„Mój wnuk będzie miał chrzciny jak małe wesele, bo rodzina synowej się obrazi. Ręce mi opadają, jak tego słucham”

zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, kues1
„– Będziemy my, wy, rodzice Kingi i chrzestni. Kinga ma dwóch braci, w tym jednego żonatego. Do tego siostry teściowej z rodzinami, to kolejne 8 osób. Dodaj rodziny chrzestnych. Prawie 40 osób! Jak ich chcesz pomieścić? Już nie mówiąc o tym, że nawet nie ma jak ugotować obiadu dla tylu osób”.
/ 12.09.2023 13:15
zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, kues1

Poznajcie mnie: typowa babcia, do szaleństwa zakochana w swoim wnuku. Nie ukrywam, że świata poza nim widzę i zresztą wcale się tego nie wstydzę! Uprzedziłam już syna, że na pewno będę go rozpieszczać. Takie jest moje, babcine, prawo. A on się tylko śmieje, żebym poczekała, aż będzie trochę starszy.

Wyczekany wnuk

Michał, nasz syn, ożenił się dość późno, miał ponad 35 lat. Zresztą i jego żona, Kinga, też nie była najmłodsza jak na pannę młodą. Dlatego liczyliśmy, że od razu zabiorą się do roboty i rodzina się powiększy. Czekaliśmy z niecierpliwością, kiedy zostaniemy powiadomieni, że spodziewają się dziecka. Ale minął miesiąc, drugi, pół roku, rok – i ciągle była cisza. Wreszcie, chociaż obiecałam sobie, że nie będę się wtrącać, zapytałam syna, czy w ogóle planują dzieci. Ku mojemu zdziwieniu, Michał na to pytanie zareagował dość nerwowo.

– To chyba nasza sprawa – zaatakował mnie na dzień dobry.

– Przepraszam, po prostu tak bardzo chciałabym mieć wnuka…

– No wiem, wiem, ale to nie takie proste – odetchnął głęboko. – Byliśmy już nawet u lekarza, wszystko w porządku, uspokajają nas, że rok czekania to jeszcze nie tak długo. Ale my się strasznie denerwujemy. To dlatego tak wybuchłem…

Pocieszałam go wtedy jak mogłam, ale jednocześnie przyrzekłam sobie, że już nigdy nie będę zadawać głupich pytań i wtrącać się w ich życie. I słowa dotrzymałam. Tyle że teraz mam nowy dylemat.

Martwiłam się

Mój wnuk, który w końcu pojawił się na świecie, nie został ochrzczony. Mijały miesiące, a Michał z Kingą w ogóle nie wspominali o chrzcie.
Kiedy Piotruś skończył pół roku, postanowiłam porozmawiać na ten temat z mężem.

– Może czekają na coś – mój mąż, jak zwykle, w niczym nie widział problemu. – Na przykład, aż się ociepli. I słusznie – co to za atrakcja, w taką pogodę uroczystość robić?

– Może i tak – jakoś mnie to nie przekonywało. – Ale się martwię.

– To go zapytaj – wzruszył ramionami i wrócił do oglądania telewizji.

No właśnie, akurat tego robić nie chciałam. Obiecałam mu przecież! Ale stwierdziłam, że to nie do końca jest wtrącanie. W końcu jesteśmy rodziną, więc żadna to niedyskrecja.

Co z tym chrztem?

Zbierałam się do tego i zbierałam, aż wreszcie postanowiłam zapytać dyplomatycznie:

– Michałku, ja wiem, obiecałam sobie, że wtrącać się nie będę, ale męczy mnie niepokój o mojego wnuka. Powiedz mi, proszę, czy wy z Kingą planujecie chrzest Piotrusia?

– Tak, no pewnie, a jak inaczej? – spojrzał na mnie zdziwiony.

– No bo to już tyle czasu minęło, a wy nic nie mówicie.

– Planować planujemy, ale jeszcze nie wiem, kiedy – wyjaśnił Michał.

– Ale dlaczego?

– Chodzi o kasę.

– O kasę? – zdziwiłam się. – Pożyczymy wam, jeśli nie macie.

– Ale mamo, coś ty, wiesz, ile taki chrzest będzie nas kosztował?! Nie macie tyle oszczędności! – To co wy planujecie zrobić? – znowu się zdziwiłam. – Drugie wesele? Ja myślałam, że po prostu obiad zrobimy, ciasto upiekę.

– Mamo, ale my się w domu nie pomieścimy – Michał popatrzył na mnie z politowaniem.

– Jak to? – zatkało mnie. – To kto ma być na tym chrzcie?

Michał zaczął wyliczać:

– Będziemy my, wy, rodzice Kingi i chrzestni. Kinga ma dwóch braci, w tym jednego żonatego. Do tego siostry teściowej z rodzinami, to kolejne 8 osób. Dodaj rodziny chrzestnych. Prawie 40 osób! Jak ich chcesz pomieścić? Już nie mówiąc o tym, że nawet nie ma jak ugotować obiadu dla tylu osób.

– A dlaczego siostry teściowej też? Przecież siostry taty nie braliśmy pod uwagę! Ani jej dzieci?

– Ale teściowa sobie inaczej nie wyobraża, bo one się obrażą – westchnął Michał. – No i dlatego musimy uzbierać pieniądze na chrzest. Potrzeba co najmniej 6 tysięcy.

– Ale to się strasznie odwlecze w czasie – zmartwiłam się. – Naprawdę to bez sensu. Kiedy wy tyle uzbieracie? Nawet z naszą pomocą, to potrwa kolejne miesiące!

– A jakie mamy wyjście?

W ten oto sposób dowiedziałam się, że nawet podczas chrztu liczą się pieniądze. Kiedyś najważniejszy był sam sakrament, teraz przyjęcie.
A dziecko i chrzest zeszło na plan dalszy. Jakoś nie umiem sobie tego poukładać w głowie i jestem zła na syna, że tak się nad tym upiera.

Czytaj także: „W jednym z teleturniejów rozpoznałam Igorka. Mało mi szczęka nie opadła, bo rodzice mówili mi, że mój syn utonął”
„Majka kochała pieniądze i drogie prezenty, a ja byłem tylko środkiem do celu. Dla niej zdradziłem samego siebie” 
„Darek zdradził mnie przed ślubem. Wtedy udałam, że mu wybaczyłam. Zemściłam się po 10 latach i puściłam go z torbami”

Redakcja poleca

REKLAMA