Nie mogłam w to uwierzyć. To był szok! Jak to możliwe, że nasze ukochane, jedyne dziecko robi coś takiego?! Wydawało mi się, że dobrze wychowałam Karolinę, a tymczasem… Aż wstyd powiedzieć!
Zawsze myślałam, że moja córka to kochana, grzeczna i niewinna dziewczynka.
Ale dziś czar prysnął
A wszystko przez jeden telefon. Zadzwonił w najbardziej nieodpowiednim momencie, czyli wtedy, gdy szykowałam się do ważnego zebrania w pracy. Nie zamierzałam odbierać, bo byłam naprawdę bardzo zajęta, ale ktoś po drugiej stronie był tak natarczywy, że w końcu podniosłam słuchawkę.
– Słucham? – warknęłam.
– Dzień dobry. Czy pani Maria Siedlecka, matka Karoliny? – usłyszałam nieznajomy męski głos.
– Tak. A o co chodzi? Coś się stało z moją córką? – przeraziłam się.
– Nie, wszystko w porządku. Tylko musi pani po nią zaraz przyjechać.
– Gdzie, do szkoły?
– Nie, do galerii handlowej, do biura ochrony.
– Jak to, do galerii? Przecież Karolina jest teraz w szkole. To na pewno ona? – dopytywałam się.
– Na pewno. Mam w ręku jej legitymację. Proszę się pośpieszyć, bo inaczej będę musiał wezwać policję.
– Policję? A co ona takiego zrobiła?
– Proszę pani, to nie jest rozmowa na telefon. Proszę mi wierzyć. No to jak, przyjedzie pani?
– Oczywiście. Najdalej za pół godziny będę – odparłam. do szefowej szłam z duszą na ramieniu, bo zebranie naprawdę było ważne.
Szczęśliwie podeszła do problemu ze zrozumieniem
Pięć minut później jechałam samochodem w stronę galerii handlowej w której moja szesnastoletnia córka lubi robić zakupy lub zwyczajnie włóczyć się z koleżankami. Przez głowę przelatywało mi tysiące myśli.
„Co ona tam robi o tej porze? Przecież jeszcze przez dwie godziny powinna być na lekcjach. Czyżby się urwała? A może zwolnili ich wcześniej, bo nauczycielka zachorowała? A nawet jeśli nie poszła na wagary, to co narozrabiała? Coś ukradła? Na pewno. Przecież dzwonił ktoś z ochrony. Tylko dlaczego? Co prawda nie zarabiamy z mężem kokosów, ale zawsze staraliśmy się jej zapewnić wszystko, czego potrzebowała. A więc dlaczego? Dla zabawy? Dreszczyku emocji?”.
Od koleżanek słyszałam, że nastolatki czasem tak robią. Co prawda myślałam, że Karoliny to nie dotyczy, bo do tej pory nie sprawiała żadnych kłopotów wychowawczych, ale widać zawsze musi być ten pierwszy raz.
Postanowiłam jednak, że co by nie ukradła, stanę za nią murem, a dopiero potem zmyję głowę. Nie mogłam przecież pozwolić, by jeden głupi wybryk zaważył na jej przyszłości. Do galerii dojechałam w ciągu 20 minut. Zdecydowanym krokiem weszłam do biura ochrony. W środku czekał już na mnie jakiś mężczyzna w garniturze.
– Dzień dobry. Maria Siedlecka. To pan do mnie dzwonił?– zapytałam.
– Tak. Edward Burny, jestem tutaj szefem ochrony – przedstawił się.
– Gdzie jest Karolina? Nie widzę jej – rozejrzałam się.
– Siedzi w pokoju obok, pod opieką mojej koleżanki. Zaraz panią do niej zaprowadzę, ale najpierw musimy porozmawiać o tym, co się wydarzyło – odparł, wskazując mi fotel.
– Proszę pana… Bardzo przepraszam za córkę… Ona nigdy wcześniej niczego nie ukradła – zaczęłam.
– Ale… Niech pani posłucha… – próbował mi przerwać.
– Naprawdę – ciągnęłam dalej. – Za wszystko zapłacę, jak trzeba, to z nawiązką. Sam pan rozumie. Okres dojrzewania, buntu… Różne głupoty dzieciakom wtedy przychodzą do głowy. Załatwmy wszystko raz dwa, po cichu i zapomnijmy o całej sprawie – uśmiechnęłam się.
Mężczyzna spojrzał na mnie spod oka
– Chętnie. Problem jednak w tym, że nie o kradzież tu chodzi. Chciałem to pani powiedzieć od razu, ale mi pani nie pozwoliła.
– Nie? Więc o co? – byłam zdziwiona.
– A o to – powiedział, włączając laptop.
Spojrzałam na monitor. Rozgrywała się tam scena, jak z kiepskiego filmu porno. Jakaś para uprawiała seks w samochodzie, w podziemnym garażu. Tak się zapędzili, że nawet drzwi nie zamknęli, dlatego obraz był wyraźny.
– Co mi pan tu pokazuje? – wrzasnęłam oburzona.
Już chciałam zamknąć laptopa, gdy dostrzegłam, że dziewczyna zmieniła pozycję. I wtedy ją rozpoznałam. To była Karolina! Moja Karolina! I jakiś starszy facet. Nie wierzyłam własnym oczom. Przecierałam powieki, przybliżałam twarz do monitora, ale obraz się nie zmieniał.
– O Boże, co to jest? – wykrztusiłam wreszcie.
– Nagranie z monitoringu, z dzisiejszego poranka. Pani córka przyszła z koleżankami na polowanie. I jak widać, poszczęściło się jej – odparł szef ochrony.
– Polowanie? Jakie polowanie?
– Na mężczyzn. Dziewczyny snują się po galerii, kuszą ich spojrzeniami, a potem uprawiają z nimi seks za prezenty, pieniądze. W toaletach, w przymierzalniach lub właśnie w samochodach na podziemnym parkingu – wyjaśniał.
– Nie, to niemożliwe… Ten mężczyzna na pewno zgwałcił Karolinę. Ona nigdy by czegoś takiego nie zrobiła! Mam nadzieję, że go zatrzymaliście i dostanie za swoje! A jak nie, to sama zdzwonię na policję i zgłoszę! – wrzasnęłam.
Szef ochrony tylko spojrzał na mnie z pobłażaniem.
– Proszę pani. Czy to wygląda na gwałt? Moim zdaniem nie. Córka nie krzyczy, nie broni się, a po wszystkim po prostu poprawia ubranie i odchodzi. Zresztą rozmawiałem ze swoimi podwładnymi rozstawionymi po całym centrum. Znają pani córkę. To naprawdę nie jest pierwszy raz. Ale teraz dała się przyłapać – powiedział spokojnie.
Poczułam się tak, jakby ktoś dał mi w twarz. Myślałam, że dobrze znam swoje dziecko, że dobrze je wychowałam. A tu coś takiego!
Ze wstydu nie wiedziałam, gdzie oczy schować
– I co teraz będzie? – wyszeptałam.
– Normalnie to powinienem wezwać policję. Seks w miejscach publicznych to wykroczenie. Ale sam mam córkę w podobnym wieku i czasem też trudno mi nad nią zapanować. Dlatego jestem gotowy zapomnieć o sprawie, jeśli pani obieca, że Karolina nigdy się tu już nie pokaże. No chyba że na prawdziwych zakupach.
– Tak, tak… Obiecuję… A co z nagraniem? Sam pan rozumie. Nie chcę, żeby się pojawiło w internecie.
– Nigdzie stąd nie wypłynie. Może pani być pewna – obiecał.
– Dziękuję… Czy mogę już zabrać córkę do domu?
– Oczywiście. Cierpliwości życzę. I mądrości. Przydadzą się teraz pani – uśmiechnął się smutno.
Karolina czekała na mnie w drugim pokoju. Myślałam, że będzie zapłakana, przestraszona. A ona siedziała rozwalona jak panisko.
– O jesteś! Idziemy? – zapytała.
– Tak, zabieram cię do domu.
– Całe szczęście. Myślałam, że już z nudów tu umrę – burknęła, wstając z krzesła.
W drodze powrotnej nie odezwała się do mnie ani słowem. Jak gdyby nigdy nic przeglądała coś w telefonie. Ja też milczałam. Nie wiedziałam, jak się zachować. Nawrzeszczeć na nią? Strzelić w twarz? Żadne rozwiązanie nie wydawało mi się dobre.
W domu też nic rozsądnego nie przyszło mi do głowy. Przez godzinę chodziłam z kąta w kąt, zastanawiając się, co jej powiedzieć. W końcu poszłam do jej pokoju. Siedziała przy biurku i coś pisała w zeszycie.
– Dlaczego to robisz? – zapytałam, starając się zachować spokój.
– Co? – odwróciła się.
– No spotykasz się z tymi wszystkimi mężczyznami – wykrztusiłam.
Spojrzała na mnie z uśmieszkiem
– To proste. Dla kasy, fajnych ciuchów, dobrych kosmetyków – zaczęła wyliczać
– Ale dziecko, tak nie można. Ktoś może ci krzywdę zrobić, a przede wszystkim to niemoralne, złe – zdenerwowałam się.
– A niby dlaczego złe? Przecież nikogo nie okradam! Ja daję facetom trochę przyjemności, oni mi prezenty. Uczciwa transakcja – wzruszyła ramionami.
– Naprawdę tak myślisz?
– Dokładnie tak. I możemy pogadać kiedy indziej? Mam trochę lekcji do odrobienia – wskazała mi drzwi.
Wyszłam, bo co miałam zrobić. Moralizować dalej? Wściekać się. Pewnie by mnie nawet nie słuchała. Wróciłam do salonu i popłakałam się jak bóbr. Jeszcze nigdy w życiu nie czułam się tak bezsilna i przybita.
Potem jednak zebrałam się w sobie, zadzwoniłam do męża i kazałam mu wracać natychmiast do domu. Czeka nas poważna rozmowa. Nasza ukochana, jedyna córeczka zeszła na złą drogę. Trzeba ją z tej drogi zawrócić. Musimy tylko wymyślić jak.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”