Wszedłem do kuchni i westchnąłem ciężko. Lila wkładała właśnie włoszczyznę do garnka i nie zwróciła na mnie uwagi. A może udawała, że nie zwraca? Westchnąłem więc po raz drugi, jeszcze ciężej. Tego nie powinna zignorować. A jednak. Udawała, że jest bez reszty pochłonięta nalewaniem wody i stawianiem garnka na płycie. Tak? To zobaczymy. Tym razem westchnąłem z taką siłą, że gdybym włożył w to odrobinę więcej entuzjazmu, zdmuchnąłbym cukiernicę ze stołu. Wreszcie doczekałem się reakcji, chociaż niezupełnie takiej, jak oczekiwałem.
– Znowu zaczynasz? – jęknęła najukochańsza z żon.
– Ale co zaczynam? – oburzyłem się.
Powinna zapytać, co się stało, że tak wzdycham, czy wszystko ze mną w porządku. A ona, że znowu zaczynam.
– Przecież dobrze wiesz – odparła Lila.
– Znowu zaczynasz te swoje narzekania.
– Nic jeszcze nie powiedziałem – oburzyłem się znowu.
– Nie musiałeś – padła odpowiedź.
– O niczym innym ostatnio nie mówisz, tylko najpierw wzdychasz jak jakiś męczennik, a potem narzekasz na Pawła.
– A co w tym dziwnego? Chyba mam powody i mam prawo.
– Masz powody i masz prawo – powtórzyła. – Ale my z Andżelą nie mamy już siły tego słuchać. Nie możesz się pogodzić z faktami?
To było jak grom z jasnego nieba
Pogodzić się z faktami, łatwo jej powiedzieć. Dziwiłem się, że podchodzi do sprawy tak lekko, bo dla mnie to był problem. Wprawdzie nie wydarzyła się żadna tragedia, z punktu widzenia świata i rodziny może nawet wręcz przeciwnie, ale czułem się rozbity.
– Pogodzić się z faktami – burknąłem.
– Pewnie, nic innego mi nie pozostaje, tylko czy te fakty koniecznie muszą mi się podobać?
– Nie muszą – odpowiedziała. – Ja też nie byłam zachwycona, kiedy Paweł przyszedł z tą rewelacją. Ale minęły już dwa tygodnie, a ty ciągle jęczysz.
– Bo wykręcił nam niezły numer, nie uważasz?
Lila wzruszyła ramionami i wróciła do robienia obiadu. To było jak grom z jasnego nieba. Ale najgorsze, że mój syn wcale nie wydawał się specjalnie zawstydzony. Po prostu pewnego pięknego dnia wszedł do dużego pokoju, kiedy oglądaliśmy telewizję, i oznajmił:
– Mamo, tato, zostaniecie dziadkami. A ty, młoda – zwrócił się do siostry – będziesz ciotką.
– Ale czad! – pisnęła od razu zachwycona Andżelika. – Poważka?
– Poważka – odrzekł z uśmiechem. – Klaudia jest w drugim miesiącu.
Poczułem, jak ogarnia mnie słabość. Spojrzałem na Lilę, była blada i patrzyła na naszego wspaniałego syna z otwartą buzią. Przez chwilę panowało milczenie.
– Dobra – powiedział Paweł. – Wiem, że to niespodzianka, ale przecież i tak mieliśmy się pobrać…
– Ale się jeszcze nie pobraliście! – wybuchnąłem. – To, że mieszkacie razem przed ślubem, już mi się nie podoba, ale żeby zaraz dziecko? Niepoważny jesteś!
On jest kompletnie niepoważny!
Zrobiłem mu przykrość, oczywiście. I chciałem ją zrobić. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to czekający nas wstyd. Ja, wieloletni członek rady parafialnej, który powinien świecić przykładem, będę musiał załatwiać szybki ślub!
Tak, wiem, jak brzmi ten argument, ale właśnie o tym pomyślałem na początku. A potem uświadomiłem sobie, że zostanę dziadkiem w wieku czterdziestu pięciu lat. I odniosłem nieodparte wrażenie, że od razu zaczynam siwieć, choć na szczęście jeszcze nie łysieć. Ale przecież wszystko przede mną.
– Chłopie, przecież nie skończyłeś nawet studiów – powiedziałem spokojniej.
– No to skończę – odparł. Już nie był taki beztroski jak na początku, ale ewidentnie nieszczególnie się przejmował. – I tak już przecież pracuję.
– Jak się czuje Klaudia? – zapytała Lila. No tak, kobieta…
– Dobrze, mamo – odparł Paweł. – Trochę ma rano mdłości, ale generalnie jest okej. Wczoraj była u lekarza, nic złego się nie dzieje.
„Generalnie jest okej”… Mało mnie szlag nie trafił. Dziadka ze mnie zrobił, ale generalnie jest okej… Co ci młodzi mają w głowach? Co tu dużo mówić, urządziłem awanturę z fajerwerkami, pokłóciłem się z synem i wreszcie wyszedł, trzasnąwszy drzwiami. Oczywiście nie pokłóciliśmy się na śmierć i życie, nie poszło aż tak na noże. Po dwóch dniach zadzwonił i rozmawialiśmy spokojnie. Zresztą, gdyby się nie odezwał, sam bym wyszedł z inicjatywą.
Patrzyłem, jak Lila się krząta, i myślałem o tym, co nas czeka. Obowiązki dziadków, spacerki, pilnowanie drobnicy, niedzielne wspólne obiadki… Przecież nie osiągnąłem jeszcze wieku dziadkowego, nie czułem się taki stary!
– Podaj ziemniaki ze spiżarki – poprosiła żona. – I przestań już tak wzdychać.
– Wzdycham i się martwię, bo to wstyd zostać dziadkiem i babką w takim wieku – wyrzekałem, idąc do szafki w kącie i wyjmując siatkę z ziemniakami.
Lila spojrzała na mnie z westchnieniem – tak, ona też czasem wzdychała! – i pokręciła głową.
– No i oni są za młodzi przecież – mówiłem dalej. – Toż to jeszcze dzieci. Dorosłe niby, bo dowody mają, ale dzieci!
Lila znowu pokręciła głową
– Co ty opowiadasz? Przecież byłeś ledwie rok starszy niż teraz Paweł, kiedy się urodził. I nikt nie robił z tego tragedii, a twój ojciec cieszył się jak wariat.
– To były inne czasy – zaprotestowałem jak zwykle podczas tej serii rozmów. – Myśmy szybciej dorośleli, a poza tym byliśmy już po ślubie!
Oczywiście przypomniała mi, jak przyszliśmy oznajmić naszym rodzicom, że zamierzamy się pobrać, i w obu domach powiedzieli nam to samo – że jest za wcześnie, mamy czas, całe życie przed nami i takie tam.
– Ale najpierw był ślub, a potem dziecko – upierałem się. – Nie narobiliśmy nikomu wstydu.
– Co ty masz z tym wstydem? – zirytowała się Lila. – Wstyd toby był, gdyby zrobił dziewczynie dziecko i ją zostawił.
– I to mówi kobieta, która regularnie chodzi do komunii – wydobyłem argument poniżej pasa. – Jak ty to godzisz?
– Ojciec, ale ty jesteś sztywny – rozległ się nagle głos Andżeliki. Właśnie stanęła w drzwiach i słyszała ostatnie zdania. – Kto teraz zwraca uwagę na takie rzeczy?
– A ty się nie odzywaj, bąku nieletni – przywołałem córkę do porządku. – Ja tam zwracam uwagę!
Andżelika spojrzała na mnie jak byk na rzeźnika i odeszła, burcząc coś o nazywaniu jej bąkiem. No tak, zdarza mi się zapominać, że ma już szesnaście lat. I nagle zimno mi się zrobiło na myśl, że i ona może przyjść za jakiś czas z równie radosną nowiną.
– Dobrze, przestań już narzekać i się zamartwiać, idź wreszcie do proboszcza. Trzeba załatwić sprawy ze ślubem.
– Jutro pójdę – odparłem. – Dzisiaj nie mam nastroju i czasu.
– Dzisiaj pójdziesz! – syknęła jak rozzłoszczona kotka. – Dzisiaj, kochany mój, i bez odwołania. Ile będziesz zwlekać? Aż dziecko się urodzi?
– Paweł powinien to załatwiać – zauważyłem.
– Doskonale wiesz, że codziennie jest albo w pracy, albo na uczelni. Pójdą z Klaudią dać na zapowiedzi, ale najpierw ustal, o trzeba, z terminami, uprzedź księdza. Trzeba ułatwić młodym życie.
Miała rację, ale tak bardzo nie chciało mi się akurat dzisiaj opowiadać proboszczowi, co się wydarzyło… Jednak Lila była nieugięta. I w sumie dobrze.
Wcale nie był zdziwiony
Ksiądz Wiktor przyjął wiadomość o pozamałżeńskiej ciąży mojej przyszłej synowej z zadziwiającym spokojem. Wyraziłem nawet zdumienie.
– Daj spokój, Mareczku – od dawna mówił mi na „ty”, jakoś tak się utarło podczas wielu lat naszej współpracy. – Nie masz pojęcia, jakie cuda ludzie potrafią wymyślić. Twoje zmartwienie, bo widzę, że cię to bardzo gryzie, nie jest wcale wyjątkowe ani jakieś największe.
Opowiedziałem mu już, co się stało, o kłótni z synem, o praktycznie codziennych utarczkach z żoną, o tym, jak okropnie się czuję na myśl o tym, że zostanę dziadkiem w tak młodym wieku.
– Bywają młodsi dziadkowie i babcie – uśmiechnął się. – Jeszcze jako wikary w innej parafii miałem rekordzistkę, która została obdarzona wnukiem w wieku trzydziestu jeden lat. Rozumiesz, sama wcześnie zaczęła, a córka poszła w jej ślady.
– Rany – mruknąłem. – To zachodziły w ciążę, mając jakieś piętnaście lat!
– Rodziły obie w lipcu, więc to jakby córka matkę naśladowała. Masz rację, że Paweł z narzeczoną powinni poczekać z dzieckiem na czas po ślubie. Ale też zgodnie z naukami Kościoła nie powinni ze sobą mieszkać ani w ogóle współżyć. Nie muszę ci tego mówić.
– Wiem, wiem – odparłem. – Ale takich rzeczy można było wymagać w dawnych czasach. Teraz jest inaczej. Dzieci nie pytają rodziców o zgodę. „Tato, wynająłem mieszkanie, jutro się wyprowadzam” – ci mówi, a ty, człowieku, siedź i rwij włosy z głowy. A potem dowiedz się, że zostaniesz dziadkiem w pełni życia!
Powinienem się cieszyć?!
Ksiądz rozłożył ręce i powtórzył, że nie takie rzeczy już widział. Chrystus nie odrzucał grzeszników, co więcej, otaczał ich szczególną troską, zatem Kościół powinien czynić to samo.
– Możesz się tylko cieszyć – mówił, a ja w tym momencie miałem wrażenie, że słyszę Lilkę – że chłopak zachowuje się, jak należy. Chce, żeby dziecko przyszło na świat w katolickiej rodzinie, nie kombinuje, nie ucieka od odpowiedzialności.
– On się wręcz chyba cieszy – wszedłem w słowo proboszczowi.
– Ale to chyba dobrze, co? – ksiądz spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem.
– Pewnie, że dobrze. Ale oni wszyscy oczekują, że ja też będę skakał z radości…
Ksiądz milczał przez dłuższą chwilę, widziałem, że zbiera się do jakiejś odpowiedzi, więc też się nie odzywałem.
– Wiesz co, Marku? – powiedział w końcu. – Odnoszę wrażenie, że tobie aż tak bardzo wcale nie przeszkadza, że syn się wyprowadził, zamieszkał z dziewczyną, a wreszcie, jak to mówią złośliwi, nabawili się dziecka. To znaczy, oczywiście martwisz się o niego, tym bardziej że układa sobie życie poza twoją kontrolą. Ale tak naprawdę gryzie cię coś zupełnie innego.
Uniosłem pytająco brwi i uczyniłem gest zachęty. Niech powie, co myśli, w końcu od tego jest duszpasterzem.
– Mogę się mylić – zaczął ostrożnie – ale coś mi się zdaje, że najbardziej ci przeszkadza świadomość, że zostaniesz dziadkiem. Dla ciebie to słowo jest chyba jak jakiś wyrok. Jakby posiadanie wnuka miało ci skrócić życie. Zdaje ci się, że ludzie zaczną w tobie widzieć statecznego starca u kresu dni, a nie mężczyznę w sile wieku, sprawnego i żwawego.
Znów zamilkł, a ja rozważałem to, co powiedział. Gdyby to wyraził ktoś inny, na pewno bym się wykłócał, ale w ustach proboszcza brzmiały o wiele bardziej spiżowo. I nagle ksiądz Wiktor dokończył:
– Ale przecież to bzdura! – na chwilę zamilkł, a potem powiedział: – Nie postarzejesz się przecież ani o dzień, nie zaczniesz chodzić o lasce, mówić drżącym głosem i zapominać, gdzie schowałeś piwo. Powiem ci więcej, większość znanych mi ludzi wręcz młodnieje, kiedy zaczynają hołubić wnuczęta! Dlaczego masz stanowić wyjątek? No i przecież nie będziesz miał wypisane na czole „jestem dziadkiem”. Mniej próżności, mój synu, a więcej pokory i nadziei!
Skrzywiła się i otworzyła usta
Wracałem do domu z tego spotkania powoli, bardzo zamyślony. Omówiliśmy sprawy formalne, więc Paweł z Klaudią mogli przyjść i szybko załatwić terminy. Lila odpoczywała w pokoju. Usiadłem w fotelu naprzeciwko i westchnąłem. Skrzywiła się i otworzyła usta, żeby mnie napomnieć, ale uciszyłem ją gestem.
– Wiesz co, kochanie? Muszę ci coś powiedzieć.
– Mów – chciała też westchnąć, ale tym razem się powstrzymała. – Co ci znów leży na wątrobie?
Mierzyłem ją przez chwilę wzrokiem, a potem się uśmiechnąłem.
– Zacząłem się cieszyć, że będziemy mieli wnuka. Zaraz zadzwonię do Pawła i powiem mu, co załatwiłem z proboszczem. Albo nie, pojadę do nich wieczorem, kiedy już oboje będą w domu. Zobaczę przy okazji, jak się czuje Klaudia.
– Razem pojedziemy – powiedziała Lila. – Muszę przypilnować, żebyś czegoś znowu nie nawywijał.
Czytaj także:
„Moja matka ma 52 lata i właśnie przedstawiła nam swojego… chłopaka. Roman nie dorasta naszemu ojcu do pięt”
„Gdy moja matka związała się z nauczycielem muzyki, żona wpadła w histerię. Okazało się, że dobrze zna tego człowieka...”
„Moja matka wszystko wie lepiej. Zorganizowała mój ślub, wybrała sukienkę, a nawet wyremontowała mi mieszkanie”