Kiedy po śmierci męża zostałam sama z 6-letnim Pawełkiem, robiłam wszystko, żeby mu niczego nie brakowało. Starałam się, jak mogłam, aby nie odczuł braku ojca. Dlatego nie związałam się z nikim. Byłam jeszcze młoda, cieszyłam się powodzeniem u mężczyzn, mogłam wyjść za mąż, mieć więcej dzieci. Ale nie zrobiłam tego ze względu na Pawła. Bałam się, że czułby się wtedy odsunięty.
Pracowałam ciężko, brałam nadgodziny, Paweł miał dość wysoką rentę po ojcu, więc finansowo dawaliśmy sobie radę. Stać mnie było na prywatne lekcje angielskiego dla syna i na wspólne wakacje co roku, nawet za granicą. Wydawało się, że wszystko jest wspaniale, ale…
Chyba za bardzo przywiązałam Pawła do siebie
Już kiedy chodził do liceum, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak rzadko spotyka się z kolegami. Nie był jakimś odludkiem, ale soboty i niedziele na ogół spędzał w domu, nad książkami lub przed komputerem. Nigdy nie chciał pojechać na żaden obóz.
– Nie lubię – odpowiadał krótko, gdy pytałam dlaczego. – Wolę jechać z tobą, wtedy mogę robić, co chcę, a nie wszystko pod dyktando.
Na studia wyjechał do innego miasta. Od małego fascynowała go informatyka i chciał ją studiować na wybranym przez siebie uniwersytecie. Zamieszkał w akademiku, ale szybko zaczęły się problemy. Już po miesiącu zadzwonił do domu:
– Rzucam studia – zakomunikował zdecydowanie, bez żadnych wstępów czy wyjaśnień.
W pierwszej chwili mnie zatkało, ale gdy odzyskałam głos, zdołałam tylko zapytać:
– Dlaczego?
– Nie będę mieszkał z trzema brudasami w małym pokoiku. Czuję się, jakbym przez cały czas był na koloniach.
– Przecież ty nie masz pojęcia, jak jest na koloniach, nigdy na żadnych nie byłeś – wydukałam.
– Przestań, mamo, nie ma znaczenia, byłem czy nie byłem – nie pozwolił mi mówić. – Mam dość, nie mam chwili spokoju ani własnego kąta. Dlaczego muszę mieszkać w takich warunkach, skoro mogę mieszkać w domu.
– Przecież chciałeś tam studiować.
– Ale już nie chcę.
Udało mi się przekonać go, żeby nie rzucał studiów
Zamiast tego wyprowadził się z akademika, skoro tak mu tam źle. Wynajęłam mu pokój u spokojnych starszych państwa. Było dobrze może dwa miesiące. Potem znów zaczął narzekać. Wszystko było nie tak. Zrozumiałam, że tak naprawdę Paweł wcale nie chce rezygnować ze studiów, tylko chce wrócić do domu. Nie chciał mieszkać ani na stancji, ani w akademiku, tylko w domu.
– Potrzebuję do życia swojego pokoju – przekonywał mnie. – Potrzebuję swojego biurka, swojego łóżka. A najbardziej potrzebuję twoich obiadków. Nie będę się dłużej tułał po stancjach i stołówkach.
Wszystkie te jego argumenty wydawały mi się infantylne, ale udało mu się mnie w końcu przekonać. Może zresztą nie tyle przekonać, on po prostu wymusił na mnie zgodę i po pierwszym semestrze przeniósł się na uczelnię w naszym mieście. Była to co prawda szkoła prywatna i za studia trzeba było zapłacić, ale Paweł znowu zamieszkał w swoim pokoju i wreszcie był zadowolony.
No, ja trochę mniej...
Mimo że bardzo kochałam syna, zaczynało mnie martwić, że nie chce wyfrunąć z gniazda. Dorośli synowie moich koleżanek chwalili sobie życie w akademikach i na stancjach. Cieszyli się, że rodzice nie patrzą im na ręce, że mogą chodzić na imprezy, kiedy chcą i wracać, o której chcą. Mój Paweł był jednak chyba na to za wygodny, nie zależało mu na takiej wolności.
Skończył informatykę z wyróżnieniem, ale od razu rozpoczął drugi kierunek. Tym razem studiował zaocznie, jeździł do Warszawy co drugi weekend, jednak nawet nie chciał tam przenocować. Wracał do domu na noc, a w niedzielę rano znowu jechał na zajęcia.
– Że też ci się chce tak jeździć? Taniej wyniosłoby cię, gdybyś przenocował w Warszawie – przekonywałam go.
– Wolę nocować w domu – odpowiadał krótko i na tym się kończyło.
– Paweł, dlaczego ty nie masz żadnej dziewczyny? Chyba już czas założyć rodzinę, nie sądzisz? – podpytywały zarówno moja mama, jak i eksteściowa.
Chyba obie czekały już na prawnuki
Paweł tylko wzruszał ramionami i powtarzał, że na wszystko przyjdzie pora. Zarobione pieniądze trzymał tylko dla siebie. Już od pewnego czasu pisał w domu jakieś programy komputerowe i chyba coraz lepiej na tym zarabiał.
Do życia, ani do opłat jednak nie zamierzał się dokładać. Kupił sobie samochód, zaczął się ubierać w same markowe i drogie rzeczy, jednak kiedy go poprosiłam, aby dawał mi trochę pieniędzy na życie, zareagował oburzeniem.
– A skąd ja mam mieć pieniądze?
– Jak to skąd? Pracujesz przecież.
– Co to za praca? – parsknął śmiechem. – Co to za pieniądze?
– Chyba trochę przesadzasz, Paweł – zdenerwowałam się. – Jesteś już dorosły, najwyższy czas przestać myśleć i zachowywać się jak mały chłopiec. Jeśli uważasz, że masz mało pieniędzy, poszukaj innej pracy, może znajdź coś na etat. Chyba wystarczająco długo cię utrzymywałam.
– Przecież jeszcze się uczę – rzucił w moim kierunku ze złością.
– Ciekawe, ile lat masz jeszcze zamiar się uczyć? – rzuciłam z ironią.
Pokłóciliśmy się wtedy, ale nic to nie zmieniło
Paweł dalej nie dawał mi ani grosza, a ja płaciłam sama czynsz, kupowałam jedzenie, prałam, sprzątałam, gotowałam, zarówno dla siebie, jak i dla niego. Byłam coraz bardziej sfrustrowana i wściekła, ale nie widziałam wyjścia. Miałam go wyrzucić z domu? Swojego jedynego syna? Może byłoby to i wyjście, ale nie potrafiłam tego zrobić.
Kiedy Paweł skończył drugi kierunek studiów, znalazł pracę na etacie. Po pierwszej wypłacie nawet dał mi trochę pieniędzy i zrobił małe zakupy.
– Żebyś nie mówiła, że się nie dokładam do życia i że mnie utrzymujesz.
Wszystko było pięknie, szkoda tylko, że na jednym razie się skończyło. Jakoś nie pomyślał, że opłaty trzeba robić co miesiąc, a jeść codziennie. Kiedy próbowałam mu o tym przypomnieć, znów zareagował oburzeniem.
– No przecież dałem ci pieniądze.
– Paweł, kiedy to było? Nie wiesz, że za mieszkanie trzeba płacić co miesiąc?
– Na razie nie mam więcej.
– Przecież wziąłeś wypłatę – zdziwiłam się.
– No tak, ale – zawahał się jakby nie był pewien co mi powiedzieć – wiesz, mamo, mam zamiar rozpocząć studia podyplomowe. To będzie mnie kosztowało sporo pieniędzy, muszę oszczędzać.
Gapiłam się na niego z opadniętą szczęką
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Pewnie powinnam się cieszyć, każda inna matka cieszyłaby się, że ma takiego wykształconego syna, który ciągle jeszcze chce się kształcić, ale ja byłam już tym coraz bardziej zmęczona. Wybuchła między nami kolejna kłótnia, która tak samo jak i wszystkie poprzednie, niczego nie zmieniła.
Znowu mu ustąpiłam, a może nawet nie tyle ustąpiłam, co po prostu nie wiedziałam, jak mam zmusić dorosłego syna, żeby myślał i zachowywał się jak dorosły. Coraz bardziej mnie ta sytuacja denerwowała i coraz częściej dochodziło między nami do spięć.
Mój syn studiował i pracował, a ja gotowałam mu obiady, sprzątałam po nim, prałam i prasowałam jego rzeczy. Wszystko jak wtedy, kiedy był jeszcze małym chłopcem. Konsekwentnie realizował swoje plany, szkoda tylko, że robił to moim kosztem. Kiedy obie babcie, a czasem nawet ja, podpytywałyśmy uparcie o przyszłą żonę i dzieci, Paweł odpowiadał, że na to ma jeszcze czas.
– Może tobie się wydaje, że masz jeszcze mnóstwo czasu – zdenerwowała się pewnego razu moja mama – ale wyobraź sobie, że ja mam go coraz mniej, a chciałbym zobaczyć prawnuka.
– Chyba babcia nie sądzi, że się ożenię i zrobię dziecko tylko z tego powodu – odburknął Paweł, a mamę jego odpowiedź tak zaskoczyła, że zamilkła na długo.
Kiedy wydawało mi się, że tak już zostanie do końca, raptem na imieninach przyjaciółki poznałam Stanisława. Był dawnym kolegą jej męża, jeszcze ze studenckich czasów. Wiele lat mieszkał w Szwecji. Teraz, po śmierci żony, postanowił wrócić i odnowić dawne znajomości, przyjaźnie. I tak znalazł się u mojej przyjaciółki. Od pierwszej chwili przypadliśmy sobie go gustu.
Zaczęliśmy rozmawiać i nie mogliśmy przestać. Odprowadził mnie do domu i umówiliśmy się następnego dnia na kawę w mojej ulubionej kawiarence. Przez te wszystkie lata zapomniałam już, jak to jest spotykać się z mężczyzną, ale kolejnego dnia był wspólny obiad, potem spacer. W końcu Stanisław zaprosił mnie do teatru.
– Wiesz, nie pamiętam, kiedy byłam ostatni raz w teatrze z mężczyzną – zastanowiłam się. – A może nigdy czegoś takiego nie było? Wiesz, chyba nigdy, z moim mężem nie chodziłam do teatru. Nie mieliśmy wtedy na to czasu.
Stanisław roześmiał się
– Nie mogę uwierzyć, że taka piękna, mądra, taka atrakcyjne kobieta przez tyle lat była sama.
Miło było słuchać takich słów, których całe życie mi brakowało, cóż każda kobieta lubi być adorowana.
W końcu zaprosiłam Stanisława w niedzielę na obiad. Bardzo się starałam, żeby wszystko było smaczne i ładnie podane. Udało się, ale zaskoczenie przyszło z innej strony. Paweł wykształcony, kulturalny i mądry, zachowywał się jak gbur i prostak.
Był po prostu okropny, a po wyjściu Stanisława nie omieszkał skomentować całej sytuacji w sposób, jakiego nigdy bym się po nim nie spodziewała.
– Ale znalazłaś sobie przydupasa, mamo – zaśmiał się szyderczo. – Ciekawe, co on w tobie zobaczył, pewnie nasze mieszkanie. Może chciałby się do nas wprowadzić, ale niedoczekanie jego.
– Paweł, jak śmiesz coś takiego mówić! – wrzasnęłam, nie panując nad nerwami. – Obchodzę się z tobą jak z jajkiem, a ty zachowujesz się w stosunku do mnie jak zwykły cham i gbur – chyba jeszcze nigdy nie byłam na Pawła taka wściekła.
– Przepraszam, mamo – mruknął. – Nie chciałem cię urazić, ale powiedz, po co ci takie znajomości. Źle nam razem, czy co?
– Mnie wcale nie jest dobrze – teraz już mówiłam przez łzy. – Kocham cię, synu, ale mam dość bycia twoją gosposią.
Patrzył na mnie, jakby nie rozumiał, o czym mówię
Ten mój Paweł to chyba myślał, że matkę ma się po to, żeby służyła swoim dzieciom do śmierci.
Popłakałam sobie z tego wszystkiego wieczorem. Paweł jeszcze raz mnie przeprosił za swoje zachowanie, przyniósł nawet następnego dnia kwiaty, ale nie wyglądało na to, żeby zrozumiał, co jest nie tak i chciał to zmienić.
A mnie było po prostu bardzo przykro. Tym bardziej, że wszystko, co mówił, to była nieprawda. Stanisław miał swoje mieszkanie, wysoką emeryturę, moje pieniądze nie były mu do niczego potrzebne. Wstydziłam mu się przyznać do tego, co mi powiedział Paweł, ale Staszek sam się domyślił.
– Czemu jesteś taka smutna, kochanie, martwisz się czymś?
– Nie – zaprzeczyłam natychmiast. – Tylko trochę gorzej się czuję, wiesz, zawsze byłam podatna na zmiany pogody.
– Daj spokój, możesz mi wszystko powiedzieć. Myślę, że wiem, co cię martwi. Widzę przecież, że twój syn mnie nie lubi.
– O czym ty mówisz? – udawałam, że nie mam pojęcia, o co chodzi.
– Przede mną nie musisz udawać, Marysiu. Paweł pewnie jest zazdrosny, boi się, że ukradnę mu mamusię. Dziwne to trochę, bo to przecież dorosły facet. Zaraz stuknie mu trzydziestka.
– Muszę coś z tym zrobić – powiedziałam bardziej do siebie niż do Stanisława.
– Może sprzedaj mieszkanie i kup dwa mniejsze. Wtedy każde z was będzie mogło mieszkać oddzielnie.
Chwyciłam się tego pomysłu jak topielec rzuconej liny
Gdyby Paweł zamieszkał sam, musiałby zacząć myśleć o życiu, nie tylko o tych swoich grach i programach komputerowych. Musiałby zacząć zastanawiać się, ile wszystko kosztuje, musiałby zacząć robić opłaty, kupować jedzenie i środki czystości.
Nigdy do tej pory w ogóle o tym nie myślał, a miał już dwadzieścia siedem lat. Najwyższa pora, aby się usamodzielnił, aby zaczął żyć na własny rachunek. Może w końcu znalazłby sobie jakąś dziewczynę, założył rodzinę, może doczekałabym się wnuka lub wnuczki.
Muszę to zrobić, to chyba jedyny sposób, aby pomóc i sobie, i jemu. Że też wcześniej na to nie wpadłam!
– Słuchaj, Paweł – zaczęłam któregoś wieczoru – chciałabym sprzedać nasze mieszkanie i kupić dwa mniejsze.
Paweł patrzył na mnie jak na kosmitkę.
– O czym ty mówisz, mamuśka?
– No o tym, że chcę sprzedać nasze mieszkanie, jest duże i ładne, warte sporo pieniędzy. Kupimy sobie w zamian dwa mniejsze i zamieszkamy oddzielnie.
– Nie zgadzam się – zaprostestował energicznie mój syn.
– A to dlaczego?
– Jak to dlaczego? Nie jesteś już młoda, kto się tobą będzie opiekował, jak będziesz mieszkała sama?
– Ależ Paweł, ja nie potrzebuję, żeby się mną opiekować, nie jestem jeszcze staruszką. Zresztą, jak do tej pory, to raczej ja się tobą opiekuję, a nie odwrotnie.
– Nie zgadzam się – powtórzył twardo.
– To pewnie pomysł twojego fagasa – dodał po chwili i wyszedł do swojego pokoju.
– Paweł – pobiegłam za nim, nie chciałam odpuścić, było to dla mnie zbyt ważne – ja chciałabym, żebyś się usamodzielnił, założył rodzinę, miał dzieci, a nie siedział wciąż na garnuszku mamusi. Przecież pracujesz, stać cię na to, żeby utrzymać mieszkanie i siebie.
– Daj mi spokój, mamo, bardzo cię proszę. Powiedziałem już, że się nie zgadzam. Daj mi popracować, mam nowe zlecenie.
Czułam się bezradna
Znowu wszystko rozbijało się o mur uporu Pawła. Jeszcze kilka razy próbowałam go przekonać, ale uparcie trwał przy swoim. Nie miałam pojęcia, co robić. Część mieszkania należała do Pawła, jako spadek po ojcu, nie mogłam go sprzedać bez jego zgody.
A jemu było tak po prostu wygodnie, nie musiał się o nic martwić, mamusia ugotowała, uprała, sprzątnęła, uprasowała. I chyba jednak musiało tak zostać… Stanisławowi długo nie mówiłam o tych problemach.
Dopiero kiedy stwierdziłam, że mimo największych chęci, moich oczywiście, nic nie wyjdzie z pomysłu, który mi podsunął, postanowiłam mu się wyżalić. Wysłuchał mnie spokojnie, a gdy skończyłam, zaproponował:
– A może wprowadziłabyś się do mnie?
Zaskoczył mnie.
– Czemu nic nie mówisz? – zapytał Stanisław. – Zastanów się nad tym. Przecież nie musisz się wymeldowywać ze swojego mieszkania, ale pomyśl, jak byłoby miło. My byśmy sobie mieszkali razem, a Paweł musiałby w końcu sam o sobie pomyśleć. A jak byłoby ci ze mną źle, mogłabyś wrócić do siebie. Ale zrobię wszystko, żeby ci było dobrze, obiecuję.
To dla Pawła jedyna szansa na samodzielność
Zastanawiałam się długie trzy dni, aż w końcu zdecydowałam – spróbuję!
– Paweł, w sobotę wyprowadzam się do Stanisława – zakomunikowałam synowi..
– Żartujesz sobie, prawda? – patrzył na mnie zdziwiony. – A ja?
– Ty zostajesz w naszym mieszkaniu. Skoro nie chcesz mieć dziewczyny, żony ani rodziny, musisz mieszkać sam.
– Ale mamo…
– Jesteś dorosły, synu. Skończyłeś dwa fakultety i studia podyplomowe, to chyba nauczysz się sprzątać po sobie, robić kanapki, czy uprać majtki. Obiady możesz sobie wykupić w stołówce, a w niedziele możesz wpadać do nas, zapraszamy.
Mieszkamy ze Stanisławem już kilka miesięcy. Dobrze nam razem. Początkowo Paweł demonstracyjnie okazywał swoje niezadowolenie, kiedy go odwiedzałam. Przerażał mnie wszechobecny bałagan, brudne naczynia, kubki po kawie i wyłażąca z kosza bielizna do prania.
Jednak zaciskałam zęby i nie brałam się do sprzątania. Wraz z upływem czasu bałagan był coraz mniejszy, a ostatnim razem spotkałam w kuchni młodą dziewczynę gotującą jakieś wymyślne danie. Nie wiem, czy to będzie moja synowa, może nie, ale najważniejsze, że coś się ruszyło w życiu Pawła.
Czytaj także:
„Mam tylko 50 lat, a ten facet zakłada, że jestem za stara na silne emocje. Pokażę mu, co potrafią takie staruszki, jak ja”
„Mąż na siłę wprowadza do sypialni jakieś dziwactwa. Gdyby mnie kochał, nie potrzebowałby takich wymysłów”
„Przyrodnia siostra mściła się na mnie, bo ojciec jej nie kochał. Miarka się przebrała, gdy zapragnęła spadku dla siebie”