma, jest menu z restauracji w San Diego. Kładzie się na brzuchu, a ja smaruję powoli, ciesząc dłonie dotykiem jej ciała. Ma na sobie stringi, więc gdy prosi, żebym posmarował także jej uda, czuję ożywienie.
Jesteśmy w Kalifornii od trzech tygodni. Pierwszy tydzień spędziliśmy tu służbowo. Nasza firma przysłała nas na szkolenie związane z pisaniem informatycznych programów do wojskowego sprzętu NATO. Tyle tylko mogę wam powiedzieć, reszta to służbowa tajemnica. Pozostałe dwa tygodnie to nasze wakacje. Lenimy się, kąpiemy, opalamy – istny raj.
Żyło nam się jak w bajce
Poznaliśmy się z Izą pół roku temu. Ona trzydziestoletnia panna, ja czterdziestoletni kawaler. Oboje samotni i bez zobowiązań, zupełnie jakbyśmy na siebie czekali. Najpierw trochę przeszkadzała mi zależność służbowa, bo Iza została szefową wydziału, w którym pracuję, jednak z czasem oboje się do tego przyzwyczailiśmy.
Choć trudno było, bo nawet prywatnie Iza jest bardziej skłonna do wydawania poleceń niż do ich wykonywania. Ale jeśli ona każe mi posmarować jej plecy, to ja się chętnie podporządkowuję. Kalifornijska plaża jest wspaniała, szeroka i piaszczysta, a ocean ciepły. Chociaż spokoju to tu na pewno nie ma. Muzyka, blask kabrioletów, tysiące przecinających się nut perfum, mnóstwo pięknych kobiet i superprzystojnych mężczyzn. Wszyscy wysocy i dobrze zbudowani, opaleni, roześmiani. Skąd się wszyscy wzięli?
Mamy z Izą sąsiednie pokoje przedzielone wewnętrznymi drzwiami. Wieczorem ona nawet nie puka, wchodzi w samej bieliźnie i bierze z mojej lodówki butelkę białego wina. Za oknem paruje ocean, a ja mam wrażenie, że nawet w pokoju faluje powietrze. Na wyciągniętej z lodówki butelce szybko osadza się para wodna, na której Iza palcem rysuje przebite strzałą serce. Jakaż ona romantyczna!
Bogacz zawrócił jej w głowie
Nazajutrz zjawia się Jerry. Jest wiceprezesem amerykańskiego oddziału firmy, tak ważnym, że Iza żartuje, iż jego podobizna wkrótce pojawi się na studolarówkach. W najgorszym razie będą to dwudziestodolarówki. Przyleciał własnym samolotem. Sam pilotuje, to jego hobby. Jest o dziesięć lat ode mnie starszy, ale widzę, że Izie się podoba. Długie, szpakowate włosy związane w kucyk. Czarne dżinsy, biała koszula. Niby sympatyczny, jednak mnie od początku irytuje. Może za cwany, za bogaty. A może za bardzo się gapi w dekolt mojej Izy…
Jerry wynajmuje dom na plaży. Jedną z kilkudziesięciu luksusowych willi, odwiedzanych przez tych, do których los uśmiechnął się szeroko i nadal błyszczy białymi zębami. Między willami znajduje się ekskluzywna restauracja, dostępna tylko dla mieszkańców. Jerry zaprasza. Przez kwadrans opowiada o strategii firmy. Cały czas gapi się przy tym w dekolt Izy, jakby miał tam streszczenie swojej przemowy. Irytuje mnie to tak bardzo, że całkiem tracę apetyt. Jerry gada i gada, nie może przestać. Strasznie dużo przy tym pije, aż w końcu ulatnia się do baru i tam opada na stołek.
Spływa na mnie błogie uczucie ulgi. Do tańca zaczyna grać muzyka na żywo. Ciąg dalszy kolacji przebiega w świetle reflektorów, bo akurat kręcą dla MTV program o małżeństwie rockowego muzyka z Miss Kalifornii. On wygląda jak oprych wypuszczony na przepustkę z więzienia: szpetna twarz pełna kolczyków i tatuaży. A ona jak lalka Barbie, z zupełnie innej bajki. On wpatrzony w swoją lalkę jak w obrazek. A ona głowę tak wysoko trzyma, że widzi chyba tylko sufit.
Dobrze się bawimy. Roześmiana Iza przytula się do mnie na parkiecie. Po kolejnej butelce wina moje ręce zaczynają błądzić po całym jej ciele, a jej ręce – po moim. Idziemy do pokoju. Po drodze spotykamy Jerry’ego. Jest wstawiony, ale trzyma jaki taki pion. Natychmiast łapie Izę za biodra.
– Zatańcz ze mną, przepiękna – zaprasza ją, kłaniając się nisko.
Tańczą w lobby, a ja z żalem stwierdzam, że wyglądają bardzo dobrze. On świetnie prowadzi, ona podąża za nim. Czuję zazdrość, więc robię obrażoną minę i mówię Izie, że będę czekał w pokoju.
– Jak to w pokoju? – wtrąca się Jerry. – Chyba wiecie, że w naszej korporacji zabronione są romanse między pracownikami? Na waszych stanowiskach chyba nie warto aż tak ryzykować…
– Mamy dwa oddzielne pokoje – tłumaczy Iza, oblewając się rumieńcem.
