„Mój związek to fiasko, ale rozwód odpada. Skoro mąż przysięgał być ze mną do grobowej deski, to wcześniej go nie uwolnię”

Para z problemami fot. iStock by GettyImages, Prostock-Studio
„Nagle okazało się, że jestem fatalną żoną. Przykro mi, ale widziały gały, co brały i nie przyjmuję reklamacji”.
/ 30.03.2024 22:00
Para z problemami fot. iStock by GettyImages, Prostock-Studio

– Teraz to ludzie biorą śluby chyba z nudów albo braku pomysłu na siebie! – parsknęła matka, odkładając słuchawkę.

Zakończyła właśnie rozmowę z koleżanką. Ewidentnie dowiedziała się z niej o czyimś rozwodzie. Czyim? Nie wiedziałam i w sumie mnie to nie interesowało.

– Małżeństwo to poważna sprawa! Przysięga się wierność i miłość do końca życia – kontynuowała tyradę.

Miałam wtedy jakieś siedemnaście lat i te słowa bardzo zapadły mi w pamięć – żeby nie powiedzieć, że trwale mi się w nią wryły.

Marzyłam o małżeństwie

Zawsze byłam dość pragmatyczną osobą, co nie zmienia faktu, że marzyła mi się też miłość. Może po prostu postrzegałam ją nieco inaczej niż większość moich rówieśniczek: nie zależało mi na wielkich uniesieniach, nie wierzyłam w tanie chwyty i słodkie słówka. Miłość widziałam w bezpieczeństwie, stałości, rutynie, dlatego nie szalałam za przystojniakami, którzy obiecywali gruszki na wierzbie, a potem zostawiali moje koleżanki ze złamanymi sercami.

Janek był zupełnie inny, więc chyba dlatego mi się spodobał. Wydawał się być bardzo dojrzały na swój wiek, spokojny, odpowiedzialny. Nie czuł potrzeby stosowania tanich sztuczek na podryw, imponowania głupimi zachowaniami. Wyróżniał się na tle innych chłopaków w moim wieku.

– To porządny chłopak, dobry materiał na męża – zachwalała mama, gdy Janek odwiedzał nas w domu.

Oczywiście, i ta opinia zapadła mi w pamięć, chociaż już wcześniej podjęłam decyzję o tym, że Janek jest dobrym kandydatem, mając przecież na uwadze zasady wpojone mi podświadomie przez matkę. Zaczęliśmy się ze sobą spotykać.

– Jesteś naprawdę wyjątkowy – chwaliłam, a Janek wyglądał, jakby pęczniał z dumy na dźwięk tych słów.

Był nieśmiały, chyba nie miał żadnych wcześniejszych doświadczeń z dziewczynami. Choć w moich oczach był naprawdę przystojny, introwertyzm i niewielka potrzeba wzniecania wokół siebie hałasu sprawiały, że nie był zbyt „oblegany” przez koleżanki. One, jak to młode kobiety w tym wieku, wolały przebojowych, głośnych, przesadnie pewnych siebie cwaniaczków.

Biegał za mną jak piesek

Być może to właśnie brak doświadczenia, a może ta nabyta nieśmiałość, sprawiły, że Janek wydawał się być we mnie zakochany bez pamięci. Z perspektywy czasu wiem, że to świeżość i ekscytująca niepewność młodego uczucia sterowały jego fascynacją.

Czy to była prawdziwa miłość? Nie wydaje mi się. Był jednak we mnie wpatrzony jak w obrazek, spełniał wszystkie moje życzenia, nie był konfliktowy i bardzo liczył się z moim zdaniem. Traktowałam to jak oznakę szacunku, bardzo pożądanego w małżeństwie, które widziałam w wyobraźni jako idealne.

Tak, w małżeństwie, bo po jakichś dwóch latach tego randkowania, Janek poprosił mnie o rękę. Oczywiście przyjęłam go i cieszyłam się na perspektywę budowania swojej przyszłości z odpowiedzialnym, porządnym facetem. I to już w wieku niespełna dwudziestu dwóch lat! Większość moich koleżanek nadal nie mogła trafić na odpowiedniego faceta albo stale zakochiwała się w draniach, którzy tylko się nimi bawili.

– Ty to masz szczęście z tym Jankiem! On był taki niepozorny przez całą szkołę, a tu proszę, najbardziej poczciwy facet z nich wszystkich – chwaliły koleżanki z liceum, gdy spotykałyśmy się co jakiś czas na kawę.

I ja doceniałam to, że trafił mi się taki złoty los na życiowej loterii. Do ślubu szłam absolutnie pewna swojej decyzji i spokojna o naszą wspólną przyszłość. W końcu co mogło pójść nie tak? Podeszłam do tematu znacznie bardziej dojrzale i mądrze, wykazałam się większymi pokładami rozsądku, niż miały w sobie moje rówieśniczki. Skąd mogłam wiedzieć, że to wszystko było tylko iluzją...?

Janek skrywał w sobie wiele żalu

Pierwszy rok małżeństwa upłynął nam dość sielankowo. Już w drugim zaczęły się jednak problemy.

– Posprzątaj ten bałagan, cały dzień siedziałeś dziś w domu – rugałam Janka, gdy wracałam z pracy.

– Mhm – warczał w odpowiedzi.

Coraz częściej zaczął się do mnie odnosić z chłodem, żeby nie powiedzieć impertynencko. Miałam wrażenie, że odsuwa się ode mnie, skrywa w sobie jakąś złość i frustrację, którą nie chce się ze mną podzielić. Wielokrotnie próbowałam wybadać, o co mu chodzi, ale ucinał temat.

Coraz więcej czasu spędzaliśmy w ciszy, coraz rzadziej wychodziliśmy gdzieś razem, o intymnych zbliżeniach nie wspominając... Stawałam się niespokojna, zupełnie nie rozumiałam, skąd wzięły się nasze problemy. Przecież mieliśmy wszystko, co powinno mieć małżeństwo. Byłam coraz bardziej sfrustrowana, aż w końcu pękłam.

– Janek, nie pisałam się na coś takiego! Natychmiast powiedz mi, o co ci chodzi! Nie możesz mnie traktować w ten sposób, nie zasługuję na to! – uniosłam się.

– Ty nie zasługujesz? Ty nie zasługujesz?! – krzyknął na mnie.

Zamilkłam zaskoczona. Nigdy wcześniej nie zwrócił się do mnie w taki sposób.

– O czym ty mówisz? – zapytałam cicho.

– Od lat robisz ze mnie swojego pantofla! Liczy się tylko to, czego ty chcesz! Czy kiedykolwiek, odkąd ze sobą jesteśmy, zastanowiłaś się nad tym, czego ja chcę? Czego ja potrzebuję?! – wrzeszczał.

Milczałam, patrząc na niego z otwartymi szeroko oczami.

– Spełniałem każdą twoją zachciankę, traktowałem cię jak jakąś księżniczkę! Czy dostałem za to kiedykolwiek jakieś ciepłe słowo? Czy spojrzałaś na mnie kiedyś z prawdziwą miłością, z pożądaniem? Nie! Wydawało ci się, że to ci się po prostu należy, prawda? Że zawsze będę cię obsypywał miłością, a ty będziesz mnie traktować jak swojego sługusa, że znalazłaś sobie frajera, który będzie to wszystko znosił, bez zająknięcia, tak? – pastwił się nade mną.

– Janek, o czym ty mówisz? Przecież ja nigdy... – jąkałam się zestresowana.

– Pewnie, że nigdy! Nigdy nawet o tym nie pomyślałaś w ten sposób, co? – parsknął, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z domu.

Noc spędziłam samotnie. Napisał mi jedynie SMS–a, że przenocuje dziś u kolegi. Do samego świtu zastanawiałam się nad tym, co powiedział. Czy naprawdę tak wyglądał nasz związek? Czy naprawdę byłam tak straszną żoną? Nie wiedziałam, czy dręczy mnie szok, czy prawdziwe poczucie winy. Wiedziałam jednak, że czeka nas dużo pracy, żeby przywrócić ten związek na właściwe tory. Niestety, Janek był odmiennego zdania.

Zażądał rozwodu

Liczyłam, że gdy wróci do domu, będzie już spokojniejszy i że uda nam się dojść do jakiegoś porozumienia. Mąż jednak wrócił jeszcze bardziej nabuzowany niż poprzedniego dnia.

– Janek... Porozmawiajmy, proszę... – szepnęłam, gdy zobaczyłam go w progu.

– Nie mamy o czym. Chcę rozwodu – oznajmił zimno Janek.

– Co ty wygadujesz? Przecież musimy o tym porozmawiać. Jesteśmy małżeństwem... – poczułam, jak do oczu napływają mi łzy.

– To jest farsa, a nie małżeństwo! Dałem ci się uwieść jako niedoświadczony, spragniony uwagi szczeniak! Przecież nas zupełnie nic nie łączy, Agata! – każde jego słowo raniło mnie jak nóż wbijany w serce.

– Janek, przysięgaliśmy sobie wierność, miłość... Nie możesz tego zakończyć w ten sposób. Przecież nie dajesz mi żadnej szansy na zmianę. Nie bierzesz nawet pod uwagę, że możemy dojść do porozumienia i być szczęśliwi?

– Nie jesteśmy i nie będziemy szczęśliwi – odparł lodowato. – Zupełnie do siebie nie pasujemy i nigdy nie pasowaliśmy. Zrozumiałem to niedawno i nie sądzę, czy coś jest w stanie to zmienić.

Byłam załamana. Zupełnie nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. „Jeszcze wczoraj rano wierzyłam, że jesteśmy szczęśliwym, zupełnie zgodnym małżeństwem. A teraz się okazuje, że to wszystko było złudzenie?”, myślałam zrozpaczona. Nagle wezbrało w mnie poczucie krzywdy. „Może nie jestem idealną żoną, może nieświadomie raniłam Janka, ale czy to znaczy, że nie zasługuję na drugą szansę? Przysięgał mi! A ja jemu! Nie wywinie się tak łatwo!”.

– To bardzo mi przykro, bo nie zamierzam dawać ci rozwodu – odpowiedziałam twardo.

Spojrzał na mnie bacznie, jakby zaskoczony.

– Być może wszedłeś w to małżeństwo nieświadomy odpowiedzialności. Ja nie. Obiecywałam i Tobie i Bogu, że spędzę z tobą resztę życia. I nie zamierzam się z tej obietnicy wycofywać – oznajmiłam i wyprostowałam się dumnie.

Janek nie odpowiedział. Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem. Wiedziałam, że jakkolwiek potoczy się dalej nasze wspólne życie, nie będzie ono łatwe. Ale na pewno będzie wspólne. 

Czytaj:
„Syn wywiózł mnie do lasu, żebym pogodziła się z synową. Najbardziej wkurza mnie w niej, że jest taka podobna do mnie”
„Dostałem spadek, który miał przysporzyć mi sporo problemów. Nie dałem się wpuścić w maliny”
„Mąż pracował za granicą. Kiedy wrócił do domu, nie poznałam go. To nie jest ten sam mężczyzna, którego poślubiłam”

Redakcja poleca

REKLAMA