Oj, Antek musiał mieć świętą cierpliwość do naszej córeczki. Obrażała się o byle co, a zamiast pogadać, wolała się spakować i wynieść. I tak w kółko.
Nasza córka nie wiedziała czego chce
Siedziałam z mężem przy stole naprzeciwko naszej córki i miałam ochotę krzyczeć… Jest za stara, żeby dać jej karę, podejmować decyzji za nią też nie mogę. Tragedia… Co robić? – myślałam.
– Odeszłaś od Antka? – spytałam.
– Oj, mamo, nie. Po prostu się pokłóciliśmy. On mnie czasem tak wkurza!
– Ale przyjechałaś z walizkami. Wybierasz się dokądś? – zapytał Paweł.
– Nie, zostanę na jakiś czas u was. Nie macie nic przeciwko temu, prawda?
Mąż przewrócił oczami, zacisnął usta i wstał od stołu. Był wściekły i wcale mu się nie dziwiłam.
Mnie też ta sytuacja zaczynała coraz bardziej irytować...
Nasza jedyna córka Ilona ma dwadzieścia pięć lat. Jest bystra, oczytana i ładna. Od roku mieszka ze swoim narzeczonym. Mówiąc szczerze, słowo „mieszka” nie do końca jest właściwe. A to dlatego, że nasza kochana Ilonka nie rozumie pojęcia „wspólne gospodarstwo domowe”, a zasady będące fundamentem każdego dojrzałego związku są jej równie obce.
Cokolwiek nie idzie po jej myśli, natychmiast staje się pretekstem do karczemnej awantury, a ta z kolei – do pakowania manatków i powrotu do rodziców.
Dlatego od prawie roku jesteśmy z mężem świadkami niekończącej się wędrówki w tę i z powrotem.
– Przecież to jest nienormalne! Kto to widział, wprowadza się i wyprowadza dwa razy w miesiącu! To jak oni będą żyli po ślubie? Ona jest dorosła! – grzmiał Paweł, kiedy kładliśmy się spać.
– Powtarzaliśmy jej, że nasz dom zawsze będzie dla niej otwarty – przypomniałam.
– Przecież to nie hotel! Jak tak można do życia podchodzić? – mówił coraz głośniej. – Albo są razem i uczą się rozwiązywać swoje sprawy jak dorośli, albo niech Ilona wraca do domu. A nie, wędrówki narodów sobie urządza. Jak Boga kocham, ten jej Antek to anielską ma cierpliwość.
Ilona traktuje nasz dom jak hotel
I tak mijały kolejne miesiące, a sytuacja nie ulegała zmianie. Wielokrotnie rozmawialiśmy z Iloną, tłumaczyliśmy, że tak nie można funkcjonować. Dawaliśmy do zrozumienia, że w ten sposób nigdy nie zbuduje prawdziwej, zdrowej relacji.
Jak grochem o ścianę. Kiedy po raz kolejny wpadła do nas z walizami o ósmej rano w sobotni poranek, Paweł nie wytrzymał.
– Może za bardzo cię rozpieściliśmy. A może Antek to jednak nie jest dla ciebie dobry partner. Sam już nie wiem, ale lojalnie cię uprzedzam, że ostatni raz tu wpadasz jak do hotelu. Albo mieszkasz z narzeczonym, albo z nami – oznajmił twardo.
– Ale tato, no co ty! – jęknęła Ilona ze łzami w oczach. – Mówiliście, że będziecie mnie wspierać!
Zrobiło mi się jej żal, lecz postanowiłam stanąć po stronie męża.
– Tata ma rację. Albo nauczysz się funkcjonować jak dorosła osoba, albo radź sobie sama. Przykro mi, córcia, jednak tak dalej być nie może. Wybacz nam.
Ilona szarpnęła za walizki i zamknęła się w pokoju, ostentacyjnie trzaskając drzwiami. Bardzo dojrzałe zachowanie – pomyślałam z rezygnacją.
Córka kolejny raz wyprowadziła się od narzeczonego
Po południu odwiedziła mnie kuzynka, której opowiedziałam o porannym zajściu. Piłyśmy kawę, kiedy do pokoju weszła obrażona Ilona.
– Cześć, kochana! Właśnie o tobie rozmawiałyśmy – powiedziała Ela, ignorując jej naburmuszoną minę. – Jak się masz?
Córka wzięła od niej filiżankę z kawą i bez słowa usiadła obok nas. Ela przyjrzała jej się uważnie i puściła do mnie oko.
– Wiesz, Ilonka, przypominasz mi moją ciotkę Elwirę. Co to była za piękna babka!
– Dziękuję – ucieszyła się moja córka.
– Ooo, nie przypominasz mi jej dlatego, że była ładna, przykro mi – odparła Ela.
Ilonie zrzedła mina, szczególnie że znała ją od dziecka i wiedziała, że ciotka zawsze mówi to, co myśli, nawet jeśli prawda zaboli.
Elka oparła się wygodniej o kanapę i opowiedziała nam o swojej cioci, która była wyjątkowo atrakcyjną kobietą.
Zawsze miała wielu adoratorów, a ci rozpieszczali ją na wszystkie sposoby.
Korzystała z tego chętnie i przy każdej możliwej okazji, lecz na żadnego z mężczyzn się ostatecznie nie decydowała. Do czasu, aż na horyzoncie pojawił się wujek Stanisław.
Elwira, śmiertelnie zakochana, zgodziła się za niego wyjść już po pół roku znajomości. Wszyscy odnosili wrażenie, że w oczach Staszka Elwira była istną boginią, dla której zrobiłby wszystko.
Na jego nieszczęście zaraz po ślubie i wspólnym zamieszkaniu ujawnił się dość trudny charakter wybranki. Była wybuchowa i rozpieszczona. Dzień bez awantury był dniem straconym.
Ciotka wyniosła się do rodziców już po pierwszym miesiącu we wspólnym domu. Po jakimś czasie stało się to częstą praktyką. A ponieważ Elwira była kłótliwa i nie potrafiła przyjąć krytyki ani rad, od rodziców wyjeżdżała obrażona równie często co od męża.
Sytuacja zmieniła się dwa lata później. Rodzice młodych próbowali interweniować. Nie chcieli się wtrącać w życie dzieci, jednak byli już zmęczeni ciągłymi awanturami, wysłuchiwaniem narzekania każdej ze stron i ogólnie kiepską atmosferą.
Kiedy po raz kolejny Elwira stanęła w drzwiach domu rodzinnego, jej ojciec skontaktował się ze Staszkiem i kazał mu natychmiast do nich przyjechać.
– Dogadali się czy jednak lepiej było, żeby rodzice się nie wtrącali? – zapytała złośliwie Ilona, zerkając w moją stronę.
– Tu się zrobiło ciekawie! Kiedy pełen nadziei wujek dotarł do teściów, nie zastał ukochanej żony. Pod drzwiami spotkał natomiast innego mężczyznę, który oznajmił, że szuka Elwiry, swojej ukochanej.
– Ukochanej?
– Tak, moja droga. Ciotka, zamiast w końcu się trochę ogarnąć, złapała sobie kolejnego faceta, planując puścić męża kantem. No i jej się nie udało – stwierdziła Ela z satysfakcją.
– Mąż wniósł pozew o rozwód, nowy absztyfikant poczuł się urażony i również się z nią rozstał. Ciotka Elwira została na lodzie!
– A jej rodzice? – zapytała córka z nadzieją w głosie.
– Oznajmili, że skoro jest taka obrotna, to teraz sama musi sobie radzić i wypić piwo, którego nawarzyła.
Ilona wreszcie coś zrozumiała...
Zerknęłam na Ilonę i widziałam, że moja córka intensywnie się nad czymś zastanawia. W końcu podniosła się z kanapy i poszła do siebie. Usłyszałam, że rozmawia przez telefon.
Ela uśmiechnęła się pod nosem.
