Wróciłam do domu trochę później niż zwykle, bo po drodze robiłam zakupy. Postawiłam siatkę na stole, zdjęłam buty i zajrzałam do pokoju Tymka. No tak, mój syn jak zwykle zostawił bałagan. Na podłodze leżały wyrzucone z plecaka książki, na wersalce rzucone byle jak ubrania. Westchnęłam. Będę musiała z nim poważnie porozmawiać. Ma już 13 lat, ile czasu będę jeszcze po nim sprzątać?
Zebrałam książki na biurko, podniosłam ubranie. Przy swetrze zobaczyłam wyrwany guzik. Tymek ciągle coś niszczył, a ja nie nadążałam z łataniem i szyciem. Obejrzałam dokładnie sweter – guzik był wyrwany razem z kawałkiem materiału.
Kiedy mój syn wrócił z basenu, od razu zrobiłam mu awanturę.
– Czy ty myślisz, że masz w domu sprzątaczkę?! – zapytałam. – Mam dosyć ciągłego zbierania rzeczy po tobie! I tak masz wszystko podetknięte pod nos i prawie żadnych obowiązków!
– Ojej, mamo, przepraszam – Tymek tym razem starannie odwiesił kurtkę na wieszak. – Wiem, wywaliłem książki, ale zagapiłem się z czasem i musiałem gnać do szkoły. Gdybym miał osobny plecak na basen, tobym nie musiał za każdym razem wszystkiego wyjmować z tornistra…
– Gdybyś wszystkiego nie niszczył, toby było nas stać na nowy plecak! – krzyknęłam, pokazując mu podarty sweter. – Zobacz! Tego już nie naprawię.
– To nie moja wina – Tymek też podniósł głos. – To Albert…
Nie chciał być z nim w pokoju
Trochę się opanowałam. Albert to chłopiec z klasy Tymka, ma zdiagnozowane ADHD. Jeszcze nie dawno chłopcy nawet się lubili, ale potem o coś posprzeczali i od tego momentu między nimi stale dochodziło do kłótni. Zresztą, Albert kłócił się i bił ze wszystkimi. Syn nieraz opowiadał mi o bójkach, o tym, że Albert dostał uwagę, że wylądował u dyrektora.
Tak, ADHD to jest problem. Dlatego gdy Tymek narzekał na zachowanie kolegi, starałam mu się tłumaczyć, skąd bierze się agresja Alberta, niezrozumienie emocji, kłopot z porozumiewaniem. Jednak w pewnym momencie miałam tego dosyć. Bo dlaczego moje dziecko ma ciągle ponosić konsekwencje tego, że jakiś kolega ma zaburzenia?! Dlaczego to ja mam tłumaczyć synowi związane z tym kwestie? To chyba powinien być problem rodziców tego chłopca i nauczyciela, a nie wszystkich dokoła!
Na szczęście pod koniec pierwszej klasy sytuacja nieco się uspokoiła. Albert nadal sprawiał kłopoty, lecz już nie Tymkowi, więc nie ingerowałam. Tylko raz wkroczyłam do akcji – tuż przed wyjazdem na jesienną zieloną szkołę. Syn poskarżył się, że ma być z Albertem w pokoju. Podobno tak ustaliła wychowawczyni. Umówiłam się z nią na spotkanie.
– Tymek mówi, że pani przydzieliła mu pokój razem z Albertem, a on nie chce – powiedziałam. – Dlaczego więc jako chyba jedyny z klasy ma być z kimś, kogo sam sobie nie dobrał?
– To nie tak – wychowawczyni zaczęła się bronić, ale minę miała niepewną. – Wydawało mi się, że chłopcy się przyjaźnią. Siedzieli przecież przez kilka miesięcy razem w ławce i…
– Tak, w pierwszym semestrze – przerwałam jej. – Potem Tymek się przesiadł. I chyba rozmawiał z panią, że nie chce być w pokoju z Albertem, prawda?
– Tak – wychowawczyni skapitulowała pod moim spojrzeniem. – Przyznam się, że nie bardzo wiem, co mam zrobić. Nikt nie chce być z Albertem w pokoju. A przecież nie mogę go nie zabrać na wycieczkę, nie mogę też mieszkać z nim ja! Wydawało mi się, że Tymek jest najbardziej… otwarty na taką propozycję. No, że najlepiej się z nim dogaduje.
– Rozumiem – nieco się uspokoiłam. – Ale niech pani też zrozumie mnie i mojego syna. On powiedział, że jeżeli ma być – jak się wyraził – skazany na Alberta, to woli w ogóle nie jechać.
Nie wiem, jak ta sprawa się skończyła, z kim Albert mieszkał w pokoju, jednak nie z Tymkiem.
Trzeba coś z tym zrobić...
A teraz trzymałam zniszczony sweter w ręku i patrzyłam na swojego syna. Mało brakowało, a znowu cierpiałby przez kolegę!
– Jak to się stało?
– Normalnie – Tymek wzruszył ramionami. – Przyczepił się do mnie, coś tam powiedział. A potem zaczął mnie szarpać.
Szarpać? Coś nowego…
– Bo w ogóle to on dokuczał Ilonie – ciągnął Tymek. – Wiesz, tej gru… No, tej dobrze zbudowanej. Ale przegiął, no to ja i Michał stanęliśmy w jej obronie. No a potem tak jakoś…
– Mówiłeś o tym komuś?
– A po co? Przecież Albert jest bezkarny. Jak ktoś inny kogoś pobije albo coś powie nauczycielowi, to ma od razu uwagę do dziennika. A on nie.
– Nie rozumiem. Dlaczego?
– No przecież on ma ADHD – syn spojrzał na mnie zdziwiony. – Nic mu nie można zrobić.
– Ależ co ty mówisz, dziecko! – zaprotestowałam. – Diagnoza ADHD powoduje, że nauczyciele powinni traktować takiego ucznia inaczej. A nie pozwalać mu na bicie czy dręczenie innych.
– Ale jemu pozwalają. Zresztą, Albert sam mówi, że jest nietykalny i nic mu nie zrobią – Tymek otworzył lodówkę i zajrzał do środka. – Co jest do jedzenia?
Dla mojego syna temat był skończony, jednak ja nie mogłam pogodzić się z tym, co usłyszałam. Postanowiłam porozmawiać z innymi mamami, których dzieci też miały problem z Albertem. Okazało się, że wielu uczniów poniosło jakieś szkody z powodu zachowania Alberta. Sińce, podrapania, zniszczone ubrania. Lecz rodzice podkreślali, że sprawa jest trudna do rozwiązania.
– Trzeba by go usunąć dyscyplinarnie ze szkoły, tylko jak?
Przecież on ma papiery z diagnozą ADHD – tłumaczyła mi mama Ilony, dziewczynki, która często padała ofiarą przykrych żartów. – Wychowawczyni jest bezradna, no i musi cały czas mieć go na oku, żeby nie zrobił komuś krzywdy. Rozmawiałam z jego rodzicami, obiecali z nim pogadać. I zapewne rozmawiali, bo córka wyznała mi, że o ile Albert wcześniej atakował ją publicznie, to teraz pilnuje, żeby nie usłyszał tego nauczyciel. Nie wiem, co robić. Myślę, czy nie przenieść Ilonki do innej szkoły.
– Co pani mówi! – krzyknęłam. – To Alberta powinno się przenieść, a nie inne dzieci!
Z takimi dziećmi trzeba pracować
Zrozumiałam, że wszyscy rodzice myślą jak ta pani. O nie! Ja nie dam się szantażować! Nie będę pod presją jednego dzieciaka, bez względu na to, czy jego agresja spowodowana jest zaburzeniami, czy złym wychowaniem. Kiedy kilka dni później Tymek znowu przyszedł w podartym ubraniu, miarka się przebrała. Umówiłam się z wychowawczynią i zażądałam, żeby natychmiast coś zrobiła w tej sprawie, inaczej zawiadomię kuratora.
– Ale Albert ma papiery…
– Papiery to tylko dokument potwierdzający, że ten chłopiec ma problem – przerwałam jej. – I jednocześnie zobowiązujący rodziców do pracy z takim dzieckiem, do chodzenia na terapię lub, w ostateczności, podawania leków. Jeżeli nie radzi sobie w tej klasie, powinien chodzić do integracyjnej. I to panią, jako wychowawczynię, proszę o pomoc.
Wywołałam aferę. Już następnego dnia rodzice Alberta zadzwonili do mnie, oburzeni, że skarżę na ich syna. Zaproponowałam konfrontację. Rodzice skrzywdzonych dzieci tym razem nie bali się mówić: kiedy jedno zaczęło, oskarżenia popłynęły lawiną. Rodzice Alberta obiecali, że zaczną z nim pracować. Nie wiem, czy chodzi na terapię, ale ostatnio nie ma na niego skarg.
Tymczasem ja pozostaję czujna. I tylko mnie dziwi, że trzeba zagrozić rodzicom kuratorem, aby zajęli się własnym dzieckiem. Bo przecież ADHD wymaga pracy! Mają to wyraźnie napisane w diagnozie. która – wbrew temu, co sądzili oni i ich syn – nie jest licencją na rozrabianie.
Czytaj także:
„Wolałem towarzystwo zwierzęcia od rodziny. Sam zapędziłem się w tę ślepą uliczkę, pułapkę zgorzknienia i samotności”
„Mam 33 lata, posadę prezesa i niemal śpię w biurze. Ludzie myślą, że nie mam życia, ale to nieprawda. Moje życie to praca”
„Miałam kolegę z pracy za manipulatora. Myślałam, że sobie ze mną pogrywa, a on miał problemy. Postanowiłam mu pomóc”