„Mój szef to ślizgacz, który zrobił karierę na koneksjach. Teraz sam zatrudnia znajomych, a ja poprawiam ich fuszery”

Nasz szef jest szowinistą fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Dalsza dyskusja z prezesem była bezcelowa. Dla niego nie liczyły się kwalifikacje, doświadczenie, ale to, że ktoś opowiada świetne dowcipy i jest znajomym znajomego. Trudno było się dziwić. Przecież swoją posadę też dostał dzięki podobnym koneksjom. Teraz podejrzewam, że spłacał dług wdzięczności”.
/ 05.04.2023 21:20
Nasz szef jest szowinistą fot. Adobe Stock, Photographee.eu

– Ale… ja nie mogę go przyjąć do pracy! – usiłowałem zaprotestować.

– Dlaczego? – zapytał prezes.

– Ja go w ogóle nie znam, nie rozmawiałem z nim.

– To proszę się umówić i porozmawiać. Ten Tomek to strasznie sympatyczny facet. No i wizjoner. Polecił mi go znajomy. Wiele firm o niego zabiega. Z trudem go namówiłem, żeby objął stanowisko dyrektora marketingu u nas…

– Z trudem? Przecież pensja to prawie piętnaście tysięcy…

Tacy fachowcy zarabiają dużo więcej, dyrektorze – pouczył mnie. – Na szczęście nigdy nie pracował przy margarynie, a chce mieć takie doświadczenie w swoim portfolio. Zresztą polubi go pan, opowiada świetne dowcipy…

Dalsza dyskusja z prezesem była bezcelowa

Dla niego nie liczyły się kwalifikacje, doświadczenie, ale to, że ktoś „opowiada świetne dowcipy” i jest „znajomym znajomego”. Trudno było się dziwić. Przecież swoją posadę też dostał dzięki podobnym koneksjom. Teraz podejrzewam, że spłacał dług wdzięczności. Owszem, próbował argumentować merytorycznie zmianę na stanowisku dyrektora marketingu. „Przecież ten wasz jest już po pięćdziesiątce. A my potrzebujemy świeżego spojrzenia na wizerunek naszej margaryny”. Ale to było tylko mydlenie oczu. Na pewno komuś po prostu obiecał, że zatrudni Tomka i nic go przed tym nie powstrzyma. Byłem zresztą przyzwyczajony, że czasem trzeba dać pracę „znajomemu znajomego” pana prezesa. Ale zwykle tworzyło się jakieś mało potrzebne stanowisko i po prostu wypłacało takiemu pensje za nic nierobienie. I tak byłoby to lepsze, niż gdyby miał coś zrobić. „Znajomi znajomych” zwykle nie mieli żadnych kompetencji i gdyby powierzyć im jakieś odpowiedzialne zadanie, mogliby narobić dużo szkód. Ale oni na szczęście nie palili się do robienia czegokolwiek. A jak im się znudziła „praca” u nas, odchodzili gdzie indziej, gdzie czekała kolejna intratna posada dla „znajomego znajomego”.

Tym razem sytuacja była inna

Dyrektor marketingu zarządza poważnym budżetem i jest kimś ważnym. A jeszcze jak się powoła na kontakty z prezesem, może przeforsować swoje dziwaczne koncepcje. W dodatku musiałem najpierw zwolnić Sławka, z którym się przyjaźniłem. To prawda, był bardzo ostrożny w swoich działaniach marketingowych. Nasza margaryna wprawdzie nie odnotowała specjalnego sukcesu rynkowego, ale miała silną pozycję. A Sławek był już, tak jak ja, po pięćdziesiątce i łatwo raczej nie znalazłby teraz innej pracy. Dlatego wracałem do swojego gabinetu z ciężkim sercem. Na dodatek minąłem się na korytarzu ze Sławkiem, który wiedział, że prezes wezwał mnie do siebie.

I co tam u naszego „geniusza”, Karolku? – zagadnął mnie wesoło.

– A… nic takiego – machnąłem lekceważąco ręką, bo jeszcze nie byłem gotowy, żeby powiedzieć Sławkowi o jego zwolnieniu. – Wpadnij do mnie za godzinę… Nie, lepiej za dwie.

Wszedłem do swojego gabinetu i kazałem sekretarce zrobić sobie melisę. Wziąłem też kilka tabletek uspokajających i starałem się wymyślić sposób na to, żeby jak najłagodniej powiedzieć o tym, że już tu nie pracuje. Tak minęły dwie godziny, a ja nie miałem żadnej koncepcji. Kiedy w końcu Sławek przyszedł do mnie, usiłowałem wykrzywić twarz w grymasie uśmiechu. Ale chyba mi to kiepsko wyszło, bo  zapytał:

A ty co tak wyglądasz jak na mękach? – zaśmiał się z własnego dowcipu i klapnął z rozmachem na fotelu dla gościa.

