„Mój zięć uwielbiał mi umniejszać. Pajac lekceważył mój intelekt do momentu, aż nie wygrałam fortuny w teleturnieju”

Zięć mnie upokarzał fot. Adobe Stock, JackF
„– No, no, ale nasza babcia ma szczęście, co strzeli, to trafi. – Babcią to ja jestem dla Amelki i Stasia, a nie dla ciebie. A po drugie, zapamiętaj sobie, że ja do niczego nie strzelam, kochany. Ja po prostu znam odpowiedzi na te banalne pytania – warknęłam. Zięć roześmiał się lekceważąco”.
/ 18.08.2022 15:15
Zięć mnie upokarzał fot. Adobe Stock, JackF

Nigdy nie byłam przekorna, ale kiedy zięć zaczął sobie ze mnie pokpiwać, krew we mnie zawrzała. Ja ci jeszcze pokażę!

Kiedy odeszłam na emeryturę, z dnia na dzień poczułam się jak wyłączona z życia. Z przyzwyczajenia wstawałam rano, a po chwili docierało do mnie, że nie muszę się nigdzie śpieszyć, nie muszę się ubierać , malować, biec do pracy. Robiłam kawę, zasiadałam przed telewizorem w piżamie i zastanawiałam się, co dalej. Bezmyślnie gapiłam się w ekran, oglądałam tak zwaną telewizję śniadaniową, która w moim dotychczasowym życiu w ogóle nie istniała. Zanim zdążyłam opróżnić filiżankę stwierdzałam, że nie mam żadnych planów na dzisiaj.

Ani na jutro nie mam, ani na pojutrze

Nie mam żadnych planów na nigdy. Przez pierwszy okres zmuszałam się do wykonania wszystkich niezbędnych, a nawet tych zbędnych, porządków w mieszkaniu. Wymyłam okna, wyprałam firanki, wyczyściłam półki w szafkach i w szafach. Aż w końcu dotarło do mnie, że nie mam już więcej gdzie ani czego sprzątać.

Zawsze byłam kobietą aktywną. Po rozwodzie sama wychowałam dwoje dzieci, cały czas pracowałam (i to bardzo intensywnie), a poza tym ciągle się dokształcałam. Wolnego czasu, takiego dla siebie, właściwie nie miewałam. Teraz mogłabym to nadrobić, ale wyglądało na to, że nie potrafiłam.

Brakowało mi pośpiechu, przymusu, obowiązku. Właściwie przestałam wychodzić z domu, oprócz chodzenia do pobliskiego, osiedlowego spożywczaka. No i oczywiście biblioteki, z której przynosiłam stosy książek. Całe tygodnie spędzałam na czytaniu ich. Chwilami traciłam poczucie rzeczywistości, bardziej żyłam na dworach kolejnych królów niż w dzisiejszej codzienności. Kiedy pewnego popołudnia odwiedziła mnie córka, w ogóle nie byłam zadowolona.

Otworzyłam jej drzwi niechętnie, co chyba wyraźnie zobaczyła w moim spojrzeniu. Jak jednak miałam się cieszyć, skoro właśnie oderwała mnie od kolejnego tomu kryminalnych perypetii Wiktora Forsta.

– Mamusiu… – Jola zmierzyła mnie pełnym dezaprobaty wzrokiem – przecież już jest 17. Ja z pracy wracam.

I co w związku z tym? – mruknęłam niechętnie.

– No – zawahała się – no niby nic. Ale jesteś jeszcze w piżamie.

– I co w związku z tym? – powtórzyłam teraz już zła.

– Nie możesz spędzać całego dnia w piżamie, nie wychodząc z domu i nie oglądając ludzi.

– Niby dlaczego? – najeżyłam się natychmiast. – Dlaczego nie mogę?

Jola była wyraźnie niezadowolona

Córka patrzyła na mnie bezradnie, w jej oczach widziałam niepewność. Najwyraźniej nie chciała się kłócić, ale nie chciała też odpuścić.

– Masz rację – stwierdziłam, zanim Jola zdążyła się odezwać – ale jakoś tak mi się porobiło, że nie lubię wychodzić z domu. Właściwie nie mam po co.

– Oj, mamo – westchnęło moje dziecko. – Choćby po zakupy! – dodała po chwili, zaglądając do mojej lodówki.

– No fakt – przyznałam jej rację po raz kolejny. – Ale jutro pójdę do sklepu z samego rana – obiecałam.

– Jutro jest niedziela, mamusiu. I to ta niehandlowa – dodała.

– Niemożliwe! Dopiero co był poniedziałek… nie, może wtorek. No ale na pewno nie może jutro być niedziela.

– Jednak jest.

No trudno, przeżyję.

Jola zasiedziała się u mnie dość długo, jak nigdy. Przed wyjściem powtórzyła kilka razy, że jutro mam być u nich na obiedzie. Obiecałam, że przyjdę, ale najwyraźniej mi nie wierzyła, bo w niedzielę przed południem przybiegła po mnie wnuczka.

– Jeszcze trochę, a zaczniecie mnie traktować jak staruszkę z demencją – mruczałam z niezadowoleniem, kiedy cały czas mnie poganiała.

– Z jaką demencją, babciu? – roześmiała się Amelia. – Ty masz lepszą pamięć niż ja, a wiedzę na pewno większą niż mój brat.

Ale przybiegłaś mnie pilnować – nie wytrzymałam.

– To nie z uwagi na demencję, babuniu kochana, to dlatego, żebyś do nas na pewno przyszła.

Dużo czytam, to i dużo wiem

Spędziłam u córki i zięcia całą niedzielę. I właśnie wtedy przyszło mi na myśl, że w tym, co mówiła Amelka o mojej wiedzy i pamięci, było sporo racji. Uwielbiane przez mojego zięcia teleturnieje były dla mnie po prostu bardzo łatwe. Zięć je oglądał, ale raczej jako bierny kibic.

– No, no – pokręcił głową, kiedy kolejne udzielane przez mnie odpowiedzi okazywały się prawidłowe – ale nasza babcia ma szczęście, co strzeli, to trafi.

Okropnie zdenerwował mnie tym komentarzem.

– Babcią to ja jestem dla Amelki i Stasia, a nie dla ciebie – warknęłam. – A po drugie, zapamiętaj sobie, że ja do niczego nie strzelam, kochany. Ja po prostu znam odpowiedzi na te banalne pytania.

Zięć roześmiał się lekceważąco.

– Oj, to chyba się tylko babci… mamie – poprawił się natychmiast – wydaje. Wcale nie są takie proste.

– Babcia to mogłaby wziąć udział w takim teleturnieju – odezwał się niespodziewanie Staś. – I jeszcze wygrać dużo pieniędzy albo samochód.

Amelia natychmiast poparła brata, nie zwracając uwagi na kpiący uśmieszek swojego ojca.

Nasza babcia bardzo dużo czyta i bardzo dużo wie. Na pewno dałaby radę – zaznaczyła wnusia kochana.

– Już przestańcie się wygłupiać – zdenerwował się w końcu zięć. – Pleciecie bzdury. Gdzie naszej babci do telewizji i teleturnieju. Sami słyszycie, jakie tam są trudne pytania.

Wiedziałam od dawna, że zięć nigdy specjalnie mnie nie cenił. To, że nie wierzył w jakiekolwiek moje umiejętności i wiedzę, nie było dla mnie zaskoczeniem.

Ta „nasza babcia” bardzo mnie rozsierdziła

– Jeszcze zobaczymy – mruknęłam i poszłam do kuchni robić kawę.

Tak sobie tylko wtedy powiedziałam na złość zięciusiowi, kiedy jednak wróciłam do domu, wciąż siedziała mi w głowie myśl, że może jednak mogłabym spróbować. Może byłoby to nowe doświadczenie, ciekawa przygoda. I może mogłabym jeszcze coś w życiu robić oprócz siedzenia w domu z książką! Od tego dnia zamiast czytać książki, zaczęłam oglądać teleturnieje w telewizji. Niektóre były zupełnie banalne (wystarczyło jedynie trochę szczęścia), inne trudniejsze. Doszłam jednak do wniosku, że czasy Wielkiej Gry i pytań z górnej półki bezpowrotnie minęły.

Wybrałam sobie dwa teleturnieje i zgłosiłam się na eliminacje. Nie przyznałam się nikomu, nie ukrywam, że miałam ogromne wątpliwości i obawy. Sama do końca nie wiedziałam, dlaczego to robię. Nie wytrzymałam jednak i pochwaliłam się koleżance.

Zośka, błagam cię, kochana, tylko ty nikomu nie mów – powtarzałam w kółko, a moja Zosia gapiła się na mnie, jakbym jej co najmniej oznajmiła, że jutro lecę w kosmos.

– Nie powiem – wykrztusiła wreszcie. – Ale ty mi powiedz, po co ci to?

– Chciałabym sama sobie udowodnić, że jeszcze coś mogę, coś potrafię.

– Chyba ci odbiło – stwierdziła moja koleżanka. – Zamiast spokojnie odpoczywać na emeryturze, ty sobie stresu i nerwów dokładasz. Ja to bym chyba oszalała, gdybym musiała odpowiadać na te wszystkie pytania i jeszcze wszyscy znajomi widzieliby mnie w telewizji. A co będzie, jak zapomnisz czegoś śmiesznie łatwego, i wszyscy będą się z ciebie śmiali?

Ale ja to traktuję jak zabawę – wydukałam, a w tym samym momencie dotarło do mnie, że może zdarzyć się tak, jak mówi Zośka.

Wtedy dopiero mój zięć miałby używanie!

Już słyszałam jego kpiący ton: „Przecież mówiłem, że nasza babcia się do tego nie nadaje”. O nie, mój drogi. Jeszcze zobaczysz, do czego nadaje się babcia... Nie babcia! Dla ciebie szanowna mamusia!

Nie chwaliłam się nikomu, że zamierzam wziąć udział w eliminacjach do teleturnieju, nikomu oprócz Zośki. I bardzo dobrze, że nie mówiłam, bo nic z tego nie wyszło. Ale nie zrezygnowałam, zawsze byłam uparta. Drugie eliminacje poszły mi już lepiej, to znaczy odpadłam dopiero w drugim etapie. Za trzecim razem sama nie mogłam uwierzyć.

Zośka, zakwalifikowałam się! – krzyczałam w telefon. – Wyobraź sobie, kochana, że się zakwalifikowałam.

– To wspaniale – próbowała się wtrącić koleżanka, ale jej nie pozwoliłam. – Przyjeżdżaj do mnie! Czekam z winem i pizzą. Możesz po drodze kupić ciasto, dużo ciasta… Nie będziemy się dzisiaj odchudzać.

No i nie odchudzałyśmy się, świętowałyśmy sukces, mój sukces.

– Wiesz co, Ala – stwierdziła nagle moja przyjaciółka. – Podziwiam cię, mnie by się nie chciało. Siedzę sobie spokojnie na emeryturze, zajmuję się wnukami, robię przetwory i właściwie to mi wystarcza.

Moje wnuki są już duże, nie potrzebują opieki – roześmiałam się. – A ja potrzebuję do życia odrobinę adrenaliny. Koniecznie, bo inaczej wpadam w marazm, czy jak to się nazywa.

Nie kłamałam, naprawdę z każdym kolejnym teleturniejem czułam się lepiej. Co oczywiście nie znaczy, że wszystkie wygrywałam, a nawet, że wszystkie eliminacje zaliczałam pozytywnie. Różnie to bywało, ale nie rezygnowałam. W końcu zaczęłam wygrywać, niewielkie z początku, pieniądze, ale czułam taką satysfakcję, że nawet nie potrafię tego opisać. Rodzinka dość szybko się zorientowała. Liczyłam się z tym, przecież mój zięć oglądał tyle telewizji, na ile tylko czas mu pozwolił.

Któregoś dnia wpadła do mnie Amelia

– Babciu! Babuniu kochana, dlaczego ty mi nic nie powiedziałaś?

– O czym, Amelko?

– Jak to o czym? Nie udawaj, babciu. Tata wczoraj włączył telewizor i normalnie udławił się kolacją.

– Amelka, o czym ty mówisz?

– O tym, że moja babcia występuje w telewizji, bierze udział w teleturnieju, wygrywa sobie kaskę, a ja, coby tu mówić, jej jedyna, ukochana wnuczka, nic o tym nie wiem.

Roześmiałyśmy się teraz obie.

– Amelko, rodzice naprawdę to widzieli? – zapytałam w końcu.

– A widzieli, widzieli – przytaknęła.

– I co?

– Jak to co? Mówiłam, że tata o mało nie zadławił się kolacją, a mama zamieniła się w żonę Lota. W słup soli, znaczy. I to na dość długi czas.

Jola pojawiła się u mnie dwie godziny po Amelii.

– Mamusiu… – rozpoczęła przemowę od samych drzwi – dlaczego ty nic nam nie powiedziałaś? Jesteśmy z ciebie tacy dumni. Przecież pojechalibyśmy z tobą, wspieralibyśmy cię, siedzielibyśmy na widowni i…

– Chyba właśnie tego nie chciałam – zdołałam się wtrącić.

– Jak to nie chciałaś? Dlaczego? – córka nie udawała zdumienia.

Ona naprawdę była zdziwiona.

– Dlatego, moja droga, Jolusiu, że gdyby mi się nie powiodło, twój mąż, a mój zięć, dopiero miałby używanie.

Jola aż usta otworzyła z oburzenia.

– Ależ, mamo kochana – wyszeptała po bardzo długiej chwili milczenia. – Ależ, co ty mówisz?

– Obie dobrze wiemy, że mam rację – przerwałam jej, bo nie chciałam ciągnąć tego tematu dłużej.

Jeszcze któraś z nas powiedziałaby za dużo

Uważam, że niektóre sprawy lepiej przemilczeć. Nie chciałam być wyrodną babcią. Za wygrane pieniądze, a właściwie za ich część, kupiłam całej rodzinie prezenty, dla zięcia również. Za pozostałe wykupiłam sobie wczasy nad morzem, takie prywatne sanatorium. Wyjechałam tam z walizą pełną książek i nowiutkim laptopem. Zaczęłam przygotowania do kolejnego teleturnieju, coraz bardziej zaczęło mnie to wciągać. Jasne, że wygrane nagrody i pieniądze były ważne, nigdy nie twierdziłam inaczej. Ale zaczynałam mieć wrażenie, że to działa jak hazard, jak uzależnienie, ale chyba dobre uzależnienie.

Teraz już rodzinka mnie pilnowała, chcieli wiedzieć, kiedy babcia po raz kolejny będzie grać. Mogłam ich oczywiście oszukać, ale nie chciałam tego robić. Tym razem siedzieli na widowni, wszyscy czworo. Mimo że działało to na mnie ogromnie stresująco, udało mi się wygrać. Naprawdę udało mi się wygrać pierwszą nagrodę, samochód. Długo sama nie mogłam w to uwierzyć. Przecież nigdy nawet nie miałam prawa jazdy. Dopiero kiedy zięć zaprosił mnie na wycieczkę moim samochodem – to znaczy on go prowadził – dotarło do mnie, że jeśli sobie na to pozwolę, będę dla rodzinki kurą znoszącą złote jajka.

– Zapisałam się na kurs prawa jazdy – ogłosiłam rodzinie przy niedzielnym obiedzie.

– Mama? Na kurs…? – brwi Joli powędrowały do góry.

Babcia? – zięć po raz kolejny zapomniał, że babcią to ja jestem dla jego dzieci. – W tym wieku za kółko? – ciągnął – przecież to bez sensu. Nie da mama rady.

W tym samym momencie i Amelka, i Staś jak na komendę wybuchli śmiechem.

– Oj tato, tato – chichotała Amelia. – Ty chyba jeszcze nie zrozumiałeś, co potrafi nasza babcia.

– A róbcie sobie, co chcecie! – zięć gniewnie machnął ręką.

Chyba zrobiło mu się głupio

Skończyłam kurs prawa jazdy. Zdałam egzamin, co prawda dopiero za trzecim razem, ale zdałam. Nie ukrywam, że był dla mnie trudniejszy niż udział w teleturnieju. W międzyczasie zaczęłam już przygotowywać się do następnego.

Tak mnie to wciągnęło. Rodzinka nie jest zadowolona, że nie dostała w prezencie mojego samochodu, nie tylko zięć, córka również. Ale co mi tam, sama nim jeżdżę, i coraz bardziej mi się to podoba. Czuję się wolna i niezależna, jak chyba jeszcze nigdy dotąd. Za tydzień biorę udział w drugim etapie bardzo fajnego teleturnieju, a za trzy tygodnie odbędą się eliminacje do zupełnie nowego.

Wysłałam zgłoszenie, dostałam się i mam nadzieję, że przejdę je pozytywnie. Może znowu uda się wygrać. Chętnie pojechałabym na wycieczkę do Hiszpanii albo do Portugalii. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA