„Moja córka rzuciła szkołę, bo rzekomo ją ograniczała. Swoją podróż za rozumem skończyła z brzuchem”

Matka z nastolatką fot. iStock by GettyImages, Maskot
„Postąpiła naiwnie i lekkomyślnie, ale nie mogłam jej za to karać. Chciała poszerzyć horyzonty i zdobyć nowe doświadczenia. Teraz będzie miała okazję, bo macierzyństwo to największe wyzwanie dla każdej kobiety”.
/ 14.02.2024 19:15
Matka z nastolatką fot. iStock by GettyImages, Maskot

Odkąd tylko pamiętam, wszystko robiłam z myślą o córce. Chciałam wychować ją na rozsądną, zaradną kobietę, która zdobędzie wykształcenie i zawód zapewniający względnie stabilną przyszłość. Człowiek planuje, a Bóg się śmieje.

Gdy dzieci dorastają, rodzice przestają mieć na nie wpływ. Za wszelką cenę starałam się wybić jej z głowy decyzję o tym przeklętym wyjeździe. Na próżno. Nie posłuchała mojej rady, więc teraz na własnych barkach odczuje ciężar samotnego macierzyństwa.

Chciałam wybić jej z głowy ten pomysł

– Co to znaczy, że rzucasz szkołę i nie podchodzisz do matury? – zapytałam oburzona, gdy Sylwia poinformowała mnie o swoich planach. – Do reszty ci odbiło? Nie pozwalam! Zapomnij o tym pomyśle i im prędzej to zrobisz, tym lepiej dla ciebie.

– Mamo, ja nie pytam cię o zgodę. Informuję tylko o swoich planach.

– Czy ja nie wyrażam się jasno? Nie ma mowy! Nie lecisz do żadnego Nepalu i kropka.

– To już postanowione i ty nie masz na to żadnego wpływu. Jestem pełnoletnia i mogę sama o sobie decydować. Poza tym zamierzam lecieć za swoje. Nie powstrzymasz mnie, choćbyś bardzo tego chciała – rzuciła i wyszła z mieszkania, trzaskając drzwiami.

Wróciła dopiero wieczorem i od razu zaczęła pakować swoje rzeczy. Planowała wylecieć za dwa dni. Miałam więc niewiele czasu, by wyperswadować jej ten pomysł. Zakazem nie mogłam zmusić jej do kontynuowania nauki. Postanowiłam więc podejść do tego na spokojnie i z chłodną głową.

– Powiedz mi, córeczko, od jak dawna to planowałaś? – zapytałam opanowanym tonem.

– Od trzech lat. To dlatego pracowałam w każde wakacje i dorabiałam w wolnych chwilach.

– A co takiego jest w tym Nepalu, że dla tego wyjazdu chcesz rzucić naukę?

– Mamo, ty tego nie zrozumiesz.

– Spróbuj więc wyjaśnić mi to.

– Powiem to najprościej, jak potrafię. Szkoła mnie ogranicza. Ogranicza mnie świat, w którym żyjemy. Z każdej strony ktoś próbuje nami manipulować. Wszyscy jesteśmy bombardowani niepotrzebnymi informacjami. Wmawia się nam, że wiedza zawarta w szkolnych podręcznikach jest jedyną, której nam potrzeba. Próbują nas przekonać, że istnieje jedyny słuszny model życia. Mamy uczyć się, potem pracować, zarabiać i wydawać coraz więcej na rzeczy, których nie potrzebujemy. Mamy być jak zaprogramowane cyborgi, żyjące tak, jak się im każe. Ja tak nie chcę.

– Źle do tego podchodzisz. To, co mówisz...

– Nie ma sensu, czy tak? – przerwała mi, dokańczając mój wywód. – I widzisz, od zawsze wmawiano ci, że masz tak żyć, a ty w to uwierzyłaś. Powinnaś zrozumieć, mamo, że istnieje inny świat niż zachodni. W Nepalu mieszkają inni ludzie. Nie nastawiają się na konsumpcjonizm, a na doznania duchowe. Ich wiedzą jest suma doświadczeń, a nie zakłamujące prawdę treści z podręczników. Żyją w zgodzie z naturą. Mają niewiele, bo niewiele potrzebują. Właśnie tym jest dla mnie szczęście.

– Sylwia, zrozum. Tych ludzi po prostu ominął postęp. Nasza cywilizacja jest inna. Nie poradzisz sobie w ich świecie.

– To twoja opinia. Ja wierzę... – przerwała i zamyśliła się na chwilę. – Nie, ja wiem, że dam sobie radę.

– I co zamierzasz tam robić?

– Będę łapać zlecenia na projekty stron internetowych. Zdalna praca to chyba jedyna jasna strona postępu. Jestem w tym dobra, więc spokojnie się utrzymam.

– Czyli nie masz żadnego konkretnego planu. Przecież to nieodpowiedzialne.

– I widzisz, właśnie tym się różnimy. Ja nie muszę wszystkiego planować, bo doskonale wiem, że nie da się rozpisać na kartce całego swojego życia i konsekwentnie realizować każdego punktu.

Gdy to mówiła, zobaczyłam w jej oczach niebywałą determinację. Wtedy już wiedziałam, że nie mogę wpłynąć na jej decyzję. Uparła się i żadna siła nie mogła powstrzymać jej przed tym wyjazdem.

– Na jak długo chcesz wyjechać?

– Na rok, może na dwa. Po prostu nie wiem. Z Nepalu udam się do Indii, a stamtąd do Pakistanu. A dalej... zobaczymy.

– Obiecaj mi, że po powrocie zdasz maturę i pójdziesz na studia.

– Nie mogę, ale obiecuję, że zastanowię się nad tym.

Odchodziłam od zmysłów

Dwa dni później odwiozłam Sylwię na lotnisko. Po powrocie do domu nie mogłam przestać płakać. Jak ona mogła postąpić tak lekkomyślnie? Przejmowałam się szkołą, ale na sercu leżało mi przede wszystkim jej bezpieczeństwo. Przecież Azja Południowa to zupełnie inny świat! A jak coś się jej stanie? Kto udzieli jej pomocy?

Gdy wylądowała, dostałam od niej MMS-a przedstawiający niesamowity krajobraz. Napisała, że jest wspaniale, znacznie lepiej, niż sobie wymarzyła. Następna wiadomość to było selfie, do którego pozowała z grupą miejscowych.

Dopiero co wylądowała, a już zawierała nowe znajomości. Nie uspokoiło mnie to. Przeciwnie. Przecież teraz tyle słyszy się o porwaniach dla okupu. Dla tamtejszej ludności każda Europejka może wyglądać jak milionerka. A przecież ja żyję ze skromnej pensji kasjerki i wychowuję córkę samotnie! Z czego miałabym zapłacić? Wyobraźnia podsuwała mi najróżniejsze obrazy, a każdy kolejny był gorszy od poprzedniego.

Martwiłam się, ale obiecałam sobie, że nie będę wywierała na niej presji. W końcu jako pełnoletnia kobieta, Sylwia ma prawo decydować o sobie. „Nie przeżyjesz życia za swoje dziecko” – powtarzałam w myślach. Jednak gdy wracałam z pracy do pustego mieszkania, trudno było mi powstrzymać potok łez. Tęsknota i troska były nie do zniesienia.

W końcu nie wytrzymałam i napisałam: „Córeczko, błagam cię. Wracaj już do domu. Nie tam, a tutaj jest twoje miejsce”. W odpowiedzi wysłała mi wiadomość ze zdjęciem, na którym pozowała w tradycyjnym nepalskim stroju, gdzieś w górskiej wiosce. Napisała: „Jak mogłabym wrócić, skoro tutaj jest tak pięknie?”. Wyglądała na szczęśliwą. Wtedy zaczęłam się godzić z myślą, że Sylwia może już nie chcieć wrócić do Polski.

Płakałam ze szczęścia

Wielka podróż mojej córki trwała już pół roku. Kontaktowała się ze mną raz w tygodniu, w każdą sobotę. Byłam jej za to wdzięczna. Gdyby nie te krótkie wiadomości, pewnie oszalałabym ze zmartwienia.

