Z końcem marca dotarła do mnie wieść o śmierci Mirki i naprawdę zrobiło mi się smutno. Ale jeszcze bardziej poczułem wyrzuty sumienia i żal, że jednak nie miałem odwagi, by się z nią skontaktować i spróbować jakoś naprawić to, co jej zrobiłem. Kiedyś łatwiej mi przychodziło usprawiedliwianie się przed samym sobą, ale z wiekiem coraz mocniej uświadamiałem sobie nagą prawdę: byłem samolubnym dupkiem, a ona naprawdę nie zasługiwała na to, jak ją potraktowałem trzydzieści jeden lat temu.
Tłumiłem wyrzuty sumienia
Uciekałem w pracę, sport, niekiedy w używki. I przez te wszystkie lata się z nią nie kontaktowałem. Kiedy Tomek powiedział, że widział klepsydrę z jej nazwiskiem, aż na moment straciłem oddech.
– Jesteś pewien, że to ona…?
– Imię, nazwisko i wiek się zgadzały – burknął. – Do tego na pogrzeb zapraszali siostra i syn. Ona miała siostrę, prawda?
– Tak – pomyślałem o wieczorze u rodziców Mirki, gdy poznałem jej starszą siostrę.
O syna nie zapytał. Nie rozmawialiśmy o tym. Od ponad trzech dekad. Nigdy nie byłem blisko z bratem. Nie zgadzaliśmy się w wielu sprawach i ciężko nam było znaleźć temat, który by nas nie poróżnił w ciągu pięciu minut. To nas nauczyło omijania raf podczas rozmów. Tomek nigdy nie skomentował mojej decyzji, nie wypomniał mi, że zachowałem się jak nieodpowiedzialny gnojek, przyjął na zasadzie niepisanej zgody, że sprawa mojego porzucenia Mirki i Benka na zawsze pozostała tabu. Zdziwił się, kiedy zadzwoniłem do niego w ciągu tygodnia od poprzedniej rozmowy. Zwykle rozmawialiśmy rzadziej niż raz na pół roku.
– Słuchaj, mam do ciebie prośbę – zdobyłem się na odwagę. – Chcę przyjechać do Polski na kilka dni i… myślałem, żeby…
Urwałem, bo to było tak głupie, że nie wiedziałem, jak to wyartykułować. Kiedy w końcu powiedziałem bratu, o co mi chodzi, nie wytrzymał i parsknął ze złością.
– Serio? Teraz chcesz się skontaktować z własnym synem? Akurat kiedy umarła mu matka? Może zaczekaj jeszcze kolejne trzydzieści lat, to akurat trafisz na dobry moment!
Przeczuwałem, że nie akceptował mojego wyboru, ale nie spodziewałem się takiego ataku. Brat jasno określił swoje stanowisko: uważał, że powinienem dać spokój Benonowi. Porzuciłem syna, kiedy miał niecały roczek, nie znał mnie i – zdaniem Tomka – do niczego mnie nie potrzebował.
Wstydził się za mnie
– Starzejesz się, myślisz o śmierci i uważasz, że masz prawo wykorzystywać innych ludzi, żeby sobie poradzić ze zżerającymi cię wyrzutami sumienia – rzucił Tomek. – Wiesz co? Ja do tego ręki nie przyłożę. Wystarczająco dużo razy spotykałem na mieście Mirkę z moim bratankiem, wystarczająco często musiałem za ciebie świecić oczami. Naszą matkę to wykończyło, dobrze wiesz. Wstydziła się za ciebie! My wszyscy się wstydziliśmy! Mirka była cholernie dzielną kobietą i poradziła sobie sama z dzieciakiem, ale to nie znaczy, że wszystko jest w porządku i możesz sobie tak po prostu przyjechać i powiedzieć do młodego: „Cześć, jestem twoim tatusiem, chodźmy na ryby”.
Zagryzłem wargę, bo miał rację
I co do tego, że nie miałem prawa mieszać w życiu Benka, i co do tego, że mama na pewno po części przez zmartwienia, jakich jej przysporzyłem, dała się pokonać chorobie… Mimo to postanowiłem odszukać Benka. Sam nie wiedziałem, czego od niego chciałem. Wybaczenia? Wątpiłem, by mi go udzielił. Po prostu chciałem go zobaczyć, przekonać się na własne oczy, że wyrósł na porządnego faceta, chociaż zawiódł go ojciec. Tomek nie zmienił zdania, ale jego żona chciała mi pomóc. Znalazła jakiś prehistoryczny notes, podzwoniła po znajomych i w końcu przekazała mi, że ma adres mojego syna. Podziękowałem jej, spakowałem walizkę i kupiłem bilet do Polski.
Nie miałem numeru Benka, więc jedyne, co mogłem zrobić, to pojawić się na jego progu bez zapowiedzi. I tak właśnie zrobiłem. Otworzył na tyle szybko, że nie zdążyłem uciec, chociaż miałem taką myśl.
– Tak? – półnagi trzydziestolatek w drzwiach przyjrzał mi się rozespanym wzrokiem. – Słucham?
– Ja… nazywam się… – nabrałem powietrza, a potem przedstawiłem się imieniem i nazwiskiem.
Na twarzy mężczyzny najpierw odbiła się dezorientacja, a potem nagłe zrozumienie.
– Pan był moim ojcem? – zadał pytanie i zdumiał mnie ten czas przeszły.
– Właściwie to wciąż jestem – poprawiłem odruchowo, a on bez słowa odsunął się i zaprosił mnie gestem do środka.
Kiedy wszedłem, uderzył mnie niemiły zaduch. W mieszkaniu panował bałagan, wszędzie walały się ubrania, buty, brudne talerze i kubki. Benek poprawił opadające spodnie dresowe i otworzył lodówkę, z której wyjął dwa piwa. Nawet z daleka widziałem, że poza piwem nic w niej nie było. Nie wyglądał, jakby był na mnie zły. Podał mi butelkę i zgarnął z połowy kanapy brudne ubrania, żebym miał gdzie usiąść.
– No to… – zaczął, skrobiąc się bezwiednie po gołej klacie. – Po co pan przyjechał?
– Mów mi… – przełknąłem ślinę. – Mów mi Jerzy.
– Dobra, Jerzy – podniósł butelkę w geście toastu i pociągnął z niej solidny łyk. – Wiesz, że moja mama nie żyje, prawda? Zmarła miesiąc temu. Udar.
Zapewniłem, że bardzo mi przykro, i zapytałem, jak się trzyma. Wydawał się zaskoczony tym pytaniem. Potem przyznał, że od kilku lat niezbyt mu się układało z matką. Nie sprawiał wrażenia, jakby temat sprawiał mu ból, więc po prostu zapytałem, dlaczego nie dogadywał się z Mirką. Odpowiedziało mi wzruszenie ramion i długa chwila ciszy. A potem rzucił, nie patrząc na mnie:
– Mama nie pochwalała mojego rozwodu.
– Ooo! – wyrwało mi się. – Byłeś żonaty?
Nagle przyszła mi do głowy straszna myśl. Ten temat prześladował mnie przez połowę życia. Mogłem go unikać, ale i tak zawsze mnie dopadał. Chodziło o wzorce, które nieświadomie powielamy. O to, czy chłopiec wychowywany bez ojca ma większe skłonności do unikania odpowiedzialności za swoje własne dzieci. Jednym słowem o pytanie: czy porzucony syn częściej zostaje porzucającym ojcem?
Zapytałem go więc, czy ma dziecko.
– Taaa – Benek znowu upił łyk. – Dwójkę. Syn ma dziesięć lat, a córka… chyba cztery. Albo pięć.
I wtedy dotarło do mnie, że on powielił wzorzec.
To była moja wina!
– Masz z nimi kontakt? – zapytałem z resztką nadziei.
Nie odpowiedział od razu. Najpierw poszedł do lodówki po kolejne piwo. Widziałem, że poruszyłem niewygodny temat.
– Moja była wyprowadziła się pod Warszawę – mruknął z niechęcią. – To daleko. Nie mam za bardzo czasu, żeby jeździć w tę i we w tę. Byłem z nimi na weekend w zeszłe wakacje – dodał lekko obronnym tonem.
Nie mogłem się powstrzymać i rozejrzałem się dookoła. Cóż, mój syn z pewnością nie tracił czasu na sprzątanie. Sądząc po tym, że w dzień powszedni o trzynastej pił piwo w samych gaciach, raczej nie miał wymagającej pracy. Ugryzłem się w język, żeby na niego nie naskoczyć. Ale jakie ja miałem prawo, żeby go strofować? Nie zrobił niczego, czego ja nie zrobiłem.
– Nie wiedziałem, że mam wnuki… – szepnąłem tylko. – Myślisz, że mógłbym je poznać? Pojechać tam?
– Mogę dać ci kontakt do mojej byłej, ale uprzedzam, że to wariatka. Pewnie będzie ci opowiadać, jakim to byłem gnojkiem, ale to ona mnie do tego doprowadziła…
Mówił coś jeszcze, ale nie mogłem go słuchać. Usłyszałem i zobaczyłem dość, by wiedzieć, że zawiodłem nie tylko jego i jego matkę, ale też kolejne osoby. Kimkolwiek była eksżona mojego syna, na pewno liczyła na więcej niż zostanie samotną matką, bo facet, któremu zaufała, okazał się niedojrzałym palantem. A dzieci? Moje winy raniły już następne pokolenie...
Wyszedłem od Benka z ulgą. Żaden z nas nie zapytał, czy się jeszcze spotkamy. Zresztą, kiedy wychodziłem, syn był po trzecim piwie i wyglądał, jakby nie do końca pamiętał, kim byłem i po co przyszedłem. Nie obchodziło go nic poza kolejną butelką i telewizorem. Moja była synowa miała na imię Kamila i kiedy się przedstawiłem, zamilkła na długą chwilę.
Bałem się, że obrzuci mnie pretensjami
Albo każe się odczepić od niej i dzieci, ale nie – powiedziała, że mogę przyjechać je poznać. Kiedy stanąłem przed blokiem w podwarszawskiej miejscowości, poczułem, że to najważniejszy dzień mojego życia. Ścisnąłem torbę pełną prezentów dla dzieci, po czym wszedłem do klatki. Kiedy wjechałem windą na siódme piętro, zobaczyłem kratę, a za nią szczupłą, jasnowłosą kobietę i małą dziewczynkę.
– Proszę – otworzyła mi. – Jestem Kamila.
Dziewczynka miała na imię Jagódka i nie mogłem od niej oderwać wzroku. Jak na pięciolatkę była wyjątkowo bystra i elokwentna. Mama od razu powiedziała jej, że przyszedł jej dziadek, i mała zadała mi szereg pytań:
– Dlaczego cię nie znam?
– A jakaś babcia też przyjdzie?
– Ile masz lat? Sto?
– Po co ci takie wąsy?
– Masz sztuczną szczękę?
W końcu Kamila skarciła ją za te pytania, ale ubłagałem ją, żeby pozwoliła małej dalej mnie indagować. Odpowiadałem jej szczerze na każde pytanie i z coraz większym poczuciem szczęścia patrzyłem, jak śmieje się z moich odpowiedzi albo robi zdziwioną minę. To był bardzo ważny moment. Powiedziałem im całą prawdę Zapytałem Jagódkę także o brata i zdradziła, że Iwo zaraz wróci z angielskiego. Oczywiście chciała wiedzieć, co jest w torbie, i za pozwoleniem jej mamy otworzyłem worek z prezentami.
Sprzedawczyni w sklepie dobrze mi doradziła – moja wnuczka była zachwycona śpiewającym kucykiem Pony i grą planszową. Kiedy przyszedł Iwo, mała od razu pobiegła na klatkę i jeszcze nim jej matka otworzyła kratę, wygadała bratu, że „przyszedł nowy dziadek”.
Chłopiec był inny niż siostra
Nie tak otwarty, nieco naburmuszony, łypiący na mnie podejrzliwie i zadający prowokacyjne pytania o to, dlaczego nie przyjechałem wcześniej i co właściwie robię w ich domu.
– Mieszkam w Niemczech – wyjaśniłem – i nie wiedziałem, że mam wnuki. Wiecie, ja…
Naprzeciwko mnie były tylko trzy pary oczu, ale miałem wrażenie, jakbym przemawiał w gmachu Sądu Najwyższego i od mojej przemowy miało zależeć, czy zostanę uniewinniony czy zapadnie surowy wyrok. Wyjaśniłem im wszystko, nie próbując się wybielać. Powiedziałem, że byłem głupi i żałuję, że nie byłem częścią życia ich taty, a potem ich. I że przyjechałem, bo bardzo, ale to bardzo chciałem ich poznać. Dzieci wyglądały na przekonane i chyba zadowolone, że jednak zapukałem do ich drzwi. Iwo ucieszył się z gry komputerowej i zestawu książek dla młodzieży; nie robił już wrażenia zbuntowanego i zagniewanego. Benek pomylił się jedynie co do jego wieku. Chłopak miał nie dziesięć, ale dwanaście lat. Aż pokręciłem głową nad tym, jak kiepskim ojcem był mój syn.
Zostałem w Warszawie przez tydzień. Dzień w dzień jeździłem do Kamili i wnuków. Jedliśmy razem posiłki, chodziłem z Jagódką na plac zabaw, grałem z Iwo na komputerze. A potem podjąłem życiową decyzję.
– Przeprowadzam się z powrotem do Polski – oświadczyłem kobiecie, którą w myślach nazywałem synową. –
Serio? – zdziwiła się. – A praca?
– Prowadziłem firmę tam, więc dam sobie radę i tu – machnąłem ręką. – Jest jeszcze coś: chciałbym wynająć mieszkanie na tym osiedlu. Żeby móc być bliżej was. Czy to nie byłoby dla ciebie zbyt wiele?
Naprawdę bałem się, że synowa każe mi się od nich odczepić. Wciąż oczekiwałem, że będę musiał jakoś zapłacić za swoje samolubstwo i niedojrzałość sprzed trzydziestu lat. Nie uważałem się za godnego miłości i zaufania. Nawet nie miałbym Kamili za złe, gdyby powiedziała, że za późno na to, byśmy byli rodziną. Ale ona była lepsza niż ja, niż Benek.
– Byłoby super! – naprawdę się ucieszyła. – Fajnie by było mieć rodzinę w pobliżu. Poza tym, wiesz, niedługo wakacje, a ja pracuję. Jeśli chcesz, możesz zabrać gdzieś dzieci.
Zupełnie się tego nie spodziewałem. To było tak niezwykłe i nieoczekiwane, że… poczułem łzy w oczach. Kamila tylko się uśmiechnęła i podała mi chusteczkę. Dzisiaj mija trzeci rok, od kiedy mieszkam dwa bloki od mojej synowej i wnuków. Znowu jest lato i mam nadzieję, że w tym roku, pomimo bieżącej sytuacji, jednak uda nam się, jak w każde wakacje, wyjechać gdzieś we trójkę. Kamila ma nowego partnera i to normalne, że chce z nim pobyć sama, a ja nie mogę się doczekać, kiedy znowu wybiorę się gdzieś na dwa tygodnie z wnukami.
O Benku nie rozmawiamy
Jagódka uparła się mówić do chłopaka mamy „tato”, Iwo też go akceptuje i nikt nie ma ochoty się zastanawiać, kiedy Benek przyjedzie albo i nie. Co ciekawe, ja automatycznie zacząłem traktować Daniela jak… zięcia. Bo od dawna mam wrażenie, że Kamila nie jest moją byłą synową, tylko kimś kogo kocham jak córkę.
Mam nadzieję, że uda mi się choć trochę naprawić stare błędy, i chociaż nigdy nie przestanę żałować odejścia z życia mojego syna, to teraz mam szansę być przynajmniej dobrym dziadkiem. A także w jakimś sensie ojcem, a nawet teściem. Być może nigdy nie jest za późno na naprawę błędów - nawet jeśli wydaje się, że sytuacja nie jest już do odratowania. Do odważnych świat należy!
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”