„Mój przykładny i zdolny synuś zarobił w autobusie mandat. Zdębiałam, gdy wyszło, że to nie wszystkie jego wybryki”

młody chłopak w autobusie fot. Adobe Stock, Mihail
„Wtedy to zrozumiałam... Marek jest rok młodszy od swoich kolegów, bo poszedł wcześniej do szkoły. Zdawał egzamin na kartę razem z całą klasą, ale bardzo się denerwował, że będzie miał wydany dokument dopiero za rok. Pomyłka była mu na rękę, dlatego się do niej nie przyznał, nawet przede mną”.
/ 28.05.2023 09:15
młody chłopak w autobusie fot. Adobe Stock, Mihail

Kiedy w słuchawce domofonu usłyszałam słowo: „Policja!”, bardziej się zdziwiłam, niż przestraszyłam. Odblokowałam drzwi na klatce i po chwili usłyszałam dzwonek do mieszkania.

– Czy tu mieszka Marek...? – nogi ugięły się pode mną, kiedy usłyszałam nazwisko syna.

– Coś się stało mojemu dziecku? – zapytałam drżącym głosem, zanim zorientowałam się, że gadam bzdury, bo mój Marek przecież siedzi w swoim pokoju i odrabia lekcje.

– O co chodzi? – ponowiłam pytanie.

– Polecono nam ustalić, pod jakim adresem przebywa Marek, ponieważ podczas wypisywania mandatu karnego posłużył się najprawdopodobniej sfałszowanym dokumentem – wyjaśnił mi ostrym służbowym tonem jeden z funkcjonariuszy.

W tym momencie zagotowało się we mnie

– Mandat? Fałszywy dokument? Proszę pana! Mój syn ma dwanaście lat! – prychnęłam.

Byłam pewna, że to jakaś absurdalna pomyłka. Mój Mareczek fałszerzem, dobre sobie!

– Chodzi o mandat za jazdę na gapę pojazdem komunikacji miejskiej – wyjaśnił mi tymczasem funkcjonariusz.

– No, to już totalna bzdura! Moje dziecko już od trzech lat ma wykupioną kartę miejską, która jest regularnie przeze mnie zasilana. Można to chyba jakoś sprawdzić, prawda? Nie jeździ zatem bez biletu! – zaprotestowałam.

– Proszę pani… dostaliśmy informację, że Marek został złapany przez kontrolera, wylegitymowany, pokazał dokument, w którym były zapisane nieprawidłowe dane: numer domu i data urodzenia.

– I skąd wiadomo, że to był mój syn? – wykrzyknęłam. – to popularne imię i nazwisko.

Z trudem mogłam zapanować nad nerwami

Nachodzą mnie w domu, oskarżają. Jakim prawem?!

– Może spytamy syna, czy był zatrzymany? – zaproponowali policjanci.

– Nie widzę takiej potrzeby, ale proszę bardzo! Wykażę dobrą wolę – zgodziłam się łaskawie.

– Marek! – zawołałam dziecko. – Chodź tutaj i weź ze sobą legitymację szkolną! – Zobaczymy, czy jest „sfałszowana” – rzuciłam w kierunku policjantów.

– Bo rozumiem, że tym dokumentem była legitymacja? Syn nie jeździ po mieście z paszportem, dowodu nie posiada… Jeśli trzeba, paszport mogę także okazać.

– Tu nie zapisano, jakiego rodzaju był to dokument… – przyznał policjant.

Wzruszyłam tylko ramionami, po czym spojrzałam na Marka, który stanął u mojego boku, równie jak ja zdziwiony widokiem mundurowych.

– Kotku, czy jechałeś rok temu na gapę i złapał cię kanar?! Przepraszam… kontroler? – spytałam syna.

– Nie, mamo. Przecież mam kartę miejską! – odparło szybko dziecko.

– No i widzą panowie. To jakaś pomyłka. Syn jest bardzo dobrym uczniem, a nie jakimś łobuzem, nie zajmuje się jeżdżeniem na gapę ani fałszerstwami.

– No to przepraszamy za najście, pani rozumie, to nasz obowiązek… – policjanci zaczęli się wycofywać.

– Chwileczkę! A co będzie z tą sprawą? Mam się obawiać, że to nie jest panów ostatnia wizyta? – rzuciłam.

– Cóż… My też mamy ważniejsze przestępstwa na głowie niż uganianie się za małoletnim jeżdżącym na gapę. Napiszemy, że sprawca pozostaje nieznany i pewnie sąd grodzki umorzy sprawę – odparli.

– Sąd grodzki… Mój Boże! – pokręciłam głową. – Nie wiedziałam, że sądy zajmują się tak błahymi sprawami…

Policjanci poszli, więc kazałam wrócić Markowi do odrabiania lekcji, a sama zajęłam się prasowaniem, kiedy…

– Mamo, ja skłamałem! – moje dziecko stanęło ponownie w drzwiach.

Zamarłam z żelazkiem w ręku.

– Słucham?

– Mnie złapał ten kanar. Zapomniałem tego dnia karty, została w innej kurtce, no i mnie przyskrzynił – przyznał się syn.

– Ale… skąd ten sfałszowany dokument? – wykrzyknęłam.

Marek wzruszył ramionami

– Nie jest sfałszowany, taki mi dali! – po czym podał mi swoją … kartę rowerową!  – Powiedziałem temu kanarowi, że kartę i legitymację zostawiłem w domu, ale mam przy sobie kartę rowerową, bo była w tej sportowej kurtce. Na niej jest moje zdjęcie i dane osobowe, więc je sobie spisał.

– Ale… – zająknęłam się. – Tutaj faktycznie jest pomyłka! Inny numer domu i data urodzenia… Dodali ci rok!

– Och, wiem! Tak mi wpisali!

– Dlaczego tego nie sprostowałeś? – spytałam i nagle zrozumiałam!

Marek jest rok młodszy od swoich kolegów, bo poszedł wcześniej do szkoły. Zdawał egzamin na kartę razem z całą klasą, ale bardzo się denerwował, że będzie miał wydany dokument dopiero za rok. Pomyłka była mu na rękę, dlatego się do niej nie przyznał, nawet przede mną!

– Ale dlaczego mi nie powiedziałeś o mandacie? Poszłabym do biura komunikacji, wyjaśniła sprawę, a mandat zostałby anulowany! – wykrzyknęłam. – Przecież bilet miałeś, tylko go zapomniałeś ze sobą wziąć!

– Nie wiedziałem, że tak można… – wymamrotał.

– Dziecko, nie rób tego więcej! Przez taką bzdurę mogłeś trafić do sądu, czy ty to rozumiesz? – zapytałam.

– Rozumiem – potwierdził syn. – I co teraz będzie, mamo?

Może powinnam była pójść na komendę i przyznać się do wszystkiego w imieniu syna, pokazać kartę rowerową i zapłacić mandat oraz karę sądową i odsetki, ale…

Nie zrobiłam tego. Karty rowerowej syna na razie także nie wymieniam. Poczekam aż cała sprawa przycichnie…

Czytaj także:
„Nowy kochaś przyjaciółki przywłaszczył sobie naszego psa. Chciał ubić na nim interes, ale się przeliczył”
„Mój ślub okazał się być farsą. Dopiero po kilku miesiącach odkryłam, że mąż od dawna zdradzał mnie ze świadkową”
„Po zdradzie mąż próbował naprawić swoje winy, ale nie chciałam go znać. Przez swoją dumę straciłam miłość życia”

Redakcja poleca

REKLAMA