Ktoś mógłby powiedzieć, że się czepiam i szukam dziury w całym. Ważne, że moja córka jest szczęśliwa. Ale ja mam poważne wątpliwości, czy tak jest naprawdę…
Dorota nadęła się, że nie chcę przełożyć imienin.
– Wiesz dobrze, mamo, że Michał jest w soboty zajęty, więc mogłaś urządzić imieniny w piątek. Wtedy przyszlibyśmy oboje i nie byłoby sprawy – powiedziała z wyrzutem.
Przypomniałam córce, że to już byłby trzeci raz, kiedy ja dostosowuję się do jej partnera i organizuję przyjęcie wtedy, kiedy on nie zajmuje się swoimi dziećmi.
– Nic na to nie poradzę, taki jest układ. Jeśli nie przełożysz, ja też nie przyjdę – oświadczyła i rozłączyła się.
Ta sytuacja bardzo mnie już męczy
Chociaż nie chcę konfliktów z córką, to coraz częściej nie umiem się z nią porozumieć, nawet w najbardziej błahych sprawach. Niestety, powodem wszystkich zadrażnień między nami jest partner mojej córki. Nawet nie mogę go nazywać jej narzeczonym…
Dorota związała się z Michałem cztery czy pięć lat temu. Pracowała wtedy w pewnym przedsiębiorstwie handlującym maszynami budowlanymi. Była świeżo po rozwodzie z Darkiem. Mój zięć był okropnym typem: lekkoduch i babiarz. W sumie nie rozpaczałam za nim. Szkoda mi tylko było, że Dorota, mimo skończonych trzydziestu pięciu lat, nie zdążyła urodzić dziecka.
Łudziłam się jednak, że jeszcze spotka odpowiedniego człowieka, z którym założy prawdziwą rodzinę. Moja córka zawsze podobała się mężczyznom. Miała to coś, co sprawiało, że oglądali się za nią na ulicy. Poza tym była zadbana, zawsze dobrze ubrana. To się liczy, gdy kobieta szuka partnera.
Jestem pewna, że do dziś byłaby już szczęśliwą mężatką i być może miałaby już własne dzieci, gdyby nie ten cały Michał. Był jakimś ważnym wiceprezesem w firmie, w której pracowała Dorota.
Wpadła mu w oko na wyjeździe integracyjnym
Nie znam szczegółów, bo moja córka nigdy mi o tym poznaniu nie opowiadała. Dość, że po dwóch miesiącach od tego wyjazdu Dorota zamiast awansować – na co liczyła – została zwolniona.
Próbowałam się dowiedzieć od córki, z jakiego powodu dostała wypowiedzenie i czy ten cały jej wiceprezes nie mógł jakoś zadziałać, pomóc i nie dopuścić, żeby straciła pracę, ale usłyszałam jedynie, że to są sprawy między nią a jej partnerem i nie powinnam się wtrącać.
Przez kilka miesięcy szukała nowej pracy. Wiedziałam, że ma z czego żyć, bo zdążyła sporo zaoszczędzić. Mimo to, martwiłam się o nią. Po jakimś czasie zorientowałam się, że po prostu w tamtej firmie się komuś naraziła i dla dobra swojego ukochanego Michała musiała się zwolnić sama. Jedna z moich kuzynek, Zuzanna, która pracowała w tej samej branży co Dorota, powiedziała mi kiedyś, jak sobie trochę wypiła:
– Twoja córunia za bardzo się obnosiła ze swoim romansem, no i w końcu wyleciała. Bo, wiesz, Alinko, jak się sypia z szefem, to trzeba to robić dyskretnie…
Obraziłam się wtedy na kuzynkę, powiedziałam, że pewnie z zazdrości takie rzeczy wygaduje, bo jej się w życiu nie ułożyło, a Dorota zawsze miała powodzenie u mężczyzn. Jednak ta informacja nie dawała mi spokoju, więc zwyczajnie zapytałam Dorotę, o co w tym wszystkich chodzi.
– Jak się chce mieć przy sobie wartościowego człowieka, to trzeba ponosić ofiary. Michał nie mógł się zgodzić, żebyśmy pracowali w jednej firmie. Właśnie z powodu takich typów jak Zuzanna… Gadają, są zawistni… Zresztą, sama, mamo, wiesz najlepiej, jacy są ludzie.
Było mi trudno zrozumieć, dlaczego związek tych dwojga miałby komuś przeszkadzać. Cóż złego w tym, że się pokochali? Każdy ma do tego prawo. była z nim już kilka miesięcy, a ja wciąż nie miałam okazji poznać wybranka mojej córki. Za każdym razem, gdy chciałam, aby odwiedzili nas razem, słyszałam jakieś wymówki: a to że Michał nie ma czasu, że akurat wyjechał służbowo… Krótko mówiąc, nie było okazji.
Dorota nie wspominała też nic o żadnym ślubie, więc pomyślałam nawet, że ta znajomość nie ma perspektyw i przestałam córkę nękać.
Ich związek wciąż jednak trwał
Jesienią tamtego roku na imieniny Witolda, mojego męża, zaprosiliśmy przyjaciół, mojego szwagra z żoną i jak zwykle spodziewaliśmy się Zuzanny. Zdążyłam wybaczyć kuzynce jej niestosowne zachowanie i nasze relacje wróciły na dawne tory. Zresztą Zuzanna była mi bardzo bliska i zdążyłam się przyzwyczaić do jej niewyparzonego języka i bezceremonialnego sposobu bycia.
Poza tym była zawsze życzliwa, biegła z pomocą, gdy jej człowiek potrzebował i miała niezwykły dar słuchania i wczuwania się w cudze kłopoty. Dziś nieczęsto się to zdarza.
Przyjęcie miało się odbyć w sobotę. Zadzwoniłam do córki i powiedziałam, że razem z tatą zapraszamy również pana Michała. Tymczasem Dorota oświadczyła, że w sobotę Michał nie przyjdzie, i domagała się, abym wszystko przełożyła na piątek lub na następny tydzień.
– Ależ córeczko, jak ty sobie to wyobrażasz, że teraz wszystko będę odkręcać? Tata już do wszystkich dzwonił i umawialiśmy się na sobotę.
– Albo przełożysz, albo ja nie przyjdę – kategorycznie stwierdziła Dorota.
Przełożyliśmy z Witkiem imprezę
Co prawda żona mojego szwagra nie mogła przyjść, bo miała dyżur w szpitalu, ale trudno. W końcu zależało mi na obecności własnej córki i jej partnera. Pamiętam, jaka byłam podekscytowana przed tym spotkaniem. Dotąd tylko słyszałam o Michale od córki.
Chwaliła go, że jest bardzo przystojny, świetnie się zna na wielu sprawach i można z nim rozmawiać na każdy temat. No a poza tym jasne było, że to człowiek zamożny, bywały w świecie. Starałam się więc, aby wszystko było przygotowane na tip top.
Nie przypadliśmy sobie z panem Michałem do gustu. Przede wszystkim byłam zaskoczona wiekiem wybranka mojej córki. Najwyraźniej dawno przekroczył już pięćdziesiątkę, a więc była między nim a moją córką różnica prawie 20 lat! Sądząc po manierach, był przyzwyczajony, aby go obsługiwać.
Moja córka wychodziła wprost ze skóry, żeby mu dogodzić, a on wszystko przyjmował jakby mu się należało. Do Doroty odzywał się zdawkowo, i w ogóle nie był zanadto uprzejmy ani rozmowny… Gdy mój mąż zapytał go o hobby, stwierdził, że lubi podróżować. Wymienił kilka krajów, do których zamierzał wybrać się w najbliższym czasie.
Była wśród nich Japonia. Aż podskoczyłam do góry, gdy to usłyszałam, bo przecież Dorota zawsze marzyła o tym, żeby zobaczyć kraj kwitnącej wiśni.
– Ale ja nie jadę z Dorotą. Wybieram się tam z dziećmi – uciął krótko.
– Z dziećmi? – spojrzałam na córkę, ale ona była wpatrzona w swój talerz i nic nie powiedziała.
– Tak, z synem i z córką – doprecyzował pan Michał.
Zuza zauważyła, że ta informacja mnie zszokowała
Wzięła mnie za rękę i zaproponowała pomoc w przygotowaniu herbaty i deserów dla gości. W kuchni, nie pytając o nic, wyjęła ze swojej torebki jakieś proszki i podała mi jeden. Połknęłam i popiłam wodą. Kuzynka zajęła się krojeniem ciasta, a ja siedziałam otępiała. W końcu spytałam.
– Wiedziałaś?
– Tak. Facet jeszcze się nie rozwiódł. Sprawa jest w sądzie, ale matka jego dzieci domaga się dużych alimentów. Michał poza tą dwójką ma jeszcze kilkuletniego synka. W sumie trójka…
Kuzynka zdradziła mi jeszcze kilka szczegółów, z których wynikało, że rodzinę Michała rozbiła moja córka. Byłam zdruzgotana. Nie wyobrażałam sobie, że moje dziecko jest zdolne do takiego postępowania. Sama nie tak dawno czuła się porzucona, odtrącona przez mężczyznę, któremu ufała, którego kochała i z którym planowała przyszłość. Płakała, że zostawił ją dla młodszej dziewczyny, a teraz co?
Sama jest przyczyną rozpadu rodziny?
Zabrała ojca dzieciom? Nie mogłam w to uwierzyć. Tym bardziej że trudno mi było pojąć, czym ten gburowaty sobek ujął moją córkę. Kilka dni po imieninach Witka pojechałam do Doroty, żeby się z nią rozmówić. Miałam jeszcze nadzieję, że rewelacje Zuzanny nie są do końca prawdziwe. Tyle plotek krąży przecież w różnych środowiskach, może więc i tym razem to wszystko było wyssane z palca.
Niestety. Córka rozwiała moje złudzenia. Usłyszałam, że żona Michała nigdy go nie rozumiała i że on już od dawna myślał o rozwodzie. A kiedy spotkał Dorotę, zrozumiał, że nadszedł czas, aby się wreszcie wyzwolić z tego żałosnego związku. Przy Dorocie poczuł, że jeszcze tyle jest przed nim, odmłodniał, nabrał chęci do życia.
– Nic dziwnego! – aż gotowałam się ze złości na naiwność córki. – Nie widzisz, że ten związek nie ma przyszłości, córeczko?
Dorota jednak nie zamierzała mnie słuchać. Po pierwsze – podobno kochała Michała, a po drugie – stwierdziła, że teraz, kiedy zarabia grosze, nie zostawi swojego bogatego kochanka, bo przywykła do wysokiego standardu życia, a on jej go zapewnia.
– Ale za to traktuje cię jak powietrze, nawet jednym gestem nie zdradza żadnego do ciebie uczucia. To wygląda jakbyś sprzedawała mu swoje ciało! – grzmiałam. – Jak się z tym czujesz, córeczko? – pytałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi.
Od tamtego przyjęcia upłynęły ponad dwa lata.
Michał dostał rozwód, płaci wysokie ponoć alimenty
Nadal zajmuje dobre stanowisko, zarabia krocie, stać go więc i na alimenty i na moją córkę, która uparcie twierdzi, że kocha Michała. Dorota zbliża się do czterdziestki i nie zanosi się, aby planowała założyć rodzinę. Jej partner nie chce mieć więcej dzieci.
– Michał ma już 57 lat. Wyobrażasz sobie, żeby facet w tym wieku odprowadzał dziecko do przedszkola? – spytała mnie ostatnio córka.
Nie, nie wyobrażam sobie. Tak samo, jak nie mogę wyobrazić sobie, że Dorota jest z tym człowiekiem szczęśliwa.
– A co to jest szczęście, mamo? – pyta drwiąco, chociaż wiem, o jakim szczęściu marzyła kiedyś.
Gdy była jeszcze mężatką, nieraz mówiła, że chce mieć normalną rodzinę: dwoje lub troje dzieci… To prawda, że z Darkiem to była pomyłka, ale teraz jest jeszcze gorzej. na razie szczęście mojej córki jest mierzone ilością nowych drogich ciuchów, szałowych butów i torebek, kolejnymi wycieczkami na Seszele lub inne Malediwy.
Oczywiście pod warunkiem, że Michał nie zabiera tam swoich dzieci.
Bo moja córka nawet ich dotąd nie poznała
Jej partner twierdzi, że nie chcą znać kobiety, która im zabrała ojca. Czy można się im dziwić? Ja chyba je rozumiem.
– A więc nie przełożysz imienin, Alinko – mój mąż bardziej stwierdza fakt niż zadaje pytanie.
– Nie, Witusiu, nie ma takiej potrzeby – mówię przekonana, że mąż nie ma mi tej decyzji za złe.
Przyzwyczailiśmy się z mężem do układu, w jakim tkwi nasze jedyne dziecko, ale to nie znaczy, że go zaakceptowaliśmy. Naszym zdaniem Dorota zasłużyła na coś więcej niż rolę służącej u boku bogatego pana i wciąż staramy się jej to uświadomić.
Boję się jednak, że kiedy wreszcie to zrozumie, będzie dla niej za późno. Obawiam się również, że choć może do końca życia swojego partnera będzie się nim opiekować, to nigdy nikt jej za tę opiekę nie podziękuje.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”