– Widzisz, jest taka delikatna sprawa…

– Wal śmiało. Znów prezes postanowił obciąć budżet reklamowy?

– Nie… nawet powiedział… – urwałem na moment, bo zabrakło mi tchu – że trzeba go podwyższyć…

No to świetnie… Karol, co ci jest?

Poczułem nagle, jakby słoń nadepnął mi na klatkę piersiową. Gdyby nie to, że siedziałem, pewnie bym upadł. Zacząłem sobie intensywnie rozmasowywać klatkę, ale to nie przyniosło skutku. Usłyszałem jeszcze tylko, jak Sławek wołał moją sekretarkę.

Nic więcej nie pamiętam

Ocknąłem się w szpitalnej sali. Przy mnie siedziała moja żona, cała we łzach. Kiedy zobaczyła jednak, że odzyskałem przytomność, uśmiech przebiegł przez jej twarz. Chciałem się podnieść na łokciu, ale powstrzymała mnie gestem ręki.

– Leż spokojnie, musisz odpoczywać. Miałeś zawał. Wywinąłeś się śmierci spod kosy. Na szczęście Sławek zrobił kurs pierwszej pomocy i zanim przyjechało pogotowie, utrzymał cię przy życiu… Karol, znów ci gorzej?

Wiadomość, którą przekazała mi żona, podłamała mnie tak, że prawie dostałem następnego zawału. Na szczęście na miejscu był fachowy personel, który do tego nie dopuścił. Ale ja wiedziałem, że jak tylko wyjdę ze szpitala, moje życie będzie znów zagrożone. Przecież teraz miałem zwolnić nie tylko dobrego fachowca, przyjaciela, ale w dodatku faceta, który uratował mi życie. Ta świadomość nie mogła na mnie wpływać uspokajająco. Jedyna dobra wiadomość była taka, że dostałem trzy miesiące zwolnienia. I chwilowo nie musiałem podejmować żadnej decyzji. Niestety, zrobił to za mnie prezes/ Parę dni po moim wyjściu ze szpitala odwiedził mnie Sławek. Powiedział o wszystkim, zapytał, czy nie mam jakichś kontaktów, żeby pomóc mu znaleźć nową robotę. Zapewniłem, że zrobię wszystko co w mojej mocy.

– Słuchaj – zagadnął mnie, gdy się żegnaliśmy. – Ten zawał to… przeze mnie? To znaczy, że tak się denerwowałeś?

– No… – nie wiedziałem, co powiedzieć.

– Tak myślałem. Dobry z ciebie kumpel.

– Daj spokój. Powinienem się postawić i powiedzieć, że jak ciebie zwolni, to ja też odchodzę…

Wtedy byłby jeden facet po pięćdziesiątce więcej na bezrobociu. Wykorzystałby tę sytuację i zwolniłby cię, żeby przyjąć na to miejsce „znajomego znajomego”. Gdybyś nie miał tak silnej pozycji wśród członków zarządu, dawno by cię wywalił – podał mi rękę na pożegnanie.

Okres mojej rekonwalescencji wykorzystałem na telefony w różne miejsca, żeby znaleźć posadę dla Sławka.

Nigdy nie potrafiłem załatwiać takich spraw...

Tymczasem w naszej firmie zaczął pracować „znajomy znajomego” Tomek i zrobił taką kampanię reklamową, że jak ją zobaczyłem, mało nie dostałem kolejnego zawału. Tuż przed moim powrotem do pracy zaproszono mnie na posiedzenie zarządu. Kiedy wchodziłem do firmy, minąłem się z prezesem, który nawet nie raczył mnie zauważyć. Potem usłyszałem, że prezes został zwolniony razem ze swoim protegowanym. Członkowie zarządu uznali zaś, że miejsce prezesa powinienem zająć ja. Po wyjściu z posiedzenia chciałem zawiadomić o wszystkim żonę. Jednak pomyślałem, że jest ktoś, do kogo powinienem zadzwonić w pierwszej kolejności.

– Cześć Sławku, Karol mówi… Masz już pracę?... Nie? To świetnie, bo mam dla ciebie ofertę, która cię zainteresuje. 

Czytaj także:
„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”
„Wdałam się w romans z szefem wszystkich szefów. Czuję się jak Kopciuszek, który wreszcie spotkał swojego księcia”
„Szef dyskryminował mnie w pracy, bo jestem kobietą. Zaciągnęłam drania do łóżka, żeby dopiąć swego i dostać awans”

Redakcja poleca

REKLAMA