Od dłuższego czasu zaglądałam do każdego wózka i uśmiechałam się na widok maluchów w parku. Coraz częściej myślałam o tym, że chciałabym mieć dziecko. A mój mąż?
Pobraliśmy się z Rafałem z wielkiej miłości. Byliśmy w sobie bardzo zakochani, mieliśmy wiele wspólnych zainteresowań. Wszyscy znajomi twierdzili, że jesteśmy idealnie dobrani.
Z Rafałem nigdy nie rozmawialiśmy o dzieciach
Po ślubie wiedliśmy życie bliskie ideałowi. Wprowadziliśmy się do mieszkania, które Rafał odziedziczył po dziadkach, więc nie musieliśmy martwić się kredytem.
Mieszkanie było śliczne, jasne, przestronne, mieściło się w przedwojennej kamienicy.
Co prawda było trochę zapchane starymi meblami, ale to nie miało znaczenia. Urządziliśmy je po swojemu, nowocześnie i przytulnie. Oboje mieliśmy pracę i całkiem niezłe zarobki, mogliśmy spędzać czas na przyjemnościach.
I tak też robiliśmy. Przez pewien czas. Jak to się stało, że te przyjemności zaczęły mnie po prostu nudzić? I kiedy to się stało? Sama nie wiem.
W pewnym momencie po prostu poczułam, że w naszym mieszkaniu jest dziwnie pusto. Za pusto i za cicho. Nagle zorientowałam się, że moje przyjaciółki jedna po drugiej zachodzą w ciążę i rodzą dzieci.
Nigdy dotąd nie czułam, że chciałabym mieć dzieci, nawet się nad tym nie zastanawiałam. Raptem jednak, patrząc na dzieciaki mojej siostry i brata, pomyślałam, że może najwyższa pora podjąć decyzję.
Obudził się we mnie instynkt macierzyński
Coś zaczęło budzić mi się w głowie, zaczęłam zaglądać do sklepów z dziecięcymi ubrankami i zabawkami. Kiedyś w jednym spotkałam koleżankę.
– Hej, Karolina – chwyciła mnie za ramię. – A co ty tu robisz? Czyżbym o czymś nie wiedziała…?
– Niby o czym? – skrzywiłam się.
Nie byłam zadowolona ze spotkania i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co koleżanka ma na myśli.
– No jak to, wiesz… – spojrzała wymownie na mój brzuch.
– Nie – roześmiałam się nieszczerze, kręcąc głową. – Po prostu chciałam coś kupić dla dziecka znajomej.
Tego wieczoru po raz pierwszy rozmawiałam z Rafałem o dziecku. I nie ukrywam, byłam bardzo zaskoczona, mogę nawet powiedzieć, że doznałam lekkiego szoku. To prawda, że dotychczas nie podejmowaliśmy tego tematu, ale czy każda młoda para przed ślubem uzgadnia, czy chce mieć dzieci?
Wydawało mi się, że nie, przynajmniej my tego nie zrobiliśmy. Po prostu sądziłam, że kiedyś będziemy mieć dzieci.
A tu nagle okazało się, że mój Rafał ma na ten temat zupełnie inne zdanie. Dowiedziałam się, że on nie chce mieć dzieci. Więcej – on sądzi, że dzieciaki to balast życiowy, wieczne kłopoty i w ogóle coś, co utrudnia człowiekowi wygodne życie.
Rafał zapowiedział, że nigdy nie będzie chciał mieć dzieci
– Czy ty oszalałeś? – wykrztusiłam, kiedy już mi to wszystko powiedział. – Zdajesz sobie sprawę z tego, co pleciesz?
– Dlaczego niby plotę? – spojrzał zdziwiony. – Przecież nie ma takiego przepisu czy przykazu, że każdy musi mieć dzieci – wzruszył ramionami.
– No, nie ma – przytaknęłam. – Ale to chyba naturalne, że ludzie mają dzieci.
– Teraz to ty pleciesz, moja droga. Nic nie jest ot, tak sobie naturalne. Jedni mają dzieci, inni ich nie mają. No i ja ich mieć nie chcę. Nigdy, gwoli ścisłości.
– No tak … – westchnęłam. Czułam się całkowicie zagubiona. – Szkoda tylko, że mi tego wszystkiego wcześniej nie powiedziałeś – dodałam cicho.
– Przecież nie pytałaś – wzruszył ramionami, a chwilę później zapytał: – Czy to by coś zmieniło? Halo? Chcesz powiedzieć, że mnie nie kochasz?
– Kocham, bardzo cię kocham – odpowiedziałam, a w myślach dodałam: Ale dziecko też chciałabym mieć, coraz bardziej bym chciała.
Twierdzi, że nic mi nie obiecywał
Z Rafałem w ogóle nie dało się rozmawiać. Próbowałam jeszcze kilka razy, ale nie ustąpił. Cały czas uparcie powtarzał, że on nie chce mieć dzieci, że nie nadaje się na ojca.
Kiedy stwierdził, że ma zamiar pracować na własne przyjemności, a nie na jakieś rozwydrzone bachory, zupełnie się załamałam.
Wtedy rozmowa zamieniła się w kłótnię, choć dotychczas właściwie nie kłóciliśmy się z Rafałem. Tego jednak nie wytrzymałam.
– Jak ty mogłeś coś takiego powiedzieć? Jak ci w ogóle mogło to przyjść do głowy? Jakie rozwydrzone bachory? Przecież to miałoby być nasze wspólne dziecko! Moje i twoje! Kochane!
– Przestań się wydzierać – warknął mój mąż. – Przecież nigdy nie mówiłem, że chcę mieć dzieci.
– Ale też nigdy nie mówiłeś, że nie chcesz ich mieć! – przypomniałam.
– Daj mi spokój – burknął na to. – Jak koniecznie chcesz mieć dzieciaka, to znajdź sobie innego męża.
– Rafał! – aż się zachłysnęłam. – Jak możesz? Przecież ja cię kocham.
– Więc przestań w końcu mnie dręczyć – zażądał tonem obrażonego chłopczyka.
Przecież ja go wcale nie dręczyłam, ja po prostu coraz bardziej chciałam mieć dziecko. A Rafał zachowywał się, jakby dziecko było – sama nie wiem – jakąś zakaźną chorobą, którą chciałam go zarazić.
Łatwo jej powiedzieć…
Następnego dnia poszłam do siostry. Musiałam sobie z kimś pogadać, komuś się wyżalić, wypłakać. Wysłuchała mnie całkiem spokojnie, a potem wzruszyła lekceważąco ramionami.
– Głupia jesteś, siostra – stwierdziła.
– Wcale z nim nie gadaj, odstaw tabletki antykoncepcyjne i załatwione.
– Co załatwione? Renata, po tym wszystkim, co on mi powiedział? On się zachowuje, jakby dziecko zagrażało jego życiu.
– Oj tam, tak tylko gada. Wszystko się zmieni, jak zajdziesz w ciążę. A jak dziecko się urodzi? Zobaczysz, jak Rafał się będzie cieszył – spekulowała.
Nie wierzyłam w słowa Renaty. Jej łatwo było mówić, bo nie słyszała, jak Rafał się zapalał, jak zapewniał, że nie chce mieć dzieci. Zresztą nie miałam ochoty oszukiwać męża, zachodzić w ciążę wbrew niemu.
Chciałam, żebyśmy razem planowali tę ciążę, żebyśmy razem się z niej cieszyli, razem chodzili na badania USG, a nie od pierwszego dnia się kłócili.
Nade wszystko jednak pragnęłam, żeby moje, nasze dziecko było kochane przez oboje rodziców. A kto mi da gwarancję, że Rafał rzeczywiście się ucieszy, zmieni zdanie? To były tylko takie pobożne życzenia Renaty. A co jeśli się nie sprawdzą?
Postanowiłam odczekać i przez jakiś czas nie poruszać tematu potomstwa. Rafał uznał najwyraźniej, że zrezygnowałam i odpuściłam. Uspokoił się.
Kolejny raz pokłóciliśmy się na urlopie
Po raz kolejny zaczęłam temat na wakacjach. Dłużej nie mogłam już czekać. Patrzyłam na rodziny bawiące się z dziećmi na plaży, na matki z wózkami i serce mi się krajało z rozpaczy.
Dlaczego ja nie mogę mieć takiego dzidziusia? – pytałam sama siebie.
– Rafał, jeszcze kilka lat i dla mnie może być za późno – powiedziałam odruchowo, patrząc na młodą kobietę karmiącą synka jakimś przecierem owocowym.
Mały był umorusany po sam nos, ale zadowolony i roześmiany.
– Na co za późno? – zapytał mój mąż wyraźnie zdziwiony, odrywając nieprzytomny wzrok od telefonu.
– Na takiego dzidziusia – wyszeptałam, wskazując chłopca.
– Daj spokój – Rafał spojrzał z obrzydzeniem na wysmarowanego jedzeniem malucha. – Zaraz będzie musiała zmieniać śmierdzące pieluchy.
Tego samego wieczoru zapytałam:
– Powiedz mi, Rafał, ale szczerze, ty nigdy nie zmienisz zdania?
– Na jaki temat?
– Na temat dziecka.
– Daj mi w końcu spokój! – wściekł się.
– Myślałem, że już powiedzieliśmy sobie na ten temat wszystko! Nie chcę mieć dziecka i koniec! Jeśli tak bardzo musisz się kimś opiekować, to kup sobie kota!
Boli mnie to, że o mnie nie walczył
Od czasu tych wakacji nasze małżeństwo zaczęło się psuć. Nic nie było już tak jak dawniej. Ja nie potrafiłam przestać myśleć o dziecku, a Rafał denerwował się na każdą wzmiankę.
Ja zaglądałam do każdego wózka, zachwycałam się każdym dzieckiem, mój mąż nie chciał ani mnie słuchać, ani na ten temat rozmawiać.
Dopiero teraz widziałam, że Rafał nie lubił dzieci. Z jakichkolwiek wizyt u mojej siostry czy brata wymigiwał się, jak tylko mógł. Jeśli już musiał tam być, nigdy nie bawił się z dzieciakami.
Zauważyłam nawet, że kiedy jechaliśmy na wakacje, zawsze szukał pensjonatu tylko dla dorosłych.
W nasze małżeństwo wkradła się pustka, coraz mniej ze sobą rozmawialiśmy, zaczynaliśmy żyć jakby obok siebie zamiast razem. Czułam, że nasz związek się kończy.
Wreszcie zrozumiałam, że już nic nie ma, nic nie da się uratować. Każde z nas chciało czegoś innego. Ja chciałam dziecka, Rafał pragnął wygodnie żyć.
Wyprowadziłam się od męża, bo przecież mieszkanie należało do jego dziadków.
Ja zamieszkałam ze swoimi rodzicami, w moim dawnym pokoju, ale tylko chwilowo, dopóki sobie czegoś nie wynajmę.
Najbardziej bolało to, że Rafał zachował się jakby mu na mnie kompletnie nie zależało, nie próbował mnie zatrzymać ani nie szukał ze mną porozumienia, nic.
A ja nie potrafię już z nim dłużej być, chyba przestałam go kochać. Pragnę normalnej rodziny z hałaśliwymi dziećmi, a nie pustego, wychuchanego mieszkania, w którym dźwięczy martwa cisza.
Czytaj więcej:
„Moja babcia dąsała się, kiedy odmawiałam kolejnej dokładki. Dopiero gdy dorosłam zrozumiałam, dlaczego tak nas karmiła”
„Mój partner chce ślubu, a ja boję się, że to wszystko popsuje. Oboje mamy za sobą trudne doświadczenia”
„Pracuję u znanego bioenergoterapeuty. Widzę jak oszukuje ludzi i naciąga ich na pieniądze, ale nic nie mogę zrobić”