„Mój zięć to istny łamaga, ale córka tego nie widzi. Zamiast przyjąć moją pomoc, oboje się obrażają”

Mój zięć to łamaga fot. Adobe Stock
Krzysiek od początku mi się nie podobał, ale kiedy zmajstrował córce dzieciaka nie było wyjścia - musiałem zgodzić się na ślub. Na każdym kroku udowadnia, że humanista nie wychowa silnego mężczyzny.
/ 15.04.2021 10:04
Mój zięć to łamaga fot. Adobe Stock

W kontekście samotnego rodzicielstwa zawsze się gada tylko o matkach… Czy ktoś mógłby wreszcie zauważyć, że bywają także samotni ojcowie? Co ja miałem powiedzieć, borykając się z wychowaniem córki i nie mając pod ręką żadnych ciotek ani kuzynek?

Byłbym gotów ożenić się tylko po to, by w ciężkich momentach wyręczyła mnie jakaś kobieta… Cóż, kiedy jakoś wszystkim ewentualnym kandydatkom emocje stygły, gdy przychodziło do podejmowania wiążących decyzji. Nawet znajomych nie miałem za wiele, bo i skąd, skoro wykładam na typowo męskim kierunku.

Żona zostawiła mnie dla jakiegoś Włocha

To sekretarka radziła mi, na jakie zajęcia dodatkowe powinienem zapisać Justynę, woźna dała namiary na dobrą fryzjerkę, a ekspedientka w barze mlecznym pierwsza zwróciła uwagę, że utuczę dziewczynę, jeśli pozwolę jej cały czas kupować buły na parze.

Nie było łatwo, ale jakie miałem wyjście? Żona opuściła mnie i dziecko, bo szaleńczo zakochała się w jakimś – tfu! – Włochu poznanym na wakacjach.

– Nie histeryzuj, Paweł – doradziła mi przez telefon. – I tak zawsze na mnie narzekałeś. Justysię ci zostawiam, bez sensu zmieniać dzieciakowi język w trzeciej klasie.

W każdym razie jakoś mi się udało: Justyna skończyła dobre liceum, potem filologię francuską.

Trochę bez przyszłości, ale machnąłem ręką. Akurat wtedy wolałem, by trzymała się z dala od męskich kierunków.

Kombinowałem jak koń pod górkę, próbowałem gasić ogień, zanim pojawiła się iskra, a i tak któregoś dnia przyszła z tym całym Krzysiem i miałem guzik do powiedzenia.

Chłopak córki nie zrobił na mnie dobrego wrażenia

Co to za materiał na zięcia? Humanista?! Robiłem dobrą minę do złej gry w nadziei, że pojawi się lepszy kandydat, ale....zmajstrował mi wnuka i pozamiatane.

Tyle dobrego, że chociaż pół bliźniaka miał pod miastem po jakiejś ciotce, to się mogli młodzi zaraz po ślubie wprowadzić. Bogiem a prawdą, inaczej sobie wyobrażałem przyszłość córki… Justyna uczyła w liceum, zięć skrobał w miejscowym dzienniku, a wnuczek rósł i tylko czekałem, aż zacznie ponosić konsekwencje ich wyborów.

Nie chciałem do tego dopuścić, toteż, gdy jeden z kolegów zaproponował mi spółkę w firmie sprowadzającej do Polski sprzęt rehabilitacyjny, poszedłem w to jak w dym. Ktoś rodzinę musi utrzymywać na przyzwoitym poziomie!

Krzysiek nie życzył sobie, żebym wtrącał się w ich życie

Słowo honoru, nie oczekiwałem fanfar, jednak nie spodziewałem się, że zostanę potraktowany jak wścibska teściowa. Czy ja Justynie w garnki zaglądałem, czy szarogęsiłem się jak na swoim? W życiu.

Chcieli dach zmieniać na blaszany, więc zaproponowałem, że im dołożę na ceramiczną dachówkę, bo ładniejsza i trwalsza. Zresztą u nas teren jest równinny, wiatry hulają od sasa do lasa, blacha nawet mniej bezpieczna jest. Mało to razy po wichurach człowiek całe płaty pozrywane widział na polach?

– Dziękujemy tacie, już mamy wszystko załatwione – spławił mnie Krzysiek.

No, rzeczywiście, musiał się chłopak nagimnastykować przy tym załatwianiu.

Starałem się pomagać, raz się udawało, raz nie. Tyle mojego, że przynajmniej we wnuczka mogłem inwestować do woli, i nikt mi wstrętów nie robił.

Przynajmniej wnukiem mogłem się zająć

Nie będę nikomu wmawiał, że kupowanie wózka czy pampersów sprawiało mi frajdę, jednak kiedy gdzieś od trzeciego roku życia Sebastian zaczął się interesować klockami, poczułem, że nareszcie mogę rozwinąć skrzydła.

Dopiero wnuk mi uświadomił, ile mnie ominęło przy wychowywaniu dziewczynki… Słowo daję, nie jest wcale łatwo zająć czymś na dłużej takiego małego łobuza, wciąż powinno się coś dziać!

Domy i fabryki muszą się unowocześniać, samochody jeździć, a policja łapać złodziei.

Zbliżały się siódme urodziny Sebka i myślałem o prezencie, który byłby pewnego rodzaju symbolicznym przejściem ze świata dziecka w świat męski, czymś w rodzaju do ceremonii postrzyżyn.

Justyna, normalnie jakby czytając mi w myślach, zapowiedziała od razu, że quad odpada, podobnie jak bardziej zaawansowany sprzęt komputerowy.

– A pies? – zapytałem w chwili nagłego natchnienia. – Nie myśleliście o psie?
– Tatuś – spojrzała ciężkim wzrokiem.
– Wiem, że chcesz zabłysnąć, ale pies to zobowiązanie. Jeśli się kiedyś zdecydujemy, na pewno nie będzie prezentem.
– Chciałbym, żeby to było coś fantastik, no wiesz, Justynko – przyznałem. – A jakbym w prezencie zabrał młodego do fokarium na Helu?
– Dobrze kombinujesz! – ucieszyła się. – Super pomysł.

Niby tak, ale jednak niezupełnie… Zimą wnuka nie zabiorę, raczej, dopiero gdy się ociepli. Może nawet dopiero w maju. Wszystko się rozlezie jak stare gacie – zero efektu.

Ale, jak to mówią, czasem okazje same pchają się w ręce. Zgodziłem się zostać z małym w sylwestra i całkiem przypadkiem odkryłem w kuchni na szafce plany drewnianego domku rozrysowane przez zięcia.

Mój zięć chciał zbudować synowi domek z palet

Kiedy mały zasnął, wśliznąłem się do garażu i znalazłem tam palety drewniane, jakieś farby, wiertarki i inne niezbite dowody, że zięciulo-humanista zamierza dokonać wiekopomnego dzieła, czyli zmajstrować domek, dzięki któremu mój wnuk zginie lub przynajmniej zostanie kaleką.

Przyszło mi do głowy, żeby zasponsorować obróbkę desek w warsztacie, ale potem pomyślałem, że wstyd nawet takie badziewie komuś pokazywać. Palety?! Przecież to się rozpadnie po miesiącu!

Nawet nie będę o nic rozpytywał – postanowiłem. Kupię porządny domek i będę udawać, że sam na to wpadłem.

Krzysio niech zabierze małego na Hel, z tym powinien sobie poradzić. Popytałem tu i tam. Znalazłem świetny model za 2,5 tysiaka. Solidny, całoroczny i bezpieczny. Cudo po prostu. Kupiłem bez namysłu i zawiozłem prosto do córki i zięcia. Dobrze, że Sebastian był akurat na lekcji skrzypiec, bo całkiem mi wyleciało z głowy, że to ma być niespodzianka.

Kupiłem lepszą zabawkę niż planował zięć

– Patrzcie, jaki mam prezent urodzinowy – wpadłem i położyłem na stole foldery, które dostałem przy zakupie.
Ja już robię Sebkowi domek! – żachnął się Krzysiek.
– Dajże spokój, mój jest o niebo lepszy – wyjaśniłem. – I z dobrego materiału, nie ze śmieci jak ten twój…

Zięć gwałtownie wstał od stołu i wyszedł z pokoju.
– Jak mogłeś, tato? – Justynka zebrała foldery i wcisnęła mi je do ręki. – Teraz przegiąłeś.
– Przynajmniej chodź zobaczyć, mam to na pace – wyjaśniłem. – Przed domem.
– Nie zamierzam niczego oglądać – wzruszyła ramionami. – Ciebie też nie chcę widzieć, jeśli idzie o ścisłość.

Próbowałem wytłumaczyć, że liczy się dobro dziecka, ale była jak zacięta płyta: przegiąłeś i przegiąłeś. I powiedziała, że mam się nie pokazywać, dopóki nie przemyślę swojego postępowania.

A chwila, co tu jest do myślenia? Własna córka mnie wygoniła, i to po tym wszystkim, co dla niej zrobiłem! 

Więcej prawdziwych historii:
„Przez pandemię zostałam bez pracy z dwójką dzieci. Szef mówi, że mu przykro, ale za jego ubolewania nie kupię chleba”
„Zdradziłam męża, bo był nudny i przewidywalny. Boże, jaką ja byłam głupią krową”
„Prawie straciłam miłość, ale zyskałam przyjaciela na całe życie. I wiecie co? Nigdy tego nie żałowałam”

Redakcja poleca

REKLAMA