„Wiedziałem, że teść ma trudny charakter i lepiej z nim nie dyskutować. Miałem dość tego, że gbur rozstawia mnie po kątach”

teść i zięć fot. Adobe Stock, RealPeopleStudio
„Byleby Zbyszka nie ruszać, ze Zbyszkiem się nie sprzeczać, Zbyszkowi nie sprzeciwiać. A po co? Lepiej mieć święty spokój i przytakiwać. Cierpliwie słuchałem więc o tym, że zmywarki to jakaś przelotna moda, bo przecież nikt tak dokładnie nie umyje naczyń jak człowiek (w ich przypadku teściowa”.
/ 05.05.2023 09:15
teść i zięć fot. Adobe Stock, RealPeopleStudio

Co wy macie z tym ciemnym pieczywem? To jakaś masowa histeria? Za naszych czasów jadło się samo białe i wszystko było w porządku. Nikt się na zdrowie nie uskarżał…

– Ale teraz tato choruje na wrzody i ma przecież problem z nadciśnieniem. Może to kwestia diety? – ośmieliłem się zapytać jeszcze, gdy nie wiedziałem, że aż tak trudno jest z nim dyskutować.

– Wrzody mam od stresów, bo się całe życie użerałem w pracy z idiotami! A nadciśnienie? Czasem mi tylko skoczy – odpowiadał, powoli czerwieniejąc.

Żona szturchała mnie pod stołem kolanem, a teściowa ciężko wzdychała.

– A mama mówiła, że to górne miał tato ostatnio sto siedemdziesiąt – dodałem.

– A ona tam akurat wie! Ona się zna! Nawet nie umie ciśnieniomierza obsłużyć – parskał ze złością. –Swoją drogą, ciekawe, jak ty będziesz w moim wieku wyglądał? Jak się będziesz czuł? Pożyjemy, zobaczymy…

Ta krótka wymiana zdań popsuła mu humor na całe popołudnie i już do końca rodzinnego spotkania chodził podminowany. Od mojej żony dowiedziałem się, że po każdej takiej sprzeczce robi pretensje teściowej, więc przestałem go zaczepiać. Przyjąłem strategię potakiwania i pokornego wysłuchiwania mądrości, które nam serwował.

Co wyprawiał za kierownicą?

Wszyscy w rodzinie tak reagowali. Byleby Zbyszka nie ruszać, ze Zbyszkiem się nie sprzeczać, Zbyszkowi nie sprzeciwiać. A po co? Lepiej mieć święty spokój i przytakiwać.

Cierpliwie słuchałem więc o tym, że zmywarki to jakaś przelotna moda, bo przecież nikt tak dokładnie nie umyje naczyń jak człowiek (w ich przypadku teściowa). Nie zaprzeczałem też, gdy przekonywał, że palenie na balkonie upokarza i tylko frajerzy dają się wygonić z papierosem z mieszkania. 

Milczałem także wtedy, gdy schodziło na temat ruchu drogowego. Nic nie prowokowało jego gniewu tak, jak zachowanie innych kierowców. Nigdzie nie ciskał się tak jak w samochodzie

Wiele razy byłem świadkiem, jak wymachiwał pięścią na innych kierowców albo psioczył pod nosem, że znowu ktoś się przed nim złośliwe wlecze, zaliczając wszystkie czerwone światła. Bywało nawet, że ścigał kierowcę, który zalazł mu za skórę. 

Trąbił, przepychał się, specjalne przyhamowywał. No, po prostu koszmar – klasyczny przykład drogowego wariata. Dlatego właśnie, gdy podczas jednego z obiadów zaproponował, że będzie przyjeżdżał po naszą córkę samochodem, trochę mnie zmroziło.

– Siedzicie w domu, pracujecie, bo teraz wszystko pozamykane. Mielibyście parę godzin tylko dla siebie, a my się chętnie małą zajmiemy. Bym po nią jeździł – mówił.

– Będzie ci się chciało? – pytała żona.

– Na razie mi się chce. Jak mnie to zmęczy, to dam znać. No, to co? Zadowoleni?

– Nie chcielibyśmy cię obciążać… 

– Jakie tam obciążanie. Ustalone i już!

Zgodziliśmy się, choć w oczach mojej żony widziałem te samą niepewność, która pojawiła się w mojej głowie. Z jednej strony wirus, z drugiej – teść za kierownicą.

Dlatego przedyskutowaliśmy tę sprawę jeszcze raz tuż po wyjściu od rodziców.

– Może się jakoś wykręcimy? – zapytałem.

– Ale jak?

– Nie wiem. Powiemy mu, że daję radę pracować z domu, mała nie przeszkadza.

– No co ty. Domyśli się, że kłamiemy.

– To może po prostu mu odmówimy. Powiemy, że się boimy puszczać z nim Maję. 

– Zwariowałeś? Wiesz, jaka by była chryja? Obraziłby się na wszystkich. Zresztą co może się stać? Przecież to kawałek przez miasto. Nawet nie ma jak się rozpędzić.

– No, kochana, twój ojciec na najkrótszych odcinkach potrafi rozbujać auto do setki, jak ktoś go wkurzy.

– Przestań, przesadzasz! Pomoże nam i nic się nie wydarzy. A zaoszczędzimy sporo czasu. No sam powiedz…

Przez pierwsze dni naprawdę się martwiłem. Wydzwaniałem do niego, czy już są, czy teść dojechał z Mają do domu. 

Podpytywaliśmy też córkę, czy dziadek jeździ szybko, czy się złości na innych kierowców na drodze, czy nie pokrzykuje, ale od pięciolatki trudno dowiedzieć się czegoś konkretnego. 

Odpowiadała nam, że dziadek śpiewa piosenki z radia i ciągle wyciera szyby. Tyle Maja z trasy zapamiętywała. Uznaliśmy więc w końcu, że nie ma co się zamartwiać i trzeba docenić pomoc ojca, a nie szukać dziury w całym. Tym bardziej że on sam był w tej kwestii bardzo drażliwy.

– Ale mam nadzieję, że jedziesz, tato, z Mają spokojnie, bez nerwów na drodze? – wymsknęło się kiedyś żonie.

– Przecież to jest moja wnuczka. Za kogo wy mnie macie? Za wariata? Za oszołoma jakiegoś?! – pokrzykiwał wściekły. 

Dałem się więc w końcu przekonać i przestałem każdego dnia się zastanawiać, czy córka dojedzie cała i zdrowa do domu. Żyłem tak w spokoju przez dobre trzy tygodnie. No, a potem stało się to, co się stało...

Ta historia mogła skończyć się fatalnie. 

Od tej pory się nie cackam

Pamiętam ten dzień, kiedy zadzwoniła do mnie żona. Ona jeszcze bywała czasem w swoim biurze. Myślałem, że chce mi dać znać, że Maja jest w drodze, ale nie.

– Michał, tylko się nie denerwuj, dobrze? Wszystko jest w porządku – mówiła.

– Ale o czym ty mówisz, Iwona?

Ojciec miał stłuczkę. W drodze do domu. Ale jest w porządku.

– A Maja? – wysapałem ledwo.

– Nic jej nie jest. Siedzi w aucie i czeka na ciebie. Chodzi tylko o to, żebyś po nią podjechał, bo tato czeka na policję. To jeszcze trochę potrwa… Sam rozumiesz. Pojedziesz?

Natychmiast wybiegłem z domu i pojechałem na miejsce najszybciej, jak się dało. Oba auta – teścia i faceta, z którym się zderzył – stały na trawniku przy jezdni. 

Były nieźle poobijane i na pierwszy rzut oka rozpoznałem, że do kolizji doszło z winy ojca. Jego auto miało rozbity przód, a tamto było pokiereszowane od tyłu. Maja nie płakała. Siedziała tylko w foteliku i patrzyła na wszystko wielkimi oczami. Kiedy ją z niego wyjąłem, zaczęła mocno się we mnie wtulać i pochlipywać. Wtedy podszedł ojciec.

– Nic jej nie jest. Wszystko w porządku – uspokajał. – Widzisz, że to tylko lekka stłuczka. Przez tego barana! Wlókł się tak, że równie dobrze mógł stanąć – warknął, a mnie już skoczyło ciśnienie.

Ale najlepsze dopiero miałem usłyszeć, bo po krótkiej chwili pojawił się przy nas kierowca drugiego samochodu.

– To pana ojciec? – zapytał.

– Teść – odpowiedziałem.

– Niech pan na niego uważa, niech mu pan dziecka nie daje. Pan wie, że on mnie gonił przez dwa skrzyżowania? Tak, tak, panie starszy! Jesteś pan wariat, jakich mało! Gonił mnie i trąbił, bo jego zdaniem za wolno ruszyłem z czerwonego! Przecież mógł nas wszystkich zabić!

Ojciec nie odpuścił, odpyskował i awantura między nimi zaczęła się na nowo. Ja jednak nie dyskutowałem, bo musiałem zająć się Mają. Wsadziłem ją do swojego samochodu i pojechaliśmy do domu. 

Przez całą drogę powrotną do domu córka była poważnie wystraszona. 

Wkrótce okazało się, że Maja nabrała awersji do jazdy samochodem. Przez kilka dobrych tygodni wsiadała do niego bardzo niechętnie i próbowała się wykręcić za każdym razem, gdy czekała ją podróż. 

Przez jakiś czas budziła się też w nocy wystraszona i musieliśmy ją brać do siebie, żeby znowu zasnęła. Naprawdę przeżyła tę stłuczkę i dość długo ją odchorowywała. 

A ojciec? Teść uważał, że wszyscy jesteśmy przewrażliwieni i to my tak nakręciliśmy dzieciaka swoimi emocjami. 

Przekonywał, że dalej może przyjeżdżać po Maję samochodem, ale podziękowaliśmy mu za dalszą pomoc. Zamiast nas przeprosić, jeszcze się na nas nadąsał. 

Uznał, że jesteśmy niewdzięczni, bo zdarzyła mu się tylko jedna stłuczka, a myśmy się na niego od razu „wypięli”. 

Od tamtych zdarzeń minęło już sporo czasu i nasze życie wróciło do normy. Ojciec pogodził się z naszą odmową, a my staramy się nie wracać do tamtej historii. Maja też zapomniała o wszystkim i na szczęście śmiało wsiada do samochodu. Zmieniło się tylko jedno. Moje podejście. Od tamtego zajścia już się tak z moim teściem nie cackam.  Jak mi coś nie pasuje, to nie. Wyrażam głośno swoje zdanie, a gdy pojawi się taka potrzeba, nie będę miał już skrupułów, żeby mu się zdecydowanie przeciwstawić.

Czytaj także:
„Myślałem, że mamy szansę na wspólną przyszłość, ale ona wykorzystała mnie, by odegrać się na swoim chłopaku”
„Nakryłam męża w łóżku z nianią naszych córek. Zostawił mnie z dziećmi, bo nie byłam dla niego prawdziwą kobietą”
„Syn narzeka, że go kontroluję. Mam do tego prawo, bo całe życie od ust sobie odejmowałam, by jemu nic nie zabrakło”
„Związałem się z alkoholiczką. Co tydzień obiecywała mi, że przestanie pić. Ja wciąż wierzę, że się zmieni”

Redakcja poleca

REKLAMA