„Mój partner to dorosły maminsynek. Ta wiedźma przegania mu każdą potencjalną żonę, byle tylko mieć go dla siebie”

Teściowa rozbija związki syna fot. Adobe Stock, JackF
„Jeżeli dorosły mężczyzna zmienia zdanie, gdy mamusia pstryknie palcami, to ja nie chcę takiego mężczyzny. Nie chcę takiego męża, takiego ojca dla moich dzieci, a przede wszystkim nie chcę takiej kobiety w roli babci i teściowej. Aż mi ciarki przeszły po plecach, gdy sobie pomyślałam, że mogłaby decydować o każdym moim kroku”.
/ 25.11.2022 15:15
Teściowa rozbija związki syna fot. Adobe Stock, JackF

Poznałam faceta – dobry, miły, czuły, uczynny, pracowity, zabawny, przystojny, wysportowany, dobrze ubrany, kulturalny, oczytany, mądry, dobrze zarabiający… Innymi słowy – fantastyczny człowiek. Lepszego nie można było sobie wymarzyć. Niestety, równowaga w życiu musi być. Przy tylu zaletach mój ukochany miał jedną wadę. Tylko jedną, ale jaką!

Był maminsynkiem…

Na początku nie widziałam nic podejrzanego w jednej czy drugiej odwołanej randce lub zakończonej przed czasem z jakiegoś tam powodu. Potem uznałam, że to moja wina. Gdybym była równie wspaniała jak on, na rzęsach by stanął, byle się ze mną spotkać, a na pewno nie urywałby się w połowie kolacji czy seansu w kinie. Postanowiłam walczyć, głównie ze sobą, ale o niego. Zmieniłam ubrania, zaczęłam chodzić na siłownię, zapisałam się na język obcy, co nie było łatwe, bo jeden już w miarę znam, a w naszym małym mieście wielu lektorów nie ma. Dobrze, że w tym amoku ulepszania samej siebie nie wpadłam na pomysł operacji plastycznej czy nie zafundowałam sobie powiększenia piersi. Na szczęście aż tak daleko się nie posunęłam. Pewnego dnia spotkałam dawno niewidzianą koleżankę z liceum. Magda zawsze była bardzo bezpośrednia.

– Odkąd to jesteś taka nowoczesna, że w życiu osobistym ćwiczysz trójkąty? – zapytała z nieco złośliwym uśmiechem.

Przestraszyłam się, bo od razu skojarzyłam jej słowa z tymi wszystkimi sytuacjami, kiedy Adam w ostatniej chwili odwoływał nasze spotkania albo się spóźniał, albo wymykał się przed czasem. Czyżby miał kochankę? Ale przecież zaprosił mnie do siebie do domu, nawet mamie przedstawił...

– Nie ćwiczę żadnej figury geometrycznej. O co ci chodzi? Co sugerujesz?

Magda pokręciła głowę.

– Jeszcze nikt cię nie uświadomił? Zatem spadnie to na mnie. Znaj moją dobroć! W szkole zawsze byłaś w porządku, to ja też będę. W mieście ludzie robią zakłady, kto tym razem zwycięży: mamusia, na którą stawia większość, czy nowa wybranka, czyli ty. Na Adasia niejedna już miała chętkę, ale żadnej nie udało się go usidlić, żadna nie wytrzymała konkurencji z mamusią. Wszystkie się bały, że, dajmy na to, w trakcie porodu, przy którym on będzie asystował, teściowa zadzwoni, a Adam popędzi do niej, porzucając małżonkę w połowie akcji.

– Trochę to wredne, co mówisz.

– Trochę? – zdziwiła się Magda. – Myślałam, że bardzo. Ale szczere. I nie mów potem, że cię nie ostrzegałam.

Zaczęłam się zastanawiać, co zrobić z tymi wieściami. Mogłam się pokłócić na przykład... Ale z kim? Z Adamem? Z jego matką? Niby o co? Nie, konfrontacja to kiepskie rozwiązanie. Jeszcze wyjdę na awanturnicę, dając niedoszłej teściowej dowód na to, że się nie nadaję dla jej cudownego syna.

Dyplomacja będzie najlepsza

Na jej miejscu też bym była nerwowa. Nietrudno zrozumieć, co może czuć starsza, samotna kobieta, wdowa od wielu lat. Zapewne boi się, że straci syna, który odejdzie do jakiejś przebojowej panny, a ona zostanie sama, niepotrzebna, zepchnięta na boczny tor. Nie twierdzę przy tym, że taką zaborczość można łatwo zaakceptować, bynajmniej. Ale skoro jest, to trzeba ją oswoić. Zaczęłam już nazajutrz. Adam dał mi pretekst. Zadzwonił z samego rana i powiedział:

– Bardzo cię, kochanie, przepraszam, ale zmuszony jestem odwołać nasze spotkanie, bo jadę w delegację. Jakaś głupia reklamacja, chyba nie zdążę wrócić przed wieczorem.

Normalnie bym się zmartwiła, ale teraz było mi to na rękę. W pracy miałam akurat luzy i udało mi się wyjść wcześniej. Ubrana byłam elegancko, więc nie musiałam wracać do siebie. Po drodze wstąpiłam do kwiaciarni i marketu, a potem pojechałam do domu Adama na spotkanie z jego matką. Kiedy stanęłam przed drzwiami, lekko się zawahałam, ale moje wątpliwości szybko się rozwiały, gdy przypomniałam sobie namiętne pocałunki Adama. Nacisnęłam dzwonek. Drzwi otworzyły się niemal natychmiast. Nie powiem, żeby przywitał mnie szeroki uśmiech. Matka Adama lodowatym spojrzeniem przebiegła po mojej twarzy, ubraniu, nieco cieplejsze posłała w kierunku bukietu, który trzymałam jak białą flagę.

– Tak? – padło suche pytanie.

Królowa angielska nie powstydziłaby się tak oszczędnego powitania. Przebiegło mi przez głowę, że nie zapamiętała mnie z poprzedniego spotkania, zapoznawczego.

– Dzień dobry! – wysiliłam się na radosne powitanie. – Jestem dziewczyną Adama, widziałyśmy się już, jeśli pani pamięta. Pomyślałam, że może wpadnę z wizytą. Adam pojechał w delegację, a pani taka samotna w domu siedzi…

– Moja droga! Nie mam sklerozy, choć młodym może się wydawać, że powinnam mieć. Niańczyć mnie też nie potrzeba. A na wizytę należy się umawiać wcześniej, bo można zastać kogoś w niezręcznej sytuacji. Albo nie zastać go wcale. Ale skoro już się pani pofatygowała, proszę wejść.

Lód w jej głosie wcale nie stajał, więc zadałam sobie pytanie, czy nie popełniam fatalnego błędu. Może lepiej uciec od razu, od tej zimnej baby i jej synalka, wyjechać stąd daleko i zapomnieć o wszystkim? Nie uciekłam. Weszłam do środka, zaproszona zostałam do kuchni, wręczyłam kwiaty i udało mi się nie zapomnieć o słodkim upominku. Gospodyni wzbraniała się przed jego przyjęciem, ale raz po raz spoglądała na paczuszkę.

W końcu przestała się krygować i ją otworzyła

Jej oczy powiedziały mi, że tę bitwę wygrałam. Dalsza część naszego spotkania przebiegła w bardzo miłej atmosferze, a mama Adama okazała się zajmującą rozmówczynią. Zanim przeszła na emeryturę, pracowała jako nauczycielka i znała mnóstwo wesołych anegdotek. Nasze pożegnanie nie wyglądało na pożegnanie rywalek, tylko dwóch przyjaciółek. Byłam zadowolona. Chyba nie będzie aż tak źle… W nagrodę kupiłam dla siebie i Adama bilety na spektakl w teatrze. Znana aktorka przyjechała do naszego miasta z monodramem. To będzie cudowny wieczór! Zadzwoniłam do Adama z wieścią o biletach. Ucieszył się ogromnie, bo lubił tę aktorkę. Ustaliliśmy, że przyjedzie po mnie wcześniej, żebyśmy nie musieli się spieszyć, a przed sztuką wpadniemy na kawę. Czekałam na niego z biciem serca. Im bliżej było do umówionej godziny, z tym większym niepokojem wpatrywałam się w ulicę, błyszczącą tego dnia od deszczu.

Jest! Przyjechał! Nie zważając na dumę, na konwenanse, złapałam szybko płaszcz, torebkę i zbiegłam po schodach. Dobrze, że nie zapomniałam zamknąć mieszkania. Po minie Adama poznałam, że coś jest nie tak. Nie wysiadł na mój widok, tylko czekał, aż podejdę. Mało grzecznie. Nieważne. Siedział zasępiony, ze wzrokiem wbitym w kierownicę. Ocknął się dopiero, kiedy zapukałam w szybę. Tyle że zamiast otworzyć mi drzwi, uchylił tylko okno.

– Nie mogę pojechać – rzucił tak po prostu. – Mama zasłabła, nie zostawię jej.

Postanowiłam, że się nie wkurzę, w dodatku spróbuję znaleźć wyjście z sytuacji.

– A nie masz jakiejś ciotki, sąsiadki, która te parę godzin przy niej posiedzi?

Pokręcił tylko głową. Nie miał nawet śmiałości spojrzeć mi w oczy.

– Mama tylko przy mnie czuje się bezpiecznie, przy obcych skacze jej ciśnienie. To moja matka, ma swoje lata, nie chcę, żeby przeze mnie coś się jej stało…

Nic nie odpowiedziałam. Wyjęłam bilety z torebki i wcisnęłam mu do ręki.

– Zabierz mamę na tę sztukę, rozerwie się, spojrzy na otaczający ją świat i ludzi życzliwszym okiem i zdrowie jej się poprawi.

Mama nie lubi tej aktorki – zaszemrał. – Mówiłem jej, że ty ją lubisz...

– A ty już nie? – zdumiałam się.

Przecież się nią zachwycał!

Widział wszystkie jej filmy. Dlatego walczyłam o bilety.

– Mama mówi, że nie jest taka dobra, za jaką się uważa. Zbyt zmanierowana...

Odwróciłam się na pięcie i po prostu odeszłam. Bez słowa. Nie, nadal nie byłam zła, choć wolałabym wściekłość. Smutek, który mnie ogarnął, był dużo gorszy. Poczucie bezradności, beznadziei... Poczułam łzy pod powiekami. Zdałam sobie sprawę, że od początku nie miałam szans. Gdyby matka Adama przez cały czas mojej wizyty zachowywała się jak góra lodowa... Ale ona była urocza! Sprawiła, że ją polubiłam, że się łudziłam... Boże, swoim synem musi kręcić jak frygą! On się nigdy nie uwolni od tej mistrzyni manipulacji i szantażu emocjonalnego. Wychowała z pozoru wspaniałego faceta, ale wychowała go dla siebie. Unieszczęśliwi go, skaże na samotność do końca życia… Jednak to już nie mój problem. Kochałam go, ale nie miałam siły ani ochoty walczyć z jego matką.

Jeżeli dorosły mężczyzna zmienia zdanie, gdy mamusia pstryknie palcami, to ja nie chcę takiego mężczyzny. Nie chcę takiego męża, takiego ojca dla moich dzieci, a przede wszystkim nie chcę takiej kobiety w roli babci i teściowej. Aż mi ciarki przeszły po plecach, gdy sobie pomyślałam, że mogłaby decydować o każdym moim kroku.

A co by było, gdybym śmiała się zbuntować?

Ukradłaby mi dzieci, tak jak ukradła Adama światu? Ograbiła go z życia, wyssała z przyszłości... Harpia. Wampirzyca. O nie! Trzeba uciekać, ratować się. Nie pamiętam, jak pokonałam schody i weszłam do mieszkania. Łzy mieszały się z wodą kapiącą z moich włosów. Przepłakałam cały weekend, co pasowało do podłej pogody za oknem, bo deszcz lał w sobotę i niedzielę.

W poniedziałek wyszło słońce. Postanowiłam wrócić do życia, więc włączyłam komórkę. Mogłam zignorować nieodebrane połączenia od Adama, mogłam wykasować jego numer z telefonu. Niestety, nie potrafiłam jego samego wyrzucić z pamięci. Trochę to potrwa. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA