„Moja córka to rozkapryszona królewna. Zostawiła takiego dobrego męża tylko dlatego, że zapisał się do klubu łowieckiego”

Moja córka zostawiła dobrego męża fot. Adobe Stock, New Africa
„Czy ona naprawdę nie może oka przymknąć na to, co chłop poza domem robi? A zresztą, cóż takiego wyczynia? Zdradza, pije, wstyd przynosi? Inna by dumna była, że mąż się w takim towarzystwie obraca, a jeszcze dziczyznę do domu przyniesie zamiast jakieś byle co z konserwantami z marketu!”.
/ 13.08.2022 21:30
Moja córka zostawiła dobrego męża fot. Adobe Stock, New Africa

Zima ma swoje dobre strony, choć jeszcze kilkanaście lat temu absolutnie bym się z tym nie zgodziła: znieść po prostu nie mogłam wymuszonego przez przyrodę i pogodę bezruchu! Ale wystarczyło trochę się zestarzeć, żeby to docenić – teraz długie wieczory spędzone z Waldkiem przy kominku są takie przyjemne! Nic człowieka nie goni, żadne obowiązki nie stoją u drzwi z wywieszonymi ozorami, dzieci są bezpieczne i na swoim… A jeszcze nic nam nie dolega, nic nas nie boli – jakby kto pytał i chciał uwierzyć, powiedziałabym, że to najpiękniejszy czas w życiu.

Lepszy nawet niż młodość

Dziś odpaliliśmy laptopa i słuchaliśmy na YouTube ulubionej muzyki, popijając wiśniówkę na zmianę z zieloną herbatą. Waldek znalazł film z występu Leonarda Cohena na wyspie White, zastygliśmy w błogostanie i rozmarzonych uśmiechach… Nagle przez dźwięki „Suzanne” przedarł się ryk silnika na podwórzu, potem szczekanie psa, a następnie już z sieni doleciało nas przekleństwo. Spojrzeliśmy na siebie skonsternowani: Jowita? I rzeczywiście.

Córa wpadła do pokoju wściekła jak za najlepszych czasów. Plecak rzuciła pod jedną ścianę, neseser, za którym wlókł się jakiś pasek, pod drugą, i stwierdziła, że jej małżeństwo właśnie przeszło do historii.

– A tam… – odzyskałam głos po pierwszym szoku. – Każdy się czasem poprztyka. Myślałaś, że zawsze będziecie sobie spijali z dziobków?

To nie ten przypadek, mamusia – wyszła do kuchni i wróciła po chwili z ogórkami kiszonymi, co zostały z kolacji. – Tu się rozchodzi o pryncypia, rozumiesz?

– Że jak? – Waldek podał jej chustkę, żeby ręce wytarła, bo już zdążyła się oblać wodą ze słoika.

– To mołdełca – wyjaśniła, żując ogórka. – Nołmalny mołdełca!

– Przemuś?! – zdziwiliśmy się.

A Jowita na to, że tak, on właśnie. I do tego cholerny krętacz, a nawet oszust, nie bójmy się tego słowa. W tamtym roku zgodziła się, żeby zapisał się do związku łowieckiego, bo jęczał, że dzięki temu nawiąże nowe kontakty, a poza tym on tak kocha las i dziką przyrodę. I nie ma żadnego hobby, a jakie inne mógłby mieć na takiej wsi?

– Cały rok jeździł na jakieś kursy, zwierzęta karmił zimą, paśniki budował – wyliczała. – Nawet mi się podobało, że jest taki… ekologiczny. Byłam dumna, że nie tylko ludzkie życie ratuje jako lekarz, ale ogólnie, wiecie, głęboki humanizm, poświęcenie dla wszystkich istot, te sprawy. I nagle wczoraj się okazuje, że mój kochany doktorek egzaminy zdał i na pierwsze polowanie się wybiera. Myślałam, że to żart!

– A… ale, córcia, taka jest tradycja, to nic złego, kochanie – Waldek wszedł jej w słowo.

– Jaka tradycja?! – ryknęła. – Żeby mi trupy do domu przynosić? Tak?!

– Jowitko…

– Jakbyś tatuś widział te bażanty… – rozpłakała się. – Jakie one były nieżywe. Boże! Na amen.

Musiałam jej krople uspokajające przynieść, bo aż spazmów dostała. A jak się już uspokoiła, to stwierdziła, że dała Przemkowi ultimatum: albo ona, albo polowania. Może sobie do paśników jeździć, broń jednak ma z domu zniknąć raz na zawsze, bo ona wyszła za człowieka, który ratuje życie, a nie odbiera. Leżałam potem w łóżku obok męża i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Spokój prysnął, sen nie nadchodził, zza ściany dochodziły odgłosy kolejnej próby nawiązania kontaktu telefonicznego przez Przemka…

Po cholerę on dzwoni i błaga?

Cztery lata są razem i jeszcze się nie przekonał, jaka jest uparta? Jakbym była nim, palcem bym nie kiwnęła, niech jaśnie pani pokrąży trochę między rodzicami a pracą… Szybko by jej obrzydło i sama by pobiegła do męża z powrotem. Mamy z Waldkiem trójkę dzieci, ale z ręką na sercu przyznam, że nigdy żaden z chłopaków nie dał mi w kość tak jak Jowita. Wiadomo, jako malcy byli nieznośni; ile to się człowiek namartwił, jak jeden z drugim znikali na całe dnie, ile nazłościł, gdy wracali brudni i pobijani… Ech, szkoda słów!

Ale potem obaj powyrastali z głupot i wyszli na prostą: pokończyli szkoły, Maciej nawet zrobił studia. Pożenili się, każdy ma niezłą pracę i człowiek już o ich los jest spokojny. Jowita w porównaniu z nimi była jak bomba z opóźnionym zapłonem. Niby cichutka, z nosem w książkach, taka myszka, co to zamiast chichrać się z koleżankami zbiera kwiatki i suszy je między kartkami książek albo skrobie wierszyki w kajecie… Ale nagle coś dziewczynie strzela do głowy i tadam! – musi na koncert do Krakowa albo zobaczyć wystawę w Gdańsku. I spróbuj kozie zabronić, to oknem ucieknie! Chłopcy zawsze kombinowali tak, żeby rodzic przynajmniej miał wrażenie, że coś od niego zależy, a ta wręcz przeciwnie: ona jest dorosła i sama wie najlepiej, co dla niej dobre!

Raz jej Waldek w nerwach wygarnął, że jak wyjdzie, to może nie wracać, na co prychnęła mu prosto w nos:

– Przykro mi, tatuś, ale masz obowiązek mnie utrzymywać, dopóki się uczę! Więc nie strasz mnie, dobrze?

Uparte to było jak osioł

Jak w końcu oświadczyła, że chce iść na studia do Warszawy, to człowiek nawet nie oponował. Niech idzie, byle dalej, przecież to nie na ludzkie nerwy się z taką użerać. W wielkim mieście trochę ją utemperowali, bo jak wracała na święta, to jakaś bardziej do ludzi podobna była, przyjaciół miała, gdyż z kimś w końcu do pracy za granicę w wakacje jeździła. Kartki tylko przysyłała, a to ze Szwecji, to z Niemiec, raz nawet była na Sycylii… Strasznie się Waldek stresował, że nam jakiegoś ojca chrzestnego stamtąd przywlecze, ale niepotrzebnie, bo akurat tamtego roku przywiozła malarza. Takie pięć groszy to było w kolorowych porciętach, włoski jak panienka… Gdzie by sobie ten Hieronimek z taką heterą poradził, jakby jej się znudziło maślanymi oczami w niego wpatrywać! Potem był muzyk, z którym przyjechała wielkim motorem, potem działacz, wreszcie jakiś historyk.

Przecież jej żaden chłopak nie weźmie za żonę, jak się będzie co pół roku z innym pokazywać! – zdenerwował się Waldek. – Weź, porozmawiaj z nią, Maryniu, niechże się dziewucha ustatkuje, bo już nas ludzie na języki we wsi biorą!

– A z kim niby ma się ustatkować? – wzruszyłam ramionami. – Przecież to nie są poważni kandydaci są! Jakby kto pytał, mów, że kuzyn albo co. Guzik zresztą kogo obchodzi, z kim Jowita się prowadza. Co to, książkę piszą?!

Postrzelona Jowita była zawsze, ale głupia nie, co się miałam na zapas martwić. Raz tylko chciałam z nią pogadać, czy wie, jak to robić, żeby w ciążę nie zajść… Spojrzała na mnie takim wzrokiem, że aż mi się gorąco zrobiło.

Będzie mi tu gówniara oczami przewracać!

W końcu się doczekałam Przemusia. Wiedziałam, że skończyły się żarty, jak volvo przed furtkę zajechało; takim wózkiem byle kto nie jeździ. Wysiadł wysoki brunet, drzwi Jowicie otworzył, po bukiet sięgnął…

– Przemek, moi rodzice – przedstawiła nas Jowita, a chłopak mnie w rękę buchnął.

Noooo… elegancja – Francja! Ulżyło mi, ale i smutno się zrobiło: teraz to już córa na wieś nie wróci, nie ma o czym marzyć. Czekała nas jednak miła niespodzianka, bo chłopak się nachwalić okolicy nie mógł. Cały czas powtarzał, jak pięknie wokół, że góry i jeziora, i rzeka – raj na ziemi!

– Ale pracy u nas nie ma – musiał się Waldek wtrynić z rewelacjami.

– Dla lekarza? – roześmiała się córa. – Tatuś!

Dziś, po czterech latach, aż trudno sobie wyobrazić, że Przemek kiedyś nie był członkiem rodziny. Taki dobry chłopak z niego! A zdolny – w przychodni go chwalą, od roku jest radnym w gminie, złego słowa nikt nie powie. Jowita też spokojna się zrobiła po ślubie, jakby ją ktoś odmienił; czego więcej można chcieć, jeśli mąż patrzy w żonę jak w obrazek, a wszystko układa się jak z płatka? Okazało się jednak, jak widać, że to za mało… Czy ona naprawdę nie może oka przymknąć na to, co chłop poza domem robi? A zresztą, cóż takiego wyczynia? Zdradza, pije, wstyd przynosi? Inna by dumna była, że mąż się w takim towarzystwie obraca, a jeszcze dziczyznę do domu przyniesie zamiast jakieś byle co z konserwantami z marketu!

Myślałam, że już kłopoty z córą mam za sobą, ale nie, szykuje się powtórka z rozrywki! Jak przemówić Jowicie do rozumu, jak przekonać, żeby doceniła, co ma, zamiast oczekiwać, że świat się nagnie do jej romantycznych i nieżyciowych oczekiwań? 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA