„Mój syn to złodziej i rozrabiaka, ale nigdy na niego nie doniosę. Pomaga mi i przynosi pieniądze. Nie pytam, skąd je ma"

Mój syn to przestępca, ale dla mnie jest dobry fot. Adobe Stock, Angelov
„No, a kiedy Michał wyjechał, uświadomiłam sobie, że mam dwóch różnych synów i że ten starszy nie jest taki zły. Gdy zostaliśmy sami, to często przychodził wcześniej do domu i siadał ze mną, rozmawiał. A pewnego dnia, gdy wracałam z zakupami, odszedł od kolegów, podbiegł do mnie i wziął ode mnie siatki".
/ 07.11.2022 11:04
Mój syn to przestępca, ale dla mnie jest dobry fot. Adobe Stock, Angelov

Moje życie miało być inne niż moich rodziców. Niestety, powieliłam schemat. A może nie do końca?

Nie miałam łatwego życia i nawet nie mogłam mieć o to do nikogo pretensji. Tak właściwie, wszystko robiłam źle, a kiedy oprzytomniałam, w większości przypadków było już za późno na naprawę tego, co sknociłam.

Najpierw zawaliłam szkołę...

Fakt, w domu nikt mnie nie namawiał na kontynuowanie nauki, nie wspierał, nie pilnował, żebym się uczyła. Mama, wiecznie zapracowana i z trudem znajdująca czas na wszystko, nie miała głowy do moich lekcji. W końcu oprócz mnie miała jeszcze czworo innych dzieci. A ojciec…

No cóż, ojciec pił. Jedyne, co robił dla nas, to przynosił raz w miesiącu wypłatę. Prawie w całości. I nie interesowało go, co robimy. Jak mój brat narozrabiał i odwiedziła nas policja, to dostał potem od ojca w skórę. Za to, że tata musiał iść na komisariat, a nie za to, co zrobił.

Uciekłam więc z tego domu najszybciej, jak się dało. Skończyłam zawodówkę i gdy zaszłam w ciążę, a mój chłopak w związku z tym poprosił mnie o rękę, zgodziłam się bez wahania. Dla mnie to była szansa na życie bez rodziców, bez rodzeństwa, a przede wszystkim – we własnym mieszkaniu. Bo Tadek, mój mąż, odziedziczył dwa pokoje po babci i po ślubie się tam wprowadziliśmy.

Myślałam, że moje życie będzie wyglądało inaczej

Na pewno inaczej niż to, które znałam ze swojego domu. Marzyłam, że będę miała porządne mieszkanie, że mój mąż będzie chodził ze mną na spacery, a latem wyjedziemy na wczasy. Chciałam być też mamą inną niż moja – obiecywałam sobie, że będę się interesować swoimi dziećmi, że ich nie zaniedbam.

Nie mam pojęcia, jak chciałam zrealizować te plany, skoro wiedziałam, że Tadek niewiele różni się charakterem od mojego ojca. Pochodziliśmy z tego samego środowiska, wychowaliśmy się w tej samej dzielnicy i nie wiem, dlaczego oczekiwałam, że on ma większe ambicje niż reszta towarzystwa z osiedla.

Naiwnie myślałam, że mój chłopak po ślubie się zmieni. Zmienił się, ale na gorsze. O ile wcześniej deklarował mi miłość, o tyle po urodzeniu trzeciego dziecka jego zainteresowanie mną spadło praktycznie do zera. Miałam 30 lat, dwóch synów w wieku 11 i 9 lat oraz dwuletnią córeczkę, gdy zrozumiałam, że jestem na przegranej pozycji.

Skończyłam szkołę krawiecką, a w tym zawodzie o pracę trudno. Mogłam założyć własną działalność, ale skąd miałam wziąć pieniądze na lokal, maszynę, materiały? Dorabiałam tylko co nieco w domu, gdy chłopcy byli w szkole, a mała Patrycja spała.

To były moje jedyne spokojne chwile

Miałam wówczas czas na rozmyślanie i wtedy zaczęłam rozpatrywać swoje życie. Mąż pijak, bez którego jednak nie dam sobie rady. Chłopaki wyrastały na łobuzów, bo w takiej dzielnicy innego przykładu nie mieli. Ja, chociaż miało być inaczej, nie mogłam poświęcić im czasu. Co mi pozostało?

Powieliłam schemat mojej rodziny, w niczym nie wybiłam się dalej niż moja mama! No dobra, ona miała pięcioro dzieci, ja tylko troje, ale czy to był sukces? Tadek z czasem pił coraz więcej i coraz częściej stawał się agresywny po alkoholu.

Nie bił mnie, ale zawsze się mnie czepiał. Może dlatego, że nie miał nikogo innego pod ręką? Synowie już wyrośli – zresztą, obaj wychowani na ulicy dobrze wiedzieli, jak się odgryźć. A Patrycja, gdy miała 16 lat, wyjechała do miasta, do liceum.

Córka była moim jedynym sukcesem. Miała głowę do nauki, tak jak ja, ale ona swojego talentu nie zmarnowała. A właściwie ja dopilnowałam, żeby uczyła się dalej. Gdy zrozumiałam, że ja swoje życie przegrałam, że synów na ludzi też nie wyprowadziłam, całą uwagę poświęciłam Patrycji.

Chciała wyjechać do liceum, to ją poparłam. Tym bardziej, że moja kuzynka mieszkająca w mieście zaoferowała się, że zaopiekuje się Patrycją, da jej nocleg i wyżywienie. W tajemnicy przed mężem coś tam im zawsze podsyłałam z pieniędzy zarobionych szyciem.

Dużo tego nie było, ale zawsze coś...

Niestety, z synami takiego sukcesu już nie odniosłam. Starszy cudem uniknął poprawczaka. Młodszy już kilka razy był ciągany po komisariatach, na szczęście nigdy nic mu nie udowodniono. Ale wiedziałam, że to tylko kwestia czasu. Żaden nie pracował w zawodzie – ukończyli samochodówkę.

A tak naprawdę to zajmowali się samochodami, kradnąc radia i różne części. Wiedziałam, jak zarabiają na życie moi synowie, ale co miałam zrobić? Donieść na nich? Urządzić im pogadankę? Usłyszałabym, że i tak nie mają tu perspektyw, a ulic za pięć złotych zamiatać nie będą. No więc żyli po swojemu, wolny czas poświęcając na zabawy i ćwiczenia na siłowni. To właśnie dlatego Tadek bał się podnieść na nich rękę czy wyżywać się.

Zostałam tylko ja…

Najpierw mnie poniżał, obrażał, urządzał awantury

Kiedy popchnął mnie po raz pierwszy tak, że aż poleciałam na ścianę zrozumiałam, że to już tylko krok od bicia i jeżeli chcę zachować resztkę godności, to muszę się z nim rozwieść. Poszłam na takie bezpłatne konsultacje do prawnika, z sądu wzięłam papiery. No i pewnego dnia Tadek je zobaczył. Wtedy pchnął mnie po raz drugi.

A potem podniósł rękę, a ja ze strachu zamknęłam oczy i czekałam na cios. Ale ten nie padł. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam męża skulonego, a nad nim starszego syna, który trzymał go za rękę.

– Nie uderzysz matki – powiedział, patrząc zimno na ojca.

– Ona chce rozwodu – zawołał Tadek. – Odejść chce ode mnie.

Dawno powinna to zrobić – Marcin nie spuszczał ojca z oczu. – I powiem ci, że będę ją w tym wspierał. A ty masz czas do jutra. Spakuj się i wynieś do babci.

Nie wiem, czy Tadkowi już wcale na mnie nie zależało, czy przestraszył się reakcji Marcina, w każdym razie po kilku dniach bez większych protestów się wyprowadził i nawet na rozprawie rozwodowej specjalnie nie rozrabiał. Zostałam w domu z dwoma dorosłymi synami, którzy parali się złodziejstwem i rozbojami.

Było mi trudniej – przecież nie miałam pensji Tadka

Jedyne co, to płacił alimenty na Patrycję, więc ja nie musiałam podsyłać jej pieniędzy. Ale już w pierwszym tygodniach po tym, jak się wyprowadził, zrozumiałam, że łatwo nie będzie. Ale znowu zadziwił mnie Marcin. Pewnego dnia dał mi 500 złotych.

– Masz, matka, na czynsz – powiedział. – Jak coś dorobię, to ci dam.

Nie spodziewałam się tego, zwłaszcza że kiedy poprosiłam kilka dni wcześniej młodszego syna o wsparcie, powiedział, że nic nie ma i mi nie da.

– Zresztą, wyprowadzam się, na arbajt do Niemiec jadę – powiedział.

Widocznie starszy to słyszał… No, a kiedy Michał wyjechał, uświadomiłam sobie, że mam dwóch różnych synów i że ten starszy nie jest taki zły. Gdy zostaliśmy sami, to często przychodził wcześniej do domu i siadał ze mną, rozmawiał. A pewnego dnia, gdy wracałam z zakupami, odszedł od kolegów, podbiegł do mnie i wziął ode mnie siatki. Bez słowa, jakby to było normalne, chociaż szczerze mówiąc, nigdy wcześniej tego nie robił.

Mieszkamy we dwójkę już trzy lata

Tak naprawdę, to najpiękniejszy czas w moim życiu. Okazało się, że Marcin – złodziej i rozrabiaka, którego boi się pół dzielnicy – kocha mnie. Widzę to i czuję. Teraz, gdy jesteśmy sami, często mi pomaga. Przynosi pieniądze – nie pytam, skąd je ma – robi zakupy, a czasem nawet coś ugotuje.

Kilka razy zaczepiali mnie dziwni ludzie na ulicy i pytali o mojego syna. Co robi, czy zna tego czy owego. Podejrzewam, że byli policjantami pod przykrywką. Może i chłopak nie prowadzi się zgodnie z prawem, ale wierzę, że jest dobry. Nie doniosę na niego.

Ostatnio spotkałam sąsiadkę, której syn od pół roku siedzi w więzieniu.

– Widzi pani, na co nam przyszło? – narzekała. – Tak człowiek te dzieci kocha, a one co? Wstyd przynoszą, robić nie chcą, kradną. Pani Marcin pewnie też do mojego dołączy. Bez serca te dzieci są!

A ja sobie tylko pomyślałam, że mój to akurat serce ma. I że może powinnam jednak coś zrobić, żeby nie wylądował w końcu za kratkami? Może jeszcze nie jest za późno, może tego nie schrzaniłam do końca, może uda się coś jeszcze naprawić? 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA