„Moja babcia to niezłe ziółko, a teraz zaszalała jak nigdy. Wyciąga rabaty od grabarzy, a pościel trzyma w trumnie”

wesoła staruszka fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Każde z nas dostało kartkę i ołówek, żebyśmy mogli zapisać babcine dyspozycje na wypadek jej śmierci. – Żebyście ich potem nie zbyli ze swojej pamięci – orzekła babcia i spojrzała znacząco na mojego tatę. – Gdybym przed śmiercią nie zdążyła się przebrać… – wskazała palcem na starą trzydrzwiową szafę – na środkowej półce na lewo masz elegancko złożone ubranie, suknię, rajstopy itede. Potem wzrok przeniosła na mnie. – Przygotowałam już listy z zawiadomieniami dla całej rodziny. Wpiszesz tylko datę pogrzebu i wyślesz”.
/ 10.06.2023 22:30
wesoła staruszka fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Moja babcia była niesamowitą osobą. Uwierzcie mi, drugiej takiej ze świecą szukać. Jedno słowo, którym mogłabym ją opisać? Obowiązkowa. Poza tym nieprawdopodobnie wręcz zorganizowana. W głowie miała mały komputer, który o niczym nie pozwalał zapomnieć. Ale niczego nie robiła za mnie.

Nie – pilnowała tylko, bym ja wykonywała swoje obowiązki w odpowiednim czasie, i uczyła mnie planowania. Twierdziła, że ludzie żyją w stresie i panice tylko dlatego, że nie wiedzą, kiedy i jak mają co zrobić. Że nie spojrzeli w przyszłość i nie zabezpieczyli się na każdą ewentualność, i potem nerwy. A od nerwów to się robią wrzody, a nawet raki. Że podejmują pochopne decyzje, które wprowadzają w ich życie bałagan, a wtedy spokój i szczęście nie mają szans się przez niego przebić.

Coś w tym było. Jednak ja, jak bardzo bym się starała, to takiej kosmicznej wręcz perfekcji w planowaniu życia jak babcia nigdy nie byłam w stanie osiągnąć…

Babcia Karolcia uważała, że obowiązkiem każdego człowieka jest przygotowanie własnego pogrzebu, tak żeby bliscy mogli spokojnie opłakać zmarłego, a nie z rozwianym włosem latać od domu pogrzebowego do kamieniarza i z powrotem, załatwiać sprawy, miejsce na cmentarzu, ubranie do trumny i tak dalej. Nie ma w tym godności śmierci i dobrej pamięci, mawiała. Robi się z tego dla żywych kłopot i irytacja. Dlatego babcia, kiedy skończyła 60 lat, wykupiła miejsce na cmentarzu i postawiła pomnik.

– W końcu to moja śmierć, więc dlaczego inni mają się tym zajmować – oznajmiła. Nie mówiąc już o tym, że zapewne nie zrobią tego tak, jakbym ja chciała.

Po drugie – uważała, że obowiązkiem żony jest zadbanie o to, by stosownie wyprawić na drugi świat nie tylko siebie, ale i swego męża. Dlatego, gdy dziadek skończył 70 lat, babcia obstalowała mu nowy garnitur, który w pokrowcu ochronnym powiesiła w szafie. Pół roku później dziadek odszedł we śnie.

Garnitur więc się przydał…

Prawdę mówiąc, nie bardzo byłam przekonana, że takie przygotowania są potrzebne. Dla mnie to było tak, jakby człowiek już za życia grzebał się w grobie. Przynajmniej psychicznie. Ale babcia wiedziała swoje.

– Mnie nigdzie się nie śpieszy, ale jak przyjdzie pora, to kłopotu wam oszczędzę, bo będę gotowa. Jak wiesz, punktualność zawsze stała u mnie na pierwszym miejscu.

Jako że mieszkałam z babcią, to pomagałam jej w przygotowaniach do drogi w zaświaty, mając nadzieję, że przed nami jeszcze wiele wspólnych lat. Kochałam ją ogromnie, w końcu przede wszystkim to ona z dziadkiem mnie wychowała. Ojciec, jako kurator młodzieży bardzo zaangażowany w swoją pracę, miał dla mnie niewiele czasu. Ale nie narzekam – wiedział, że jestem pod dobrą opieką, a poza tym zawsze mogłam liczyć na jego pomoc i zainteresowanie.

Jednak to babcia była moją opoką i największym przyjacielem. Nie chciałam myśleć, że mimo swojej siły i wytrzymałości wieczna przecież nie jest.

No i przyszedł ten czas, którego się tak obawiałam. Babcia skończyła osiemdziesiąt lat i uznała, że czas pomyśleć o trumnie. Pojechała ze mną do stolarza, by obstalować sobie, jak powiedziała, solidny dębowy pokoik na wieczność. Traf jednak chciał, że stolarz po wywiązaniu się z zamówienia zmarł na atak serca. A ponieważ była z niego drobna chłopina, więc żona stolarza poprosiła babcię, żeby odstąpiła jej trumnę.

– Bo to, proszę pani, głupio, żeby mój chłop szedł do ziemi w obcym wyrobie stolarskim. Coby powiedzieli klienci, którzy będą robić obstalunki u moich synów?

Babcia Karolcia wyjęła z torebki kalendarz i dłuższą chwilę przerzucała jego kartki, coś do siebie mruczała pod nosem i wreszcie orzekła, że się zgadza, ponieważ ona jeszcze ma czas. I odsprzedała trumnę.

Już następnego dnia pojechałyśmy do innego stolarza

Dwa miesiące później załatwiłam transport i tragarzy, którzy wnieśli trumnę do naszego trzypokojowego mieszkania. To mieszkanie w przedwojennej kamienicy, gdzie każdy z pokoi ma co najmniej 25 metrów kwadratowych. Babcia kazała ustawić trumnę w swojej sypialni.

– Przez lata nie miałam gdzie chować pościeli. I proszę, teraz jaka wygoda – rozpromieniła twarz w uśmiechu i przykryła trumnę wielką, wzorzysta kapą.

Trzy miesiące później, kiedy wróciłam z uczelni, babcia nakazała mi wezwać mojego ojca. Chociaż była tylko jego teściową, to oboje bardzo się kochali. Czasami babcia mówiła mi, że wolałaby pięciu takich zięciów niż jedną własną córkę, z której, dodawała: „jest niezły gagatek”.

Moja mama… Nie znałam jej wcale. W domu się o niej nie mówiło. Krótko po tym, jak mnie urodziła, wyjechała z jakimś mężczyzną do Francji i nigdy nie starała się ze mną lub własną matką skontaktować.

Wyglądało na to, że kompletnie wymazała nas ze swej pamięci. Bywa. Nie znałam jej, nie tęskniłam więc za nią za bardzo. No więc tego dnia zadzwoniłam po tatę i pół godziny później we trójkę siedzieliśmy w sypialni babci. Każde z nas dostało kartkę i ołówek, żebyśmy mogli zapisać babcine dyspozycje na wypadek jej śmierci.

– Żebyście ich potem nie zbyli ze swojej pamięci – orzekła babcia i spojrzała znacząco na mojego tatę. – Gdybym przed śmiercią nie zdążyła się przebrać… – wskazała palcem na starą trzydrzwiową szafę – na środkowej półce na lewo masz elegancko złożone ubranie, suknię, rajstopy itede.

Potem wzrok przeniosła na mnie.

– Przygotowałam już listy z zawiadomieniami dla całej rodziny. Wpiszesz tylko datę pogrzebu i wyślesz. Potem przygotujesz kanapki, herbatę. Pieniądze na wszystko włożyłam do dzbanuszka w szafce, tam gdzie trzymamy przyprawy.

„Testament. Zupki” – tylko ja mogłam zrozumieć ten szyfr

Chwilę pomyślała, a potem wróciła do taty, z którym zaczęła omawiać dokładny rozkład dnia w czasie uroczystości pogrzebu i stypy. Tata nie chciał na początku o tym rozmawiać – jak i ja nie chciał nawet myśleć o tym, że kiedyś babci Karolci zabraknie. Ale upartej staruszki nie dało się zbyć.

