„Ojciec lekceważył to, że syn wagaruje. W końcu zdecydowałam się na śledztwo i odkryłam sekret chłopca”

nauczycielka uczeń rozmowa fot. Adobe Stock, Monkey Business
„Obawiałam się, że Adam wpadł w złe towarzystwo, a czas spędzał na piciu alkoholu i zażywaniu narkotyków. Spóźniał się na lekcje albo wagarował. Byłam całkowicie zaskoczona, kiedy poznałam prawdę. On nie chciał się do niczego przyznać”.
/ 19.07.2023 18:30
nauczycielka uczeń rozmowa fot. Adobe Stock, Monkey Business

Pracuję w szkole prawie od 25 lat. Zawsze wydawało mi się, że świetnie znam młodzież. I potrafię w mig trafnie ocenić, czego można się po uczniu spodziewać. Ale ostatnio przekonałam się, że jednak nie jestem taka nieomylna.

Adam przyszedł do naszego gimnazjum we wrześniu tego roku. Mrukliwy, zamknięty w sobie. Uczył się słabo, wagarował. Na początku roku pojawiał się jeszcze w miarę regularnie. Ale potem zaczął znikać coraz częściej.

Nie było go w szkole w ogóle lub przychodził dopiero na trzecią lekcję. Zmęczony, niewyspany. Gdy pytałam o przyczyny nieobecności, milczał. Inni uczniowie w takich wypadkach kręcili, próbowali się tłumaczyć. A on nic! Wzruszał ramionami lub stał jak słup. Jakby mu nie zależało na opinii, stopniach.

Prawie go nie znałam

Niewiele o nim wiedziałam. Tyle tylko, że mieszka na wsi, kilkanaście kilometrów od naszego miasteczka. I że wychowuje go ojciec. Podobno matka Adama kilka lat temu wyjechała do pracy za granicę i już nie wróciła.

Pomyślałam, że pewnie mężczyzna nie ma czasu zająć się synem i chłopak robi, co chce. A wiadomo, jak to z czternastolatkami jest… Wystarczy na chwilę spuścić ich z oka i zaczynają się problemy. Późne powroty do domu, alkohol, narkotyki… Byłam pewna, że chłopak już wpakował się w kłopoty. I jeśli szybko nie zareaguję, pójdzie na dno.

Kilka razy wzywałam ojca Adama do szkoły. Chciałam z nim porozmawiać o synu, uczulić na niebezpieczeństwa, ostrzec. Nie przychodził. 

– Mój Adam to dobry dzieciak. Nie robi niczego złego. Każdy to pani tu powie – powtarzał przez telefon.

Ręce mi opadały, gdy to słyszałam. Denerwowało mnie, że jest taki nieodpowiedzialny.

Kilka dni temu postanowiłam sama wybrać się do niego na rozmowę. Po lekcjach wsiadłam w samochód i ruszyłam do wsi. Ledwie wjechałam między zabudowania, gdy zobaczyłam Adama. Rąbał drzewo przed jakąś chałupą.
Zaparkowałam za rogiem i ostrożnie podeszłam do ogrodzenia.

Adam pracował jak szalony. Rozłupywał kawały drewna niczym wytrawny drwal. Gdy stos polan był już pokaźny, odłożył siekierę.

– Pani Mario, na dziś wystarczy! Wieczorem wpadnę, to rozpalę w piecu. A na razie lecę do pana Stefana, dopóki jeszcze jasno! – krzyknął. 

W progu pojawiła się starsza kobieta w kwiecistej chustce na głowie.

– Dobrze synku, dobrze! Niech ci pan Bóg za to wynagrodzi – odparła.

Adam wskoczył na rower i popedałował w stronę wsi. Był tak zaaferowany, że nawet mnie nie zauważył.

Przez chwilę zastanawiałam się, czy za nim jechać, ale uznałam, że lepiej będzie porozmawiać ze staruszką, która kręciła się po obejściu.

Możemy chwilę porozmawiać? – zagaiłam z uśmiechem.

– A o czym? – spojrzała nieufnie.

– A o tym chłopcu, który tu przed chwilą był. Jestem jego wychowawczynią w szkole – przedstawiłam się.

Twarz kobiety od razu pojaśniała.

– O Adasiu? Pani kochana, to złoty chłopak! – krzyknęła i zaprosiła mnie do środka.

Nie spodziewałam się tego po nim 

To, co potem od niej usłyszałam, wprawiło mnie w osłupienie. Okazało się, że Adam codziennie pomaga kilkorgu starszym, schorowanym mieszkańcom wsi. Przywozi zakupy, lekarstwa, wyręcza we wszystkich cięższych pracach.

– Nasze dzieci porozjeżdżały się po miastach, po świecie, zapomniały o nas… Gdyby nie Adaś, to chyba byśmy tu z głodu i zimna pomarli. I wie pani co? On nic za to nie chce. Czasem tylko talerz zupy uda mi się w niego wmusić. Wiecznie się spieszy, wiecznie gdzieś pędzi. Bo ciągle coś u kogoś trzeba zrobić… Nawet na lekcje nie ma czasu. Mówię mu, że nauka jest najważniejsza, ale nie słucha. Twierdzi, że przecież piec się sam nie rozpali, a drwa nie narobią. Dobre dziecko, choć sam się chowa, bo ojciec ciężko pracuje – opowiadała starsza pani z zachwytem.

Tamtego popołudnia nie pojechałam już do ojca Adama. Wróciłam do domu. Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przez cały czas myślałam o Adamie. O tym, jak źle i niesprawiedliwie go oceniłam. Zrobiło mi się potwornie wstyd.

Nie chciał się przyznać

Następnego dnia Adam pojawił się w szkole spóźniony. Po dzwonku poprosiłam, by został w klasie.

– Dlaczego nie było cię na pierwszej lekcji? – zapytałam.
Jak zwykle milczał.

– No dobrze, pomogę ci. Może rozpalałeś ogień u pani Marii albo wiozłeś zakupy panu Stefanowi?

– Może… – spojrzał niepewnie.

– Byłam wczoraj w twojej wsi. Wiem wszystko. Dlaczego nic nie powiedziałeś? Rzadko się zdarza, żeby chłopcy w twoim wieku spędzali czas, pomagając innym. Jestem zaskoczona i zachwycona! – chciałam go pochwalić, ale mi przerwał.

– Nie ma o czym mówić, proszę pani. Pomagam, bo ci ludzie potrzebują pomocy. A nie po to, żeby się tym chwalić – odparł honorowo.

Pomyślałam, że ojciec Adama ma rację. Jego syn to dobry chłopak. Lepszy od wielu, wielu innych… Tylko do nauki musi się zabrać. Tego mu nie odpuszczę!

Czytaj także:
„Wpajałam synowi, że trzeba pomagać, a jak przyszło co do czego, stałam jak słup soli. Miałam ochotę spalić się ze wstydu”
„Pomagaliśmy ciotce, jak mogliśmy, a ona i tak była dla nas nieznośna. Znaleźliśmy sposób na tę starą wiedźmę…”
„Rodzice zrobili z mojego brata maminsynka. Był starszy, a to ja musiałem się nim opiekować i wiecznie mu pomagać”

Redakcja poleca

REKLAMA