„Moja córka to egoistka. Zostawiła mnie samą z chorym mężem i wyjechała za granicę, żeby realizować swoje pasje”

Moja córka to egoistka fot. Adobe Stock, Pamela Au
– Przyślę ci trochę grosza na pielęgniarkę, dobra? – spytała tonem, z którego mogłam zrozumieć tylko jedno: moje dziecko nie zamierzało rzucić swojego fantastycznego życia i wrócić do chorego ojca i osamotnionej, przerażonej matki…
/ 29.11.2021 13:52
Moja córka to egoistka fot. Adobe Stock, Pamela Au

Mam tylko jedną córkę, kocham ją bardzo i chcę, żeby była szczęśliwa. Ale czy naprawdę musi szukać tego szczęścia na drugim końcu świata? Córeczko, tęsknimy za tobą z ojcem, potrzebujemy cię i prosimy: wróć do nas! Czekamy!

Czuję się opuszczona

Tydzień temu moje jedyne dziecko, moja ukochana córka wyjechała z Polski na drugi koniec świata. Nie byłam na to przygotowana, chociaż przecież powinnam przewidzieć, że tak się to skończy. Cieszyłam się, kiedy poszła na studia. Miałam wątpliwości, czy da sobie radę, bo biochemia to trudny kierunek.

– Ale ma przyszłość, mamo. Teraz w Polsce nie są potrzebni humaniści, ale biochemicy, informatycy – jeszcze dziś pamiętam, z jakim ogniem mówiła o nauce.

Ada zawsze miała wiele entuzjazmu w sobie. Za cokolwiek się brała, robiła to z pasją. Tak było z końmi. Kiedy pierwszy raz Rafał posadził ją w siodle, od razu widać było, że to jej żywioł. Tuż po swoich osiemnastych urodzinach zrobiła uprawnienia instruktora jazdy konnej.

Rok przed maturą poznała Michała, to on zaraził ją miłością do chemii. Na wakacje po pierwszym roku studiów polecieli do Anglii. Chłopak wrócił po dwóch tygodniach, Ada została do końca września. Znalazła pracę w jakiejś stadninie na południe od Londynu.

Kiedy wróciła, byłam szczęśliwa, że już wreszcie jest.

Stęskniłam się za córką

Przywiozła ze sobą sporo pieniędzy.

– Za rok znów pojadę. Może tam zostanę… – zwierzyła się, a ja struchlałam.

– Jak to zostaniesz? A studia?

Machnęła ręką z lekceważeniem, jakby to była najmniej ważna sprawa. Wróciła do szkoły, ale już coraz częściej nie chodziła na zajęcia. Egzaminy w sesji zimowej co prawda zdała, lecz o nauce mówiła z coraz większą niechęcią.

– A czemu to Michał nie wpada ostatnio? – zastanowiło mnie, że od kilku tygodni nie wspominała o swoim chłopaku.

– Michał? – odpowiedziała pytaniem, zmarszczyła brwi, jakby musiała sobie przypomnieć kogoś z dawnych lat. – Nie wiem, co z Michałem.

Drążyłam dlaczego. Czy się pokłócili? Byli przecież parą.

– Już nie jesteśmy.

W czerwcu przełożyła egzamin na późniejszy termin, bo wpłaciła opłatę za kurs instruktorski jazdy konnej w Niemczech.

– Nie mam czasu na egzaminy… – widząc moje zdziwienie, dodała: – To moje życie i to ja będę decydować, co robię, okej?

Nic nie dały protesty, ani moje, ani Rafała. Ada wyjechała do tych Niemiec i unikała z nami kontaktów. Raz na tydzień dawała znać, że żyje, że jest świetnie. Kurs skończyła z doskonałym wynikiem, z miejsca dostała pracę.

– W Polsce nigdy bym tyle nie zarobiła, nawet po studiach – chwaliła się.

Nie pojawiła się na egzaminie, który przełożyła na wrzesień, nie wróciła w październiku ani listopadzie… Zaczął się grudzień, a ona nie wspominała o przyjeździe na święta.

Coraz bardziej się martwiłam

Tuż przed świętami Rafał miał udar. Do końca roku leżał w szpitalu. Kiedy go wypisali, byłam w rozpaczy. Mąż miał problemy z mówieniem, niedowład lewej ręki, lewa noga pozostała nie w pełni sprawna.

– Aduś, wracaj, musisz mi pomóc, córeczko – prosiłam.

– Przyślę ci trochę grosza na pielęgniarkę, dobra? – spytała tonem, z którego mogłam zrozumieć tylko jedno: moje dziecko nie zamierzało rzucić swojego fantastycznego życia i wrócić do chorego ojca i osamotnionej, przerażonej matki…

Rehabilitacja niewiele dała. Rafał chodzi, ale zamknął się w sobie, nie chce oglądać ludzi, z nikim rozmawiać, bo teraz jego mowa już nie jest taka jak kiedyś. A ja z coraz większym trudem znoszę izolację, na jaką skazała nas jego choroba.

Ucieszyłam się, kiedy Ada wróciła do domu. To była wspaniała niespodzianka. Byłam pewna, że zostanie, że już będę ją zawsze miała blisko siebie. Kiedy ostatni raz dzwoniła, mówiła, że kupi mieszkanie pod Warszawą, blisko stadniny, będzie dalej uczyć konnej jazdy…

Tak mówiła. A potem, ni z tego ni z owego, przyszła do domu z wielką walizką.

– Wybierasz się gdzieś, córeczko?

– Dostałam pracę w Quebecku…

– Ależ to jest Kanada! Za oceanem…

Na nic zdały się moje szlochy, błagania, protesty. Nawet choroba Rafała nie powstrzymała Ady przed wyjazdem.

– No przecież ojca nie trzeba pielęgnować, daje radę… A zresztą, nawet gdyby potrzebował opieki, to już mówiłam: kasy wam nie zabraknie.

– Ale my cię kochamy, chcemy cię mieć blisko, no bliżej… choćby w Niemczech.

– Ja też was kocham, nie ma znaczenia, czy jestem tu, w Niemczech czy Kanadzie. I pojechała…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA