Cieszyłam się z nowej pracy ale, mój organizm jakoś nie podzielał tego entuzjazmu: nerwy miałam napięte jak postronki, a żołądek skurczony niczym orzeszek. W dodatku już od poprzedniego wieczoru koszmarnie bolała mnie głowa, więc sen, zresztą byle jaki, wcale jej nie pomógł.
– Wszystko będzie dobrze, Majeczko – mąż pocałował mnie na pożegnanie. – Trzymam kciuki!
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością
Dopiero, gdy usłyszałam pod oknem warkot zapalanego silnika, zdałam sobie sprawę, że Waldek wyszedł do pracy, ale nie wyprowadził psa. I tak to właśnie jest z tym słynnym małżeńskim wsparciem…
– Reniu! – zastukałam do drzwi łazienki, gdzie moja dziesięcioletnia córa ugrzęzła kwadrans wcześniej. – Weźmiesz jeszcze Dorę na dwór?
– Nie mogę, mamuś – odpowiedź była błyskawiczna. – Mamy przed lekcjami zebranie kółka szachowego. Już jestem spóźniona.
– To może wyjdź – mruknęłam i rozejrzałam się za smyczą.
Dora przebierała nogami u progu, popiskując cichutko. Boże, jak ja bym chciała mieć dom z ogródkiem, a nie tę klitkę w bloku, która wymusza skomplikowaną logistykę! Dzięki Bogu, suce chyba naprawdę bardzo się chciało, bo załatwiła swoje sprawy od razu. Ciągnęłam ją właśnie do klatki, gdy zadzwoniła komórka w mojej kieszeni. Jasny gwint, mama!
– Cześć, mamuś, nie mam czasu rozmawiać, lecę do pracy.
– A wiesz, ja właśnie też nie mam czasu – sapnęła rodzicielka. – Więc tylko tak ci szybciutko powiem, że właśnie była u mnie Jadwiga z dołu. I wiesz co? Podobno jest jakiś nowy płyn do prania…
– Mamo – przerwałam jej. – Nie mogę się spóźnić pierwszego dnia!
– Zawsze ci powtarzam, że powinnaś wcześniej wstawać. Ja już zdążyłam dom posprzątać i…
Jest emerytką, ma mnóstwo wolnego czasu
– Zdzwonimy się po południu. Miłego dnia, mamo!
Jezuuu… W niedzielę byłam u niej od obiadu do wieczora i wydawało mi się, że wyjaśniłam dobitnie, że skończyły się dobre czasy półgodzinnych pogaduszek na dowolne tematy. Ale tak to z mamą jest: przytakuje, a potem robi swoje, zero refleksji! Wstaje o piątej rano, bo po prostu nie może dłużej spać, i uważa to za nie wiem jakie bohaterstwo. Potem ściąga z łóżka ojca, żeby się nie lenił, i łażą oboje z kąta w kąt, bo ileż można sprzątać, jak się nie prowadzi żadnego prawdziwego życia? Koło siódmej wysyła tatę na działkę, a sama chwyta za telefon i obdzwania całą rodzinę w oczekiwaniu, że zapełnimy jej wolny czas, na spędzenie którego nie ma żadnego pomysłu. Kocham ją, ale to nieznośne. Ileż można wysłuchiwać opowieści o ludziach, których się nie zna, o tym, co mówiono pół godziny temu w radio albo o perypetiach serialowych bohaterów?! Ewentualnie o płynie do prania, jak dziś. Czy ja potrzebuję darmowego kanału z reklamami? W aptece byłam za pięć ósma, zdążyłam jakimś cudem się przebrać i stanąć za ladą równo o ósmej. I powiem tak: albo apteki się zmieniły, odkąd ostatni raz tam pracowałam, albo w ciągu minionych pięciu lat zestarzałam się w ekspresowym tempie.
Koło dwunastej w południe żałowałam już, że wycofałam się z przedstawicielstwa handlowego, głodna byłam jak wilk, a nogi trzęsły mi się niczym galareta od nieustannego schylania. O pierwszej zrobiłam sobie należną przerwę i jedząc lunch, zerknęłam na telefon. Siedem nieodebranych połączeń od mamy!
Przeraziło mnie to
Może zasłabła gdzieś w sklepie? Złamałam się i przedzwoniłam. A ta oczywiście jak skowronek – super, że się odzywam wreszcie, bo jej się już tak przykrzyło! Krew mnie zalała od razu, powiedziałam, że odezwę się wieczorem, bo teraz muszę wracać do obowiązków, i wyłączyłam telefon. Skończyłam zmianę o 16, wróciłam do domu, upichciłam obiad, żeby był na następny dzień. Pomogłam Reni w lekcjach, a potem zaległam jak kloc przed telewizorem. Waldek przyjechał po szóstej i już od drzwi zaczął mi się żalić, że całe popołudnie wydzwaniała do niego moja mama.
– W końcu ja też się zacząłem martwić – przyznał się. – Wpędziła mnie w taki kanał, że uwierzyłem, że coś ci się stało!
– W aptece? – spojrzałam osłupiała, a potem wyjęłam komórkę, żeby sprawdzić połączenia; jak na złość bateria, wykończona pracowitym dniem, wysiadła mi w ręce.
Podłączyłam ją więc do prądu. Przed ósmą zaparzyłam sobie herbatę, wysypałam na talerz ciasteczka i zadzwoniłam do mamy, żeby na spokojnie podzielić się z nią wrażeniami po pierwszym dniu pracy.
– Miło, że w końcu znalazłaś chwilę dla starej matki – zaczęła i od razu minęła mi chęć na plotki. – Ciesz się, że zastałaś mnie w domu, a nie na pogotowiu. Boże, jaki koszmarny dzień dzisiaj miałam! Ale kogo to obchodzi? Wszyscy mają swoje sprawy, prace-srace, zajęcia… Trójkę dzieci urodziłam i żadne nie ma dla mnie czasu, możecie być z siebie dumni!
No kurde, czy ona już zapomniała jak to jest, gdy się pracuje? Będzie teraz jęczeć, zamiast przedstawić ten ogrom problemów, który dręczył ją cały dzień?
– Mamo, nic na to nie poradzę – przerwałam jej. – Może umówmy się, że będę dzwonić codziennie o tej porze, dobrze? Pogadamy, jak minął dzień, co się wydarzyło. Na spokojnie i bez nerwów.
– Teraz? Teraz to ja mam serial za pięć minut, Maju, bardzo mi przykro. A po serialu pójdę spać. Musisz to sobie inaczej zaplanować, tak żeby i mnie odpowiadało.
I rozłączyła się, zostawiając mnie z opadniętą do podłogi szczęką.
Mąż usiadł obok i objął mnie
– Nie martw się, Majutek, twoja mama się przyzwyczai, będzie dobrze, zobaczysz.
Szczerze wątpię. Co za nieszczęście z tymi telefonami komórkowymi, kiedyś było o niebo lepiej, gdy nikt o nich nawet nie słyszał! Mam się czuć winna, bo cały dzień zasuwam jak lokomotywa, zamiast siedzieć na kanapie i wysłuchiwać jakichś nowinek z kosmosu?! Chryste, to dopiero pierwszy dzień w nowej pracy! W aptece nie poszło mi najlepiej, a jeszcze rodzona matka dokłada do pieca!
Czytaj także:
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”
„Mam wyrzuty sumienia, że na starość muszę mieszkać u córki. Wolę gnić w domu starców, niż słuchać burczenia zięcia”
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”