„Zakochałam się jak nastolatka. Miłość do gorącego kochanka tak zawróciła mi w głowie, że >>rzuciłam się za nim w ogień<<”

Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, Svitlana
„Jak się nad tym obiektywnie zastanowić, Adel był idealny. Przystojny, choć nie za bardzo, pogodny, ale nie wesołkowaty. Do tego ciepły i oddany rodzinie. Miał 2 młodsze siostry i schorowanego tatę, którymi się opiekował. Opowiadał mi o nich i pokazywał zdjęcia, gdy siedzieliśmy długo w nocy po pierwszej wspólnej kolacji. Do tego cudownie całował".
/ 12.10.2022 20:30
Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, Svitlana

–  Jezuniu, takiego faceta szukałam całe życie… – westchnęłam, opowiadając mojej siostrze o Adelu.

Poznaliśmy się, gdy wyjechałam służbowo na konferencję do Danii. W hotelu, w którym byliśmy zameldowani, odbywała się też inna konferencja, miejscowej firmy. O ile dzień roboczy spędzaliśmy w dwóch różnych salach, to restaurację mieliśmy już wspólną dla obu grup. Od razu zwrócił moją uwagę. Wysoki, ciemnowłosy, w garniturze.

Często się uśmiechał, prezentując ładne, białe zęby, które kontrastowały ze smagłą cerą. Mam małego fioła na punkcie zębów. Facet może wyglądać jak młody bóg, ale jeśli ma coś nie halo z uzębieniem, momentalnie traci w moich oczach.

Adel zaś zyskał na dzień dobry swoim lśniącym uśmiechem. Mała diastema w ogóle mi nie przeszkadzała, bo świadczyła, że to jego naturalne zęby. Mimo że każda grupa trzymała się swojej „strony”, on podszedł do mnie i spytał, czy może zaprosić mnie na kawę. Parsknęłam śmiechem na ten kiepski podryw – kawę mogliśmy sobie robić sami, wypasiony ekspres stał tuż obok szwedzkiego stołu. On też się zaśmiał, z bliska prezentując swoją uroczę diastemę – i tak się zaczęło.

Do końca konferencji, czyli przez kolejne trzy dni, podczas śniadań, przerw obiadowych i kolacji, siedzieliśmy przy jednym stoliku. I rozmawialiśmy, tylko z przerwami na żucie i przełykanie. Oj, nasłuchałam się od współpracowników docinków, że podrywam lokalsa i będzie płakał, jak wyjadę.

Nie chciałam, żeby płakał…

Od dawna z nikim się tak dobrze nie rozumiałam. Moja rodzina – gdy już wyszła z szoku po tym, jak zerwałam zaręczyny – z niecierpliwością wyglądała nowego kandydata na mojego męża. Jak się nad tym obiektywnie zastanowić, Adel był idealny. Przystojny, choć nie za bardzo, pogodny, ale nie wesołkowaty. Do tego ciepły i oddany rodzinie. Miał dwie młodsze siostry i schorowanego tatę, którymi się opiekował. Opowiadał mi o nich i pokazywał zdjęcia, gdy siedzieliśmy długo w nocy po pierwszej wspólnej kolacji.

Do tego cudownie całował i miał zręczne dłonie, którymi mógłby ze mną zrobić wszystko, gdybym mu pozwoliła, ale... Nie chciałam iść na całość, wiedząc, że za cztery dni wracam do kraju, do mojego polskiego życia, pracy, rodziny, przyjaciół, kredytu hipotecznego… Mimo wszystko Adel nie chciał tracić ze mną kontaktu. Wymieniliśmy się numerami telefonów, obiecując dzwonić i pisać do siebie.

Myślałam, że to będzie takie rozciągnięte w czasie, łagodne, słodko–gorzkie pożegnanie. Aż znajomość sama wygaśnie, jak płonąca świeca nakryta kloszem, gdy tlen się zużyje. Ciężko utrzymać nawet koleżeńską znajomość, gdy żyjesz w innym kraju, a co dopiero taką bardziej iskrzącą. Na odległość nic nie zaiskrzy.

Adel chyba o tym nie wiedział i dzwonił codziennie. Wisieliśmy na łączach, czasami po kilka godzin, nierzadko zasypiając przy telefonie. Rozmawialiśmy, flirtowaliśmy, świntuszyliśmy, ale… Nie mogłam go dotknąć, pocałować, poczuć, jak pachnie tym nowym żelem pod prysznic, który mi pokazywał, przeczesać jego ciemnych włosów, uchwycić jego pełnej wargi moimi ustami…

– Mam dla ciebie niespodziankę – zaskoczył mnie któregoś razu. – Wziąłem kilka dni wolnego, mogę być u ciebie przez cały tydzień. Cieszysz się?

Jak zareaguje na widok mojego prawdziwego ja, w wersji sauté? Nie tego konferencyjnego, w eleganckim żakiecie i szpilkach, tylko tego codziennego, domowego, w kapciach i wygodnym dresie. Ale za bardzo chciałam go znowu zobaczyć, przytulić, dotknąć, powąchać, by takie opory mnie powstrzymały.

Będzie, co ma być. A liczyłam na sporo, bo już nie zamierzałam się hamować. Pokażę mu moje miasto, ulubione miejsca, również te… na moim ciele. Bardziej się bałam, co będzie, gdy po tym tygodniu wróci do siebie. Czy nie będę tęskniła za bardzo, bardziej niż powinnam, bardziej niż można znieść i oczekiwać po tak krótkiej znajomości?

Cieszyłam się, a zarazem trochę obawiałam

A jeśli się rozczaruje i więcej się do mnie nie odezwie? Idiotko, skoro chce przylecieć do ciebie z Danii, to raczej tak łatwo się nie rozczaruje. Fakt. A szybki numerek mógłby sobie załatwić bez większego problemu u siebie. Na ten wspólny tydzień z Adelem zamknęłam się przed resztą świata. Wzięłam urlop, zapowiedziałam rodzinie i przyjaciołom, że „nie ma mnie dla nikogo”, wysprzątałam mieszkanie i poszłam do kosmetyczki…

Jak tylko zobaczyliśmy się na lotnisku, rozłożył szeroko ręce, a ja pobiegałam i wpadłam mu w ramiona. Zamknął mnie w nich i mocno tulił. Popłakałam się. Nic nie mogłam na to poradzić. A on scałował każdą łezkę.

Serio, nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek na kogokolwiek tak mocno reagowała. Ciągnęło mnie do niego nie tylko fizycznie, choć co tu kryć, przez pierwszą dobą niemal nie wychodziliśmy z łóżka. Pomiędzy tymi wygibasami nie brakowało nam tematów do rozmowy, prędzej godzin, by je wszystkie poruszyć.

Nie sądziłam, że można się do kogoś tak szybko i mocno przywiązać, bo obiektywnie patrząc, znaliśmy się krótko i spędziliśmy ze sobą mało czasu. Za to był to czas bardzo intensywny. Czy dlatego już za nim tęskniłam? Choć jeszcze był obok mnie, ze mną… Wybiegałam myślami w przyszłość i smuciłam się, wiedząc, że już niebawem nasz tydzień się skończy i Adel wróci do Danii, a ja zostanę w Polsce. Jak ta opuszczona Penelopa.

– Dlaczego musisz mieszkać tak daleko? – westchnęłam w trakcie naszego ostatniego śniadania, bo tego dnia mój ukochany miał lot do Kopenhagi.

– To ty mieszkasz daleko, Isabele! – uśmiechnął się.

– A nie chciałabyś przeprowadzić się do Danii? Znajdziemy ci pracę, a ja już zadbam o to, żebyś dobrze się tam czuła, hm? Przemyśl to. Tam naprawdę jest dobrze.

Wahałam się. To była mimo wszystko świeża znajomość. Mogliśmy czuć motyle w brzuchu, a pożądaniem napędzać małą elektrownię, ale nie byłam już nastolatką, serio podchodziłam do życia i swoich zobowiązań.

Nie mogłam porzucić pracy, w której osiągałam sukcesy i czekałam na kolejny awans, nie mówiąc już o tym, że spłacałam kredyt za mieszkanie. Tu miałam całą rodzinę, wszystkich przyjaciół…

Postanowiliśmy lepiej się poznać i nie podejmować tak ważnej decyzji, jak przeprowadzka do innego kraju, pochopnie. Spędzaliśmy więc w podróży, między Polską a Danią, wiele godzin.
Nie liczyłam, ile wydałam na bilety lotnicze, bo nie żałowałam ani grosza. Każdego dnia, kiedy Adela nie było obok, tęskniłam tak, że odczuwałam niemal fizyczny ból.

Brakowało mi go jak powietrza

Tym bardziej że moja rodzina bardzo go polubiła i często o niego pytali, drażniąc świeżo zadaną rankę. Odpowiadałam z uśmiechem, co tam u niego, a w duszy odliczałam tygodnie, dni, godziny do kolejnego spotkania. Przeżyliśmy w ten sposób rok. Rok pełen szczęścia i tęsknoty, pełen łez radości i samotności. W końcu awansowałam i choć cieszyło mnie, że moja praca została doceniona, to czułam się jakaś pusta w środku.

Ten awans miał być po coś. To miało być ważne dla mnie osiągnięcie. Miałam świętować, ale myślałam tylko o tym, że nie mogę mojego sukcesu oblewać z Adelem. Oczywiście od razu dostałam wiadomość z gratulacjami, a wieczorem długo rozmawialiśmy przez komunikator. Ale to mi nie wystarczało. Wciąż mi było mało Adela.

Pogubiłam się. Przecież nie chciałam wyjeżdżać z Polski, nie byłam gotowa na porzucenie marzeń o awansie i wszystkiego, co tu miałam, co osiągnęłam. Więc o co ci chodzi, kobieto? Jesteś, gdzie pragnęłaś być. Niby tak, ale nie czułam się szczęśliwa ani usatysfakcjonowana.

Aż pewnej nocy obudziłam się, całkiem przytomna, i już wiedziałam, co muszę zrobić, by przestać tęsknić. Nie mogłam czekać do rana. Zadzwoniłam. Odebrał po kilku dzwonkach.

– Pamiętasz, co mówiłeś rok temu? – spytałam.

Ziewnął.

– Że cię kocham?

– A poza tym? – drążyłam.

– Mówiłem wiele różnych rzeczy, przypomnij mi. Jeszcze śpię.

– Zaproponowałeś, żebym przeprowadziła się do ciebie. Bo ty nie możesz przenieść się do Polski. Pamiętasz? – aż wstrzymałam oddech na chwilę.

Może odpowiada mu nasz obecny układ?

– Czekaj, moment, usiądę – usłyszałam w tle szelesty. – OK, już się całkiem rozbudziłem… No więc, pamiętam, oczywiście, że pamiętam. I dalej tak uważam, ale masz swoje argumenty i naprawdę rozumiem…

– To przestań rozumieć! – przerwałam mu. – Nie chcę mieszkać tu sama. Nie chcę mieszkać gdziekolwiek bez ciebie.

– Czy to znaczy… Czy masz na myśli…? – wyraźnie bał się to powiedzieć na głos.

– Tak! Właśnie to mam na myśli! Szykuj tam u siebie miejsce dla mnie.

Nie chciałam spędzić ani jednego dnia więcej bez niego. Nic mnie w pełni nie cieszyło, moje ulubione potrawy smakowały gorzej, gdy nie jadałam ich razem z nim. Miałam ochotę rzucić pracę z dnia na dzień, powiedzieć bankowi, żeby wziął sobie moje mieszkanie, bo ja chcę tylko kupić bilet do Danii. W jedną stronę! Dość analizowania miliona spraw, ciągłego rozważania za i przeciw. Chcę wreszcie przestać tak piekielnie tęsknić.

Kiedy decyzja zapadła, reszta stała się nagle dziecinnie prosta. Każdy następny krok był konsekwencją poprzedniego – złożyć wypowiedzenie w firmie, podpisać z agencją nieruchomości umowę na sprzedaż mieszkania, spakować to, co najpotrzebniejsze i kupić bilet, podziękowawszy za powrotny.

Wątpliwości się rozwiały jak poranna mgła

Pozostała mała obawa, jak poradzę sobie w Danii, nie znając ni w ząb duńskiego. Adel zapewniał, że angielski i niemiecki na początek w zupełności wystarczą – w krajach skandynawskich dzieci od przedszkola są co najmniej dwujęzyczne – a z czasem nauczę się choć podstaw. Będę miała z kim ćwiczyć, bo przecież zamieszkam na stałe z moim czarnookim Duńczykiem, z moją miłością.

Czasem twoja druga połówka mówi innym językiem, mieszka w innym kraju i żeby jej nie stracić, trzeba być gotowym nie tyle na większe ustępstwa – bo nasz związek jest partnerski – co na totalną rewolucję w życiu. Ale w końcu przestałam tęsknić.

Kiedy tylko przekroczyłam bramki lotniska, kiedy Adel mnie przytulił, mówiąc, że już nigdy mnie nie puści, poczułam, że jestem we właściwym miejscu i z właściwą osobą. Moje miejsce to nie Dania czy Polska, to ramiona Adela.

Powoli układałam na nowo swoje życie. Najpierw z pomocą narzeczonego, który oświadczył mi się jeszcze na lotnisku, bo nie mógł już dłużej wytrzymać, a potem męża. Wyglądając rano przez okno na ulice Kopenhagi, myślę czasem, że tak mało brakowało, bym przeoczyła swoje szczęście. Wystarczyło nie zgodzić się wtedy na kawę w hotelowej restauracji…

Czytaj także:
„W domu była przemoc, wódka i łzy. A ja, mimo wszystko, nie chciałam odejść od męża. Dziś córki rzadko dzwonią i mnie odwiedzają"
„Babcia całe życie nosiła tajemniczą obrączkę innego mężczyzny. Jak mogła to robić dziadkowi? Przecież to zdrada!”
„Synowa rozwiodła się nie tylko z moim synem, ale i ze mną. Zawistna franca odcięła mnie od wnuka i uciekła do kochanka”

Redakcja poleca

REKLAMA