– Mam nadzieję, że ta historia ją czegoś nauczy – powiedziała.
– Oby, bo zaczynam mieć tego wszystkiego dość, a Paweł jest na skraju wytrzymałości – przyznałam szczerze.
Pół godziny później pojawił się u nas Antek. Przywitał się jak zwykle grzecznie, zjadł z nami obiad, po czym razem z Iloną wrócili do siebie.
Muszę przyznać, że w wielkim napięciu czekałam na kolejną przeprowadzkę córki. Wiedziałam, że jeśli do tego dojdzie, mój mąż będzie nieugięty i zrobi się naprawdę nieprzyjemnie. Nic takiego się jednak nie wydarzyło.
Dwa tygodnie później Ilona i Antek przyjechali do nas na obiad. Ku naszemu zdumieniu ze spokojem oznajmili, że zrywają zaręczyny i się rozstają. Muszę przyznać, że nie tego się spodziewałam.
Przed wyjściem podszedł do mnie Antek i odezwał się konspiracyjnym szeptem:
– Wie pani, że ja bym dla niej zrobił wszystko, ale zaczynało mi brakować cierpliwości i myślałem, czy nie zakończyć naszego związku. A tu taka niespodzianka. Ilona powiedziała, że nie chce żyć w ciągłym konflikcie i lepiej, żebym znalazł kogoś, kto mnie naprawdę uszczęśliwi. Może faktycznie nie jesteśmy sobie pisani. Tak chyba będzie lepiej.
Córka i narzeczony rozstali się
Kiedy chłopak wyszedł, zastanawiałam się, co myśmy najlepszego narobili. Chciałam tylko, żeby moja córka ułożyła sobie życie z naprawdę dobrym, kochającym człowiekiem. Byłam pewna, że nasze słowa w końcu przyniosą skutek. Nie przewidziałam tylko jaki.
– Nie sądziłam, że historia ciotki tak na Ilonę wpłynie, ale jak mają się wiecznie kłócić, to rozstanie jest jedyną dobrą opcją, skoro ona i tak nie chce się zmienić – stwierdziła moja Elka.
Musiałam przyznać, że jej argumenty miały sens. Musiałam się po prostu pogodzić z nową sytuacją i pozwolić córce żyć po swojemu.
Obecnie Ilona mieszka sama i z nikim się nie spotyka. Kiedy ostatnio wracałyśmy ze wspólnych zakupów, poszłyśmy do kawiarni. Ukradkiem przyglądałam się córce, która wyglądała na całkiem zadowoloną.
– Jesteś pewna, że rozstanie z Antkiem było dobrą decyzją? – zapytałam w końcu.
– Tak. I jestem wdzięczna cioci Eli, że opowiedziała wtedy tamtą historię.
– Bo nie chciałaś unieszczęśliwić Antka – pokiwałam głową ze zrozumieniem.
– Ależ skąd. Do mnie po prostu dotarło, że niektóre kobiety nie są stworzone do życia w związku. I jak mam się całe życie szarpać z kimś o brudne skarpetki albo o to, kto ma zrobić pranie… To ja już wolę być sama i mieć święty spokój – przyznała z rozbrajającą szczerością.
Myślę, że ja też się wtedy czegoś nauczyłam. Po pierwsze, że należy uważać z udzielaniem rad, bo nigdy nie wiadomo, jak zostaną zinterpretowane.
A po drugie, każde pokolenie rządzi się swoimi prawami. Pokolenie mojej córki przedkłada wolność nad konwenanse. Może to i lepiej?
Czytaj więcej prawdziwych historii:
„Mąż rozlicza mnie z każdej wydanej złotówki. Czy to zbrodnia, że od czasu do czasu kupię sobie jakiś ciuch?”
„Z Tomkiem od dawna nam się nie układa, a ja mam romans z sąsiadem. Jest tylko jeden problem: jego chora żona…”
„Teściowa zamiast mi pomóc, całymi dniami ogląda seriale. Żałuję, że dałam się namówić na wspólne mieszkanie”