„Moja 80-letnia matka nikogo nie słucha, bo wszystko wie najlepiej. Przez jej dziwactwa moja córka omal nie straciła pracy”

starsza kobieta, która ma swoje dziwactwa fot. iStock by Getty Images, LordHenriVoton
„Robiłam, co mogłam, ale klucz ani drgnął. Byłyśmy zamknięte od wewnątrz, zbliżała się północ, a ja nazajutrz wczesnym rankiem musiałam pojechać do córki, żeby zająć się dziećmi. Oboje z zięciem szli na pierwszą zmianę. Ich szefowie nie tolerowali spóźnień, a tym bardziej nieobecności”.
/ 07.04.2023 22:00
starsza kobieta, która ma swoje dziwactwa fot. iStock by Getty Images, LordHenriVoton

Moja mama jest upartą kobietą. Wszystko zawsze robi po swojemu i pomimo słusznego wieku, musi mieć ostatnie słowo. Pomoc jest jej jednak potrzebna, toteż od przejścia na emeryturę dzielę swój czas pomiędzy wnuki i mamę. Mama lubi, gdy zostaję u niej na noc. Twierdzi, że czuje się wtedy bezpieczniej. Uśmiecham się, słysząc te słowa, bo zdrowia i energii życiowej to mama ma więcej ode mnie, a jej dom sprawia wrażenie fortecy nie do zdobycia.

Wiem jednak doskonale, że to samotność przez nią przemawia i naprawdę z chęcią bym u niej częściej nocowała, gdyby nie każdorazowy stres. Chodzi o drzwi do jej mieszkania, a raczej zamki w tych drzwiach…

Do niedawna było ich cztery, w tym potężna zasuwa i stary przedwojenny zamek, na który trzeba było uważać. Kiedy przekręciło się w nim klucz od wewnątrz więcej niż raz, to nie można się było wydostać z domu. W dodatku środkowy zamek, już dość wysłużony, często się zacinał.

– Czy naprawdę musisz zamykać mieszkanie na wszystkie zamki? – denerwowałam się za każdym razem, gdy nie mogłam sobie z nim poradzić.

Strzeżonego Pan Bóg strzeże – mruczała pod nosem mama.

– Ja rozumiem, że chcesz się czuć bezpieczna… – siliłam się na spokój. – Ale naprawdę nie trzeba zamykać domu aż na cztery spusty.

Mama pozostała jednak nieugięta i przed pójściem do łóżka zawsze sprawdzała wszystkie zamki. Na szczęście, kiedy zostawałam u niej na noc, to ja ostatnia zamykałam drzwi, więc robiłam to po swojemu i przynajmniej dwa zamki zostawiałam otwarte. Tym bardziej że następnego dnia zazwyczaj spieszyłam się do wnuków i zawsze się bałam, że nie uda mi się tego wszystkiego otworzyć i nie wydostanę się od mamy na czas. Szczególnie obawiałam się tej nieszczęsnej maszynerii, w której nie można było przekręcić klucza więcej niż raz.

Usłyszałam jej kroki w przedpokoju

Tamtego dnia przyjechałam do mamy późnym popołudniem, by pomóc jej zrobić porządek na balkonie. I jak to miało miejsce coraz częściej, środkowy zamek zaciął się. Nie chciałam dzwonić, bo moja rodzicielka mogła akurat spać, więc dobrą chwilę trwało, zanim klucz z głośnym chrobotem obrócił się i mogłam wejść.

– Mamo, z tym zamkiem naprawdę coś nie jest w porządku – powiedziałam. – Cały czas się psuje, chyba lepiej na razie w ogóle go nie używać.

– Czasem trochę się zacina, ale mnie tam zawsze udaje się go otworzyć – odparła, wzruszając ramionami.

Nie było sensu dyskutować. Zamknęłam drzwi na trzy zamki, tego zepsutego wolałam nie ruszać. Rano musiałam przecież wcześnie wyjść od mamy, nie chciałam mieć kłopotów. Późnym wieczorem usłyszałam kroki w przedpokoju. Mama podeszła do drzwi i zaczęła coś majstrować przy zamkach, bo słyszałam charakterystyczny odgłos przekręcanego klucza.

Narzuciłam szlafrok i czym prędzej wyszłam ze swojej sypialni.

– Co ty robisz? – spytałam zdumiona. – Przecież już zamknęłam dom.

– Nie zaszkodzi sprawdzić – odparła i zaczęła kręcić kluczem w zamku, który się zacinał. – O proszę! Wcale nie zamknęłaś, a tyle razy ci mówiłam… Jesteś nieodpowiedzialna! – upomniała mnie jak małe dziecko.

Westchnęłam.

– Połóż się już, mamo, późno jest, a ja wcześnie muszę wstać – powiedziałam, starając się jakoś odwrócić jej uwagę od drzwi.

Mama jednak nadal majstrowała przy zamku. Nagle usłyszałam, jak coś dziwnie zachrobotało.

– Domknęłam go porządnie – mruknęła, nie wyciągając klucza. – No, ale teraz nie chce się przekręcić w drugą stronę – odwróciła się w moją stronę z bezradną miną. – No popatrz, nie otwiera się wcale.

– Jak to się nie otwiera? – zdenerwowałam się. – Daj ten klucz!

Bardzo się starałam, ale on ani drgnął. Byłyśmy zamknięte od wewnątrz, zbliżała się północ, a ja nazajutrz wczesnym rankiem musiałam pojechać do córki, żeby zająć się dziećmi. Oboje z zięciem szli na pierwszą zmianę. Ich szefowie nie tolerowali spóźnień, a tym bardziej nieobecności. Gdyby nie pojawili się w pracy, mogli nawet ją stracić. I to by była moja wina… A raczej mamy!

Muszę się wydostać z tego więzienia!

Tymczasem mama spojrzała na mnie z wyraźną dezaprobatą.

– Zepsułaś zamek – oskarżyła mnie.

– Ja zepsułam? – oburzyłam się. – Przecież od dawna się zacina. Mówiłam, żeby go nie używać!

– Ja zawsze umiałam go otworzyć – powtórzyła mama. – Ty go zepsułaś.

Ręce mi opadły. Nie dość, że byłam tu uwięziona, to jeszcze mama zrobiła ze mnie głównego winowajcę.

– Mamo, ja muszę się stąd wydostać… – jęknęłam, myśląc o córce.

– To wezwij ślusarza czy jakieś pogotowie – wzruszyła ramionami.

Zupełnie nie rozumiała sytuacji!

– Przecież jest środek nocy, gdzie ja mam dzwonić?! – krzyknęłam.

Nie pozostało mi nic innego, jak tylko zadzwonić do Tomka, mojego zięcia. Na szczęście odebrał, chociaż prawdopodobnie go obudziłam.

– Coś się stało z babcinym zamkiem, nie możemy otworzyć drzwi od środka – powiedziałam roztrzęsiona. – Mógłbyś przyjechać z narzędziami?

– Teraz? – spytał po chwili ze złością. – Przecież już prawie północ!

– Wiem, ale jeśli chcecie, żebym była u was rano, to musisz mnie najpierw uwolnić z tego więzienia – odparłam, też już porządnie wkurzona.

– Powiedz mu, że ja muszę do kościoła iść – usłyszałam głos mamy.

Gdyby nie to, że trzymałam w ręku słuchawkę telefonu, chybabym ją zamordowała. Zacisnęłam jednak pięść, licząc w myślach do dziesięciu. 

Zięć przyjechał po kilkunastu minutach. Zrzuciłam mu klucze z balkonu. Przez dłuższą chwilę usiłował otworzyć drzwi. Bezskutecznie. W końcu musiał wykręcić cały mechanizm, bo okazało się, że urwała się zapadka. Niestety, nadal nie mogłyśmy otworzyć drzwi. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, co jest grane. Klucz w przedwojennym zamku został przekręcony dwa razy!

Mamo, coś ty narobiła?! – popatrzyłam na staruszkę z rozpaczą. – Wiesz, jak działa ten mechanizm!

– No wiem – odparła mama. – Ale bezpieczeństwa nigdy za wiele.

No nie, zwariować można! Czułam się, jakbym była w ukrytej kamerze…

Jak zwykle ona wiedziała najlepiej!

Dobrze przynajmniej, że mama zepsuła dzisiaj środkowy zamek i musiałyśmy wezwać zięcia, bo inaczej o tym, że jesteśmy tutaj zamknięte na amen dowiedziałabym się dopiero rano. A wtedy byłoby już za późno… Nie, tak nie mogło dłużej być.

Ale się zabarykadowałyście! Jakbyście skarbów jakichś pilnowały! – roześmiał się mój zięć, kiedy uwolnił nas wreszcie z mieszkania. – Po co ci, babciu, tyle zamków, co?

– Strzeżonego Pan Bóg strzeże – powtórzyła mama swoje porzekadło. – Wy, młodzi, to do niczego wagi nie przykładacie. A jak człowiek całe życie ciężko pracował, to chce chronić  swój dorobek za wszelką cenę.

– Przecież ty już tutaj nic cennego nie masz, mamo. Wszystko co miałaś, rozdałaś – jęknęłam.

Mama udała, że nie słyszy…

– Babciu, ja zainstaluję ci nowy zamek, bezpieczny, prosty w obsłudze – zaproponował Tomek. – Bo z tym to tylko kłopot jest, łatwo się zapomnieć i potem w domu człowiek uwięziony.

– Jak to będzie wyglądać? Tylko jeden zamek?! – zaprotestowała mama.

– No i jeszcze zasuwa zostanie, więc będą dwa – zięć popatrzył na mnie z rezygnacją. – Może tak być?

Zawsze były cztery, jeszcze przed wojną, za życia moich rodziców… – mama nie dawała za wygraną.

Miałam dość.

– W takim razie ja już więcej u ciebie nocować nie będę – oznajmiłam jej. – Nie chcę siedzieć w twierdzy, z której rano nie można się wydostać.

Mama popatrzyła na mnie z wyrzutem, ale w końcu machnęła ręką.

Nazajutrz Tomek zrobił porządek z jej drzwiami. Zainstalował nowy, bardzo wygodny i funkcjonalny zamek, a ze starych pozostawił tylko zasuwę. A wtedy mama wreszcie przyznała, że sama miała już dość męczenia się z tymi mechanizmami i trzymała je tylko ze względu na sentyment do dawnych czasów. No i żeby wrażenie na sąsiadach robić. Starsi ludzie mają swoje dziwactwa. Niektóre są mało szkodliwe i można je tolerować. Bywają też takie, z którymi trzeba walczyć…

Czytaj także:
„Moja matka wszystko wie lepiej. Zorganizowała mój ślub, wybrała sukienkę, a nawet wyremontowała mi mieszkanie”
„Po śmierci męża zamieniłam się w starą, zgryźliwą jędzę. Krytykowałam wszystko i wszystkich... zupełnie jak moja matka”
„Moja matka wydzwania do mnie kilkanaście razy dziennie na plotki. Kiedy jestem w pracy i nie odbieram, wpada w szał”

Redakcja poleca

REKLAMA