Gdy dzwonek telefonu oznajmił nadejście nowego SMS-a, spodziewałam się kolejnych zachwytów nad tamtejszą przyrodą i pochwał miejscowej ludności. Otworzyłam wiadomość. Chwilę później telefon wysunął mi się z dłoni. Pospiesznie podniosłam aparat z podłogi i jeszcze raz przeczytałam, co napisała mi córka, tym razem na głos. „Wracam za trzy dni”.

Nie chciałam żadnych wyjaśnień. Nie w tamtej chwili. Ważne było tylko to, że niebawem znów zobaczę moją córeczkę. We wiadomości zwrotnej zapytałam tylko, czy jest cała i zdrowa. Odpowiedziała, że wszystko jest w porządku i że mam się nie martwić. To mi wystarczyło.

Pojechałam po Sylwię na lotnisko. Gdy ją zobaczyłam, stało się dla mnie jasne, dlaczego postanowiła zakończyć wyprawę i wrócić do domu. Mimo że miała na sobie wiatrówkę, nie mogłam nie zorientować się, w jakim jest stanie. Wciąż jeszcze niewielki ciążowy brzuch wystarczająco wyraźnie odznaczał się pod cienkim materiałem. 

Podeszła i nieśmiało mnie objęła, jakby spodziewała się, że moją pierwszą reakcją będzie złość. Ja jednak nie mogłam się złościć. Byłam szczęśliwa, że Sylwia jest już w domu.

– Dobrze cię widzieć, mamo – wyszeptała łamiącym się głosem.

– Tak się cieszę, skarbie. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi ciebie brakowało.

– Mi ciebie też.

– Na pewno konasz z głodu. Jedźmy już do domu.

W drodze z lotniska nie zapytałam o ciążę. To nie był odpowiedni czas. Uznałam, że sama o wszystkim powie, gdy będzie gotowa.

Wróciła z brzuchem

– Jak było w Azji? – zapytałam, gdy usiadłyśmy do obiadu.

– Właściwie nie ma o czym mówić – stwierdziła, nie podnosząc oczu znad talerza.

– Skarbie, nie było cię pół roku. Na pewno przywiozłaś mnóstwo ciekawych historii.

– Mogę tylko powiedzieć, że miałaś rację. To naprawdę jest inny świat. Inny, niż sobie go wyobrażałam. Ludzie w większości są tam tacy, jak wszędzie. Chciwi i zaślepieni chęcią zysku. Zrobią wszystko, żeby zarobić na turystach. 

– A ciąża? – zapytałam. Widziałam, że jeżeli sama nie poruszę tego tematu, Sylwia nie zdobędzie się na odwagę.

– Więc zauważyłaś?

– Oczywiście, że tak.

Sylwia opowiedziała mi wszystko. Ojcem jej dziecka jest chłopak, którego poznała w Indiach. Myślała, że znalazła miłość. Tymczasem ten perfidny drań chciał ją tylko wykorzystać. Założył się z kolegami, że zabawi się z naiwną turystką. Następnego dnia przepadł jak kamień w wodę.

– Proszę bardzo. Możesz teraz powiedzieć, jaka jestem głupia i że mam radzić sobie sama.

– Skarbie, niczego takiego ode mnie nie usłyszysz.

Jak mogłabym zostawić ją samą sobie? Przecież to moje dziecko. Rzeczywiście, nie słuchała moich rad. Za nic miała moje przestrogi. Postąpiła naiwnie i lekkomyślnie, ale nie mogłam ją za to karać. Chciała poszerzyć horyzonty i zdobyć nowe doświadczenia. Teraz będzie miała okazję, bo macierzyństwo to największe wyzwanie dla każdej kobiety.

– Więc mogę na ciebie liczyć? Nawet pomimo mojego uporu w sprawie tego przeklętego wyjazdu?

– No jasne! Zapomnijmy o tym, co było i skupmy się na tym, co będzie. Razem na pewno sobie poradzimy.

Czytaj także:
„Zakochałem się w córce przyjaciela. Kiedyś zmieniałem jej pieluchy, dziś zdejmuję z niej stanik”
„Moja żona była zimna jak nóżki w galarecie. Ogrzewałem się w ramionach innej i dostałem nauczkę”
„Miałam 16 lat, gdy na świat przyszedł mój syn. Ojciec kazał mi go oddać, a ja nie protestowałam”

Redakcja poleca

REKLAMA