„Mój syn lubi w pościeli podstarzałe dzierlatki. Zatrudnił się jako masażysta i prowadził casting na dojrzałe kochanki”

zakochana para fot. iStock, Maskot
„Moja relacja z synem była bliska przez wiele lat, ale nie chciałam, żeby do końca życia łączyła nas >>nieodcięta pępowina<<. Im starszy robił się Marek, tym mniej naciskałam na jakiekolwiek zwierzenia”.
/ 03.12.2023 18:30
zakochana para fot. iStock, Maskot

Wychowałam Mareczka jako samotna matka. Zawsze byliśmy ze sobą bardzo blisko. Jego ojciec zostawił nas, gdy mały miał zaledwie roczek, więc nawet nie zdążył go zapamiętać. Owszem, to wpłynęło na mój stosunek do mężczyzn, to raczej nie powinno nikogo dziwić.

Chciałam też na wszelkie sposoby zrekompensować Mareczkowi dzieciństwo bez ojca, więc przyznaję, że czasem go rozpieszczałam. Starałam się nie być nadopiekuńczą matką wypuszczającą na świat maminsynka, ale po części nie dało się tego uniknąć. Syna nigdy nie trzeba było namawiać, żeby spędzał ze mną czas. Zawsze to lubił i dobrze się dogadywaliśmy. Byliśmy w pierwszej kolejności matką i synem, a w drugiej – naprawdę dobrymi przyjaciółmi.

Otaczałam się głównie kobietami

Z uwagi na swoje doświadczenia, nie przepadałam za mężczyznami w towarzystwie. Po ojcu Marka już nigdy nie zaufałam żadnemu facetowi. Nie chciałam się z nimi przyjaźnić, nie chciałam korzystać z ich usług. Gdy w przychodni zapisywano mnie do mężczyzny lekarza, prosiłam o zmianę na lekarkę. Gdy szukałam synkowi korepetytora w szkole średniej, oddzwaniałam wyłącznie do kobiet, które zostawiły mi swoje numery w odpowiedzi na ogłoszenie. Tak już miałam.

– Celinka, uważaj, bo bawidamek ci wyrośnie – zarechotał kiedyś mój brat, ale bardzo szybko zgasiłam jego zapał do żartów na ten temat.

Marek, owszem, lubił towarzystwo moich koleżanek czy kuzynek. Gdy miał kilka lat, bawił się w salon piękności, w którym nas wszystkie gościł. Gdy był nastolatkiem, robił nam raz w miesiącu proszoną kolację i nie tylko sam gotował, ale także podawał i stroił stół.

Syn zawsze miał wielu kolegów

W każdej szkole odnajdował się dobrze i szybko zyskiwał grono przyjaciół. Z czasem zaczęły się nim interesować także dziewczyny. Nic dziwnego: był wrażliwszy i znacznie bardziej szarmancki niż jego koledzy. Potrafił doradzić w kwestii stroju, znał się na kuchni i wiedział, co piszczy w świecie rozrywki, bo regularnie przeglądał ze mną brukowce do śniadania. Dziewczyny natychmiast znajdowały z nim wspólny język.

– Mareczku, ta Malwinka z twojej klasy dzwoni już w tym tygodniu drugi raz i o ciebie pyta. Chyba chciałaby się z tobą umówić... Co o niej sądzisz? – podpytywałam go.

– Malwina? – zapytał nieobecnym głosem. – Aaa... Niee, nie podoba mi się. Znaczy, jest miła, ale nie będę jej zwodził, bo niczego do niej nie czuję.

Wtedy pomyślałam, że to dojść dojrzałe podejście jak na maturzystę. Chłopcy w jego wieku z pewnością często korzystali z okazji i podbudowywali sobie ego spotykaniem się z dziewczynami, zwłaszcza takimi, które były w nich zapatrzone. Z jednej strony cieszyło mnie, że mój syn nie robi takich rzeczy, a z drugiej... Znowu odezwały się we mnie dawne zmartwienia.

Pewnego dnia jednak znalazłam w pokoju syna pudełeczko z wisiorkiem. Z pewnością nie był dla mnie, bo był złoty. Marek wiedział, że nie lubię i nie noszę złotej biżuterii. Większość mężczyzn mogłaby zapomnieć o takim „szczególe”, ale nie mój syn, który od zawsze zwracał uwagę na tego typu sprawy. Naturalnie pomyślałam więc, że to pewnie prezent dla jakiejś sympatii. Utwierdziłam się w tym przekonaniu, gdy pod pudełkiem znalazłam mały liścik.

„Agata, jesteś dla mnie bardzo ważna i chciałbym rozwinąć naszą relację. Mam nadzieję, że ten prezent nie jest zbytnią śmiałością z mojej strony. Proszę, daj nam szansę. Marek”, przeczytałam.

Co za klasa i elegancja!

Ten mój syn to naprawdę dżentelmen. Żaden facet w jego wieku nie skleciłby takiego liściku! „Ale... kim jest ta Agata?”, zaczęłam się zastanawiać po chwili. W jego klasie nie było żadnej dziewczyny o tym imieniu. W równoległych też nie. Wiedziałam, bo byłam przewodniczącą komitetu rodzicielskiego na całą klasę maturalną.

W otoczeniu Marka w ogóle nie kojarzyłam żadnej Agaty, a całkiem nieźle orientowałam się w jego kolegach i koleżankach. Wychowawczyni Marka miała na imię Agata, ale przecież nie mogło chodzić o nią. Próbowałam subtelnie podpytać syna o tę tajemniczą sympatię, ale milczał jak grób.

– Mareczku, to jak tam, podoba ci się jakaś koleżanka? Wiesz, że mnie możesz powiedzieć. Może coś ci doradzę? Jakiś prezent wybierzemy? Zbliżają się święta... – węszyłam.

– Niee, te dziewczyny w mojej szkole są takie dziecinne. Nie mają niczego ciekawego do powiedzenia – żachnął się Marek.

– A może poza szkołą ktoś jest? – nie dawałam za wygraną.

– Nie, nikt – odpowiedział syn, jednocześnie przeżuwając kawałek rogala.

No cóż, jak nikt to nikt

Przestałam naciskać na syna i próbować namierzać potencjalne synowe. „Dowiem się w swoim czasie”, myślałam, jednak żadna Agata nigdy się w naszym domu nie pojawiła. Cóż, serce nie sługa, być może to uczucie było nieodwzajemnione.

Mijały jednak kolejne lata, Mareczek zaczął studiować na Akademii Wychowania Fizycznego, a ja nadal nie spotkałam żadnej jego dziewczyny ani nawet przelotnej sympatii. Wiedziałam jednak, że je miewa, bo kilkukrotnie słyszałam od jego kolegów, że mój syn „potrafi oczarować kobietę”.

Nie dociekałam, choć w środku zżerała mnie ciekawość. Moja relacja z synem była bliska przez wiele lat, ale nie chciałam, żeby do końca życia łączyła nas „nieodcięta pępowina”. Im starszy robił się Marek, tym mniej naciskałam na jakiekolwiek zwierzenia.

Musiały mi wystarczyć domysły

Tuż po studiach syn zaczął pracę w gabinecie fizjoterapeutycznym, gdzie szkolił się na masażystę. Któregoś dnia postanowiłam sama umówić się do niego na wizytę, bo zaczęły mi dokuczać bóle pleców. To, czego dowiedziałam się w poczekalni pod gabinetem Mareczka, absolutnie mnie zszokowało…

Pani też do pana Marka? – usłyszałam, jak jedna z kobiet w poczekalni zadaje pytanie.

Z początku myślałam, że jest ono skierowane do mnie, ale nie było. W poczekalni siedziała jeszcze jedna kobieta w wieku podobnym do naszego, czyli około pięćdziesiątki.

– Tak, tak! – pokiwała energicznie głową ta druga. – Poznaję panią, chyba widziałyśmy się tu ostatnio.

Ech, co za mężczyzna… Wspaniały. Zamówiłam ostatnio również prywatny masaż w domu… Szalenie pani polecam! – rozemocjonowała się jedna z pań.

– Ależ wiem, ja tak samo! – zachichotała druga.

„No cóż, młody, przystojny chłopak, wiadomo, że podoba się kobietom”, pomyślałam, choć poczułam się niekomfortowo po tej wymianie zdań. Nie wiedziałam, że najgorsze dopiero przede mną…

– Ja tu z polecenia. Moja sąsiadka, taka czarnulka przed sześćdziesiątką, powiedziała mi, że pan Marek lubi dojrzałe kobiety… Ale czy to coś złego, skoro obydwie strony wyrażają chęć?

„Chwila, o co tu chodzi?”, skonsternowałam się.

To musi być jakaś pomyłka...

– Święta prawda, droga pani! Od lat takiej wspaniałej nocy nie przeżyłam – druga kobieta siedząca w poczekalni dalej chichotała jak nastolatka.

– A pani, też do pana Marka? – zwróciła się w końcu do mnie ta pierwsza.

– A skąd! – oburzyłam się. – Czy panie myślą, że ten pan prowadzi tu jakiś casting na kochanki?!

Zauważyłam, jak kobiety wymieniają ze sobą znaczące spojrzenia.

– Nie, oczywiście… – zachichotała znowu ta druga, tym razem nerwowo. – Pan Marek to po prostu świetny profesjonalista. Pani jest w naszym wieku, więc myślałyśmy… To ponoć taki jego typ – dodała cicho i natychmiast zorientowała się, że powiedziała za dużo.

– Żaden typ, co też pani wygaduje! To mój syn! – wykrzyknęłam rozeźlona nie na żarty.

Kobiety natychmiast zamilkły, a ich twarze zastygły w wyrazie niewysłowionego zaskoczenia.

– Rozumiem… – mruknęła pierwsza, po czym poderwała się z krzesła. – No cóż, to ja może przejdę się do kiosku. Ja tu jestem zapisana dopiero na szóstą.

Druga nie miała na tyle odwagi, więc siedziała dalej wpatrzona w czubki swoich butów. Odezwała się dopiero po dłuższej chwili.

Nie ma się co złościć. Wychowała pani naprawdę wspaniałego mężczyznę – powiedziała nieśmiałym, choć wyczuwalnie radosnym głosem, w którym dalej pobrzmiewał chichot podekscytowanego podlotka.

Czytaj także:
„Na urodziny szwagier podarował mi numerek życia. A to był dopiero początek, bo właściwy prezent dostałam za 9 miesięcy”
„Mąż mnie zdradzał ze stażystką w firmie, którą ja prowadziłam. Ten nieudacznik żył na moim garnuszku”
„Mój mąż powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Podczas romantycznego wypadu okazało się, że to kochanka brzuchem”

Redakcja poleca

REKLAMA