„Mąż latami traktował mnie jak worek treningowy. Pokornie znosiłam bicie i upokarzanie, bo bałam się go zostawić...”

mąż bije żonę fot. Adobe Stock, sdecoret
„Dlaczego nie odeszłam? Zajrzałam w głąb siebie, żeby odszukać odpowiedź na to pytanie. I w końcu znalazłam. Wydawało mi się, że kiedy spróbuję odejść, on może zrobić mi krzywdę. Byłam przekonana, że nie dam sobie rady sama w życiu, rozwód będzie koszmarem, moja rodzina będzie na mnie zła i już nigdy nie spotkam mężczyzny, który mnie zechce”.
/ 19.10.2022 17:15
mąż bije żonę fot. Adobe Stock, sdecoret

Pierwszy raz uderzył mnie po trzech latach małżeństwa, które uznawałam za bardzo udane. Wcześniej byliśmy ze sobą cztery lata, mieszkaliśmy razem dwa. Wydawało mi się, że znam go wystarczająco długo, by stwierdzić, do czego ktoś jest zdolny.

To był piątek, koniec dnia. Przed nami był weekend, który zamierzaliśmy spędzić na działce u moich rodziców. Chcieliśmy pojeździć na rowerach, a wieczorem zrobić grilla i wypić jakieś dobre winko. Karol bardzo potrzebował oddechu, ponieważ w pracy od kilku miesięcy miał trudny czas. Firma przeżywała kłopoty, były cięcia w zatrudnieniu i ci, co pracowali, walczyli o przetrwanie. Karol zrobił się nerwowy i mniej cierpliwy, chociaż na początku starał się tego nie okazywać.

Zaczęłam go usprawiedliwiać

Umówiłam się z nim rano, że z pracy pojadę bezpośrednio na działkę. Wszystko, co potrzebne na weekend, miałam w samochodzie. On miał dojechać po pracy. Czekałam na niego do późna w nocy. Oczywiście już koło siódmej zaczęłam się niepokoić. Dzwoniłam, ale jego komórka nie odpowiadała. Koledzy z pracy powiedzieli mi, że miał jakąś nieprzyjemną rozmowę z szefem i wyszedł z firmy koło piętnastej.

Dostał wypowiedzenie? – spytałam, wiedząc już, co się wydarzyło.

Jak większość małżeństw mieliśmy kredyt mieszkaniowy i gdzieś w głębi duszy w każdej minucie martwiliśmy się, czy nie stanie się coś, co sprawi, że nie będziemy w stanie go spłacać. Typowy współczesny koszmar. Nie byliśmy co prawda już tacy młodzi, ja kilka miesięcy wcześniej skończyłam trzydzieści pięć lat, Karol trzydzieści osiem, ale nie można było mówić, że byliśmy zabezpieczeni finansowo.

Martwiłam się o męża. Obdzwoniłam rodzinę, ale nikt nic nie wiedział. W końcu złamałam się i po dwudziestej drugiej zaczęłam dzwonić po szpitalach i na policję. Umierałam z niepokoju. Oczywiście na jego komórce zostawiłam tyle wiadomości, że mu się skrzynka zapchała.

Przyjechał o pierwszej w nocy. Był pijany i od progu zaczął się awanturować, że obdzwaniam przyjaciół i rodzinę, robiąc mu obciach. Przecież jest dorosłym facetem, który jak ma ochotę pójść się napić, to nie musi nikogo pytać o zgodę.

– Przecież mogłeś mi wysłać esemesa, żebym się nie martwiła – udało mi się w końcu wtrącić.

– Bez twojej zgody już nawet kroku nie mogę zrobić? – rozdarł się. – Traktujesz mnie jak dziecko i to przez ciebie nie mogę być mężczyzną, bo mnie mentalnie kastrujesz. Mam tego dosyć – zawył i wtedy poczułam, jak jego pięść ląduje mi na twarzy.

Na filmach ktoś dostaje, otrząsa się i podnosi, by dostać więcej, lub by ukarać napastnika. Ja poczułam, jak mój mózg rozbija się o czaszkę, a przed oczami wybuchła mi supernowa. Straciłam równowagę, runęłam jak długa na ziemię, a światło nagle zgasło. 

Nie wiem, ile czasu minęło, zanim odzyskałam przytomność. Wszystko mnie bolało, ledwie się ruszałam. Wezwałam pogotowie. Okazało się, że musiał mnie skopać, bo miałam połamane żebra i problem z nerkami. Policjantom zeznałam, że w nocy na działce pojawili się włamywacze i to oni tak mnie urządzili. Nie mogłam powiedzieć, że to zrobił mój mąż. Dlaczego? Długo się nad tym zastanawiałam. Trochę mu współczułam. Utrata pracy musiała go tak strasznie załamać, że pękł. Nie był sobą. „Muszę mu dać szansę, by doszedł do siebie” – myślałam.

Poza tym było mi wstyd. Zamiast go wesprzeć, miałam do niego pretensje, że nie zadzwonił. No i ta sprawa z kastracją. Od początku małżeństwa staraliśmy się o dziecko. Kilka miesięcy wcześniej zrobiliśmy badania i wyszło, że plemniki Karola są mało ruchliwe i nie jest ich zbyt dużo. Nie, żeby był bezpłodny, ale z pewnością nie ułatwiało to sprawy. Właśnie wtedy w firmie męża zaczęło się źle dziać i dziecko zeszło na plan dalszy. Jednak w podświadomości Karola sprawa wciąż się kotłowała i jak potem powiedział psycholog, mój mąż musiał znaleźć winnego swojej niemocy. I tym kimś zostałam ja.

Tak się zaczęło. Gdy Karol wytrzeźwiał i dowiedział się, co zrobił, był zrozpaczony. Wiadomo było bez słów, że to jednorazowy wybryk. Przynajmniej tak myśleliśmy. Jednak coś się w nim złamało, jakieś drzwi zostały otwarte i z wyglądającej zza nich ciemności zaczęły wydostawać się demony.

Bałam się, że nie dam sobie rady sama

Trzy lata później bicie i maltretowanie psychiczne było u nas już na porządku dziennym. Po roku przestał przepraszać. Mister Hyde, który kiedyś pojawiał się sporadycznie, teraz zadomowił się w jego duszy na stałe. Czy moja rodzina wiedziała? Pilnowałam, żeby nic do nich nie dotarło. Nie chciałam, żeby źle myśleli o mężczyźnie, którego kochałam i sobie wybrałam. Tak sobie to tłumaczyłam. A może miałam nadzieję, że on to zauważy i będzie wdzięczny i znów będzie jak dawniej?

Pewnego dnia jechałam pociągiem, w przedziale byłam ja i zakonnica w średnim wieku. Jakoś tak wylało się ze mnie. I ta zakonnica spytała mnie, dlaczego nie odejdę. Popatrzyłam na nią zdziwiona. Siostra w habicie zadaje mi takie pytanie?

Przecież to mój ślubny mąż – odparłam zbita z tropu.

Patrzyła na mnie przez chwilę, westchnęła, ale nie skomentowała.

Jednak to pytanie zakonnicy i jej reakcja nie pozostały bez echa. Zajrzałam w głąb siebie, żeby odszukać na to pytanie prawdziwą odpowiedź. I w końcu znalazłam. Nie przyszło mi to do głowy, bo się bałam. Wydawało mi się, że kiedy spróbuję odejść, on może zrobić mi krzywdę. Byłam przekonana, że nie dam sobie rady sama w życiu, rozwód będzie koszmarem, moja rodzina będzie na mnie zła i już nigdy nie spotkam mężczyzny, który mnie zechce.

Te różne źródła lęku przed odejściem mnożyły się. Były ich dziesiątki, a jedno głupsze od drugiego. Teraz to widzę, ale wtedy byłam przekonana, że są jak najbardziej prawdziwe i tak po prostu musi być. Taki mój los. Karma. Przeznaczenie. Cokolwiek.

Jakiś czas później, może dwa tygodnie, może miesiąc, znów mnie pobił. Nie pamiętam za co. Zapłakana, słysząc za sobą wulgarne przedrzeźnianie, poszłam do łazienki. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Nos mi napuchł, a krew ściekała do ust. Zaczęłam się nad sobą użalać.

– Przestań! – usłyszałam.

Rozejrzałam się, ale w łazience nie było nikogo, kto by to powiedział. Od tego bicia mam halucynacje, pomyślałam. Wyprostowałam się i znów spojrzałam w lustro. Ale tam nie było mojego odbicia. Były twarze obcych kobiet. Wszystkie patrzyły na mnie ostro, jakby czegoś żądały. W żadnej nie zauważyłam współczucia.

– Ogarnij się!

Przestraszona opuściłam głowę i ochlapałam twarz zimną wodą. Gdy uniosłam głowę, w zwierciadle ujrzałam już tylko swoją twarz.

Powinnam to zrobić znaczenie wcześniej

To był początek. Te kobiety dopadały mnie wszędzie. Widziałam je w witrynach sklepowych, szybach samochodów, lustrach. Czasem zamiast swoich dłoni widziałam obce, niekiedy spracowane, a innym razem wypielęgnowane. Zaczęłam mieć dziwne sny. Byłam każdą z tych kobiet. Poznałam ich marzenia, życie, wspomnienia. Żyły w różnych czasach, pełniły różne role, miały różne losy. Ale każda z nich była wojowniczką. Zmagały się z losem, historią, wojnami, głodem i głupotą mężczyzn, których wspierały. Dzięki tym wszystkim wspaniałym kobietom ich bliskim udawało się przetrwać w trudnych czasach.

Były dumne, odważne i silne, ponieważ swoją moc otrzymały w spadku po matkach i babkach. Każda z nich wykuwała część tarczy, które je chroniły i dawały przedwieczną mądrość. Byłam ich potomkinią, kolejnym wcieleniem i sukcesorką. One wciąż we mnie żyły i dawały mi siłę wojowniczki, matki i czarodziejki. Wszystko po to, bym mogła wypełnić swoje zadanie i wzmocniła tarczę. Byłam kobietą, a to oznaczało moc. Mężczyzna może nie przeżyć w świecie, ale kobieta da sobie radę. I jeszcze wyciągnie go za uszy z bagna.

Zrozumiałam, że Karol nie może mną dalej pomiatać. Pamiętam tę noc, kiedy wreszcie to zrozumiałam i zaakceptowałam. Miałam rację, nie widząc w tym, w co zmieniło się moje życie, winy męża tylko swoją. Pomiatał mną, ponieważ mu na to pozwalałam.

Rano zdobyłam się na to, co powinnam była zrobić już po pierwszym pobiciu. Spakowałam się i odeszłam.

Było trudno, ale dałam sobie radę. Co ciekawe wszyscy – znajomi, rodzina, a nawet Karol, który wciąż ma nadzieję, że do niego wrócę – stwierdzili, że się zmieniłam.

Stałaś się harda – mówią mężczyźni, którym w większości moja przemiana się nie spodobała.

– Pojawiła się w tobie duma – kiwały głową z aprobatą kobiety.

Kiedy przechodzę koło lustra, kątem oka dostrzegam twarze tych wszystkich dumnych kobiet. Teraz patrzą na mnie z uśmiechem. W końcu dołączyłam do ich grona.

Czytaj także:
„Nowo poznany przystojniak spełnił moje marzenia o wakacyjnym romansie. Niestety, bardzo drogo mnie to kosztowało...”
„Zawodowo niszczyłem ludziom życie. Wymyślałem na nich brudy i publikowałem to w sieci. A potem stało się coś nieoczekiwanego”
„Dla zabawy podrzucałem Marysi listy z pogróżkami. Myślałem, że da się zastraszyć, ale ona okazała się sprytniejsza...”

Redakcja poleca

REKLAMA