– Ludzie najczęściej unikają tematów związanych ze śmiercią najbliższych osób. I dlatego – stwierdziła – gdy przychodzi ten smutny czas, zamiast całkowicie oddać się żałobie, biegają i załatwiają przeróżne sprawy. Jakby nie można było tego wszystkiego zrobić wcześniej bez pośpiechu i niejednokrotnie za o wiele mniejszą cenę!

Babcia piła do 15% rabatu na trumnę, który wytargowała od drugiego stolarza. Początkowo nie chciał się na to zgodzić, jednak babcia przekonała go argumentem nie do zbicia.

– Widziałam u pana w biurze zdjęcia z zagranicznej podróży… Dokąd pan wyjechał?

– Do Bułgarii.

– Kiedy wykupił pan wczasy?

– No na początku roku, żeby było taniej – stolarz wzruszył ramionami, jakby to było coś oczywistego.

– Podobnie jest ze mną. Ja też jeszcze żyję i oczekuję, że w przedsprzedaży dostanę stosowny rabat na tę trumnę. Facetowi szczęka opadła na taką logikę, babcia zaś uznała to za zgodę na te piętnaście procent upustu.

Trzy miesiące później – zmarła. Oglądałyśmy razem film, myślałam że zasnęła, przykryłam ją kocem. Kiedy potem szłam spać, babcia wciąż spała, więc próbowałam ją obudzić, żeby poszła do sypialni.

Niestety…  

W trakcie kolejnych dni, pełnych rozpaczy, smutku i łez, doceniłam wysiłek, jaki babcia Karolcia włożyła w przygotowanie swojego pogrzebu. Zgodnie z jej rozpiską wezwałam lekarza, który orzekł zgon. Ciało zostało zabrane przez pracowników zakładu pogrzebowego, który również babcia sama sobie wybrała (uzyskując 15% rabat). Wszystko poszło gładko z naszym minimalnym udziałem.

Mogłam zająć się jej opłakiwaniem

Tydzień po pogrzebie nieoczekiwanie odezwał się telefon. Męski głos w słuchawce łamaną polszczyzną wyjaśnił, że jest adwokatem córki zmarłej, czyli mojej mamy. Spytał, czy został sporządzony testament, gdyż jego klientka wnosi o stosowny podział majątku. Będzie chciała wystawić na sprzedaż zajmowane przeze mnie mieszkanie. 100 metrów kwadratowych w centrum miasta jest wiele warte. Na moje pytanie, gdzie ja będę mieszkać, odpowiedź brzmiała: „To nie jest zmartwienie klientki”…

Jednak trzy dni później przyszedł do mnie list, napisany przez babcię. Oddała go kurierowi przed śmiercią i kazała doręczyć określonego dnia po pogrzebie. W liście były tylko dwa słowa: „Testament. Zupki”. To był nasz szyfr. Babcia schowała testament w kuchni, w szafce, gdzie trzymałyśmy przyprawy i zupy w proszku, za którymi przepadała.

W ostatniej woli zmarłej, którą zapisano w świadomości notariusza i świadka, babcia czyniła mnie jedyną spadkobierczynią całego majątku. Jeśli zaś chodzi o mamę, to w kilku dosadnych słowach wyjaśniła, co myśli o własnym dziecku, które przed laty porzuciło córeczkę i uciekło za granicę.

I to byłoby tyle opowieści o babci Karolci, która zadbała o spokój swoich najbliższych zarówno przed, jak i po własnej śmierci.

Czytaj także:

„Mąż sprowadza do domu tabuny ludzi i oczekuje, że będę ich obsługiwać jak gosposia. Gdy odmawiałam, robił mi awanturę”
„Mój syn mnie okradał. Ten tłumok zrujnował biznes, na który pracowałem całe życie. Na starość nie mam co włożyć do garnka”
„Moja siostra trapi całą rodzinę. Mąż się jej boi, a córka od niej ucieka. Chciałam im pomóc, ale zaczęła mi grozić”

Redakcja poleca

REKLAMA