Michał był i jest całym moim światem. Kiedy jego ojciec odszedł, całe swoje uczucie przelałam na syna. Tyrałam jak wół, by mu niczego nie brakowało, by nie czuł się gorszy od innych dzieci. Moje wysiłki się opłaciły. Skończył z wyróżnieniem liceum, a następnie dostał się na wymarzoną medycynę. Kręciły się też wokół niego dziewczyny, ale żadnej nie przyprowadził do domu. Wciąż powtarzał, że na miłość jeszcze przyjdzie czas.
No i przyszedł. A ja to przeoczyłam.
Gdy Michał nerwowo kręcił się po kuchni, domyśliłam się, że ma sprawę.
– No mówże wreszcie.
– Bo wiesz, chciałbym kogoś do nas zaprosić… – zaczął.
– Kolegów z roku? Znowu głodują? – znajomi Michała często wpadali do nas na niedzielne obiady.
– Nie kolegów. Dziewczynę.
Takie buty… To dlatego Michał ostatnio rzadziej bywał w domu.
– Chciałem, żebyście w końcu się poznały.
– W końcu…?
– Tak. Spotykamy się od pięciu miesięcy.
– I dopiero teraz mi mówisz?
– Sam się chciałem najpierw upewnić.
– W porządku, zaproś ją na niedzielę. Przygotuję coś ekstra.
Mimo tych tajemnic cieszyłam się, że Michał sobie kogoś znalazł. Umawianie się to element dojrzewania. Nie chciałam wychować starego kawalera ani maminsynka.
Zwykła, trochę zahukana dziewczyna
No i nadeszła ta nieszczęsna niedziela. Mina mi zrzedła, gdy tylko zobaczyłam Agnieszkę. Sama nie wiem, kogo się spodziewałam, ale niewysoka, krągła, skromnie ubrana dziewczyna nie zrobiła na mnie najlepszego wrażenia. Była taka… zwyczajna. I jakaś zahukana. Przez życie, sytuację? No nic, nie uprzedzajmy się z góry.
Rozmowa też się jednak nie kleiła. Widać było, że Agnieszka jest speszona i stremowana. Coś musiała w sobie mieć, skoro mój syn ją wybrał, ale co, nie umiałam dostrzec.
– A powiedz, Agnieszko, co studiujesz?
Odchrząknęła.
– Ja… nie studiuję. Dopóki Krzysio nie podrośnie, nie bardzo mam taką możliwość.
– Krzysio…?
– Mój synek.
Niemal zakrztusiłam się kawałkiem steku. Synek?! Nie, takiej opcji w ogóle nie brałam pod uwagę.
– Ile ma lat?
– Pięć – a potem, jakby czytając mi w myślach, dodała: – Ja mam dwadzieścia cztery. Zaszłam w ciążę w liceum. Zdałam maturę, ale potem musiałam iść do pracy. Mama pomaga mi w opiece nad Krzysiem.
To była najdłuższa wypowiedź Agnieszki, jaką usłyszałam tego dnia.
Reszta obiadu minęła w niezręcznej atmosferze. Bo ja miałam jeszcze setki pytań, ale nie bardzo wypadało ich zadawać na pierwszym spotkaniu. Wszak Agnieszka nie była narzeczoną Michała… I oby nią nie została.
To nie była kobieta dla niego. Ich światy nie miały ze sobą nic wspólnego. Ona, mimo młodego wieku, była już matką, dziewczyną po przejściach, bez wielkich perspektyw, a mój syn miał przed sobą całą przyszłość. Nie mogłam pozwolić, by ugrzązł w związku, który miast dodawać mu skrzydeł, będzie dla niego tylko obciążeniem. Aż mi się zimno zrobiło na myśl, że Agnieszka mogłaby zajść z nim w ciążę.
Michał uznał, że spotkanie wypadło w miarę dobrze, choć mogłabym być milsza.
– Wybacz, ale fakt, że jest od ciebie starsza… – zaczęłam.
– Raptem dwa lata.
– Za to ma pięcioletnie dziecko, więc jest od ciebie starsza o całą wieczność doświadczeń i trudnych decyzji. Nie jesteście na tym samym etapie życia. W porównaniu z nią wciąż jesteś smarkaczem.
Michał kiwał głową i uśmiechał się.
– Właśnie dlatego muszę się bardziej starać, żeby nadrobić i jej dorównać. Chcę udowodnić, że jestem jej wart, że dam radę się nią zaopiekować.
Nie, on w ogóle nie rozumiał, co próbuję mu powiedzieć!
– Nie tylko nią – przypomniałam mu.
– Kobieta i jej dziecko to nierozerwalny komplet. Wiem, co mówię. Też jestem samotną matką.
Nie doecniam potegi ich miłości?
Miałam nadzieję, że mój brak aprobaty ostudzi jego uczucia. Dotąd zawsze liczył się z moją opinią, ale nie tym razem. Pogrążał się w tej miłości coraz bardziej i autentycznie bałam się, by nie zrobił jakiegoś głupstwa.
Przez następne tygodnie tłumaczyłam mu więc, że ani Agnieszka nie jest partią dla niego, ani on dla niej, że powinni znaleźć sobie innych partnerów. Ona dojrzalszego mężczyznę, ustawionego życiowo, który faktycznie będzie mógł się nią i jej synkiem zaopiekować. A on – kogoś w swoim otoczeniu i z podobnymi problemami, czyli dotyczącymi głównie studiów. Powtarzałam też, z iloma trudami wiąże się wychowywanie dziecka, zwłaszcza cudzego.
Nie chciał słuchać, mówił, że się czepiam, że nie doceniam potęgi ich miłości. Potęgi ich miłości…? Boże, jakby się marnej poezji naczytał. Czasem po prostu wychodził, trzaskając drzwiami. W okresie nastoletniego buntu nie zachowywał się tak porywczo i drażliwie jak teraz.
Co ta Agnieszka w sobie miała, że tak mu zawróciła w głowie? Może byłam trochę zazdrosna, w porządku, może bardziej niż trochę, ale też pierwszy raz się zakochał i nie zdążyłam nabrać doświadczenia w takich sytuacjach. Bałam się odpuścić i po prostu czekać na rozwój sytuacji. Zarazem obawiałam się postawić sprawę na ostrzu noża.
Niech wyjedzie i wszystko sobie przemyśli
Moim niespodziewanym sojusznikiem okazało się dziecko Agnieszki. Uparty przedszkolak nie chciał się dzielić swoją mamą i traktował Michała jak wroga, do czego mój syn w końcu się przyznał.
– Nie najlepiej nam się układa z małym…
– Jakieś szczegóły?
No i się z Michała wylało.
– Nie lubi mnie i utrudnia wszystko. Więcej, celowo robi mi na złość. Zachowuje się, jakbym mu robił krzywdę samym faktem, że oddycham. Nie rozumiem, czemu aż tak mnie tępi! Okej, na początku był nieufny, ale teraz? Powinno być lepiej, a jest coraz gorzej. Każdą moją propozycję z góry odrzuca, gdy tylko się dowie, że to mój pomysł. Czy chodzi o zoo, kino, basen czy głupi plac zabaw. Już nie wiem, co robić, jak go do siebie przekonać…
– Sam widzisz… – westchnęłam. – Ostrzegałam cię. Przypomnij sobie, jaki ty sam byłeś, gdy ktoś się koło mnie kręcił, jakie cyrki odstawiałeś. Raz nawet uciekłeś z domu.
– Ale… – urwał i wyraźnie oklapł. – To co mam teraz zrobić?
– Hm… Może wyjedź gdzieś, skorzystaj z wakacji. Zrób sobie męski wypad z kolegami. W trakcie przemyśl wszystko na spokojnie, z dala od Agnieszki, i dopiero wtedy zdecyduj.
Michał musiał być naprawdę w dołku, bo już następnego zaczął dzwonić po kumplach… A kiedy wyjechał, zadzwoniłam do Agnieszki i zaprosiłam ją na spotkanie.
Wiem, to nie było w porządku, ale chodziło o szczęście mojego dziecka. Czułam, że jeśli odpowiednio z nią porozmawiam, osiągnę więcej, niż apelując do rozsądku Michała. Jak matka z matką.
Gdy się zjawiła, usiadłyśmy w kuchni przy kawie. Uznałam, że nie ma co owijać w bawełnę, i od razu przeszłam do konkretów. Zapytałam ją, jak sobie wyobraża ich wspólną przyszłość, biorąc pod uwagę, że po pierwsze, Michała czeka jeszcze wiele lat nauki, zanim stanie na nogi i będzie mógł sobie pozwolić na rodzinę, a po drugie, że ani ja, ani jej synek nie jesteśmy fanami tego ich związku.
– Tego… naszego… związku… – powtórzyła wolno. – Uważa pani, że nie jestem dla Michała dość dobra, tak?
Nie potwierdziłam. Ani nie zaprzeczyłam.
– Bez wątpienia jesteście na odmiennych etapach. I martwię się, że z miłości do ciebie Michał porzuci swoje marzenie. Od zawsze chciał zostać lekarzem, ale boję się, że z tego zrezygnuje, by zarabiać już i teraz, by ci dowieść, jaki jest dorosły. Albo zwyczajnie nie da sobie rady, bo medycyna to trudne studia, a on ma teraz w głowie co innego. I martwię tym, że twój syn nie zaakceptuje mojego syna. Może kiedyś… kogoś innego, gdy podrośnie, gdy przestaniesz być dla niego całym światem, może wtedy zrozumie, że matka też ma prawo do osobistego szczęścia, ale na razie nie jest na to gotowy. A jak nie będziecie uważać i znowu zajdziesz w ciążę, włączy się jeszcze zazdrość o niechciane młodsze rodzeństwo i zrobi się naprawdę niewesoło. Rozumiesz?
Patrzyła na mnie oczami jak wyschnięte studnie. Bezdennie smutnymi.
– Obie wiemy, że matka zawsze stawia dziecko na pierwszym miejscu. Ja robię teraz dokładnie to samo – powiedziałam.
– Czyli wracamy do punktu wyjścia. Pani zdaniem nie jestem dla niego dość dobra i zmarnuję mu życie.
– Nie mówię, że zmarnujesz, tylko…
– Sama wiem… z dzieckiem, bez perspektyw, wykształcenia, pieniędzy, ambicji… Co ja mu mogę dać? Jak wesprzeć? Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby przeze mnie… Czasem miłość to za mało, prawda?
I znowu: ani nie zaprzeczyłam, ani nie potwierdziłam. Za to gdy wychodziła, mocno ją przytuliłam.
– Przykro mi – szepnęłam.
Michał wrócił stęskniony – nie za mną, naładowany energią i nadzieją – niestety. Przemyślał sobie wszystko i uznał, że poradzi sobie z protestami małego Krzysia, bo doskonale rozumie, z czego wynikają.
Mały zwyczajnie się boi i jest zazdrosny. Tak jak on kiedyś. Ale on oswoi ten jego strach, a zazdrość zmieni w układ kumpelsko-braterski. Może z czasem bratersko-ojcowski, jak młody go już zaakceptuje i polubi, jak doceni obecność faceta w swoim życiu.
Nie rozumiał, czemu ona nie chce go już znać
Słuchałam tych oświadczeń z bólem serca. Poniewczasie pojawiły się wątpliwości, czy dobrze zrobiłam, wtrącając się w ich relację, czy moja wygrana nie okaże się przypadkiem pyrrusowym zwycięstwem.
Bo wygrałam. Moja rozmowa z Agnieszką odniosła skutek. Dziewczyna nie zniknęła, nie wyprowadziła się, bo takie rzeczy dzieją się w filmach. W zwykłym życiu trzeba gdzieś mieszkać, pracować, zdobyć miejsce w przedszkolu dla dziecka… Zniknąć? To nie takie proste, nie zrobi się tego w tydzień, bez funduszy na przetrwanie trudnych początków. Ale tego nam wszystkim oszczędziłam – nie zaproponowałam jej pieniędzy, by zostawiła mojego syna.
Sama z niego zrezygnowała. Wycofała się. Wybrała Krzysia i święty spokój swojej małej, niepełnej rodziny. Tak to przedstawiła, a Michała poprosiła, by uszanował jej decyzję.
Nie chciał. Nie od razu. Dzwonił, wystawał pod jej domem, dobijał się do drzwi, nachodził ją w pracy, apelował, płakał, błagał. Daremnie. Agnieszka się nie ugięła. Więcej, zagroziła, że jeśli dalej będzie ją nękał, to zgłosi sprawę na policję.
Dopiero wtedy Michał odpuścił i dla odmiany zaczął pić. Pił i spał. Spał i pił. I wciąż zadawał te same pytania. Co zrobiłem nie tak? Czemu mnie już nie chce? Czemu mnie już nie kocha? Nie muszę być najważniejszy, mogę być na drugim, trzecim miejscu, ale chcę być w jej życiu, czemu nie mogę? Czemu, mamo, czemu?
Czułam się podle i cierpiałam razem z nim. Ale nie przyznałam się, że miałam swój udział w decyzji Agnieszki. Nie powiedziałam, że zostawiła go dla jego dobra, bo gdyby była w swojej miłości bardziej samolubna, trzymałaby się go zębami i pazurami. Nie przyznałam się, że skutecznie podsyciłam i wykorzystałam jej brak pewności siebie, jej kompleksy i obawy.
Będzie dobrze, powtarzałam sobie. Michał się otrząśnie. I wzmocni, bo takie doświadczenia są jak szczepionki uodparniające. Skupi się na studiach, potem stażu, specjalizacji, a jak przyjdzie stosowny czas, założy rodzinę z kimś odpowiednim, z kimś o podobnym bagażu doświadczeń…
Nie wzięłam pod uwagę, że osobiście dołożyłam swojemu dziecku kamieni do plecaka. Już nie był chłopakiem zakochanym pierwszy raz w życiu, radosnym, pełnym wiary w przyszłość. Stał się porzuconym młodym mężczyzną ze złamanym sercem. Właściwie bez powodu, bez takiego, który mógłby zrozumieć i zaakceptować.
Na szczęście nie rozpił się na dobre i nie zawalił studiów. Wręcz przeciwnie: gdy zaczął się kolejny semestr, rzucił się w wir nauki. Odetchnęłam z ulgą…
Przestałam być taka zadowolona, gdy zorientowałam się, że Michał tylko się uczy, że na nic innego nie ma czasu ani, co gorsza, ochoty. Był studentem, który się nie bawił, nie wychodził z kolegami, nie umawiał się z dziewczynami, nie szalał, nie miał żadnych pasji poza wkuwaniem.
Diabeł śmiał się w kułak, gdy prosiłam, by przystopował, bo nauka nauką, ale powinien też cieszyć się młodością. Kiwał głową i dalej parł do bycia najlepszym, jakby przed czymś uciekał albo chciał coś komuś udowodnić…
Był jeszcze młody, ale w środku wypalony
Lata mijały. Dziewczyny i kobiety pojawiały się w życiu mojego syna na zasadzie meteorów: przemykały po nocnym niebie i znikały. Żadna nie została na dłużej. Żadna nie wygrała z jego pracą. Nieszczęśliwa pierwsza miłość sprawiła, że mój syn stał się emocjonalnym kaleką.
Nie, pora przestać się oszukiwać. Zrobiłam, co uważałam za słuszne, ale czas pokazał, że nie powinnam się wtrącać. A jeśli już, to należało ich wspierać, służyć radą, pomocą, również finansową. Bo co innego przestrzegać przed trudnościami, a co innego straszyć i zniechęcać. Nie zliczę, ile razy żałowałam swojej interwencji.
Co z tego, że mój syn był cenionym chirurgiem, któremu wróżono wielką karierę? Chudy, posiwiały na skroniach wyglądał na dziesięć lat starszego. Był cynikiem, który żył kawą, papierosami i pracą. Nie miał kobiety, rodziny, bliskich przyjaciół. Za to miał wrzody, nadciśnienie i duże szanse na zawał przed czterdziestką.
Czy gdybym nie weszła między niego a Agnieszkę, teraz byłby szczęśliwszy? Albo przynajmniej zdrowszy? Nie ma gwarancji, że by się im udało, ale mniej by bolało, gdyby rozstali się, bo po prostu im nie wyszło.
Kiedyś, by nim wstrząsnąć, powiedziałam mu prawdę. Wszystkiego się spodziewałam, łącznie z zerwaniem kontaktów, ale nie gorzkiego uśmiechu.
– Domyśliłem się, mamo. Co nie zmienia faktu, że to ona mnie rzuciła, że nie kochała mnie dość mocno.
– Ależ kochała! Wycofała się właśnie dlatego…
– Nie! – krzyknął i zacisnął pięści. Wciąż go to bolało. Tyle lat minęło, a on się nadal z tym nie pogodził. – Nie wierzyła w nas ani we mnie. Nie wierzyła, że może się nam udać, więc poddała się walkowerem, zrezygnowała z nas, nawet groziła mi policją. I nie waż się mówić, że zrobiła to z miłości, dla mojego dobra. Jeśli się kogoś kocha, nie niszczy się go tak, że nie ma co zbierać.
– Była młoda, miała małe dziecko, brakowało jej pewności siebie, spróbuj jej wybaczyć, zrozumieć… Wiń mnie, jeśli kogoś musisz.
– Nie myśl, że nie winię. Byłaś starsza, mądrzejsza. I co? Zdecydowałaś za mnie. Ponoć też z miłości i dla mojego dobra. Więc cieszcie się z rezultatu.
Bolesna ironia. Ale była niczym w porównaniu z poczuciem winy.
Pytanie „co by było, gdyby” zadawałam sobie ostatnio na okrągło. Odkąd odnalazłam Agnieszkę w mediach społecznościowych. Oglądałam jej zdjęcia z Grecji, gdzie była na wakacjach z dorastającym synem, i zastanawiałam się, czy na moim miejscu postąpiłaby tak samo, by go ochronić.
Agnieszka się zmieniła
Patrzyłam na ładną, elegancką kobietę, która najwyraźniej osiągnęła sukces zawodowy, a po pracy umiała wyluzować, i myślałam, że ja też miałam w tym udział. Że poszła na studia i robiła karierę, bo ona też chciała coś mnie, a przy okazji światu i sobie udowodnić. Już nie wyglądała na zahukaną. Czas dodał jej klasy, blasku i charyzmy. Ale wciąż była sama, a przynajmniej nie wyszła za mąż…
Czy dlatego, że nie zapomniała o Michale? Może nadal był dla niej ważny i mogliby zacząć od nowa? Choć teraz mieli mniejsze szanse niż wtedy. Zmienili się, byli innymi ludźmi i teraz… to mój syn nie był dla niej odpowiedni. Niby jeszcze młody, doceniany, ale od środka wypalony. Ona zaś rozkwitła. Czy jej siłą było to, co brałam za słabość i przeszkodę? Miała dziecko, miała dla kogo żyć, walczyć, starać się. A Michał został sam. Matka nie zastąpi utraconej miłości…
Nim pomyślałam, wysłałam jej zaproszenie do znajomych. Potem się wystraszyłam. Czy mam prawo znowu mieszać w jej życiu? Czy mam prawo błagać ją, by spotkała się z Michałem? By spróbowali choć porozmawiać? Jeśli nie po to, by otworzyć nowy rozdział, to by zamknąć ten stary. Trudno, poszło. Najwyżej mnie zignoruje, jeśli nie chce mieć z nami nic wspólnego…
– Mamo, co ty robisz, do cholery?!
Przyłapał mnie. Nie powinnam przeglądać profilu Agnieszki w salonie, na widoku.
– Chciałam zobaczyć, jak jej się wiedzie.
– Po co?
– Przepraszam. Nie powinnam, ale…
– Tak! – przerwał mi ostro. – Nie powinnaś się mieszać. Pytałaś mnie kiedyś, co w niej widziałem. Właśnie to, co ty dostrzegłaś dopiero teraz – wskazał brodą na ekran ze zdjęciami uśmiechniętej Agnieszki. – Była niezłomna, podziwiałem ją. Wiedziałem, że jeśli się uprze, osiągnie, co zechce. Chciałem jej w tym pomóc. Chciałem być przy niej. Nie pozwoliła mi. Bo akurat na mnie nie zależało jej na tyle, by zawalczyć…
– Może też żałuje?
Wzruszył ramionami.
– Za późno. Nie ma już we mnie nic, co mógłbym jej dać.
Wyszedł. A mnie łzy zakręciły się w oczach.
Spojrzałam na ekran i… wtedy zobaczyłam, że Agnieszka przyjęła moje zaproszenie. Dała mi zielone światło.
Zamierzam z niego skorzystać. Tak, znowu się wtrącę. Okradłam tych dwoje ze wspólnej przyszłości, więc chcę naprawić swój błąd. Muszę choć spróbować. Bo nic tak nie boli jak stracona szansa.
Czytaj także:
„Ksenia chciała zrujnować życie lekarzowi, bo odrzucił jej zaloty. Wykorzystała mojego syna, żeby zajść w ciążę”
„6 lat po śmierci męża nadal nie mogłam ułożyć sobie życia. Wszystko przez zazdrość mojego syna”
„Teściowa chciała mnie zniszczyć. Stara purchawka po mnie mogła się wozić, ale gdy dopadła mojego syna, nie wytrzymałam”