Zawsze chciałem być aktorem. Już w podstawówce startowałem w konkursach recytatorskich i z reguły je wygrywałem. W liceum występowałem w szkolnym teatrze prowadzonym przez naszą polonistkę. To ona pomogła mi przygotować się do egzaminów do szkoły aktorskiej. Dostałem się tam za pierwszym razem. To dodatkowo utwierdziło mnie w przekonaniu, że wielka kariera jest na wyciągnięcie ręki. W trakcie studiów zagrałem jakieś epizody w serialach polegające na wypowiedzeniu dwóch zdań. Ale jak większość kolegów i koleżanek z roku marzyłem o etacie w teatrze. Wprawdzie pieniądze zarabia się tam śmieszne, ale taki etat daje zabezpieczenie socjalne, które pozwala na spokojne szukanie ról w filmach.
Moje marzenie, niestety, spełniło się
Mówię „niestety”, bo stało się to moim przekleństwem. Mój teatr znajdował się w niespełna stutysięcznym mieście na peryferiach Polski, kiepsko skomunikowanym z Warszawą i Łodzią, gdzie odbywała się większość castingów. Dlatego miałem problem z dotarciem na nie o czasie, a z niektórych musiałem zrezygnować, bo nie byłem ich w stanie pogodzić z moimi obowiązkami w teatrze. Gdybym jeszcze grywał coś ciekawego na scenie... Ale dyrektor, który mnie zatrudnił, wkrótce został odwołany, a jego następcy „nie pasowałem do koncepcji artystycznej”. Skutkiem tego dawał mi jakieś ogony i trzecioplanowe role, które tylko zajmowały mi czas i dodatkowo frustrowały. Dlatego zdecydowałem, że muszę coś zmienić, rzucić się na głęboką wodę i albo nauczyć się naprawdę pływać, albo utonąć i zacząć swoje życie od nowa. Dyrektor był chyba zadowolony z mojego wypowiedzenia. W końcu blokowałem mu etat, który mógł przeznaczyć dla kogoś, kto w przeciwieństwie do mnie, nie miał nic przeciwko bieganiu nago na scenie i rzucaniu przekleństw w widownię, co było ulubionym środkiem wyrazu artystycznego mojego szefa.
– Pan powinien zmienić zawód – powiedział mi na koniec. – W panu nie ma pasji i odwagi do przekraczania granic.
Przyjechałem do Warszawy i zabrałem się za odnawianie starych kontaktów ze studiów. Podpisałem umowę z niezłą agencją aktorską, zacząłem chodzić na castingi. Niestety na większe role nie mogłem liczyć, bo miałem kompletnie nieznaną twarz. Ale brałem wszystko, głównie trzeci plan i wciąż wierzyłem, że kiedyś się przebiję. W końcu jedna z tych trzecioplanowych ról okazała się bardziej perspektywiczna, choć tylko pod względem finansowym. Zagrałem recepcjonistę w miejscu, gdzie bywali główni bohaterowie jednej z najpopularniejszych telenowel. Choć słowo: „zagrałem” nie jest do końca na miejscu. Ja po prostu pojawiałem się w kadrze, mówiłem „dzień dobry” albo: „zapraszamy następnym razem”. Ale za to mogłem liczyć regularnie na dwa, a czasem nawet trzy dni zdjęciowe. A to już pozwalało spokojnie myśleć o utrzymaniu, choć nie miało wiele wspólnego z karierą aktorską, o jakiej marzyłem.
Wkrótce jednak dane mi było posmakować sławy
Wchodziłem właśnie do bloku, w którym od niedawna wynajmowałem mieszkanie i w drzwiach mijałem się z jedną z sąsiadek. Grzecznie przytrzymałem jej drzwi, ona mruknęła coś w rodzaju „dziękuję” i miała mnie właśnie minąć, kiedy nagle niemal ją wmurowało. Patrzyła na moją twarz wzrokiem, w którym mieszało się niedowierzanie z podziwem. Trwało to dobre pół minuty. W końcu zapytałem:
– Pobrudziłem się czymś na twarzy?
– Nie, skądże. Pan tu mieszka? – spojrzała na mnie jak na półboga.
– Tak. Od trzech tygodni.
– Pod siódemką?
– Owszem. A skąd pani wie?
– Bo tylko to mieszkanie jest u nas wynajmowane. A długo pan tu będzie mieszkał? – spojrzała na mnie błagalnie, jakby nie chcąc usłyszeć, że za chwilę się wyprowadzam.
– Nie mam pojęcia… Ale szczerze mówiąc, trochę jestem głodny, a nie chciałbym, żeby drzwi panią uderzyły... – chwyciłem ją za dłoń i położyłem ją na klamce. – Do widzenia.
Ruszyłem w kierunku schodów, wciąż czując na plecach jej wzrok. Oczywiście, rozumiałem, że musiała mnie rozpoznać, choć zdziwił mnie ten jej zachwyt moją osobą. Wyglądała tak, jakby zobaczyła aktora grającego główną rolę w najpopularniejszym serialu w kraju, a nie gościa, który jest trzecioplanowym recepcjonistą. Owszem, ostatnio kilka osób jakby mnie poznawało, przyglądali mi się bowiem w tramwaju czy w parku. Ale w ich wzroku widziałem tylko intensywny wysiłek, a na twarzy malowało się pytanie: „skąd ja znam tego gościa?”. Następnego dnia rano, kiedy robiłem sobie śniadanie, przypadkiem wyjrzałem przez okno na podwórko. Przechadzała się po nim, w tę i z powrotem, moja wielbicielka.
Czułem, że czeka na mnie
Dlatego nie zdziwiłem się, gdy podbiegła od razu, ujrzawszy mnie w wyjściu.
– Dzień dobry, mogę prosić o autograf? – wyciągnęła w moim kierunku notesik i długopis gestem nastolatki, choć wyglądała na moją rówieśnicę, a więc dobiegała już trzydziestki.
– Oczywiście, ale nie wiem, czy mnie pani z kimś nie pomyliła…
– Pan jest portierem w…. – wymieniła nazwę serialu, w którym grałem.
– No tak, zgadza się – odparłem i oddałem jej podpisany notes.
– O Boże, mieszkam obok gwiazdy! – westchnęła rozpromieniona.
Tak naprawdę jej zachowanie powinno zapalić w mojej głowie czerwoną lampkę. Ale, jak każdy artysta, jestem trochę próżny i lubię, kiedy mnie podziwiają. Dlatego pozwoliłem na to mojej sąsiadce. Od tej pory Anka – tak się przedstawiła – stała się moim codziennym gościem, domagając się wciąż informacji, co tam słychać na planie jej ulubionego serialu. I choć przecież na tym planie bywałem dwa, trzy razy w miesiącu, to dozowałem te informacje, mając dla niej zawsze jakiegoś „newsa”. No cóż, nie potrafiłem oprzeć się pokusie i wkrótce zostaliśmy z Anią parą. Jednak po niedługim czasie bycie z nią zaczęło mnie męczyć. Dopóki bowiem w czterech ścianach mojego domu dawała wyraz swojej fascynacji moją osobą, to było miłe. Ale gdy wszystkim znajomym przedstawiała mnie jako „gwiazdę”, zaczynałem odczuwać irytację.
Jej przekonanie o moim „gwiazdorstwie” prowadziło też do niezręcznych sytuacji. Kiedyś w jednym z klubów nakrzyczała na fotografa, że nie życzymy sobie, żeby paparazzi mieszali się w nasze życie. A kiedy facet wytłumaczył jej, że on tu przyszedł robić fotki na czyimś wieczorze panieńskim, zaczęła go przekonywać, że powinien nam zrobić zdjęcie, bo dużo na tym zarobi. Zacząłem powoli dojrzewać do myśli, żeby się z nią rozstać. Nadal jednak się wahałem, bo prócz tego jej fioła na punkcie mojego gwiazdorstwa była fajną, niegłupią dziewczyną. I w gruncie rzeczy było nam ze sobą dobrze. Tymczasem jednak w ogóle przewartościowywałem swoje życie i doszedłem do wniosku, że chyba jednak nienajlepiej wybrałem swój zawód i powinienem coś z tym zrobić.
Zacząłem szukać dla siebie innego zajęcia
Okoliczności temu sprzyjały, bo po półtora roku scenarzyści postanowili zrezygnować z wątku, dzięki któremu miałem rolę, i straciłem swoją dobrze płatną chałturę. Swoje pomysły na życie postanowiłem przedyskutować z Anią. Z tego, co jej powiedziałem, usłyszała tylko jedno: że już nie będę grał w jej ulubionym serialu.
– Dostałeś propozycję z innego serialu? – zapytała.
– Anka, nie słuchasz mnie. Chcę zmienić moje życie, zająć się czymś nowym…
– Nowym? Ale w jakim serialu? – wciąż nie docierało do niej to, co mówię.
– W żadnym! Rzucam aktorstwo.
– Aha – pojęła w końcu. – To ja już pójdę…
– Poczekaj, chciałem z tobą pogadać...
– Nie mamy o czym. I wiesz, nie dzwoń do mnie na razie, jestem strasznie zajęta.
Nigdy wcześniej nie słyszałem o tak dziwnym końcu ponad rocznego i, wydawałoby się, poważnego związku. Anka po prostu w jednej sekundzie uznała, że ktoś, kto przestaje być aktorem, a więc nie może być już gwiazdą, kompletnie jej nie interesuje. I zostawiła mnie. Teraz cieszę się, że tak się stało. I cieszę się, że zdecydowałem się w życiu na zmiany. Coraz lepiej czuję się w moim nowym zawodzie i zaczynam w nim odnosić sukcesy. Myślę nawet, że mam szansę zostać w tej branży gwiazdą. Na szczęście z kompletnie nieznaną twarzą, co uchroni mnie przed takimi życiowymi pomyłkami, jak związek z Anką.
Czytaj także:
„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”
„Wdałam się w romans z szefem wszystkich szefów. Czuję się jak Kopciuszek, który wreszcie spotkał swojego księcia”
„Szef dyskryminował mnie w pracy, bo jestem kobietą. Zaciągnęłam drania do łóżka, żeby dopiąć swego i dostać awans”