„Moja córka zupełnie nie wierzy w swoje dziecko. Wiecznie gnębi, osądza i podcina skrzydła mojemu biednemu wnuczkowi”

Moja córka w ogóle nie wspiera swojego dziecka fot. Adobe Stock, Comeback Images
„– Tato! Ja wiem, po co on u ciebie był. Żadnych pieniędzy mu nie dawaj! To nie jest zabawa. Chce inwestować, bawić się w biznesmena? Niech uzbiera. – No uzbierał, i to całkiem sporo, tylko mu trochę brakuje. – To niech zaczeka i dozbiera resztę. A nie naciąga starszych ludzi! Ja nie będę za niego oddawała, przestrzegam cię! – fuknęła Weronika”.
/ 22.07.2022 12:30
Moja córka w ogóle nie wspiera swojego dziecka fot. Adobe Stock, Comeback Images

– Ale dziaaadku…

Takimi prostymi słowami kochany wnuk Marek zjednywał sobie moją przychylność, gdy czegoś potrzebował. Ilekroć mnie o coś prosił, a ja mu odmawiałem, robił udręczoną minę i tak właśnie pojękiwał. Stosował tę taktykę od dziecka, więc chwycił się jej i teraz.

Sprawa była poważna, chciał pożyczyć dużo pieniędzy

Był na piątym roku studiów informatycznych i miał zamiar rozkręcać interes.

– Marek, sześć tysięcy? To jest większość naszych oszczędności…

– Ale ja ci wszystko oddam, jak tylko interes się rozkręci.

– A skąd wiesz, że tak będzie? Skąd wiesz, że się uda?

– No bo musi! Wszystko jest policzone, zaplanowane. Potrzebujemy tylko inwestora! – nalegał.

– A rodzice? Dlaczego od nich nie pożyczysz? – drążyłem.

– Wiesz, jaka jest mama. Ona nie ma żadnej wyobraźni. Ale ty to co innego, dziadku! Ty wiesz, że ta strona internetowa może wypalić.

– Marek! – udawałem rozzłoszczonego tym, że bierze mnie pod włos, choć lubiłem te jego pochlebstwa.

– Ale dziadku…

Prawie mnie miał. Jednak tym razem sprawa była zbyt poważna, żeby podejmować decyzję od razu. Musiałem porozmawiać z żoną. Tym bardziej że te sześć tysięcy było częścią kwoty, którą odłożyliśmy na kupno nowego samochodu. Nasze piętnastoletnie auto już ledwo zipało.

Odprawiłem więc Marka i czekałem na żonę

Kiedy tylko wróciła do domu z zakupów, powiedziałem jej, z jaką prośbą przyszedł nasz wnuk. Długo rozmawialiśmy, ale nie mogliśmy się zdecydować. Kwota była duża, a my o tym jego interesie wiedzieliśmy naprawdę niewiele. Marek próbował mi wytłumaczyć, o co chodzi, ale był to projekt internetowy, a ja o internecie mam niewielkie pojęcie. Z jednej strony mieliśmy więc jakiś enigmatycznie brzmiący dla nas plan biznesowy, a z drugiej zaufanie do wnuka, który był bardzo rozsądnym młodzieńcem. Zresztą uzbierał już część kwoty potrzebną, żeby założyć ten interes. Myśmy mieli tylko dołożyć resztę.

To dla nas bardzo duża kwota… Nie zdecydowaliśmy tego dnia. Postanowiliśmy się przespać z tym problemem. Jednak rano obudziliśmy się równie niepewni i skołowani jak wieczorem. Ale potem zadzwoniła córka i przyśpieszyła podjęcie decyzji.

– Tato! Ja wiem, po co on u ciebie był. Żadnych pieniędzy mu nie dawaj! – była wyraźnie poirytowana.

– A to niby dlaczego?

– No jak to dlaczego? To nie jest zabawa. Chce inwestować, bawić się w biznesmena? Niech sam uzbiera.

– No uzbierał, i to całkiem sporo, tylko mu trochę brakuje – poczułem, że budzi się we mnie przekora.

– To niech zaczeka i dozbiera resztę. A nie naciąga starszych ludzi! Ja nie będę za niego oddawała, przestrzegam cię! – fuknęła Weronika.

– Córeczko, póki co nie jestem niedołężny ani ubezwłasnowolniony. Wiem, co to odpowiedzialność za własne decyzje – stwierdziłem.

No, w tym wypadku chyba straciłeś trzeźwość umysłu.

– To się jeszcze okaże!

Skończyliśmy rozmowę, której przysłuchiwała się moja żona. Odłożyłem słuchawkę, powiedziałem jej, że pożyczamy Markowi pieniądze, a ona wcale nie protestowała. Też irytowało ją, że córka zaczyna nas traktować jak dzieci. Jakbyśmy o życiu coraz mniej wiedzieli. A ja doskonale zdawałem sobie sprawę z ryzyka.

Wierzyłem jednak w potencjał swojego wnuka

Zawsze go wspierałem i postanowiłem stać za nim i teraz. W tej tak ważnej dla niego chwili. Pożyczyłem pieniądze Markowi. Oszalał z radości, wycałował nas, wyściskał, a potem zabrał się za realizację swojego ambitnego planu. Nie pytaliśmy, kiedy odda, bo nie chcieliśmy wyjść na dusigroszy. Mijały tygodnie, miesiące, a Marek jedynie relacjonował nam postępy w rozwoju strony. O zwrocie pożyczki nie było mowy. Pierwszy raz o pieniądze zapytałem go po pół roku. Uznałem, że to już dość czasu, żeby wypytać i jednocześnie nie wyjść na sknerę.

– Nie wiem, dziadku, kiedy będę mógł oddać. Przepraszam cię bardzo, ale wszystko zajmuje nam więcej czasu, niż zakładaliśmy…

– Nic nie szkodzi, nie przejmuj się.

Szkodzi, szkodzi, bo już powinieneś mieć kasę z powrotem – zrobił zakłopotaną minę. – Jesteśmy na dobrej drodze, mamy mnóstwo użytkowników i ciągle ich przybywa, ale na razie nie możemy złapać żadnej reklamy. Jeszcze za wcześnie.

– Dobrze, dobrze. Nie pytałbym nawet, gdyby nie auto. Sam rozumiesz, już ledwo zipie…

– Rozumiem. I jak tylko będę mógł, to oddam – obiecał solennie.

Trzymałem go za słowo i cierpliwie czekałem. Tak samo żona. Znacznie mniej spokojna była córka, która co rusz wydzwaniała do mnie i trajkotała: „Wiedziałam, że tak będzie”, „A nie mówiłam?”, „Ta pożyczka była niewychowawcza i nierozsądna”. Złościłem się, lecz jednocześnie rozumiałem jej argumenty. Wychowywała Marka w dyscyplinie. Pilnowała, żeby wyrósł na rozsądnego, pracowitego i uczciwego człowieka.

Ciągle jednak jeszcze nie miała do niego zaufania

A ja nie straciłem go nawet wtedy, gdy po dziesięciu miesiącach od udzielenia pożyczki, wnuk wciąż nie oddał nam ani grosza. Byliśmy z żoną goli jak święci tureccy, a nasze stare auto zupełnie się zepsuło. Jechaliśmy do córki, a ono odmówiło posłuszeństwa na środku drogi. Musiałem wezwać na pomoc zięcia. Uporaliśmy się z odholowaniem zepsutego samochodu i pojechaliśmy do ich domu na obiad. Jak tylko weszliśmy, zaczęła się awantura. Córka naskoczyła przy nas na wnuka, że jest nierozważny i nieodpowiedzialny. Domagała się, żeby zwrócił nam natychmiast pieniądze.

Zrobiło mi się go żal, bo tylko słuchał tych jej pretensji i nawet nie próbował dyskutować. Było mu głupio, co zresztą wyznał.

Mamo, ale ja oddam te pieniądze dziadkowi. My już naprawdę jesteśmy blisko. Mamy mnóstwo użytkowników, tylko musimy znaleźć dobrych reklamodawców, żeby sprzedać im miejsce na stronie! – tłumaczył.

– Ja już nie mogę słuchać tej śpiewki. Od roku to samo: reklamodawcy, użytkownicy, reklamodawcy… A dziadek nie ma czym jeździć!

– Nie umrę, jak raz czy dwa wsiądę do tramwaju – wtrąciłem.

Przestań go bronić, tato! Dlaczego zawsze to robisz?!

Ten obiad nie należał do udanych. Siedzieliśmy przy stole z grobowymi minami i nawet żarty mojej Krysi nic nie pomagały. Kolejnego dnia humor wcale nam się nie poprawił, bo w warsztacie samochodowym okazało się, że auto jest już naprawdę do niczego. Koszty naprawy przekraczały jego wartość. Zaczynałem się martwić, że ta sprawa stanie się kością niezgody w naszej rodzinie, gdy cała sytuacja nagle się odmieniła.

Stało się tak, jak wnuk przewidywał

Nie kłamał. Rzeczywiście przez cały ten czas on i jego wspólnicy byli u progu sukcesu. Przekonałem się o tym miesiąc po awanturze u córki. Jego gest bardzo nas wzruszył Marek zadzwonił domofonem do naszego mieszkania i poprosił, żebyśmy zeszli razem z żoną na dół. Gdy wyszliśmy z bramy, stał przed nią uśmiechnięty od ucha do ucha.

– Co się dzieje? – zapytałem.

– Który? – odpowiedział pytaniem wnuk i wskazał ręką w stronę parkingu przed blokiem.

– Co który?

– Który jest wasz?

– Marek, co ty wygadujesz? Skończże te wygłupy! – zdenerwowałem się, ale on nie stracił rezonu.

– Dobra, nie chcesz zgadywać, to ci pokażę. Patrz tam! – wskazał ręką jedno z zaparkowanych aut.

Marka i model były takie same jak mojego starego samochodu. Tylko to było znacznie młodsze. – No samochód. I co z tego?

– To nie jest jakiś tam samochód. To jest wasze nowe auto!

Jeszcze dłuższą chwilę musiał nas przekonywać, że nie żartuje. Tłumaczył, że podpisali ważne umowy i w końcu zaczęli porządnie zarabiać. Sukces przyniósł od razu spore zyski.

– Jak to w internecie! – pokrzykiwał.

Auto, które nam kupił, było warte około dwudziestu tysięcy złotych. Bardzo się z żoną ucieszyliśmy, ale nie tylko z samochodu. Po pierwsze, byliśmy szczęśliwi, że w końcu nie będzie kłótni w rodzinie. Po drugie, napawał nas dumą sukces wnuka. Po trzecie i najważniejsze, rozrzewnił nas gest Marka. Przecież świadczył o jego miłości do nas. To był jeden z najweselszych dni w moim życiu. I od razu pojechaliśmy tym nowym samochodem do córki w odwiedziny… 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA