„Moja córka całe życie myśli, że jest moją młodszą siostrą. Czasem chcę jej powiedzieć prawdę, ale to zniszczy nas obie”

matka z córką fot. Adobe Stock, deagreez
„Zatkało mnie. To po to przez całe życie unikałam kontaktu z własnym dzieckiem, którego nie chciałam urodzić, żeby teraz, w wieku dojrzałym, dzielić z nim dom? Odmówiłam. Powiedziałam, że pomogę jej wynająć kawalerkę, jeśli chce się przeprowadzić”.
/ 09.09.2023 20:15
matka z córką fot. Adobe Stock, deagreez

Zawsze, gdy chodziło o Basię, mama była zbyt wyrozumiała. Nie mogłam tego zaakceptować. Muzyka nie tyle grała, ile dudniła w pokoju Basi. Szyby drżały w oknach nawet na parterze, ale mama zdawała się tego nie zauważać. Jak zawsze, gdy chodziło o Basię, była przesadnie wyrozumiała. Nie mogłam tego zaakceptować.

Była rozpuszczona

– Dlaczego nie każesz jej ściszyć? – zapytałam mamę, lekko poirytowana.

– A co, przeszkadza ci to? – zdziwiła się. – Ja się jakoś przyzwyczaiłam. Basia lubi głośno słuchać muzyki, na szczęście nie robi tego non stop.

Westchnęłam, tłumiąc złość. Basia lubiła różne rzeczy, nie zawsze dobre dla niej i jej otoczenia. Na przykład w pierwszej klasie gimnazjum polubiła papierosy. Na przystanku złapał ją na tym nauczyciel historii. Rodzice obiecali, że przeprowadzą z córką rozmowę wychowawczą, ale, o ile wiedziałam, tylko ze smutkiem prosili ją, żeby nie rujnowała sobie płuc. Efekt był taki, że Basia popalała jeszcze chyba z półtora roku, tyle że bardziej się z tym kryła. Żaden z nauczycieli już jej nie przyłapał, a mama udawała, że nie czuje dymu papierosowego w jej włosach i ubraniach.

Basia jako szesnastolatka miała też ochotę zrobić sobie tatuaż jak starsi koledzy. Przekonała chłopaka koleżanki, tatuażystę, żeby ozdobił jej dół pleców tygrysem.

– No, ale co myśmy mogli na to poradzić? – zapytała bezradnie mama.

– Po prostu przyszła do domu i oświadczyła, że zrobiła sobie tatuaż. Przecież nie wyszoruję jej skóry wybielaczem…

Skupiłam się na swoim życiu

Basia urodziła się, kiedy ojciec miał pięćdziesiąt dwa lata, a mama czterdzieści sześć. Ja miałam wtedy szesnaście. To był trudny czas dla naszej rodziny, traumatyczny dla mnie. Mogłam podjąć inne decyzje, ale wybrałam taką opcję. Rodzice mnie wspierali, zapewnili, że będą mnie kochać cokolwiek postanowię, ale wiedziałam, że to właśnie wydawało im się najwłaściwsze w tamtej sytuacji. Basia urodziła się więc w kochającej rodzinie, miała bezgranicznie oddanych rodziców i starszą o szesnaście lat siostrę, która niemal natychmiast po jej narodzinach wyjechała do szkoły z internatem. Nie znała więc siostry zbyt dobrze, tyle, co chodziła z nią do wesołego miasteczka albo na lodowisko podczas przerw świątecznych. Nie spędzałyśmy razem wakacji ani ferii, niewiele wiedziałam o jej życiu, a ona o moim prawie nic.

– Jeśli chcesz, możesz pytać o wszystko – mówiła mama, ale ja nie chciałam.

Szczęście w nieszczęściu, że nasza rodzina była dość zamożna i rodzice mogli finansować moje zainteresowania. Pieniędzy więc nigdy mi nie brakowało. Miałam nowe przyjaciółki, potem chłopaków, jeździłam na obozy do Hiszpanii i mogłam wydawać sporo pieniędzy na ubrania i gadżety. Byłam więc bardzo zajęta jako nastolatka, a potem młoda kobieta również.

W wieku dwudziestu pięciu lat wyszłam za mąż, ale nie wytrwałam w tym związku. Rozwiedliśmy się trzy lata później. Mąż chciał mieć dzieci. Od początku mówiłam mu, że ja ich nie chcę i nie zmienię zdania, ale on chyba się łudził, że z czasem dam się przekonać. Tak się jednak nie stało. Wolałam odejść, niż stanąć oko w oko w koszmarem, który prześladował mnie od lat.

Pamiętam, że Basia była bardzo rozczarowana, kiedy wujek Marek zniknął z jej życia. Mąż zawsze traktował ją jak księżniczkę, przywoził drogie prezenty, słuchał wszystkiego, co miała do powiedzenia.

– Moglibyśmy mieć taką Basię – mówił, patrząc na nią z nostalgią – Byłabyś cudowną mamą.

– Przestań! – karciłam go, czując, jak jeżą mi się włosy na głowie. – Nie chcę mieć dziecka i dobrze o tym wiesz. Przestań ciągle do tego wracać!

Nie jesteś moją matką

Bywało, że po takich rozmowach płakałam, byłam roztrzęsiona. Marek miał wtedy poczucie winy, ale w duchu nie przestawał marzyć o tym, że któregoś dnia zmienię zdanie. W oczekiwaniu na tę chwilę zachwycał się Basią. Był przeszczęśliwy, kiedy obcy ludzie brali go za jej ojca. Wiedziałam, że po cichu fantazjował, że jest jego córką albo przynajmniej pasierbicą. To tak mocno mnie bolało, że zdecydowałam się od niego odejść. A potem już nigdy nie związałam się na poważnie z żadnym mężczyzną. Mimo wszystko bardzo kochałam Marka.

Niestety, im Basia była starsza, tym rodzice gorzej sobie z nią radzili. Trudno ich winić, kiedy młoda skończyła siedemnaście lat, ojciec przygotowywał się do obchodów siedemdziesiątych urodzin. Mama od lat chorowała na serce i była w kondycji gorszej niż jej przeciętna rówieśnica. Nie mieli zdrowia ani siły, żeby walczyć z nastolatką o to, by wracała do domu o przyzwoitej porze, sumiennie się uczyła i porządnie prowadziła. Pozwalali jej na wszystko, bo Basia, której stawiano granice, zmieniała się we wrzeszczącą, tryskająca łzami, furię.

– Sylwia, może ty z nią porozmawiaj? – prosił czasami ojciec, ale zawsze unikał wtedy mojego wzroku. – No wiesz, jako starsza siostra. Może jej przemówisz do rozumu…

Raz spróbowałam. Wyczułam od młodej alkohol i zaczęłam ją wypytywać, kto ją nim poczęstował. Nie spodobało jej się, że wtrącam się w „jej prywatne sprawy”.

– A co cię to obchodzi?! Nie jesteś moją matką! – rzuciła, mrużąc ze złością oczy, a ja zatoczyłam się, jakbym dostała w twarz.

Nigdy więcej w żaden sposób nie próbowałam wychowywać Basi.
Z bólem patrzyłam, co z niej wyrasta, ale to była sprawa rodziców. Ja widziałam ją tylko przez kilka dni po jej narodzinach, potem stałam się starszą siostrą, mieszkającą w odległym miejscu. Miała rację mówiąc, że nie powinno mnie obchodzić, co robi i z kim się zadaje. Nie byłam jej matką. Przynajmniej oficjalnie.

Prawda była bolesna

Bo prawda była dużo bardziej skomplikowana. Żeby to z siebie wyrzucić, muszę wrócić pamięcią do tamtego lata. Było upalne jak rzadko, dziewczyny chodziły w koszulkach na ramiączkach i krótkich spodenkach. I podejrzewam, że to sprowokowało kuzyna naszych sąsiadów, by się mną zainteresować. Zawrócił mi w głowie, przeżyłam z nim swój pierwszy raz, choć nie byłam do końca pewna, czy chcę to zrobić. Kochałam go i wierzyłam, że ta miłość poniesie nas przez życie. Tylko że on wyjechał. A ja zostałam i to z pamiątką. 

Nie chciałam się tym zajmować, nie chciałam o nim myśleć. Interesowało mnie tylko, co mam zrobić z rosnącym brzuchem i z faktem, że w wieku 16 lat mam zostać matką. Mogłam oddać dziecko do adopcji jakiejś marzącej o nim rodzinie, bądź zostawić je w szpitalu. Mogłam też oczywiście je zatrzymać i wychowywać, ale wiedziałam, że z tym akurat nigdy bym sobie nie poradziła. Sama byłam przecież prawie dzieckiem! Do tego straszliwie skrzywdzonym i potrzebującym opieki. Musiałam oddać Basię. Chciałam, żeby wychowywał ją ktoś, kto poświęci jej cały swój czas i da maksimum miłości.

– Będzie naszą drugą córką – powiedziała mama, próbując uśmiechać się przez łzy. – Damy jej wszystko, czego zapragnie. Tata i ja będziemy ją kochać tak jak ciebie, maleńka. A ty zaczniesz od nowa. Wszystko się ułoży, zobaczysz, kochanie.

Oddałam ją i wyjechałam

Dlatego po urodzeniu Basi podpisałam potrzebne dokumenty i wyjechałam z domu, zostawiając mamę stojącą z błękitnym zawiniątkiem w żyrafy na ganku domu. Tata odwiózł mnie do wielkiego miasta, do prywatnej szkoły z internatem. Przy pożegnaniu wręczył mi spory plik pieniędzy i powiedział, żebym sprawiała sobie tyle przyjemności, ile chcę, bo na to zasługuję. Wiedziałam, że gdyby mógł zrobić dla mnie coś więcej, zrobiłby to. Ale wtedy mógł jedynie zapewnić mi wygodne życie z daleka od domu i niemowlęcia, które mimo wszystko było dzieckiem człowieka, który na mnie brutalnie napadł i potwornie skrzywdził…

Z biegiem lat przestałam się dopatrywać w rysach Basi podobieństwa do mojego oprawcy. Była dla mnie po prostu dzieckiem. Ślicznym, słodkim, kochanym. Zabraniałam sobie myśleć o niej jako o mojej córce. Zawsze wszystkich informowałam, że mam o szesnaście lat młodszą siostrę. Ustaliliśmy z rodzicami, że Basia nigdy nie pozna prawdy. To mogłoby ją poważnie zranić.

Podczas terapii przepracowałam wiele trudnych emocji, ale z jednym sobie nie poradziłam. Nie wyobrażałam sobie, że będę mieć kolejne dzieci. Ciąża i poród w moim biednym umyśle bezpowrotnie sprzęgły się z potwornym strachem i cierpieniem. Nie wyobrażałam sobie, że znowu będę czuła w sobie ruchy płodu. Na samą myśl o ciąży dostawałam drgawek z przerażenia. 

Zaczynała przeginać

– Tato, ja widzę, że ona zachowuje się coraz gorzej – przyznałam. – Ale nie mogę was wyręczać. To jest bariera, której nie mogę przekroczyć, proszę cię, zrozum to.

Ojciec niby rozumiał, ale zwyczajnie czuł się już stary i niedołężny, nie miał na to siły. Basia wygrywała więc każdą konfrontację, robiła co chciała, przychodziła do rodziców tylko po pieniądze.

Coś jednak udało mi się osiągnąć – zabrałam Basię do ginekologa, by zapewnić jej skuteczną antykoncepcję. Wiedziałam, że młoda prowadzi bujne życie erotyczne i nie zamierza słuchać „kazań” na ten temat. To był jedyny sposób, żeby choć trochę ustrzec ją przed potencjalnymi kłopotami.

Kiedy Basia z wielkim trudem zdała maturę, ojciec był już po siedemdziesiątce, słyszał coraz gorzej i miał trudności z poruszaniem się. Mama co kilka miesięcy lądowała w szpitalu na kardiologii. Basia praktycznie rządziła w domu.

– Na studia? A po co? – zdziwiła się moim pytaniem. – Tata obiecał mi kasę na wegańską knajpkę, chcę ją otworzyć z kilkorgiem przyjaciół.

– W tym miasteczku? – zdumiałam się szczerze. – To tutaj są jacyś weganie?

– Ja jestem weganką! I mój chłopak też!

– To trochę mało, nie sądzisz? – próbowałam sprowadzić ją na ziemię.

– Może chociaż najpierw idź na jakieś studia z zarządzania, naucz się robić biznesplan i…

– Bla, bla, bla… – zaczęła i zakryła sobie dłońmi uszy. – Tata da mi kasę, znajdziemy fajną miejscówkę i będziemy gotować na miejscu. Jaka to filozofia?

Byłam przerażona. Wiedziałam, że ojciec naprawdę chce dać jej te kilkadziesiąt tysięcy. Zawsze w ten sposób okazywał miłość. Wierzył, że pieniądze mają moc rozwiązywania wszystkich problemów, więc zaharowywał się przez całe życie, żeby jego kobiety były szczęśliwe.

Przyszło nieszczęście

Niestety, pieniądze nie zdołały uratować mamy. Któregoś dnia upadła podczas gotowania wegańskiej zupy dla Basi i niestety już więcej nie wstała. Na pogrzebie Basia płakała tak rozdzierająco, że omal nie pękło mi serce.

-– Co ja zrobię bez mamy? – łkała. – Mamusiu… mamusiu…

Tuliłam ją, a ona powtarzała to „mamusiu”. To było dla mnie piekło…
Po śmierci mamy wszystko zaczęło się walić. Ojciec wymagał już wtedy stałej pomocy przy ubieraniu i poruszaniu się. Do tego nie było z nim kontaktu, bo praktycznie nie słyszał, a wzrok miał tak słaby, że ledwie czytał, co Basia i ja pisałyśmy na kartkach. Dla młodej dziewczyny, która dopiero co straciła matkę, opieka nad niedołężniejącym ojcem stawała się ponad siły.

Ja z kolei nie mogłam rzucić pracy, by się do nich przeprowadzić. Z rodzinnych pieniędzy opłacałam więc całodobową opiekunkę dla ojca, ale Basia niezbyt dobrze się z nią dogadywała. Obca kobieta w jej rodzinnym domu ją irytowała, Basia nie czuła się jak u siebie.

– Masz rację, że ta knajpka u nas w mieścinie to słaby pomysł – powiedziała pewnego dnia, kiedy gościła u mnie na weekend. – Lepiej otworzę ją tutaj. Co byś powiedziała, gdybym na trochę zamieszkała u ciebie? Potem się ogarnę i coś sobie wynajmę, więc to tylko na parę miesięcy, dopóki biznes się nie rozkręci.

Zatkało mnie. To po to przez całe życie unikałam kontaktu z własnym dzieckiem, którego nie chciałam urodzić, żeby teraz, w wieku dojrzałym, dzielić z nim dom? Odmówiłam. Powiedziałam, że pomogę jej wynająć kawalerkę, jeśli chce się przeprowadzić.

Mieszkanie z ojcem stało się już nie do zniesienia. Basia czuła się w domu jak w grobowcu. Na szczęście pani Danusia była cudowną pielęgniarką i opiekunką.

Ułatwiłam jej start w dorosłe życie

Pomogłam Basi wynająć malutkie mieszkanko, ale odmówiłam brania udziału w jej „wegańskim projekcie”, dopóki nie skończy przynajmniej studium zarządzania w gastronomii. Teraz to ja trzymałam fundusze rodziny i zdecydowałam, że Basia dostanie pieniądze na własny biznes dopiero, kiedy nauczy się nim zarządzać.

– Mówisz, jakbyś była moją matką – syknęła, kiedy to usłyszała, a ja zacisnęłam mocniej powieki.

– Może tego właśnie potrzebujesz – odrzekłam, siląc się na spokój.

I chyba miałam rację. Basia potrzebowała wsparcia i kogoś dojrzalszego, kto pomógłby jej radzić sobie w dorosłości. Kontrolując rodzinne pieniądze, mogłam w jakiś sposób  kontrolować ją. Owszem, była rozpuszczoną pannicą, która nawykła do robienia wszystkiego, co tylko chce, ale ja potrafiłam być twarda. Basia poszła na studia zaoczne, przestała popalać trawkę i nadmiernie korzystać z solarium, co jej doradziłam. Po rozstaniu ze swoim chłopakiem weganinem, znowu zaczęła jeść masło i jajka, dzięki czemu poprawiło się jej zdrowie.

Chciałam jej powiedzieć prawdę

Któregoś dnia pani Danusia zadzwoniła ze straszną wiadomością. Tato odszedł w nocy. Nie sądziłam, że ta wiadomość tak wstrząśnie Basią.

– Nie mam już rodziców… – płakała cichutko. – Jak to możliwe? Powinni być na moim ślubie! Powinni być dziadkami moich dzieci! Nie chcę tak żyć! Nie chcę być sama na tym świecie…

To wtedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że może jednak prawda byłaby korzystna dla Basi. Przecież jej mama wciąż żyła. Co więcej, trwała przy niej, kochała ją i wciąż się nią opiekowała… Czy byłoby dobrze, gdyby Basia dowiedziała się, że to ja nią jestem?

Po śmierci taty Basi bardzo pogorszył się nastrój. Nie chciała przebywać sama w swoim mieszkaniu, ciągle przesiadywała u mnie. Oglądała telewizję, nie miała na nic ochoty, nic jej nie interesowało. Bałam się, że to początki depresji.

– A co z twoim planem otwarcia knajpki? – zapytałam raz. – Jak sprzedamy dom rodziców, będą pieniądze na ten projekt.

– Nie poradzę sobie – pokręciła głową. – Nic nie wiem o prowadzeniu restauracji. Ja w ogóle nic nie wiem o życiu, rodzice trzymali mnie pod kloszem, wszystko za mnie robili… A teraz umarli, a ja nie wiem, co dalej!

To był drugi moment, kiedy chciałam jej powiedzieć prawdę. Wydawała mi się taka malutka, taka samotna i smutna, czuła się sierotą i bała się życia. Chciałam, żeby zrozumiała, że jestem nie tylko jej starszą siostrą, ale kimś więcej. Nie umiałam jednak zacząć tej rozmowy. I nie byłam pewna, czy w ogóle powinnam. To złamałoby nas obie.

Czas mijał, Basia z trudem skończyła studia menedżerskie, ja zdążyłam wypalić się zawodowo w korporacji. Każda z nas musiała zrobić coś ze swoim życiem.

– Zobacz, Sylwia – Basia pokazała mi coś podczas spaceru. – Piękna kamienica, prawda? Ktoś chce wynająć cały parter. To byłoby idealne miejsce na jakąś przytulną knajpkę, co o tym myślisz?

Weszłyśmy, obejrzałyśmy lokal, porozmawiałyśmy z właścicielem.
Dzisiaj właśnie w tym miejscu prowadzimy z Basią herbaciarnię. Serwujemy prawie sto gatunków herbat z całego świata, do tego podajemy domowe ciasta.

Pomaga nam Marek, którego zaprosiłam na otwarcie naszego lokalu. Tak, wróciliśmy do siebie! Basia jest szczęśliwa, że odzyskała wujka, a ja coraz częściej myślę, że Marek może mieć rację, że byłabym dobrą mamą dla kolejnego dziecka. Basia zresztą również gorąco mnie do tego zachęca.

– Będzie cudownie! – ekscytuje się na myśl o siostrzenicy albo siostrzeńcu. – Zobacz, ty nawet dla mnie jesteś jak mama! Gdyby nie ty, nie wiem, jak bym skończyła… Kocham cię, Sylwia, wiesz?

– No wiem – przyznaję, z trudem ukrywając wzruszenie, a potem wysyłam ją do gości, żeby móc skończyć pisać ten tekst.

Czerwona herbata z Tybetu z płatkami kwiatu lotosu sama się nie zaparzy, a nikt nie przygotowuje jej lepiej niż moja… siostra? Córka? Może tak: po prostu moja Basia. 

Czytaj także: „Traciłam pamięć i czułam się nieswojo. Z tego powodu dzieci chciały przejąć kontrolę nade mną i majątkiem”
„Rozwaliłam związek mojego syna dla jego dobra. Teraz Michał jest wrakiem człowieka”
„W jednym z teleturniejów rozpoznałam Igorka. Mało mi szczęka nie opadła, bo rodzice mówili mi, że mój syn utonął”

Redakcja poleca

REKLAMA