„Mój ukochany zamiast w księżniczce, zakochał się w kopciuchu. Czerwona kiecka nie zadziałała, ale brudne dresy już tak”

szczęśliwe małżeństwo fot. Adobe Stock, PeopleImages
„Pamiętam jak dziś: do mojego pokoju wszedł wysoki szatyn, przedstawił się i stanął nade mną. Pachniał dobrą wodą po goleniu, wiatrem, dymem tytoniowym… Nie wiem czym jeszcze, ale od tego wszystkiego zakręciło mi się w głowie. A kiedy pochylił się nad monitorem i jego twarz znalazła się blisko mojej, poczułam, jak serce mi łopocze”.
/ 03.06.2023 21:15
szczęśliwe małżeństwo fot. Adobe Stock, PeopleImages

Upiorny dźwięk telefonu wyrwał mnie ze snu. Skoczyłam z łóżka jak oparzona.

– Halo! – wychrypiałam.

– Siostra? – zabrzęczał z dala radosny głos Radka.

– Zamorduję cię! Przecież jest środek nocy! – wrzasnęłam wkurzona.

– Jakiej nocy? Już wpół do siódmej! – obruszył się mój brat. – A dzwonię, żebyś nic nie planowała na dziś po pracy. Może wzięlibyśmy się za moją piwnicę, bo jutro chcę ją pomalować. Pamiętasz? Obiecałaś, że mi pomożesz.

– Dzisiaj? – jęknęłam.

Planowałam spędzić piątkowy wieczór na kanapie z książką lub na spacerze wśród bzów, a ten wymyśla sprzątanie piwnicy… Po jakiego grzyba obiecałam mu pomóc?! Na domiar złego sama wymyśliłam, żeby na czas malowania złożył graty u mnie w garażu… W duchu zaczęłam przeklinać moje miękkie serce.

Czekał mnie iście upojny majowy wieczór

Spojrzałam na zegarek: dochodziła siódma. Leżałam jeszcze w łóżku, ale zasnąć już nie mogłam. Nie opłacało mi się zresztą: w pracy musiałam być na 9.30. Zanim się zbiorę, zanim dojadę… Niemrawo ruszyłam pod prysznic. Potem spokojnie zjadłam śniadanie i zaczęłam myśleć, w co się ubrać. Nieczęsto miewam na to rano tyle czasu. Zwykle wbiegam z domu nieprzytomna, wrzuciwszy na siebie cokolwiek, na co akurat natrafiłam w szafie, jednak dzisiaj było inaczej. Wyprasowałam wystrzałową czerwoną sukienkę. Zrobiłam makijaż. 

Przyznam, że to, co zobaczyłam w lustrze bardzo mi się spodobało. „Gdybym co dzień wstawała o pół godziny wcześniej, mogłabym zawsze tak świetnie wyglądać – westchnęłam melancholijnie. I wtedy może Przemek wreszcie by zwrócił na mnie uwagę…”.  Jednak wiedziałam doskonale, że to marzenie ściętej głowy. Z natury byłam „sową” i wczesne wstawanie w moim wypadku było kompletnie niewykonalne.

„Mam nadzieję, że chociaż dzisiaj spodobam się Przemkowi” – uśmiechnęłam się promiennie do lustra. Przemek, informatyk z naszego biura, od wielu miesięcy był obiektem moich westchnień. Konkretnie od dnia, kiedy zaczął pracować w naszej firmie, a ja akurat miałam awarię komputera.

Pamiętam jak dziś: do mojego pokoju wszedł wysoki szatyn, przedstawił się
i stanął nade mną. Pachniał dobrą wodą po goleniu, wiatrem, dymem tytoniowym… Nie wiem czym jeszcze, ale od tego wszystkiego zakręciło mi się w głowie. A kiedy pochylił się nad monitorem i jego twarz znalazła się blisko mojej, poczułam, jak serce mi łopocze.

Przemek nie był klasycznym typem przystojniaka, jednak miał w sobie to coś – męską siłę połączoną z delikatnością. Był miły, spokojny, dobrze wychowany. Mówił niewiele, ale z sensem. Nie wdawał się w głupkowate dyskusje kolegów o ich wyimaginowanych podbojach miłosnych, za to bardzo ciekawie opowiadał o hiszpańskim kinie, które uwielbiał. Miał też spojrzenie, od którego miękły mi kolana. Czy moja fascynacja była odwzajemniona? No właśnie, na to pytanie wciąż nie znałam odpowiedzi.

Często wydawało mi się, że tak. Na zebraniach zespołu miałam wrażenie, że Przemek patrzy na mnie ukradkiem. Gdy mijaliśmy się na korytarzu, zawsze się do mnie ciepło uśmiechał i pytał, co słychać. Kilka razy wpadliśmy na siebie na obiedzie w firmowym bufecie. Siadaliśmy wtedy przy jednym stoliku i nie mogliśmy się nagadać. Przemek przychodził też czasem do mojego pokoju. Przynosił mi jabłko albo drożdżówkę, prosił o herbatę i spędzał ze mną przerwę śniadaniową. Ale poza tym nic się nie działo.

Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?

Przemek nigdy nie powiedział niczego, co mogłoby zdradzić jego uczucia. Nie zaprosił mnie do kina ani na kolację. Nie czekał na mnie po pracy, nie dzwonił do mnie wieczorami. Nie wiedziałam, więc, o co tak naprawdę mu chodzi. A nie miałam też śmiałości, żeby zapytać wprost. Tym bardziej – by zrobić pierwszy krok.

Tego majowego dnia, jadąc do pracy, marzyłam, że spotkam Przemka i usłyszę od niego komplement. „Może zaprosi mnie na randkę?” – myślałam. Spotkało mnie jednak wielkie rozczarowanie, bo mój obiekt westchnień wziął dzień wolnego. Nastrój zwarzył mi się na dobre, a skutecznie pogorszyła go jeszcze perspektywa wieczoru w zagraconej i brudnej piwnicy brata.

W domu zdjęłam piękną sukienkę, a włożyłam starą koszulkę i wyświechtane dresy. Znów spojrzałam w lustro.

Księżniczka zamieniła się w Kopciuszka – skrzywiłam się do siebie i wezwałam taksówkę.

Piwnica Radka przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Chyba od czasów wojny nikt nie usuwał z niej kurzu i pajęczyn. Z jednego z worków stłoczonych w kącie wystawała stara, przetarta chustka. Wyjęłam ją i zawiązałam na włosach.

– Wyglądasz jak nasza babcia! – Radzio jak zwykle wiedział, co powiedzieć.

W odpowiedzi tylko palnęłam go w ucho i wzięliśmy się do roboty. Po trzech godzinach oboje wyglądaliśmy jak para kloszardów: byliśmy brudni od stóp do głów, cali w kurzu, pajęczynach, potargani i ociekaliśmy potem. Po kolejnych trzech władowaliśmy wreszcie stertę gratów do Radkowego busa, żeby zawieźć je do mojego garażu, ale samochód odmówił posłuszeństwa.

– Co za uroczy dzień! – burknęłam, bo naprawdę miałam dość.

Byłam zmęczona i potwornie głodna. O brudzie nie wspomnę.

– Akumulator padł – odparł jak zwykle pogodny Radek. – Poczekaj, niedaleko mieszka mój kumpel, może pożyczy nam swojego grata i to wszystko wywieziemy.
Po półgodzinie przyjechał czymś, co doprowadziło mnie do ataku śmiechu. Ten rozsypujący się golf był niewiele młodszy ode mnie… Nie wiadomo, jaki miał kolor, bo rdza zeżarła go niemal doszczętnie. Kopcił niemiłosiernie, silnik wył mu jak w samolocie. Na bocznej szybie miał kartkę z napisem: „Sprzedam za 800 zł. Cena do negocjacji”.

– Zapraszam panią do wypasionej limuzyny… – brat otworzył mi drzwi: dobry nastrój chyba nigdy go nie opuszczał.

Jakimś cudem dotarliśmy do skrzyżowania

Przełożyliśmy wszystkie rzeczy z busa: ledwo się zmieściły w zdezelowanym gracie. Upchnęliśmy je pod sam dach i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Bałam się, czy to „coś” w ogóle będzie jechać; jakoś się jednak przemieszczało. Dotarliśmy do pierwszego skrzyżowania. Radek zatrzymał się na czerwonym świetle i wtedy za nami rozległ się przeraźliwy pisk opon, straszny huk, i straszna siła miotnęła mną do przodu. Pas bezpieczeństwa wbił mi się w żebra.

– Nic ci nie jest? – spytał Radek, kiedy zrobiło się cicho.

Poruszałam rękoma i nogami, wzięłam głęboki oddech.

– Wygląda na to, że działam normalnie. A ty? Jak z tobą?

– Ja chyba też. Idę do tego gamonia, który zapomniał, że na czerwonym się staje, i w nas przygrzmocił – powiedział Radzio i wysiadł.

Po chwili wyszłam za nim. Radek akurat tłumaczył jakiejś ślicznej, eleganckiej brunetce, że kraksa to jej wina. Dziewczyna przepraszała go, wyraźnie przestraszona. Stanęłam obok nich, kątem oka widząc, że z toyoty, która w nas wjechała, wysiada jakiś człowiek. Podszedł bliżej… No tak, to był Przemek!
„Jasny gwint!” – zaklęłam w duchu, bo uświadomiłam sobie, jak ja wyglądam. Brudna, w rozwleczonych dresach i chustce na głowie… Do tego mój równie elegancki brat i gruchot załadowany gratami. „Ale wtopa!” – skwitowałam sytuację mało wytwornie, lecz chyba trafnie.

I pomyśleć, że cały dzień specjalnie dla niego paradowałam w mojej supersukience! Musiał napatoczyć się teraz, kiedy wyglądam jak kocmołuch…
W dodatku jest z tą piękną dziewczyną…

– Dzień dobry – powiedział tymczasem Przemek do mnie i brata.

Przez chwilę wpatrywał się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy, po czym obojętnie przeniósł wzrok na swoją towarzyszkę podroży, a może i życia.

– Marysiu, wszystko okej? Nic ci się nie stało? – spytał z troską w głosie.

Od razu powiem, że w tej samej chwili odwróciłam się i uciekłam do naszego gruchota. On wstydził się przyznać przy tej dziewczynie, że mnie zna…

Przy tej dziewczynie nie mam żadnych szans

W domu przepłakałam pół nocy.

– Co za obłudnik! A ja naiwna idiotka! Gdzie mi tam do tej Marysi, do jej urody… – łkałam żałośnie w poduszkę.

Cały weekend miałam zmarnowany. W poniedziałek w pracy na niczym nie mogłam się skupić. Ciągle myślałam o Przemku i o tym, jak się zachował. Na obiad poszłam grubo po przerwie, żeby go nie spotkać. Weszłam do sali i… omal trupem nie padłam. Nie dość, że on tam był, to w dodatku z tą swoją brunetką!

– Cześć, Kasiu! – zawołał radośnie na mój widok, jakby nigdy nic się nie stało. – Przysiądziesz się do nas?

„Spadaj” – pomyślałam, ale jakoś nie miałam odwagi powiedzieć tego głośno. W rezultacie ociągając się, na miękkich nogach podeszłam do ich stolika z talerzem pełnym pierogów.

– Kasiu, pozwól, że ci przedstawię. To Marysia, moja siostra. Marysiu, to jest właśnie Kasia – dokonał prezentacji.

– Miło mi – uśmiechnęła się brunetka.

Musiałam mieć naprawdę głupią minę, bo po sekundzie cofnęła rękę.

– Muszę iść, mam naradę u szefa – powiedział tymczasem Przemek. – Marysiu, poczekasz na mnie? Za godzinę kończę i odwiozę cię do domu. Kasiu, pa.

„Co jest grane?” – zdumiałam się. W piątek udaje, że mnie nie zna, a teraz zachowuje się jak gdyby nigdy nic!”. Zostałyśmy przy stoliku same.

– Cieszę się, że cię poznałam, naprawdę. Przemek dużo mi o tobie opowiadał – powiedziała nagle ta jego Marysia.

– Słucham? – nadal nie rozumiałam.

– Mój brat dużo mi o tobie mówił. On cię naprawdę bardzo lubi.

– Skąd wiesz? – rzuciłam podejrzliwie.

– Bo go znam! Jest okropnie nieśmiały i nigdy nie mówi o swoich uczuciach, ale ja swoje wiem. Odkąd zaczął tu pracować, to ciągle słyszę „Kasia to, Kasia tamto” – ciągnęła Marysia. – Opowiem ci coś. W piątek mieliśmy stłuczkę. Ja prowadziłam, Przemek siedział obok. Nie wyhamowałam na światłach i wjechałam w auto przede mną. Na szczęście nic się nikomu nie stało. W każdym razie z tego auta wysiadły jakieś straszne kocmołuchy. Żebyś to widziała! Gruchot rozpadający się ze starości, po dach załadowany jakimiś gratami, a w nim dwoje brudasów. Mili nawet byli. Ta dziewczyna, w jakiejś chuścinie, miała twarz czarną od brudu. I co zrobił mój kochany braciszek po powrocie do domu? Pół wieczoru wzdychał! Pytam go w końcu dlaczego, a on mówi, że widzi cię wszędzie, nawet w tej brudasce zobaczył ciebie. Niezłe, co? – śmiała się Marysia.

Po czym nagle spoważniała

– Ja tak gadam i gadam… Mam nadzieję, że nie mówię niczego, co sprawiłoby ci przykrość? – zaniepokoiła się. – Po prostu chciałam, żebyś wiedziała, co czuje mój brat. W razie gdybyś i ty… No wiesz… Bo znam Przemka i on się szybko nie przyzna do tego, co czuje…

A to jest naprawdę złoty człowiek. Pieróg mi stanął w gardle. Potem zachłysnęłam się kompotem. A przy tym w moim sercu zagrał najpiękniejszy chór aniołów. Bo to wszystko, co mówiła Marysia, oznaczało, że Przemek mnie wtedy po prostu nie poznał! Podobnie jak siostra sądził, że jesteśmy jakimiś obdartusami. Fakt, było dość ciemno, a byłam strasznie umorusana… Niebywałe…

Pierwszy raz od piątkowego wieczoru nabrałam odwagi. Postanowiłam, że wciągnę tę miłą dziewczynę w moje plany… Bo chyba wreszcie nadeszła pora, żebyśmy z Przemkiem przestali do siebie wzdychać, a zaczęli się spotykać, prawda? I zapewne sama zrobię pierwszy krok, bo ktoś przecież musi!
Na szczęście, mam dwie sojuszniczki. Oczywiście siostrę Przemka. I… moją seksowną czerwoną sukienkę, którą jutro znowu włożę.

Czytaj także:
„Zakochałam się jak nastolatka. Miłość do gorącego kochanka tak zawróciła mi w głowie, że >>rzuciłam się za nim w ogień<<”
„Zakochałem się w kobiecie, która mi się... przyśniła. Latami byłem samotny, bo żadna nie była tak wspaniała jak Iwona”
„Mężczyzna zakochał się w… moim zdjęciu w gazecie! Wydzwaniał do dziennikarzy, żeby podali mu mój adres”

Redakcja poleca

REKLAMA