– Tadek, ty widzisz, co się z Justynką dzieje? Jakby ją ktoś podmienił. Może się z Jarkiem pokłócili? Wiesz coś? – Zosia napadła na mnie w kuchni, jak poszedłem robić herbatę dla gości.
Moja żona to chciałaby, żeby każdy pod dyktando miał dobry humor!
– Daj spokój, Zośka. A nawet jak się pokłócili, to nie wsadzaj nosa w nie swoje sprawy – zrugałem ją.
Wróciłem do stołu i nawet na Justynę nie spojrzałem, bo zajęła się w kącie dziećmi. Syn zachowywał się normalnie.
Tak mi się przynajmniej zdawało
Chyba tylko za dużo wypił. No ale miałem mu żałować, jak przyszedł do ojca na imieniny? Z moim bratem pił, nie zabronię. Potem wszyscy się rozeszli, a Zośka znów swoje:
– Ja ci mówię, coś Justynę gryzie. Zawsze taka roześmiana, lubi żartować, kawały opowiadać, a dzisiaj siedziała, jakby kij połknęła. I nie mów, że nie widziałeś – zastrzegła. – A może ona znów jest w ciąży? Mieli się pilnować… – dalej coś tam mamrotała pod nosem, ale ja nie słuchałem.
Cieszyłem się, że moje imieniny się udały. Włączyłem w kuchni radio na program ze starymi przebojami i jak zwykle po imprezie pomagałem żonie wycierać naczynia. Kilka dni później, pod wieczór, skoczył mi cukier albo jakieś inne cholerstwo mnie dopadło, bo bardzo źle się poczułem. Chciałem wezwać lekarza z przychodni, ale nie dało rady.
– Jak nie ma gorączki, to musi pan sam przyjść. Ale dziś to już doktor nie przyjmie, trzeba jutro rano po numerek się zgłosić – wyjaśniła recepcjonistka przez telefon.
Oczywiście nasza służba zdrowia jak zwykle zostawia pacjenta samego, kiedy potrzebuje nagłej pomocy! Zadzwoniłem do Justyny, żeby się poradzić. W końcu jest pielęgniarką… O tym, że kiepsko się czuję, wolałem nie mówić żonie. Zaraz wpadłaby w histerię i jeszcze mi pogotowie do domu zaczęła wołać.
– Musi tata jechać do szpitala i zgłosić się do punktu nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej. Ja dziś mam dyżur u siebie, więc niewiele pomogę. Przepraszam, tato, muszę już kończyć…
Poczułem się trochę urażony, bo ani nie spytała, co mi jest, ani się specjalnie moim problemem nie przejęła. Zadzwoniłem więc do syna i poprosiłem, żeby ze mną do tego szpitala pojechał, a on mi na to, że nie ma auta, bo jest w warsztacie.
– Weź taksówkę, tato, jeśli sam nie możesz prowadzić. Albo jak chcesz, ja wezwę taryfę i po ciebie podjadę.
W końcu Zosi powiedziałem, że idę się przejść, bo mi duszno, i poszedłem na postój. W szpitalu ponad dwie godziny czekałem na lekarza, więc rad nierad zadzwoniłem do żony, powiedziałem, co i jak. Najważniejsze, że zbadali mnie i okazało się, że alarm był niepotrzebny. Ot, gorzej się poczułem. Za to czekając pod gabinetem w szpitalu, miałem czas, żeby sobie podumać. No i wydumałem, że Jarek wstawił samochód do warsztatu, bo go rozbił, i o to te całe dąsy Justyny. Pewnie duże koszty naprawy i dodatkowo strata zniżek tak ją zmartwiły, że siedziała naburmuszona.
Rozumiem synową. Jarek powinien jeździć ostrożniej
Sam nieraz jadąc z nim jako pasażer, miałem wrażenie, że syn niepotrzebnie szarżuje. Postanowiłem odbyć z nim męską rozmowę, jak tylko nadarzy się okazja. Tak, Jarek zawsze miał słabą głowę Następnego dnia zadzwoniłem do syna, żeby się umówić, a tu telefon nie odpowiada. Justyna też nie odbierała, więc niewiele myśląc, wsiadłem w samochód i pojechałem do dzieci. Miałem szczęście, że akurat Zosia poszła do koleżanki na ploteczki. Wiedziałem, że prędko nie zadzwoni, żeby po nią podjechać.
Miałem więc dość czasu, żeby się z synem rozmówić. W domu jednak go nie zastałem. Otworzyła mi synowa, zapłakana.
– A gdzie są chłopcy? – spytałem zaniepokojony na widok Justyny.
– U mojej mamy. Odwiozłam ich wczoraj. Jarka zatrzymali, tato…
– Gdzie, kto go zatrzymał? – spytałem całkiem zdezorientowany.
– W areszcie – Justyna na dobre się rozryczała i dobrą chwilę trwało, zanim znów była w stanie mówić. – Miał wypadek, potrącił kobietę, ona zmarła i go aresztowali – wyrzuciła na jednym wydechu.
Muszę przyznać, że w tamtej chwili pożałowałem, że nie ma koło mnie Zośki. Ona zachowuje się czasem histerycznie, ale w gruncie rzeczy twardo chodzi po ziemi i na pewno wiedziałaby, co zrobić w tej sytuacji, a na pewno umiałaby uspokoić Justynę. Jednak byłem sam, i to ja musiałem pomóc tej biednej dziewczynie. Rozejrzałem się po kuchni za apteczką.
– Może weź coś na uspokojenie, dziecko – powiedziałem łagodnym tonem.
Synowa skinęła głową, sama sięgnęła do szafki. Wyjęła jakiś flakonik.
– Może tata też weźmie. To ziołowe, nie zaszkodzi – powiedziała. Łyknąłem tabletkę, bo czułem, jak ręce mi się trzęsą.
– Justynko, nie martw się, na pewno wszystko się wyjaśni. Jarka przesłuchają i wypuszczą. A ta kobieta… No… eee…
– Ale nie o to chodzi, tato! Chodzi o to, że on ją zabił! – Justyna znów zaniosła się płaczem i zaczęła się trząść jak osika.
Gdy wreszcie udało mi się opanować u synowej napad płaczu, opowiedziała mi historię, od której ścierpła mi skóra. Jarek został zaproszony na bankiet przez jednego ze swoich ważnych dyrektorów. Impreza odbyła się tydzień wcześniej i była połączona z polowaniem.
Nie wiedziałem, że gustuje w takich rozrywkach
Justyna wyjaśniła, że Jarkowi nie wypadało odmówić, bo ten dyrektor to ważna szycha i takim się nie odmawia. Pojechał więc w poprzedni piątek na polowanie, a wrócił w niedzielę rano.
– A, to dlatego prosił, żebym imieniny na niedzielę przełożył… – przerwałem Justynie.
– Jarek się przyznał, że tam strasznie dużo alkoholu było, a on… wiesz, tato, jaką ma słabą głowę. W sobotę miał już nie pić, żeby w niedzielę wsiąść za kierownicę, ale mówił, że się nie dało – synowa znów była bliska płaczu.
Krótko mówiąc, mój syn prowadził samochód w stanie upojenia. Kompani od kieliszka doradzali mu, żeby pojechał dłuższą trasą, częściowo przez las, to mu dobrze świeże powietrze zrobi. Jeden z tych cwaniaków usiadł na miejscu pasażera i robił za pilota. Z początku wszystko szło dobrze, ale gdy wyjechali z lasu, tuż za jakąś wsią Jarek wpadł w poślizg i z impetem uderzył w kobietę, która szła poboczem. Zamiast wezwać karetkę, mój syn uciekł z miejsca wypadku, bo tak mu doradził tamten!
– Kobietę przywieźli do nas – Justyna już mówiła spokojnie. – Nie wiadomo, kto ją znalazł, kto wezwał karetkę. To pewnie wie policja. U nas na stole umarła. Moja koleżanka miała dyżur. Wszystko mi opowiedziała. O mężu tej biedaczki, jej dzieciach. Podobno wszyscy zaraz za karetką przyjechali do szpitala. Dobrze, że ja wtedy dyżuru nie miałam – twarz synowej wykrzywił straszny grymas.
Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć
Byłem wściekły na syna. Nie mogło mi się pomieścić w głowie, że uległ tej zgrai nieodpowiedzialnych głupków, którzy widząc, w jakim syn jest stanie, kazali mu prowadzić wóz. Jak się zresztą okazało, ten pijany kompan, który za Jarka podjął decyzję o pozostawieniu ofiary na drodze, sam też jest jakimś ważnym dyrektorem czy prezesem…
– Uspokój się, dziecko. Wszystko się jakoś musi ułożyć – pocieszałem Justynę. – Ale powiedz mi, skąd policja od razu wiedziała, że to Jarek?
– Nie od razu, tato – Justynie znów zaczął drżeć głos. – Oni dowiedzieli się wczoraj… ode mnie.
Musiałem kilka razy głęboko odetchnąć, żeby odzyskać mowę.
– Od ciebie?! Justynko, co ty mówisz?
– Tak, tato, to ja poszłam na policję i o wszystkim im powiedziałam.
– Ale dlaczego? Jak mogłaś?
– Jezu, tato, przecież Jarek zabił człowieka! Miałam milczeć?!
– Ale przecież to twój mąż, ojciec twoich dzieci. Co będzie, jeśli go zamkną? O tym pomyślałaś? – nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę; nie mogłem zrozumieć czynu Justyny.
– Tak, myślałam, tato. My tam na chirurgii ratujemy ludzi, wiem, co przeżywają rodziny, które tracą bliskich. Nie możesz mnie osądzać.
Miałem mętlik w głowie. Co teraz będzie? Jak mam się z tym sam uporać. Co powiedzieć Zosi? Co powiedzieć wnukom? A może Justyna już im powiedziała? Rany boskie. Co robić? Kręciłem się w kółko, zadając sobie coraz trudniejsze pytania.
– Idź już, proszę… – usłyszałem ciche błaganie Justyny, no to wyszedłem.
Syn przyznał się, będzie odpowiadał z wolnej stopy. Nie wiem, jaka spotka go kara. Wiem tylko, że nam wszystkim nie będzie łatwo.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”