Nie mam do niego już siły. Myślałam, że przekazałam mu dobre wartości, którymi należy kierować się w życiu. Po latach widzę, że moje słowa trafiały w próżnię.
Janek nie był złym dzieckiem
Mój młodszy syn, Janek, zawsze wszystkim wydawał się sympatyczny. Raczej cichy, zwykle niezorientowany w sytuacji, nie sprawiał mi i mężowi kłopotów. To prawda, że przez większość życia stał w cieniu swojego starszego brata, Łukasza, ale wydawało mi się, że niczego mu nie brakuje. Przynajmniej nie z naszej strony.
Przyznaję, że nie do końca wiedziałam, jak układały się jego relacje z rówieśnikami. Widywałam go rzadko – zaledwie kilka godzin w ciągu dnia – z uwagi na zajmującą pracę. Mąż spędzał z nim znacznie więcej czasu, bo pracował nad swoimi projektami zdalnie, ale nie sądziłam, żeby się szczególnie przyglądał znajomością Janka, a i sam Janek nie był nigdy szczególnie wylewny.
Mogłam natomiast na sto procent powiedzieć, że nie był złym synem. Może ktoś miał na niego zły wpływ, może coś tam się zadziało w tym jego nastoletnim życiu, co pozbawiło go ambicji i nakazało podążać do celu najłatwiejszą drogą – byle się nie narobić.
Nie było między nami bardzo silnej więzi. Z pewnością to moja wina, bo nie poświęcałam mu takiej ilości uwagi, jakiej by rzeczywiście potrzebował. Z Łukaszem lepiej się rozumiałam, ale to dlatego, że zawsze był bardziej otwarty, rodzinny i zależało mu na naszej aprobacie. Nic więc dziwnego, że chociaż nasz starszy syn wyprowadził się od nas już w momencie, gdy szedł na studia, cały czas utrzymywał z nami kontakt i regularnie wpadał do rodzinnego domu, nawet po ślubie.
Tymczasem Janek owszem, poszedł w jego ślady zaraz po zdanej maturze i przeprowadził się do kawalerki swojego kolegi, ale po studiach pojawiał się u nas raczej okazjonalnie, a nie dzwonił prawie wcale.
Niewiele mówił o sobie
Podobało nam się, jak Łukasz dorósł i szybko się ustatkował. Kiedy kończył studia, miał już dobrze płatną pracę i narzeczoną. Kilka miesięcy później wziął ślub, a potem doczekał się trójki dzieci. Cieszyliśmy się bardzo, bo zawsze chcieliśmy być dziadkami. Dwa lata młodszy od Łukasza Janek natomiast z niczym się nie śpieszył. Studia skończył ledwo ledwo i podobno nie rozglądał się za stałym związkiem. Podejrzewałam, że z jego strony na żadne wnuki nie mamy raczej co liczyć i zadowalałam się tym, co otrzymaliśmy.
Janek w ogóle rzadko się zwierzał. Udało mi się raz czy dwa razy zaprosić na obiad, ale również wtedy był bardzo małomówny.
– Nie, mamo, nie mam dziewczyny – burknął niecierpliwie, jakbym poruszyła drażliwy temat. A przecież miał już 30 lat – jego brat w tym wieku witał już na świecie trzecie dziecko!
– Po prostu martwimy się o ciebie… – próbowałam się jakoś usprawiedliwić.
– Niepotrzebnie – stwierdził obojętnie. – I uprzedzając dalsze pytania, mam pracę. Pracuję w finansach i całkiem nieźle mi się powodzi.
To zapewnienie akurat trochę mnie uspokoiło. Widziałam, że Paweł, mój mąż, jest niezadowolony, ale uznałam, że trzeba z nim na ten temat porozmawiać i postarać się trochę zmienić jego nastawienie do młodszego syna.
– Ja wiem, że ty byś chciał, żeby założył rodzinę – westchnęłam. – Ale spójrz na to z innej strony. Przynajmniej zaradny jest. Z głodu nie zginie.
– No, jeszcze tylko tego by brakowało, żebyśmy go utrzymywali – żachnął się Paweł i prędko przeszedł do swoich spraw.
Nie winiłam go za to. Miał swoje wyobrażenie rodziny i nie przyjmował do wiadomości, że coś w tej jego idealnie poukładanej rzeczywistości pójdzie nie po jego myśli. Że coś się wykruszy – na przykład Janek.
Gdy dowiedziałam się prawdy, zdębiałam
Któregoś dnia odwiedził nas mocno zdenerwowany Łukasz. Zdziwiłam się trochę, bo bardzo zależało mu, żebyśmy porozmawiali sami, bez obecności Pawła.
– O co chodzi? – spytałam go w końcu zaniepokojona, gdy oboje zaszyliśmy się w kuchni. – Tylko nie mów, że pokłóciliście się z Kamilą!
Łukasz machnął niecierpliwie ręką.
– No coś ty, mamo! – prychnął. – To w ogóle nie chodzi o mnie, tylko o Jaśka.
– O naszego Janka? – zdziwiłam się. – Co, też będziesz mu suszyć głowę o rodzinę? Dalibyście z ojcem spokój. Dobrze, że chłopak chociaż pracę ma…
– Nie no, jasne – burknął. – Zarabia grosze, ale ważne, że cokolwiek robi!
– Jak grosze? – popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami. – Przecież podobno w finansach pracuje!
– W finansach. – zaśmiał się drwiąco. – Finanse, mamo, to on ode mnie pobiera. I tak, Kamila już się w zeszłym miesiącu się denerwowała, jak mu trzeci raz z rzędu dwa tysiaki pożyczałem. Bo to oczywiście na wieczne nieoddanie.
– To on od ciebie coś pożycza?
– No, tylko czekajcie, aż od was zacznie – mruknął. – A wiesz, mamo, ile on pożyczek nabrał? Ma chyba dwa kredyty i pełno chwilówek! Ostatnio pojechał gdzieś z którąś z tych swoich lasek i zostawił mi klucze do mieszkania. Ze skrzynki wyjąłem całą stertę ponagleń i wezwań do zapłaty!
Popatrzyłam na niego bez zrozumienia.
– Ale… to on pracuje czy nie? – rzuciłam zdezorientowana. – Przecież ostatnio przyjechał do nas takim ładnym czerwonym samochodem. Sportowym chyba. Takiego by na pewno z żadnych chwilówek nie kupił!
– Pracuje. Wciska ludziom garnki przez telefon – odparł z westchnieniem Łukasz. – A samochód nie jest jego. Wypożyczony. Ciągle bierze jakiś inny, żeby nowej lasce zaimponować. A potem wiesz, mamuś, prześpi się z taką i tyle ją widział. Nawet imion pewnie nie pamięta.
Potem syn próbował mi jeszcze uświadomić, że z Jankiem trzeba by było poważnie porozmawiać, ale że on się tego nie podejmuje, bo prędzej go uszkodzi, niż do niego dotrze. Jednocześnie doszedł do wniosku, że ojciec zareagowałby jeszcze gwałtowniej, więc lepiej przedstawić sytuację mi, bo ja zawsze potrafiłam zachować opanowanie.
Nic do niego nie docierało
Chociaż wciąż nie dowierzałam temu, co ze swoim życiem podobno zrobił mój syn, pojechałam do niego w kolejnym tygodniu, gdy już wrócił do miasta. Zdziwił się na mój widok i zaczął szybko zgarniać rzeczy, żebym mogła w ogóle swobodnie przejść po mieszkaniu. Rzeczywiście, nie wyglądało najlepiej – jakby od tygodni nikt w nim nie sprzątał. Moje spojrzenie padło jednak na stertę kopert, część nawet nieotwartych.
– To te wezwania na zapłaty? – nie dałam mu dojść do słowa i zaczęłam przeglądać dokumenty.
– Nic się nie przejmuj, mamo – zaczął szybko. – Ja to wszystko ogarnę.
– Dziecko, co ty ogarniesz? – rzuciłam, nie wierząc w to, co widzę. – Przecież tu jest tego kilkadziesiąt tysięcy! Jak chcesz to spłacić? Z czego?
Machnął lekceważąco ręką.
– Jakoś sobie poradzę – stwierdził. – Mam jeszcze gdzie pożyczać, to tu pożyczę, a tam oddam. Zresztą, tacy komornicy nie działają aż tak szybko. No i sama zobacz, mamo – co oni mi tu zajmą? Ten brudny dywan czy moje ciuchy? – roześmiał się, jakby co najmniej to był powód do śmiechu. – A na koncie i tak mam niewiele, nie będzie miał co zablokować.
Usiadłam ciężko na zbłąkanym krześle.
– Janek, ty tak nie możesz – zaczęłam powoli. – Ty pomyśl o swojej przyszłości. Przecież będziesz mieć same długi! Jak ty będziesz żyć? No i co ty po sobie w spadku dzieciom pozostawisz?
– Mamo, jakim dzieciom? – nadal był rozbawiony. – Ja nie będę mieć dzieci! Nie chcę być ojcem i się z bachorami użerać, poważnie. A jak umrę, to co mnie będzie obchodzić, co po mnie zostanie?
Sprawa Janka jest już chyba po prostu definitywnie przegrana. Mówiłam mu wielokrotnie, że tak długo nie można, że daleko w ten sposób nie zajedzie, ale on nie słuchał. W jego życiu liczyła się tylko wygoda. Łapał chwilę, jakby jutro nigdy miało nie nadejść. A tymczasem lata mijały, długi rosły, a jego możliwości nowego pewnego startu drastycznie malały.
On się nie zmieni – tak uważa Łukasz i ja chyba też powoli zaczynam w to wierzyć. Bo skoro nie trafiają do niego żadne rozsądne argumenty, co można mu zrobić? To dorosły człowiek, niczego mu więc nie zabronimy. Szkoda tylko, że już za parę lat czeka go pewnie gorzkie rozczarowanie.
Czytaj także:
„Myśleliśmy, że Mariola biega do szefa i na nas skarży. Ale teraz już wiem, jak wielki ciężar musiała dźwigać”
„W walentynki miałem się oświadczyć, ale nakryłem Olę na rozgrzewaniu szefa do czerwoności. Zamiast męża, wolała awans”
„Kocham dzieci i wnuki, ale przez nich zapomniałam o sobie. Chciałabym jeszcze zrobić coś fajnego i kogoś poznać”