Patrzę w oczy Jerryego i widzę, że nie żartuje. Te oczy są bezwzględne i zimne. Faktycznie rok temu zarząd podjął uchwałę co do zasad etycznych korporacji. Znalazł się wśród nich m.in. zakaz zatrudniania krewnych oraz zakaz relacji damsko męskich pomiędzy pracownikami. Taka była wola departamentu ds. bezpieczeństwa. Chodziło o ograniczenie do minimum groźby szantażu, szpiegostwa i przecieków. Bo jakże często właśnie z sypialni wypływały największe tajemnice wojskowe.
Dała się złapać na kasę
Wściekły wracam do pokoju. Biorę chłodny, orzeźwiający prysznic. Myślę o Izie. Czy da się zastraszyć? Nie ma jej, gdy wychodzę spod prysznica. Wypijam duszkiem zimne piwo i walę się na łóżko. Pełen niespokojnych myśli po dłuższym czasie zasypiam. Iza budzi mnie, wchodząc do pokoju. Jest prawie piąta nad ranem:
– Przepraszam, trochę zabalowałam.
– Tak długo? – pytam, chociaż tak naprawdę chcę zapytać, czy z nim spała. Ale właściwie dlaczego miałaby od razu iść z tym bufonem do łóżka? Zazdrość każdego czyni przewrażliwionym...
Iza mówi, że najpierw tańczyła z Jerrym, a potem tamten muzyk rockowy pokazywał przed kamerą MTV swoje wszystkie tatuaże. Nie mogła się oderwać od tego widoku, zwłaszcza że najciekawsze rysunki miał pod majtkami.
Rozbiera się, kładzie obok mnie i natychmiast zasypia, odwrócona plecami. Rano nie budzę jej na śniadanie, schodzę sam. Niech wie, że jestem obrażony. Śniadania mają tu okropne: ziemniaki z fasolą, boczek i jajecznica z proszku. Dłubię w niej widelcem, gdy wchodzi Jerry.
– Przyjechałem po Izę – mówi bez ceregieli. – Chcę jej pokazać okolicę. Nie sądzę, żeby i ciebie interesowała, prawda?
– Ależ dlaczego? Chętnie pojadę z wami – nie daję za wygraną.
– Szkoda, że nie wiedziałem – załamuje ręce Jerry. – Mam tylko jedno miejsce.
Zostawiam obrzydliwą jajecznicę, zostawiam obrzydliwego Jerry’ego i pędzę na górę. Iza właśnie wychodzi z łazienki.
– Ten palant po ciebie przyjechał, mam nadzieję, że z nim nie pojedziesz – proszę.
– Nie mogę mu odmówić – wzdycha Iza. – Obiecałam wczoraj, że pomogę mu wybrać prezent urodzinowy dla córki.
– Jego córka jest w twoim wieku! Ten stary dziad chce cię poderwać!
– Daj spokój, to tylko przejażdżka – Iza całuje mnie w policzek i wychodzi.
Godzinę później patrzę przez okno, jak odjeżdżają. Bordowym kabrioletem, dwustukonnym jaguarem, który Jerry wziął z ekskluzywnej wypożyczalni dla gości z Beverly Hills. Sto dolarów za godzinę, dwa tysiące czterysta dolarów za dobę! Więcej niż moja miesięczna pensja! Przez cały dzień chodzę z kąta w kąt i co minutę spoglądam przez okno. Nie ma ich i nie ma. Jak długo można wybierać jakiś cholerny prezent?!
Kiedy zbliża się wieczór, głupie myśli zaczynają przychodzić mi do głowy. Ale nie wierzę w nie. To nie może być aż tak banalne! Czy pierwszy lepszy dupek z grubym portfelem jest w stanie w ciągu jednego dnia odbić mi dziewczynę? Zgoda, może nie pierwszy lepszy, tylko superważny Jerry, ale przecież starszy od niej o dwadzieścia lat! W dodatku dwukrotnie rozwiedziony! To nie może być tak proste, prawda? Drugą noc z rzędu czekam na swoją kobietę.
O świcie Izy wciąż nie ma. Wiem już, że to koniec wakacyjnego raju. Koniec naszego związku. A było tak pięknie. Po południu pakuję się i wracam do kraju. Iza przylatuje po dwóch tygodniach. Jest blada, ma spuchnięte oczy.
– Wyglądasz, jakbyś przez dwa tygodnie nie wychodziła mu z łóżka – syczę przez zaciśnięte zęby. – A ponoć zarząd nie toleruje romansów w pracy. Ale rozumiem, że prezesów to nie dotyczy?
Przez kilka sekund rozkoszuję się ciężarem tych słów. Bezwzględną siłą oskarżenia. Przynajmniej chwilę jestem górą. Iza spogląda na mnie z rezygnacją. Ma najsmutniejsze oczy, jakie widziałem. – Częściowo masz rację – mówi stłumionym głosem. – Przez jedną głupią i niepotrzebną noc byłam w łóżku Jerry’- ego. Resztę czasu spędziłam w szpitalu. Dał mi poprowadzić swojego jaguara i nie wyrobiłam się na zakręcie. Jerry żyje, ale zawsze już będzie jeździł na wózku.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Daria jako 8-latka widziała śmierć swojego brata. Wmówiła sobie, że to ona go zabiła
Marek był 19 lat starszy. Od zawsze mi imponował, ale... gardził mną
Wyglądam bardzo młodo. Powinnam się cieszyć, a to moje przekleństwo