Czułam, że z tego wyniknie coś złego. Ta dziewczyna kompletnie zawróciła Olkowi w głowie. Owszem, wcześniej też spotykał się z jakimiś koleżankami, ale nie było to nic poważnego. Ot, poszedł z jedną czy drugą do kina albo na imprezę i było po zabawie. Ale w tej Paulinie zakochał się jak wariat! Poznali się rok temu na wakacjach i od tamtej pory spotykali się prawie codziennie. A jak się nie mogli zobaczyć, godzinami gadali przez telefon albo na czacie. Nie podobało mi się to.
Jest nawet sympatyczna, ładna, grzeczna, ale…
Olek jest na pierwszym roku akademii medycznej. W przyszłości zamierza zostać neurochirurgiem. Nie ma czasu na bzdurne miłostki! Wiadomo, jakie to ciężkie studia. Trzeba zakuwać, zakuwać i jeszcze raz zakuwać. Od rana do nocy. To właśnie dlatego obiecaliśmy sobie z mężem, że dopóki nie zdobędzie dyplomu, będziemy go utrzymywać. Nie chcieliśmy, żeby tracił czas na pracę. Jeszcze zdąży się w życiu naharować. Burzył się, twierdził, że większość jego przyjaciół sobie dorabia, że mu wstyd siedzieć na naszym garnuszku, ale w końcu dał sobie spokój z tymi protestami. Bogu dzięki! Przecież powinien wiedzieć, że zrobimy dla niego wszystko. Jest naszym jedynym dzieckiem. Naszą dumą!
Próbowałam porozmawiać z synem o tej dziewczynie. Sugerowałam, żeby przestał się z nią widywać. Raz, że na te spotkania tracił mnóstwo cennego czasu, dwa, to towarzystwo nie dla niego. Poznałam ją. Jest nawet sympatyczna, grzeczna i ładna, ale… nic poza tym. Skończyła technikum, teraz od razu zamierza iść do pracy. Twierdzi, że musi pomóc finansowo rodzicom, a jak zostanie trochę pieniędzy, to może będzie studiować zaocznie. No tak, przecież ona jest najstarsza, ma jeszcze trójkę rodzeństwa…
Najmłodsza siostra ma podobno dopiero osiem lat. Czy ci jej rodzice na głowę upadli? Kto w dzisiejszych czasach ma aż tyle dzieci? Przecież to nieodpowiedzialne! Żeby chociaż byli bogaci i mogli zapewnić im dobrą przyszłość, wykształcenie. Ale z tego, co wywnioskowałam ze słów Pauliny, nie jest im łatwo. On pracuje w jakiejś fabryczce, ona w sklepie. Ile mogą zarabiać? No dobrze, pewnie dostają na dwójkę dzieci po 500 złotych co miesiąc, ale jak długo to potrwa? Przecież takiego rozdawnictwa żadna gospodarka na dłuższą metę nie wytrzyma. Mój mąż jest ekonomistą, prowadzi własny biznes i świetnie się na tym zna. A zresztą co to jest te 500 złotych? Nic. Wiem przecież, ile wydajemy na syna.
Niestety, Olek w ogóle nie chciał słuchać tych argumentów. Do tej pory zawsze udawało mi się przekonać go do swoich racji, ale tym razem się postawił. Ba, nawet się na mnie wściekł! Bronił tej Pauliny jak lew. Krzyczał, że jestem dla niej niesprawiedliwa, że to bardzo wartościowa dziewczyna, że zazdrości jej tak dużej, kochającej się rodziny. I jeżeli nie przestanę się jej czepiać, to nie będzie ze mną więcej rozmawiać. Gdy to powiedział, to aż przysiadłam z wrażenia. Nie mogłam uwierzyć, że w ten sposób się do mnie odezwał. Przecież ja się wcale nie czepiałam, stwierdziłam tylko fakty.
Chociaż było mi bardzo ciężko, odpuściłam. Już nie suszyłam mu głowy, nie krzywiłam się, gdy mówił, że idzie się z nią spotkać. Miałam nadzieję, że wcześniej czy później sam dojdzie do wniosku, że mam rację. I że ta bezsensowna miłość mu przejdzie. Ale mijały kolejne miesiące, a oni wciąż byli razem…
Doszłam do wniosku, że Olek z nią zerwał
Kilka tygodni temu zauważyłam, że Olek jest jakiś dziwnie zamyślony, że coś go gnębi. Przychodził do domu, zjadał, co mu postawiłam pod nos i od razu zamykał się w swoim pokoju. Wiele razy pytałam go, czy ma jakieś kłopoty, ale mnie zbywał. Twierdził, że wszystko jest w najlepszym porządku, nie ma o czym mówić i żebym zostawiła go w spokoju. Raz nawet wziął głęboki oddech, jakby chciał coś z siebie wyrzucić, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Choć widziałam, że coś kręci, więcej nie naciskałam, przez skórę czułam, że chodzi o Paulinę. Miałam nadzieję, że do syna wreszcie dotarło, że to nie jest dziewczyna dla niego. I teraz zastanawia się, jak zakończyć tę niefortunną znajomość. Cieszyłam się, że wreszcie zmądrzał. Jak się okazało, zbyt wcześnie.
To było dwa dni temu. Właśnie zaczęłam sprzątać po śniadaniu, gdy zadzwonił nasz domowy telefon. Numer, który pojawił się na wyświetlaczu, nic mi nie mówił, więc nie odbierałam. Myślałam, że to znowu jakiś akwizytor z kolejną idiotyczną propozycją. Ale ktoś po drugiej stronie był wyjątkowo namolny. Po czwartej próbie podniosłam słuchawkę.
– Od razu uprzedzam: niczego nie potrzebuję, niczego nie kupuję! I w ogóle jeśli jeszcze raz zadzwonicie, to nie ręczę za siebie! – warknęłam. Po drugiej stronie przez dwie sekundy panowała cisza.
– Niczego nie sprzedaję. Nazywam się Teresa Borkowska – usłyszałam.
– Teresa Borkowska? Przykro mi, ale nie przypominam sobie…
– Jestem matką Pauliny. Dzwonię, bo muszę z panią pilnie porozmawiać.
– A jest o czym? – zainteresowałam się.
– Jest. Ale nie przez telefon. Spotkajmy się za godzinę w kawiarni niedaleko waszego domu. Będę w zielonej bluzce i czarnych spodniach – odparła.
Zgodziłam się bez wahania. Zbierając się do wyjścia, zaczęłam się zastanawiać, czego ode mnie chce ta kobieta. No i doszłam do wniosku, że pewnie stało się to, co przewidywałam. Olek zerwał z Pauliną! Dziewczyna się załamała i teraz jej matka chce się poużalać na jej losem. Może nawet poprosić, bym namówiła syna, by zmienił zdanie. Niedoczekanie! Przecież marzyłam, by się wreszcie rozstali. Idąc na spotkanie, postanowiłam, że jeśli okaże się to prawdą, kupię do domu butelkę szampana, żeby uczcić to wydarzenie.
Gdy weszłam do kawiarni, już na mnie czekała. Siedziała nad szklanka herbaty. Miała bardzo zatroskaną minę. Zamówiłam sobie kawę.
– Co to za pilna sprawa? – zapytałam, bo jakoś nie kwapiła się do rozmowy. Jakby czekała, aż odezwę się pierwsza.
– Nie wiem, jak to pani powiedzieć…
– Najlepiej wprost i jak najkrócej. Nie mam zbyt wiele czasu – burknęłam.
– W porządku. A więc moja córka będzie miała dziecko. Z pani synem – wypaliła jak z armaty.
Nie ukrywam, zastrzeliła mnie tymi słowami. Przez dłuższą chwilę nie mogłam wydusić z siebie słowa.
– Dziecko? Z moim synem? To niemożliwe, Olek nigdy by nam tego nie zrobił. Nie zniszczyłby swojej przyszłości! – krzyknęłam.
– Nie tylko możliwe, ale nawet pewne. Moja Paulina była już u lekarza. Jest w trzecim miesiącu ciąży i to pani syn jest ojcem.
– Sama to pani powiedziała?
– Nie, oboje do mnie przyszli. Długo z nimi rozmawiałam. Mówili, że się zabezpieczali, ale widać coś tam nie zadziałało. Są przerażeni i zagubieni, ale postanowili, że będą razem. I zatrzymają dziecko.
– Że co?
– Olek chciał nawet pani o tym powiedzieć, ale jakoś nie potrafił zebrać się na odwagę. Dlatego zaproponowałam to spotkanie. Czeka nas teraz bardzo ciężki okres. Nasze dzieci są jeszcze bardzo młode. Trzeba im pomóc, wiele rzeczy zaplanować… – kontynuowała.
Mówiła to tak spokojnie, jakby wszystko było już jasne i ustalone. A ja miałam tylko wysłuchać i potakiwać głową, że się zgadzam. Ależ mnie to wkurzyło!
– Niczego nie będziemy planować ani ustalać. Nie ma takiej potrzeby. Mój syn nigdy w życiu nie przyzna się do tego bachora! – wrzasnęłam.
– Przypominam pani, że już to zrobił. Przecież wspominałam, że przyszedł do mnie z Pauliną.
– Bo był skołowany i nie wiedział, co mówi. Jak się uspokoi i pozbiera myśli, to pewnie zmieni zdanie. Zwłaszcza że nie ma żadnej gwarancji, że to jego dziecko.
– Co pani sugeruje?
– Nic takiego. Pomyślałam sobie tylko, że z tej pani córeczki to niezłe ziółko. Ile ona ma lat? Dziewiętnaście? I już wskoczyła chłopakowi do łóżka. Nie za wcześnie? A do ślubu to nie łaska poczekać, jak pan Bóg przykazał?
– Proszę uważać, co pani mówi! Paulina to porządna dziewczyna. Zakochała się. Pani syn był jej pierwszym i jedynym chłopakiem! – krzyknęła.
– Jasne. Każda tak mówi. A potem okazuje się, że dziecko jest podobne do sąsiada z góry! – prychnęłam. Spodziewałam się, że przejdzie do ataku. Zacznie straszyć badaniami DNA, sądem, adwokatami i jeden diabeł wie tylko, czym jeszcze. Tymczasem ona zamilkła. Siedziała i wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem. W końcu się odezwała.:
– Wie pani co? Już teraz wiem, dlaczego Olek nie chciał powiedzieć pani o tym, że zostanie ojcem. Na jego miejscu też bym nie chciała… – westchnęła. A potem wstała z krzesła i po prostu wyszła. Tak mnie to zaskoczyło, że nawet nie zdążyłam zareagować. Gdy chciałam krzyknąć, że jeszcze nie skończyłam, była już za drzwiami.
Do domu wróciłam zła jak osa. Byłam wściekła, że syn zamiast do mnie, poleciał z wiadomością o dziecku do matki Pauliny. Przecież mogliśmy wszystko omówić, znaleźć jakieś rozwiązanie! No i lepiej przygotowałabym się do rozmowy. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odbierał. Do domu też długo nie wracał. Czekałam na niego jak na szpilkach…
Najgorsze jest to, że w nie wspiera mnie nawet mąż
W końcu się pojawił. Byłam przekonana, że zacznie się tłumaczyć, przepraszać. Przecież należało mi się wyjaśnienie. Tymczasem on spojrzał na mnie z wyrzutem, minął bez słowa i zamknął się w swoim pokoju. Gdy tam weszłam, zobaczyłam, że się pakuje.
– Synu, a co ty najlepszego wyrabiasz?!
– Przeprowadzam się do Pauliny. Jestem jej teraz bardzo potrzebny – odparł spokojnie.
– Ale jak to? Porozmawiajmy! Chodzi ci o to dziecko? Jak nawet okaże się, że to rzeczywiście twoje, to coś z tatą wymyślimy. Może zapłacimy rodzicom tej dziewczyny, żeby się od nas odczepili… W dostatki przecież nie opływają, na pewno chętnie przyjmą pokaźną sumkę. O nic się nie martw… – chciałam go przytulić, ale mnie odepchnął.
– Przestań! Jak możesz w ogóle tak mówić? Niczego nie rozumiesz! Kocham Paulinę i nie zostawię jej samej z dzieckiem. Jak to dla ciebie za trudne, to nie mamy o czym rozmawiać.
– A nie zostawiaj, nie zostawiaj. Tylko ciekawe, z czego będziecie żyć!
– Pójdę do pracy. Już wcześniej chciałem to zrobić, ale mi nie pozwoliłaś.
– A studia?
– Jakoś sobie poradzę. Aha, i nie próbuj mnie przekonywać, że to nie moje dziecko i że zmarnuję sobie życie. Szkoda twojego czasu. Już podjąłem decyzję – powiedział, a potem chwycił torbę i po prostu wyszedł.
Wołałam za nim, prosiłam, żeby wrócił, tłumaczyłam, że chcę z nim jeszcze porozmawiać, ale się nawet nie obejrzał. Od tamtej pory siedzę w domu i płaczę. Ciągle nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Jeszcze kilka dni temu byłam najszczęśliwsza matką pod słońcem. A teraz? Szkoda gadać… Najgorsze jest to, że nie mam nawet wsparcia u męża. Myślałam, że jak mu opowiem o wszystkim, to się zatrzęsie ze złości jak ja. I przemówi Olkowi do rozumu, zmusi do powrotu do domu. Srodze się zawiodłam. Gdy skończyłam relację, zaczął nerwowo przechadzać się po salonie i palić papierosa za papierosem.
A potem ni z tego ni z owego wypalił, że co prawda nie sądził, że tak szybko zostanie dziadkiem, ale jest dumny z naszego syna. Bo zachował się jak na prawdziwego mężczyznę przystało. I że zamierza nadal pomagać mu finansowo, bo nie chce, żeby dzieciak głosem przymierał. Jak to usłyszałam, to omal mnie szlag nie trafił. Co on za bzdury wygaduje? Przecież ta dziewczyna i to dziecko zmarnują naszemu Olkowi życie. Przez nich nie skończy studiów, nie spełni swoich marzeń… Jak sobie o tym pomyślę, to mi od nowa łzy do oczu napływają…
Czytaj także:
„Przeżyłam wakacyjny romans z Grekiem, a ten drań mnie oszukał. Ukradł mi biżuterię, ekspres do kawy i... moje serce”
„Pracowałam we fryzjerskim podziemiu, żeby mieć za co przeżyć. Sąsiedzi straszyli mnie skarbówką, by mieć darmowe usługi”
„Drugi rok Wigilia będzie najsmutniejsza. Nie spotkamy się z dziadkiem i rodzicami, by nie narażać ich na COVID”