„Syn trafił do więzienia, a mój mąż się go wyrzekł i nie chce go znać. Myślałam, że ocalę Łukasza, ale już za późno”

Mój syn poszedł do więzienia fot. Adobe Stock, Lightfield Studios
– Nie lepiej było żyć uczciwe? – spytałam go. – Co ty tam wiesz o życiu – odburknął. – Ja jestem już ustawiony na zawsze, a z więzienia niedługo wyjdę. Mam dobrego adwokata, już odwołał się od wyroku.Okazało się, że należał do gangu złodziei samochodów. Podwórko i warsztat były złodziejską dziuplą. Wyrok sądu nas załamał. Nie mogliśmy uwierzyć, że nasz syn był do tego zdolny!
/ 11.10.2021 12:52
Mój syn poszedł do więzienia fot. Adobe Stock, Lightfield Studios

Kazik przybiegł zdyszany z łąki z komórką w dłoni.

– Nasz Łukaszek dzwonił, wraca do nas na wieś – wysapał.

– Naprawdę?! A chwalił się, że tak dobrze mu się w tej Warszawie wiedzie – zdziwiłam się.

Nasz syn skończył technikum mechaniczne i znalazł pracę w warsztacie samochodowym pod Warszawą. Kilka miesięcy później przyjechał do nas ładnym, kilkuletnim BMW.

– Skąd miałeś forsę na taki samochód? – spytał go ojciec.

– Odkupiłem okazyjnie od jednego bogatego klienta – wyjaśnił.

Mamy czterech synów, ale wydawało nam się, że Łukasz jest najzdolniejszy

On jeden skończył szkołę średnią i zdobył dobry zawód. Byliśmy z niego tacy dumni! Pozostali trzej ledwie skończyli zawodówki, pomagają nam w gospodarstwie i pracują dorywczo na budowach. Gdy mają wolne, to stoją pod monopolowym. Łukasz to co innego.

Jak był małym chłopakiem, to już ciągnęło go do śrubokrętów. Potrafił wymienić akumulator w aucie, dziurawe koło czy zrobić inne drobne naprawy.

– On sobie w życiu poradzi – chwalił go mój mąż.

– A czemu ty Łukaszku chcesz na wieś wracać z miasta? – spytałam go.

– Odłożyłem trochę kasy i chcę ją mądrze zainwestować – odparł. – No i chciałem was prosić, żebyście mi odpisali podwórko z budynkami po dziadkach.

– Ale to przecież na uboczu, przy polnej drodze, stara chałupa, zaniedbane wszystko, co ty tam będziesz robił? – dziwił się Kazimierz.

– Chałupę rozbiorę, a oborę przerobię na warsztat samochodowy – wyjaśnił.

– A czemu on ma to odziedziczyć, a ja mieszkam u teściów? – pytał najstarszy syn Piotrek.

– Łukasz ma głowę na karku i pomysł na swój biznes, a ty i tak nic pożytecznego byś tam nie zrobił – powiedziałam.

Obserwowaliśmy zdumieni, jak zmieniało się to zaniedbane podwórko, gdy przejął je Łukasz. Zamówił ekipę, która rozebrała starą chałupę, ustawiła nowe, betonowe ogrodzenie i wymieniła dach na oborze.

Przy warsztacie dobudował sobie pokoik

Inna ekipa montowała jakieś urządzenia w tej oborze, podnośniki, wkrętarki i coś tam jeszcze, nie znam się na tym. Zamiast dawnych zarośli zielenił się trawnik i młode iglaki. W starej stodole wymienili wrota i zamontowali na nich jakieś żelazne sztaby.

– Ależ tam się wszystko pozmieniało, ciężko poznać, że to jest to samo podwórze – mówiłam z dumą w głosie.

– A ja się tylko zastanawiam, skąd on miał tyle forsy? – dziwił się Kazimierz. – Pracował dopiero trzy lata, a już ma dobry samochód, firmę zakłada, warsztat urządza...

Łukasz tylko uśmiechał się tajemniczo.

– Ojciec, ty lepiej nie dopytuj, bo za słabą masz głowę, żeby pewne sprawy zrozumieć – odparł.

– Nie mów tak do ojca! – upomniałam go. – Przez całe życie ciężko pracowaliśmy, winien nam jesteś szacunek.

– Ale mamo, sama widzisz, tak ciężko pracowaliście i co z tego macie? – tłumaczył przemądrzale. – Ojciec ma chory kręgosłup, a ty żylaki i reumatyzm. A ja? Mam swój biznes i klientów tylu, że nie mogę się opędzić. Tak się zarabia pieniądze – chwalił się.

Nasi sąsiedzi i pozostali mieszkańcy zazdrościli nam takiego obrotnego syna.

– Może będzie potrzebował pomocnika w tym swoim warsztacie, to mu podeślę mojego Michała, on chodzi do zawodówki i musi mieć praktyki – powiedział któregoś dnia sąsiad.

– Dobrze, że w naszej wsi będzie warsztat samochodowy – cieszyła się sklepowa – będzie można blisko samochód oddać do naprawy.

Łukasz nie chciał jednak przyjmować praktykantów ani pracowników z okolic. Nie chciał też naprawiać samochodów okolicznych mieszkańców.

– Ja nie mam zaufania do miejscowych i nie chcę, żeby mi ktoś obcy się tu kręcił – powiedział. – A klientów mam z miasta, bogatszych i z nowymi autami, nie będę grzebał w starych złomach!

Zauważyliśmy, niestety, że nasz syn stał się jakiś dziwnie tajemniczy i zarozumiały. Jeździł tym swoim BMW i patrzył na wszystkich z góry. Z nikim nie chciał rozmawiać, odwrócił się od dawnych kolegów.

Ja wam mówię, że ten wasz biznesem obraca się w podejrzanym towarzystwie – powiedział kiedyś gospodarz, który ma pole obok warsztatu Łukasza. – Widziałem u niego kilka razy takie łyse karki w ciemnych okularach, jakby z mafii czy coś – opowiadał. – A w nocy ciągle jakieś nowe samochody przyjeżdżają i wyjeżdżają.

Zaniepokoiło nas to trochę, więc wysłałam męża, żeby odwiedził Łukasza i rozejrzał się na miejscu. Kazimierz wrócił do domu wzburzony i rozżalony.

– Wyobraź sobie, że nasz syn na mnie nakrzyczał i wygonił mnie z podwórka! – opowiadał.

– Ale dlaczego? Zdenerwowałeś go czymś? – dopytywałam się zdziwiona.

– Nie, podszedłem tylko do stodoły i zajrzałem przez szpary we wrotach, a tam stało kilka nowych samochodów, to spytałem skąd te auta i czego trzyma je tam zamknięte, a on zaczął na mnie wrzeszczeć! Powiedział, że przyjechałem węszyć i kąty mu przeglądać. I żebym się nie wtrącał i nie był taki ciekawski. – Kazimierz aż cały trząsł się ze złości. – Widzisz go, jaki gówniarz?! A jeszcze całkiem niedawno to podwórko było nasze!

Nie podobało mi się to zachowanie Łukasza, a jeszcze bardziej to, że nigdy nie miał czasu nas odwiedzać.

Mieszkał sobie w tej swojej klitce przy warsztacie i gromadził materiał na budowę domu. Na podwórku leżała już cegła i wycięte krokwie na dach.

– Skąd on ma tyle forsy? – dziwił się znów Kazik.

Z przekrętów, tato, i z kombinowania – odparł nasz najstarszy syn Piotr.

– Nie pleć bzdur, zazdrościsz mu, że chłopak ma głowę na karku – upomniałam go.

– Przekonacie się, że mówiłem prawdę. Jeszcze z tego będą kłopoty... – odparł.

Skandal wybuchł kilka tygodni później

Kończyliśmy z mężem poranne dojenie krów, gdy przyjechała rowerem zdyszana szwagierka, która mieszkała niedaleko warsztatu.

– U Łukasza jest policja i to kilka radiowozów! – opowiadała przejęta. – Przeszukują warsztat, stodołę, a Łukasza zabrali w samochód i pojechali gdzieś!

– O Boże, o Jezu kochany, to on naprawdę się w coś wplatał nielegalnego! – rozpaczałam.

No tak. Od razu mówiłem, że uczciwie by się tak szybko nie dorobił – mąż złapał się za głowę, a w oczach łzy mu błysnęły. – Taki wstyd! – jęknął załamany.

Łukasz został oskarżony o współudział w kradzieżach samochodów, paserstwo i przerabianie numerów nadwozia. Okazało się, że należał do gangu złodziei samochodów. Podwórko i warsztat były złodziejską dziuplą. Wyrok sądu nas załamał. Nie mogliśmy uwierzyć, że nasz syn był do tego zdolny!

– Ja nie mam już syna Łukasza, wstyd mi strasznie za niego – lamentował mój mąż.

– Nie mów tak, to ciągle nasze dziecko, trzeba pojechać do więzienia na widzenie – tłumaczyłam. – Może on tam siedzi załamany, może zrozumiał, że źle zrobił.

Jak chcesz, to jedź! Ja już powiedziałem, to nie jest mój syn! – uparł się Kazimierz.

Pojechałam. Łukasz patrzył na mnie nieprzyjaznym wzrokiem.

– Nie lepiej było żyć uczciwe? – spytałam go.

– Co ty tam wiesz o życiu – odburknął. – Ja jestem już ustawiony na zawsze, a z więzienia niedługo wyjdę. Mam dobrego adwokata, już odwołał się od wyroku.

Wróciłam do domu załamana. Mój syn wcale nie żałował. Zastanawiam się, gdzie popełniliśmy błąd? Dlaczego wychowaliśmy przestępcę?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA