Pierwsza myśl: „To chyba jakaś pomyłka, to nie może być prawda!”. Po prostu nie mogłam uwierzyć, że w moim wieku mogło mnie spotkać coś takiego. Ledwie oswoiłam się z myślą, że będę babcią, a tu taka niespodzianka!
– Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! – rozległ się donośny śpiew zebranych.
Uśmiechnęłam się, a w oczach pojawiły mi się łzy. Gdyby jeszcze rok temu ktoś powiedział mi, że tak właśnie będę świętowała swoje czterdzieste urodziny, to chyba zabiłabym go śmiechem.
A teraz nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej
Ale może po kolei… Po trzydziestce życie zaczęło jakoś szybko biec. Miałam wrażenie, że przecieka mi przez palce. Dzieci rosły, zdecydowanie za szybko. W zasadzie nie zauważyłam nawet, kiedy przestały być już dziećmi. Pamiętam idealnie swoją rozmowę z przyjaciółką. Robiła właśnie zakupy na dziesiąte urodziny swojego syna.
– Matko, Iga! – złapałam się za głowę. – Mamy tyle samo lat, a czuje się przy tobie jak babcia! Ty szykujesz dziesiąte urodziny Oskara, a moja Zuzia za chwilę będzie miała już dwudzieste! A Kacper siedemnaste… Kiedy to minęło?
– No wiesz, kochana, nie każdy rodził, jak ty, mając dziewiętnaście lat! Ja trochę z tym zwlekałam – powiedziała przyjaciółka.
A potem doszukiwałyśmy się plusów i minusów w sytuacji każdej z nas. Wieczorem przytuliłam się do męża.
– Wiesz, tak sobie pogadałam dziś z Igą i doszłam do wniosku, że nawet fajnie nam się to wszystko poukładało. Zuzia mieszka w akademiku, Kacper pewnie za chwilę też wyfrunie z domu, a my możemy cieszyć się sobą i przeżyć drugi miesiąc miodowy – zaczęłam się śmiać.
Krystian pogładził mnie po ręce. Wtulona w niego uświadomiłam sobie, że prawdziwa ze mnie szczęściara. Kiedy przed laty z duszą na ramieniu oznajmiałam mamie, że jestem w ciąży, byłam załamana.
Miałam zaledwie osiemnaście lat i zero perspektyw
A jednak nam się udało. Krystian na szczęście nieźle zarabiał, zdołał nas utrzymać. Po narodzinach Zuzi wzięliśmy ślub, potem urodził się Kacper. W międzyczasie skończyłam studia, awansowałam, kupiliśmy i odremontowaliśmy niewielki domek.
Dzieci były zdrowe, dobrze się uczyły i nie sprawiały większych problemów. Z Krystianem też układało nam się całkiem nieźle. Pewnie, że czasem się kłóciliśmy i miewaliśmy ciche dni, jednak w gruncie rzeczy kochaliśmy się, szanowaliśmy i wspieraliśmy. I mimo upływu tylu lat, namiętność nadal nie wygasła…
Tak, zdecydowanie byłam szczęściarą! Kilka dni później radykalnie zmieniłam zdanie… Zuzia przyjechała na weekend. Widziałam, że jest jakaś nieswoja, podenerwowana. Próbowałam ją nawet podpytać, ale nic nie chciała powiedzieć.
Wszystko wyjaśniło się w niedzielę, kiedy zjawił się Łukasz, jej chłopak. On również był w grobowym nastroju, więc pomyślałam, że młodzi się po prostu poprztykali i tyle. Jednak w pewnym momencie Zuzia spytała, czy możemy porozmawiać.
– Długo układałam sobie jakiś wstęp, ale nic nie wymyśliłam. Powiem wprost – jestem w ciąży – głos córki drżał lekko.
Zamarłam. W pierwszej chwili pomyślałam, że się przesłyszałam.
„W ciąży? Przecież miała niecałe 20 lat! Studiowała! Jak to, w ciąży? I co teraz?”.
Tysiąc myśli przebiegło mi przez głowę, ale na głos nie mogłam wypowiedzieć ani jednej.
– Czy wyście na głowę upadli? Przecież nie macie mieszkania, pracy, studiujecie! – usłyszałam wściekły głos Krystiana.
Łukasz zaczął nieśmiało wtrącać, że dorabia popołudniami i w weekendy, a poza tym może przejść na tryb zaoczny.
Atmosfera pogarszała się z każdą sekundą
Młodzi byli zdenerwowani, Krystian wściekły, ja kompletnie skołowana. W milczeniu przysłuchiwałam się ich coraz bardziej niebezpiecznej dyskusji. W końcu złapałam męża za rękę i powiedziałam:
– Spokojnie, ja też nie jestem zachwycona, ale przypomnij sobie nas sprzed dwudziestu lat... Widać historia lubi się powtarzać!
Krystian odchrząknął.
– Dobrze, to po kolei: który to tydzień? – zwróciłam się ciepło do Zuzy.
Pamiętam idealnie, co zabolało mnie dwadzieścia lat temu najbardziej – że mama nawet nie zainteresowała się naszym dzieckiem.
Nie pytała o ciążę, samopoczucie, czy byłam u lekarza. Martwiła się tylko tym, co my teraz zrobimy i co ludzie powiedzą. A ja tak bardzo pragnęłam jej zainteresowania! Troski, wsparcia!
Postanowiłam nie powielać jej błędów i nie zawieść córki
W końcu dla niej sytuacja też nie była łatwa. Po spokojnej rozmowie „problem” wydawał się mniejszy. Łukasz był zdecydowany przejść na tryb zaoczny, Zuza termin miała na początek lipca, zamierzała podejść do sesji, a od października – o ile jej się uda – wrócić na uczelnię.
Młodzi chcieli też zamieszkać z babcią Łukasza.
– Już od jakiegoś czasu chciałem się do niej przeprowadzić. Ma niewielki dom, ale samej jej tam ciężko. To idealne rozwiązanie dla nas wszystkich! – przekonywał nas chłopak.
Wieczorem nalałam sobie kieliszek wina i usiadłam na balkonie. Przyszedł Krystian. Miał niewesołą minę. No cóż, sytuacja nie była wymarzona, ale akurat my nie mieliśmy prawa osądzać młodych, ani mieć do nich pretensji.
Sami w ich wieku mieliśmy już roczne dziecko. Postanowiliśmy im pomóc. Nie tylko finansowo, choć to też. Ale głównie miałam na myśli pomoc w organizacji wszystkiego – przeprowadzki, urządzania się.
Przecież Zuzka w ciąży nie mogła się przemęczać
Porozmawiałam też z rodzicami Łukasza, którzy zareagowali na tę nowinę niestety o wiele gorzej niż my. Za to babcia Łukasza, pani Kazia, okazała się niesamowicie ciepłą kobietą! Przyjęła młodych z otwartymi ramionami. Nie mogła się nacieszyć, że już niedługo weźmie w ramiona prawnuka.
– Takie szczęście! Ja się bałam, że nie dożyję, a teraz będę go miała na co dzień – cieszyła się.
Wszystko zaczęło się powoli układać. Kiedy Zuzia była w piątym miesiącu ciąży, postanowiłam iść z nią na wizytę do lekarza. Łukasz akurat nie mógł, a ja z chęcią jej towarzyszyłam. Przy okazji sama postanowiłam umówić się na wizytę kontrolną.
– Mamo, coś się dzieje? Jesteś chora? – zmartwiła się córka.
– Spokojnie. Po prostu ostatnio byłam u ginekologa z 10 lat temu! Wypadałoby się zbadać – uspokoiłam ją.
Wizytę wyznaczono mi za dwa tygodnie. Pierwsze pytanie pani doktor dotyczyło ostatniej miesiączki. Jak na złość nie miałam kalendarza, nie mogłam też sobie przypomnieć, kiedy to było.
– Spokojnie. Proszę w takim razie usiąść na fotelu, zbadam panią.
Mina lekarki w trakcie badania zaczęła się nagle zmieniać.
Wystraszyłam się
W głowie zaroiło mi się od czarnych myśli.
„Może jestem chora? Tyle lat się nie badałam, zaniedbałam to”.
Nie miałam nawet odwagi o nic spytać. Leżałam tylko i czułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Po skończonym badaniu usiadłam naprzeciwko lekarki. Uśmiechała się, a to znaczyło, że raczej nie jestem poważnie chora. Nie spodziewałam się jednak usłyszeć takich słów!
– Pani Ewo, gratuluję serdecznie. Jest pani w ciąży. To już jedenasty tydzień, naprawdę się pani nie zorientowała?
Zamurowało mnie. W ciąży? W jakiej ciąży? Moja córka jest w ciąży, nie ja! Ja skończyłam niedawno 39 lat! Powiedziałam to wszystko lekarce. Uśmiechnęła się.
– Rozumiem, że jest pani zaskoczona. Spokojnie, coraz więcej kobiet rodzi w tym wieku. Musimy oczywiście być ostrożni i przeprowadzić szereg badań, ale proszę być dobrej myśli – mówiła, ale niewiele do mnie docierało.
Miałam wrażenie, że śnię. Przecież to nie mogła być prawda.
Kolejne dziecko?
Byłam totalnie zaskoczona. I w ogóle mnie ta informacja nie ucieszyła. Nie wiedziałam, jak powiedzieć o tym Krystianowi. Bałam się jego reakcji. Myślałam, że się wścieknie, obrazi, sama nie wiem, co jeszcze. Tymczasem on naprawdę się ucieszył!
– Czego beczysz? – śmiał się, ocierając mi łzy. – Sama mówiłaś, że teraz czeka nas druga młodość. Miałaś rację.
Wbrew moim obawom, dzieci również przyjęły tę wiadomość bardzo dobrze. Córka śmiała się, że razem będziemy wózki pchać, a potem biegać na wywiadówki. Z czasem i ja zaczęłam cieszyć się nowym życiem, które dawało o sobie coraz wyraźniej znać…
Na szczęście obie z córką nie miałyśmy żadnych komplikacji ani podczas ciąży, ani przy porodzie. Nasi synowie dostali po 10 punktów. Dziś świętujemy razem z Maciusiem – moim miesięcznym synkiem. On swój chrzest, ja czterdzieste urodziny.
Kto by pomyślał, że tak potoczy się moje życie. A jednak niczego bym nie zmieniła. Mam wspaniałą rodzinę – męża, dzieci, wnuka – a wkrótce i oficjalnie zięcia. I mogę śmiało powiedzieć, że jestem szczęśliwa!
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”