„Zakochałem się w kobiecie, która mi się... przyśniła. Latami byłem samotny, bo żadna nie była tak wspaniała jak Iwona”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, InsideCreativeHouse
„Choć wiedziałem, iż Iwona jest wytworem mojego umysłu, to dla moich emocji istniała naprawdę. I wiedziałem, że to właśnie dlatego żadna inna dziewczyna nie potrafiła znaleźć drogi do mojego serca. Że cały czas podświadomie szukałem Iwony. Nawet gdy zmuszałem się i umawiałem z jakąś, zawsze było to dla mnie rozczarowaniem”.
/ 11.10.2022 16:30
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, InsideCreativeHouse

Tylko raz w życiu byłem u psychologa. Starałem się o awans i musiałem zaliczyć psychologiczną ewaluację. Psychologiem była kobieta, atrakcyjna, dobrze po czterdziestce. Otaczała ją aura spokoju. Kiedy usiadłem w fotelu, poczułem, jak ogarnia mnie uczucie odprężenia.

Właściwy człowiek na właściwym miejscu

Psycholog zadała mi kilkanaście pytań z formularza, potem zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy związane ze mną, moją pracą i moim życiem osobistym.

– Ma pan już trzydzieści pięć lat. Nieżonaty. Ile miał pan stałych związków?

Co znaczy stałych?

– Był pan z jedną kobietą co najmniej rok. Ewentualnie mieszkał z nią pan – doprecyzowała.

– Zero.

– Rozumiem – rzuciła, pisząc coś w notesie. – Najdłuższy związek ile trwał?

Ale ja nie rozumiem. Co ma wspólnego moje życie miłosne z awansem na kierownika? – nie podobało mi się, że mam zwierzać się z intymnych spraw obcej kobiecie.

– Chodzi o pana podejście do związków, odpowiedzialności za drugiego człowieka, umiejętność współżycia…

– Rozumiem – uniosłem rękę. – W porządku. Cóż, chyba miesiąc.

Nie zareagowała.

Pewnie chce pani spytać, ile było tych kobiet. Nie pamiętam. Pięć, siedem. Nie zapadły mi w pamięć. I pewnie dlatego związki się kończyły, zanim jeszcze się zaczęły.

Przez chwilę psycholog myślała.

– Z pana profilu nie wynika, że jest pan typem singla. Kimś, kto woli być sam. Więc dlaczego, jak pan myśli?

Wzruszyłem ramionami.

– Po prostu nie spotkałem kobiety, która poruszyłaby moje serce. Mam brać pierwszą lepszą tylko dlatego, żeby nie być sam?

– Właściwie ma pan rację. Proszę opisać mi swoją kobietę marzeń.

– To już chyba nie należy do profilu zawodowego, pani doktor. A może się mylę?

Patrzyła na mnie chwilę, a potem uśmiechnęła się ciepło.

– Nie, myślę jednak, że przydałaby się panu taka rozmowa.

– Będę pamiętał. Do widzenia, pani doktor – powiedziałem, podnosząc się z fotela.

Wyszedłem z gabinetu, potem z przychodni

Wsiadłem do auta zaparkowanego przy wejściu, oparłem głowę o zagłówek i głęboko odetchnąłem. Kobieta marzeń. Iwona. Gdybym opowiedział o niej tej psycholożce, z pewnością nie dostałbym awansu. Pierwszy raz przyśniła mi się, gdy byłem dzieckiem. Wychowałem się w biednej rodzinie, moje zabawki były dość liche i wysłużone, po starszych braciach. Dziewczynka we śnie zapraszała mnie do zabawy swoimi – miała kolorowe wiaderka i łopatki, wielkie dmuchane piłki i misie o ślicznie uśmiechniętych pyszczkach. Uwielbiałem te sny.

Iwona była dla mnie tak realna, jak inne dzieci z podwórka. Nawet bardziej, bo była moją jedyną przyjaciółką. W realu nie miałem przyjaciół, nikt nie chciał się bawić z jąkałą, z kimś, kto nie potrafi powiedzieć normalnie jednego słowa. Siedziałem więc w domu, zakopując się w świecie książek. Im byłem starszy, tym rzadziej śniłem o Iwonie. Martwiło mnie to, ale byłem bezradny. Często leżałem nocą i myślałem o Iwonie, wyobrażałem ją sobie – by zaprogramować mózg na sen o niej. Żeby ją przywołać. Ona jednak przychodziła, kiedy chciała. Aż w końcu przestała.

Pamiętam ten ostatni sen… Zaczynały się wakacje przed pierwszą klasą ogólniaka. I tak jak chciałem wreszcie uciec z podstawówki, tak koszmarnie bałem się nowej szkoły. Wciąż się jąkałem. Chodziłem na zajęcia do logopedy, lecz niewiele one dawały. Pewnej nocy przyśniła mi się – jak i ja była już nastolatką. Śliczną, wysoką dziewczyną o promiennym uśmiechu. Zastanawiam się, czy już wtedy nie byłem w niej zakochany, a może stało się to jeszcze wcześniej…

Było piękne popołudnie, szliśmy obok siebie przez jakiś park. Skarżyłem się jej, że nowi koledzy w szkole zrobią ze mnie ofiarę. Wtedy Iwona powiedziała:

– Pomyśl. Kiedy zamierzasz się odezwać, zaczynasz się denerwować. Wtedy nie panujesz nad językiem. Pierwsze słowa są płynne, na następnych się zacinasz. Co sprawia, że denerwujesz się jeszcze bardziej, jąkanie się pogłębia… Aż zacinasz się kompletnie.

– I jak ja się mam nie denerwować?

Zacznij mówić powoli. Mów krótkimi zdaniami. Nie śpiesz się, spokojnie. Ludzie poczekają. Masz na nauczenie się tego całe wakacje. Mów powoli, staraj się przy tym głęboko oddychać.

– Nie dam rady.

– Dasz, wierzę w ciebie. I pamiętaj – jesteś od nich inteligentniejszy, masz wiedzę, a śmiać się będą ci, którzy nie są ciebie warci, którzy ci zazdroszczą. I tak nie byliby dobrymi przyjaciółmi.

No więc ćwiczyłem powolne mówienie

Słowa mojej sennej dziewczyny „dasz radę” sprawiły, że uwierzyłem w siebie. Kiedy szedłem pierwszego dnia do nowej szkoły, panowałem nad sobą na tyle, że mówiłem powoli. To działało. Pod koniec ogólniaka zacinałem się już tylko sporadycznie, i to tylko wówczas, kiedy byłem wyjątkowo mocno zdenerwowany. Jak mówiłem, to był mój ostatni sen z Iwoną. Generalnie wiedziałem, że ona nie istnieje, że była projekcją mojego nieszczęśliwego, samotnego ego. Dziecko z biednej rodziny, odrzucone przez rówieśników, tworzy we śnie przyjaciółkę z cudownymi zabawkami, przy której się nie jąka. Mózg radzi sobie z problemami w najróżniejszy sposób. Ale czasami tworzy inne problemy.

Mój był taki, że choć wiedziałem, iż Iwona jest wytworem mojego umysłu, to dla moich emocji istniała naprawdę. I wiedziałem, że to właśnie dlatego żadna inna dziewczyna nie potrafiła znaleźć drogi do mojego serca. Że cały czas podświadomie szukałem Iwony. Nawet gdy zmuszałem się i umawiałem z jakąś, zawsze było to dla mnie rozczarowaniem. Westchnąłem, zapaliłem silnik i włączyłem się do ruchu. Wróciłem do domu, dałem jeść kotu, potem przebrałem się i poszedłem pobiegać. Wróciłem, zjadłem kolację, obejrzałem film i poszedłem spać… Dzień, jak co dzień. Zasypiając, pomyślałem, że może rzeczywiście powinienem pogadać z psychologiem. I miałem sen.

Szedłem Nowym Światem w Warszawie

Dzień był słoneczny, ale chłodny, jak to w styczniu. Na ulicy było niewiele osób. Idąc nieśpiesznie, spoglądałem na wystawy sklepów, zaglądałem do środka kawiarni, w których ludzie rozmawiali przy stolikach, pili kawę, czytali książki. Przeszedłem obok jednej z kawiarni, kiedy serce mi drgnęło. Cofnąłem się. Przy stoliku przy szybie siedziała Iwona. Już nie nastolatka, lecz kobieta. Jeszcze piękniejsza. Jak to we śnie bywa, zanim się zorientowałem, już siadałem przy stoliku, patrząc zachłannie na kasztanowe włosy otulające miękkimi falami zaokrąglone lekko policzki. Iwona pracowała, robiła jakieś uwagi na arkuszu z wykresami. Podniosła wzrok.

– Kim pan jest? – spytała.

To był szok. Nie poznała mnie! Jak mogła mnie nie poznać, przecież była moją fantazją! Moją!

– Iwona, to przecież ja, Michał – powiedziałem. – Zapomniałaś?

Zmarszczyła brwi.

– Wygląda pan znajomo, fakt – zgodziła się. – Ale nie przypominam sobie, skąd pana znam.

Od dawna cię szukałem, Iwonko. Tęskniłem – pochyliłem się i wziąłem ją za rękę.

Nie wyrwała jej, patrzyła na nasze dłonie jakby ze zdziwieniem.

– Chciałbym się spotkać z tobą w realu.

– W realu?

– Bo jesteśmy we śnie. Moim śnie. Jak zawsze. Odeszłaś tak dawno temu… A teraz mnie nie pamiętasz.

– Nie pamiętam – przyznała.

Jej usta rozchyliły się lekko, jakby mnie zapraszały. Pochyliłem się i pocałowałem ją. Cudowna jest odwaga zrodzona ze snu. Wreszcie oderwałem usta od jej warg. Miałem wrażenie, że chciała więcej. Ja też.

– Iwonko, spotkajmy się w realu – powiedziałem. – Pojutrze w niedzielę o tej samej porze. W samo południe. Tutaj. Obiecaj mi.

– Obiecuję – powiedziała, marszcząc brwi.

Obudziłem się, dokładnie pamiętając każde słowo, które padło we śnie.

To było takie realne

I ten pocałunek… Rany! Wciąż go czułem na wargach, moje ciało było gotowe na więcej. Po raz pierwszy w życiu byłem zły, że to był tylko sen. W niedzielę rano stałem w łazience przed lustrem i wyzywałem się od idiotów.

Chcesz iść na randkę? Z kim? Z własnym snem? To może od razu zadzwoń po sanitariuszy z kaftanem bezpieczeństwa.

Im bliżej było jednak południa, tym większy niepokój czułem. W końcu poddałem się. Pomyślałem, że w końcu zbłaźnię się tylko sam przed sobą. Po prostu musiałem zjawić się w tej kawiarni w samo południe. Było już późno, kiedy dobiegałem do kawiarni. Dwie minuty po czasie. Zderzyliśmy się w drzwiach – ja i Iwona. Ja wchodziłem, ona wychodziła. Naprawdę!

– Jesteś?!

– Jesteś?!

Oboje byliśmy oszołomieni, że ta druga osoba też się pojawiła.

Myślałam, że to zwykły sen, tylko taki realistyczny – opowiadała kilka minut później, kiedy siedzieliśmy przy stoliku. – Ale nie mogłam zapomnieć o tym pocałunku. Obudziłam się cała rozgorączkowana… No i… no i po prostu musiałam przyjść. Tak bardzo chciałam, żebyś istniał naprawdę. Ale skąd znałeś moje imię?

Opowiedziałem Iwonie o wszystkich swoich snach. Ona niczego takiego nie pamiętała. Jednak rzeczywiście miała wrażenie, że gdzieś mnie już widziała… Awans dostałem, a pół roku później ożeniłem się z Iwoną. Jednym z honorowych gości na ślubie była pani psycholog. Choć nigdy nie poznała prawdy o nas.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA