„Mój ojciec miał dosyć nudnego, smutnego życia emeryta. Dla dreszczyku emocji… napadł na bank!”

Tata zakochał się w naszej niani fot. Adobe Stock, Peter Maszlen
„– Tatuś?! – zawołałam. W pomieszczeniu zapadła cisza. Wiedziałam, że go znam! – Tato, to ty? Nie wygłupiaj się… – powtórzyłam już nieco spokojniej. – Milczeć! Dosyć! Kładź się na ziemię, bo cię zastrzelę – mężczyzna z karabinem pchnął mnie kolbą na podłogę, a sam dokończył opróżnianie kasy”.
/ 31.07.2022 11:15
Tata zakochał się w naszej niani fot. Adobe Stock, Peter Maszlen

Przyjechali we trzech. Mieli na sobie garnitury, na twarzach gumowe maski różowych świnek. Najpierw wbiegło do banku dwóch, od drzwi żądając wydania wszystkich pieniędzy. Pierwszy z napastników wywijał nam przed oczami czymś w rodzaju sierpa, drugi groził karabinem.

Byłam przestraszona

– Co z tego, że zardzewiały! – krzyknął, widząc mój zdumiony wzrok. – Chcesz się przekonać, jak dobrze strzela? Nie?! To wkładaj pieniądze do torby i kładź się na ziemię!

Wystraszona zapomniałam ich uprzedzić, że przed południem utarg mamy niewielki. Powinni przyjechać później, ale skoro im tak śpieszno…

– Szybciej! – upomniał mnie trzeci, który dopiero teraz wszedł do środka.

Drżącymi dłońmi wkładałam pieniądze do torby i zerkałam na ostatniego z napastników. Biedaczek, ledwie trzymał się na nogach. Przewieszony przez ramię pistolet smętnie zwisał, ocierając się o jego spory brzuch. Ten facet kogoś mi przypominał, tylko nie wiedziałam kogo. Musiałam się skupić, a to nie było takie łatwe przy wycelowanej w moją twarz lufie karabinu. Nagle olśniło mnie! A że należę do popędliwych, to nim zdążyłam się zastanowić, wykrzyknęłam:

Tatuś?!

W pomieszczeniu zapadła cisza.

– Tato, to ty? Nie wygłupiaj się… – powtórzyłam już nieco spokojniej.

– Milczeć! Dosyć! Kładź się na ziemię, bo cię zastrzelę – mężczyzna z karabinem pchnął mnie kolbą na podłogę, a sam dokończył opróżnianie kasy.

Leżąc, zachodziłam w głowę, skąd znam jego buty. Skórzane, z resztkami plecionki na palcach i mocno zdartymi obcasami. Skoro facet przy drzwiach był moim ojcem, to jego kompan…

– Wujku, bez żartów! – aż podskoczyłam olśniona kolejnym odkryciem. – Co wy tu robicie? Chcecie iść do więzienia? Odbiło wam na stare lata?

– Nie ruszaj się! – zasyczał groźnie facet z sierpem.

Zbliżyłam się do niego odrobinę

– Alina, uważaj! On jest bardzo niebezpieczny – jęknął mój ojciec.

Klapnął na krześle obok drzwi, z trudem łapiąc oddech, ściągnął z twarzy maskę i rozpiął kołnierzyk koszuli.

– Uduszę się tutaj, nie macie klimatyzacji? – westchnął.

Jeszcze klimy ci się zachciewa! – wkurzyłam się.

– Dziecko, nie utrudniaj, potrzebujemy tych pieniędzy, więc weźmiemy je sobie, a potem wezwiesz Tadka i będzie po kłopocie – przerwał mi wujek.

– Ale najpierw podaj ojcu wody…

– Niech się nie rusza! – zagrzmiał sierpowy basem. – Józek, na Boga, miej litość, bo nam tu jeszcze Grzesiek padnie na serce – zaprotestował wujek.

– A niech cię jasny szlag trafi! Najlepiej was wszystkich! – wspomniany Józek zdarł z twarzy maskę i wściekły zaczął ją deptać.

– Panowie, a może zamiast się kłócić, oddacie nam torbę, a my zapomnimy o sprawie – odezwał się spod biurka mój kierownik.

– Nigdzie się nie ruszam! Alina, dasz mi w końcu wody czy nie? – ryknął rozpaczliwie ojciec, więc pobiegłam na zaplecze po butelkę.

Wypił i jeszcze raz stanowczo powtórzył, że nigdzie się nie wybiera, chyba że na tamten świat.

– Tato… – jęknęłam. – Ośmieszasz mnie i siebie. Coś ty wymyślił? Pan kierownik proponuje ci polubowne rozwiązanie, skorzystaj. Jeszcze mnie zwolnią przez ciebie…

– A niech cię zwolnią! – oznajmił buńczucznie. – Wtedy zobaczysz, jak to jest być nikomu niepotrzebnym.

– Tato, co ty gadasz? Tato, to wszystko przeze mnie?

– Można? – przerwała nam pani Grażynka, emerytowana nauczycielka, która jak zwykle przyszła przelać pieniądze na rzecz jednej z rozgłośni.

Stała w drzwiach, nie bardzo wiedząc, co ma począć

– Nie! – krzyknęliśmy wszyscy.

– Tu jest napad! – dodał pan Józek.

– A… to ja poczekam – pani Grażynka, trochę już ośmielona, weszła do środka i przysiadła na krześle obok mojego taty. – To pan napada, czy pana napadli? – zapytała go zaciekawiona.

– Ja już nic nie wiem – załamał się tata.

Nie uwierzyłabym, oglądając tę scenę w filmie, że takie rzeczy się zdarzają, a jednak to działo się naprawdę. Mój ojciec siedział z plastikowym pistoletem zawieszonym na szyi, a jego koledzy ani myśleli odstąpić od obrabowania mojego miejsca pracy. W dodatku pan Józek naprawdę wyglądał na doświadczonego bandytę.

– I co potem? Co zrobisz, jak już zabierzesz te pieniądze? – zapytałam ojca coraz bardziej zmęczona sytuacją.

– Nie wiem – popatrzył na mnie smutno. – Pewnie pójdę siedzieć, ale to i tak lepsze od życia, jakie wiodę. Nie wiesz, jak to jest, gdy wszyscy traktują cię jak powietrze. Dopóki byłem zdrowy, póki przynosiłem pieniądze, jeszcze coś znaczyłem dla was, dla Haliny i wnucząt, ale odkąd przeszedłem na emeryturę, stałem się przeźroczysty. Nawet twój syn nie chce mnie odwiedzać, bo nie mogę już dawać mu po dziesięć złotych za wizytę.

– Ależ, tato! Kuba nigdy by tak nie pomyślał – nie wytrzymałam. – Ja też…Ja też cię cenię za to… Za to, jaki jesteś – dodałam bardziej stanowczo.

– Tak? A kiedy ostatni raz rozmawiałaś ze mną? Kiedy spytałaś mnie, jak się czuję w nowej roli, i czy dobrze mi na tej przymusowej emeryturze? No, kiedy? Wpadacie do nas jak po ogień, wyjadacie wszystko z lodówki, nie przestając opowiadać o sobie, a ledwie skończycie przeżuwać, już pakujecie się do samochodu i pędzicie do siebie. Ale ty też, córeczko, kiedyś będziesz stara, i choćbyś oddała swojemu dziecku najlepsze lata życia i całe swoje serce, ono także będzie traktowało cię jak powietrze.

– I dojną krowę! – dodała pani Grażynka, patrząc na mnie z wyrzutem.

Co się pani miesza w rodzinne sprawy?! – nie wytrzymałam.

– Bo wiem, o czym mówi pani tata. Mnie tak samo traktuje mój syn, panie Grzegorzu, znam ten ból. Jeśli pan chce, przyłączę się do tego napadu! – zadeklarowała ochoczo.

– O, co to, to nie! – odezwał się sierpowy Józek. – Z nikim nie będziemy dzielić się pieniędzmi! To nasz napad, a jeśli pani tak bardzo zależy, to może się pani tu oflagować albo protest głodowy zrobić…

O czym my tu mówimy?!

– Umawialiśmy się na napad, a nie sentymentalne spotkanie. Dalej, chować się pod biurka, bo jak nie, to zastrzelę! Jak psy albo i gorzej! – zagroził.

Być może spełniłby swoje groźby, gdybyśmy wszyscy nie zaczęli głośno protestować. Kierownik wyszedł spod biurka i starając się przekrzyczeć hałas, ruszył w kierunku pana Józefa. Ten jednak ani myślał odpuszczać. Zdesperowany zaczął machać karabinem i grozić, że nas wszystkich pozabija. Nim jednak zdążył kogokolwiek zranić, tata rzucił się na niego. Karabin wypalił prosto w sufit, trafiając celnie w zamontowany na nim zraszacz. Wkrótce, dusząc się od białego szlamu – mieszaniny tynku z wodą – i tratując się wzajemnie, staraliśmy się wydostać z banku.

Tylko ja ruszyłam w przeciwnym kierunku, chcąc dotrzeć do leżącego w białej mazi taty.

– Idziemy – wykaszlałam do niego.

Ja się stąd nie ruszam! – zadeklarował, z trudem łapiąc oddech. – Wolę zginąć, niż tak żyć! – oświadczył.

– Jezu, co ty gadasz! Przecież cię kocham… Tato – przed oczami pojawiły mi się czarne mroczki. – Tato, błagam cię… – starałam się go chwycić, ale wciąż mi się wyślizgiwał.

Ocknęłam się na trawniku przed budynkiem. Tata siedział oparty o ścianę, pan Józek w radiowozie, wujek Zdzisiek pocieszał panią Grażynkę, a kierownik krążył podenerwowany z torbą pieniędzy w ręce. Przy mnie kucał Tadeusz – mój mąż i policjant zarazem.

– Jesteś bezpieczna – zapewnił mnie.

– A tata? – zapytałam, podnosząc się.

– Leż… Tatę się zamknie na parę godzin, to się chłopina uspokoi. W głowie mu się pomieszało na stare lata.

Jak możesz! To twój teść! Więcej szacunku dla mojego ojca! – zrugałam go i całkiem już przytomna podeszłam do zapłakanego taty.

Było mu przykro, że tak skończyła się jego próba zwrócenia na siebie naszej uwagi, a przy okazji zdobycia pieniędzy na wymarzony, komunijny prezent dla wnuka.

Widzisz, dziecko, niczego nie potrafię dobrze zrobić – szlochał.

– Jesteś wspaniałym ojcem i dziadkiem, to chyba dużo, prawda? – powiedziałam rozczulona widokiem mężczyzny, który kiedyś był dla mnie całym światem. – To ja cię przepraszam za te wszystkie lata i swoje zachowanie. Masz rację, byliśmy wobec ciebie i mamy okrutni, ale to się zmieni. Obiecuję – przysiadłam obok taty i przytuliłam się do jego ramienia.

Trwaliśmy tak jeszcze przez chwilę, wygrzewając się w promieniach słońca, a potem Tadeusz zabrał nas na komisariat i poprosił o złożenie zeznań. Szczęśliwie kierownik zrzucił winę za całe zamieszanie na zepsuty zraszacz.

Nikt nie zająknął się na temat karabinu

– Dał nam pan wszystkim do myślenia – powiedział kierownik, żegnając się z moim tatą.

Mimo starań policji i kierownictwa banku wieść o napadzie szybko rozniosła się po okolicy. Choć przed rodziną i sąsiadami udawaliśmy Greków, to wszyscy zaczęli traktować mojego tatę jak bohatera. A Kuba puchł z dumy, że ma tak odważnego dziadka. Na wujka Zdziśka też spłynęła część splendoru, chociaż to nie on był pomysłodawcą przedsięwzięcia. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA