„Po śmierci męża zamieniłam się w starą, zgryźliwą jędzę. Krytykowałam wszystko i wszystkich... zupełnie jak moja matka”

kobieta, która straciła męża fot. Adobe Stock, pressmaster
„– Wyluzuj, mamo – powiedziała. – Nie musisz wszystkiego rozumieć i nie musisz do wszystkiego się mieszać. Odpuść nam, daj odetchnąć, bo te niedzielne obiady zaczynają się robić niestrawne. Chyba nie chcesz doprowadzić do sytuacji, w której będziemy do ciebie przychodzić z musu, co? Rany, znajdź sobie jakieś hobby! Inne niż czepianie się własnej rodziny”.
/ 02.02.2023 19:15
kobieta, która straciła męża fot. Adobe Stock, pressmaster

Obiad podawałam punktualnie o czternastej, został więc kwadrans. Wszystko było już prawie gotowe. Kurczaki rumieniły się w piekarniku, ziemniaki gotowały się na małym gazie, surówka nabierała smaku w lodówce. Czuwając nad całością, usiadłam przy stole kuchennym i sięgnęłam po krzyżówkę. Rozluźniłam się, rozwiązując kolejne diagramy. Choćby nie wiadomo jak skomplikowane, miały zawsze jedno właściwe rozwiązanie. Wystarczyło je znaleźć.

Z życiem rodzinnym było, niestety, inaczej... Zwłaszcza ostatnio wciąż dostarczało mi powodów do zmartwień. Czy ta niedziela uda się lepiej niż poprzednie? Czy dla odmiany coś mnie ucieszy, zamiast wciąż smucić i denerwować? Ostatnimi czasy wciąż tak się działo.

Jak mam się nie przejmować?

Dwie godziny później już wiedziałam na pewno, że wszystkie moje nadzieje na miły, sielski, rodzinny obiadek były płonne.

– Coś ty powiedział? – patrzyłam na syna z niedowierzaniem. – Musiałam się przesłyszeć...

– Wyluzuj, mamo – powtórzył i jeszcze puścił do mnie oko.

Leszek był moim najmłodszym dzieckiem, wpadką, która kompletnie mnie zaskoczyła, choć potem dostarczyła mnóstwo szczęścia. Przy nim odmłodniałam i znów czułam się potrzebna. Niestety, chyba go rozpuściłam. Traktowałam pobłażliwie i teraz pozwalał sobie na zbyt wiele.

– Jak ty się do matki odzywasz! – ofuknęłam syna. – Jaki przykład dajesz bratankom? Co to ma niby znaczyć?

– To znaczy, żebyś się wszystkim tak strasznie nie przejmowała, babciu. Odpuść trochę – zachichotał Witek, mój wnuk ledwie rok młodszy od Leszka.

No nie, jeszcze mi będą wmawiać, że jestem przewrażliwiona!

Jak mam się nie przejmować – zdenerwowałam się na dobre – kiedy ni stąd, ni zowąd mój syn oświadcza, że rzuca przyszłościowe studia ekonomiczne, żeby rozpocząć jakąś durną filozofię?! Co ty będziesz w życiu robił, Leszku? Z czego chcesz utrzymać siebie i rodzinę? Z filozofowania?!

– Na razie nie mam zamiaru zakładać żadnej rodziny – wzruszył ramionami Leszek. – A ekonomia to była pomyłka. Tobie na niej zależało, nie mnie. Zgodziłem się dla świętego spokoju i teraz żałuję. Nie znoszę ekonomii, więc rezygnuję. Proste.

– Za parę miesięcy znów ci się odmieni i co wtedy? – podniosłam głos. – Trzymaj się tego, co pewne. Zrób chociaż licencjat...

Do Leszka jednak nie docierały żadne racjonalne argumenty. Był młody, zbuntowany i uważał, że wszystko wie najlepiej. Kompletnie nie myślał o przyszłości. Liczyły się tylko jego zachcianki.

– Po co mam tracić kolejny rok, robiąc coś, co mnie śmiertelnie nudzi? – pytał. – Mamo, to moje życie. Zrozum to wreszcie.

– Właśnie, właśnie, to jego życie – poparł go Witek.

– O, drugi mądrala się odezwał! – prychnęłam. – Następny ekspert od filozofowania! Przypominam ci, Witku, że nie zdałeś matury, i zamiast kuć do poprawki, głównie się bawisz...

Znów wszyscy byli przeciwko mnie

Wnuczek zrobił urażoną minę, po czym stwierdził, że robi to za swoje własne pieniądze, więc nic mi do tego. Przecież pracuje.

– Gdzie? W knajpie, jako kelner! Też mi ambitne zajęcie! – żachnęłam się, machając ręką.

Żadna praca nie hańbi – odparł. – Napiwki dostaję całkiem niezłe. A maturę z matmy zdam. Bez obaw. Jak trzeba, to trzeba, choć na nic mi się nie przyda.

– Rok temu też w kółko to powtarzałeś. I wiemy, jak się skończyło – wypomniałam mu. – Więc mam podstawy, żeby się martwić. Ktoś musi. Skoro twoi rodzice bardziej przejmują się firmą niż własnym dzieckiem...

Zerknęłam z wyrzutem w stronę starszego syna i synowej. Do tej pory nie raczyli wziąć udziału w dyskusji. Jakby ta sprawa w ogóle ich nie dotyczyła!

– Aha, czyli teraz my zostaliśmy wywołani do odpowiedzi – mruknął Michał, ocierając usta. – I znowu nam się oberwie, bo za ciężko tyramy, hodujemy sobie wrzody, zawał serca, i tak dalej, w nieskończoność...

– Cóż... – zaczęłam.

– Otóż tak się składa, że jak się prowadzi własny biznes, to w pewnym sensie wciąż się jest w pracy. Ale zauważ i dobre strony, mamo. Stać nas na porządne wakacje, luksusy i rozrywki.

Jasne, tylko rozrywki im wszystkim w głowie! Już tego nie zniosę dłużej. Przecież nie tak ich wychowałam, nie tego uczyłam...

– I wiesz co, mamo – ciągnął Michał – nam wcale nie przeszkadza, że Witek jest kelnerem. Sam robiłem różne rzeczy w życiu, zanim zrozumiałem, co mnie najbardziej kręci. Nie zamierzam zmuszać swojego syna do czegoś, czego on nie chce, i tobie radzę to samo. Daj już spokój biednemu Leszkowi.

– Chodzi o to, że jesteśmy już dorośli – włączyła się moja córka, Weronika. – Mamy prawo żyć po swojemu. Zaakceptuj to.

Znów wszyscy na mnie naskakują! Nie rozumieją, że troszczę się o nich, że pragnę, by było im w życiu jak najlepiej... Nie mogę przecież bezczynnie patrzeć na to, jak rujnują sobie życie!

– Mam zaakceptować fakt, że w wieku lat 35 nadal jesteś sama, bez męża i dzieci? – odgryzłam się córce. – Dlaczego rozstałaś się z tym miłym Leonem? Zupełnie tego nie rozumiem...

Weronka teatralnie wywróciła oczami i ciężko westchnęła.

– Właśnie o tym mówił Leszek. Wyluzuj, mamo – powiedziała. – Nie musisz wszystkiego rozumieć i nie musisz do wszystkiego się mieszać. Odpuść nam, daj odetchnąć, bo te niedzielne obiady zaczynają się robić niestrawne. Chyba nie chcesz doprowadzić do sytuacji, w której będziemy do ciebie przychodzić z musu, co? Rany, znajdź sobie jakieś hobby! Inne niż czepianie się własnej rodziny. Zawsze byłaś nadopiekuńcza, ale przynajmniej nie szukałaś dziury w całym. Tata cię trochę hamował...

– Ojca w to nie mieszaj! – łzy  napłynęły mi do oczu.

Ja stosuję szantaż?! Dobre sobie

Córka brutalnie przypomniała mi, że od pięciu lat byłam wdową. Artur i ja nie mogliśmy się doczekać emerytury. Cieszyłam się ogromnie, że wreszcie będziemy mieć więcej czasu dla siebie. Chcieliśmy podróżować, zwiedzić całą Europę... Niestety los i pijany kierowca zadecydowali inaczej. Straciłam męża, a wraz z nim cel i sens życia. Całe szczęście nie byłam sama ani samotna, miałam rodzinę. Tylko czemu ta rodzina murem stawała przeciwko mnie? Troszczyłam się o nich, najlepiej jak mogłam. Niewdzięczni!

– Mamo... nie płacz! – jęknął Leszek. – To nie w porządku. Stosujesz szantaż emocjonalny.

Otarłam więc łzy, wstałam i zaczęłam energicznie zbierać naczynia. Wszyscy już skończyli jeść. No, prawie wszyscy. Moja wnuczka Malwinka wciąż zmagała się z groszkiem, nadziewając po jednej zielonej kulce na widelec. Nie spieszyła się wcale. To było u niej typowe. Nie odezwała się też dotąd ani słowem. Może to i lepiej, bo czasami, jak coś powiedziała, to człowiekowi aż w pięty szło i cały rezon tracił. Dziwnym była dzieckiem. Flegmatycznym, skrytym, wycofanym, żyjącym we własnym świecie. Nie miała nawet żadnych przyjaciółek. W wielu 9 lat wolała czytać książki, niż bawić się lalkami czy ganiać po podwórku. Oczywiście, tym też mój syn i jego żona się nie przejmowali.

– Skarbie, czy mogłabyś się jednak troszkę pospieszyć? – napomniałam ją. – Nie musisz jeść tego groszku, skoro ci nie nie smakuje. Zresztą, już wystygł...

Wyciągnęłam rękę po jej talerz.

– Ale ja lubię zimny. Czy mogłabym go jednak zjeść? – spytała, podnosząc głowę i świdrując mnie spojrzeniem.

Poczułam się niezręcznie, jakby mnie prześwietlała na wylot. Jakby wiedziała, że tak naprawdę jestem smutna i sfrustrowana i dlatego tak się czepiam. Naszły mnie wyrzuty sumienia. Nie spodobało mi się to ani trochę.

– Oczywiście, że możesz – burknęłam. – Tylko nie rozumiem, czemu zajmuje ci to tyle czasu. Wszyscy już skończyli, a ty się guzdrzesz. Może rodzice pozwalają ci na cyrki, ale ja nie uznaję bawienia się jedzeniem.

Mamo, daj jej spokój – odezwał się Michał chłodno. – Skoro już musisz się na kimś wyżywać, skup się na nas. Co się z tobą dzieje? Nawet małemu dziecku nie odpuścisz? Zachowujesz się jak babka Zofia!

Zapanowała niezręczna cisza. Już chciałam się obrazić za tę śmiertelną zniewagę rzuconą mi w twarz w moim własnym domu, tyle że... syn miał rację! Właśnie to do mnie dotarło… Bo przecież znowu denerwowałam się, że wszyscy są przeciwko mnie i wyładowałam swoją frustrację na biednym dziecku. Wstyd! Jak mogłam czepiać się Malwinki? Co z tego, że różniła się od innych dzieci? Była niezwykła.

Mam swoją pasję i na niej zarabiam

Aż jęknęłam w duchu. Naprawdę stawałam się upierdliwa niczym moja matka! Doskonale pamiętam, jak zatruwała mi dzieciństwo, krytykując mnie na każdym kroku. Z ojca zrobiła pantoflarza. Sąsiedzi jej unikali, rodzina się bała. Od kiedy pamiętam, wiecznie wszystkich pouczała. Uwielbiała dyrygować ludźmi i narzucać im swoją wolę. No i oczywiście zawsze musiała mieć rację. Dlatego tak szybko wyszłam za mąż i wyniosłam się z domu na swoje – nie mogłam jej znieść! Był czas, gdy na dźwięk jej głosu miałam ochotę mordować. Obiecałam sobie, że nigdy nie będę taka jak ona. No i co? Geny okazały się silniejsze...

Ratunek przyszedł z nieoczekiwanej strony.

– Tato, nie musisz się za mną wstawiać – powiedziała Malwinka. – Ja wiem, że babcia czasem się denerwuje. Ale to nic. I tak ją kocham. Piecze pyszne ciasta i czyta bajki. A poza tym babcia ma przecież hobby, ciociu. I to bardzo fajne. Rozwiązuje krzyżówki! Mogłaby je nawet sama układać, taka jest dobra.

Kochana dziewczynka! Byłam dla niej taka niedobra, a ona... Cała irytacja i rozżalenie wyparowywały ze mnie, zastąpione miłością i wdzięcznością.

– Przepraszam, malutka – przytuliłam ją. – Nie powinnam cię poganiać. Jedz sobie tak długo, jak chcesz. A wam, kochani, obiecuję, że popracuję nad tym... wyluzowaniem. No dobrze – wzięłam głęboki oddech – kto chce jeszcze deseru?

Wszyscy unieśli ręce. Malwinka również. Groszek najwyraźniej przegrał z sernikiem. Jednak atmosfera przy stole poprawiła się nie tylko dzięki pysznemu ciastu. Dla odmiany pozwoliłam im mówić, zamiast przekrzykiwać ich i besztać. Nawet mlaskanie im odpuściłam! Zrobiło się wreszcie głośno i wesoło.

Chłopcy zaczęli żartować, ich żony im wtórowały. Wreszcie  było tak, jak powinno być na rodzinnym obiedzie. Tego dnia zrozumiałam coś bardzo ważnego. Od dawna to niby wiedziałam, lecz dopiero teraz tak ostro dotarło do mojej świadomości, że postępuję źle. Dzieciom trzeba dać przestrzeń do życia, do popełniania błędów i szukania własnych dróg... Trzeba też mieć dystans do siebie, żeby nie skończyć jako marudna stara baba. Obiecałam sobie dawno temu, że się taka nie stanę, i dotrzymam obietnicy.

Wieczorem zaczęłam się zastanawiać nad słowami Malwinki. Czy rzeczywiście byłam na tyle dobra, bym sama wymyślała ariady, anagramy, jolki? Z drugiej strony, właściwie co mi szkodziło spróbować? Lubiłam to robić! Traktowałam to jak rozrywkę, więc z chęcią zabrałam się do pracy. W ciągu kilku następnych dni ułożyłam trzy krzyżówki i pięć rebusów. Wysłałam je potem do redakcji jednego z krzyżówkowych miesięczników. Spodobały się. Na tyle, że je ode mnie kupili i zamówili następne! No, no... Nie dość, że miałam hobby, to jeszcze mogłam na nim zarobić!

Odkryłam także w Internecie sporą społeczność szaradziarską i nie wiedzieć kiedy wsiąkłam w nią jak w gąbkę. Wreszcie korzystałam z laptopa, którego dzieci sprezentowały mi na imieniny. Wcześniej zbierał kurz na półce w sypialni. Teraz jestem zachwycona, że jest taki szybki i ma bezprzewodowe łącze z siecią. Mogę wysyłać nowe krzyżówki mailem. Tak. Wreszcie mam swój świat. Nie muszę żyć sprawami moich najbliższych. Co ciekawe, kiedy przestałam się tego domagać, oni zaczęli chętniej mi się zwierzać i zasięgać mojej rady!

Czytaj także:
„Dzieci oczekiwały, że po śmierci męża i ja z żalu położę się do grobu. Ja chcę jeszcze żyć, zakochać się i być kochaną”
„Po śmierci męża nie wiedziałam jak utrzymać dom. Całe życie pracowałam tylko na swoje przyjemności”
„Umarłam dwa razy: raz po śmierci męża, a drugi, gdy odkryłam, że moje małżeństwo było fikcją. 10 lat żyłam ze zdrajcą”

Redakcja poleca

REKLAMA