Sama nie wiem, co strzeliło mojej przyjaciółce do głowy, żeby zorganizować mi wieczór panieński. Z Igorem (moim obecnym chłopakiem) mieszkaliśmy razem już od pięciu lat. Żadna więc ze mnie panienka. Planowaliśmy skromny ślub w urzędzie, a potem obiad dla rodziny i najbliższych przyjaciół. Igor zarzekał się, że na żaden wieczór kawalerski nie ma czasu, to po co ja miałam się w to bawić?
Nie liczyłam już na miłość
– Nie ma mowy, nie przekonasz mnie – ostrzegłam surowo Martę.
– Ale ja nie chcę cię przekonywać – próbowała mnie uspokoić. – Tylko namawiam na dobrą zabawę. Nie bądź taka zachowawcza.
– Nie jestem, po prostu nie lubię tych wygłupów – warknęłam i zmieniłam temat.
Nie miałam ochoty rozmawiać ani o wspólnej zabawie z dziewczynami, ani tym bardziej o samej ceremonii.
– Nie wiem, czemu ludzie robią takie halo ze ślubu – burknęłam, kiedy Marta próbowała mnie podpytać o kolor i krój sukni.
– No wiesz, nie każdy wychodzi za mąż dwa razy – zaśmiała się, ale zmroziłam ją lodowatym spojrzeniem.
– I dlatego wiem, kochana, co tak naprawdę się liczy w tym dniu. Szczerość, a nie kolory ciuchów – westchnęłam.
– Rozumiem – Marta przytuliła mnie do siebie. – Wiem, jak potraktował cię tamten drań, ale Igor jest inny. On nie ma nic do ukrycia. Pracowity, oddany, wrażliwy. Naprawdę cię kocha…
– Masz rację, ale tak bardzo się boję, że historia się powtórzy.
– Pięć lat to szmat czasu na sprawdzenie faceta, a ty byłaś w tym naprawdę dobra. Żaden nie wytrzymałby twojej podejrzliwości. Dzięki Bogu za świętego Igora! – zaśmiała się i przytuliła mnie jeszcze mocniej.
Tylko ona i Igor wiedzieli, ile bólu zadał mi mój były mąż. Ile zdrad ukrywał pod pozorem delegacji i pracy po godzinach. I pewnie nadal żyłabym w błogiej nieświadomości, gdyby kiedyś nie popełnił błędu i zamiast kolejnej, bezpiecznej mężatki nie poszedł do łóżka z młodziutką singielką, która zwyczajnie się w nim zakochała i chciała zdobyć.
Biedaczka przyjechała do mnie prosząc, bym oddała jej ukochanego, bo ze mną jest nieszczęśliwy. Trzeba było widzieć moją minę, kiedy opowiadała o ich półtorarocznym romansie, a potem minę mojego eksa, który właśnie wrócił do domu. Ona bełkotała o miłości, a on starał się ją wypchnąć za drzwi. Mówił, że to wariatka, że go prześladuje. Miał rację – obie byłyśmy nieźle stuknięte, że mu tak długo wierzyłyśmy!
Igora poznałam rok po rozwodzie
Nie liczyłam już na szczęście, lecz on cierpliwie przekonywał mnie do siebie. Na początku sprawdzałam mu oba telefony komórkowe, skrzynki pocztowe, a kiedy tego nie widział, przeczesywałam kieszenie jego kurtek i marynarek, zakamarki aktówki.
– Kiedy wreszcie mi uwierzysz? – zapytał, gdy przyłapał mnie na poszukiwaniach.
Dopiero wtedy zrozumiałam, że jeśli dłużej będę się tak zachowywać, to go stracę. Zacisnęłam więc zęby i powstrzymałam się od zaglądania do telefonu czy poczty. Nie było mi łatwo, ale z czasem nauczyłam się mu ufać.
„Igor to nie Radek!” – powtarzałam sobie. Ja, nowoczesna kobieta, która gardziła stereotypami, musiałam nauczyć się, że twierdzenie „wszyscy mężczyźni są tacy sami” jest dla facetów równie obraźliwe jak dla jasnowłosych kobiet pełne pogardy teksty o blondynkach.
– Zgadzam się z tobą, Martusiu, powinnam bardziej mu ufać. Ale o wieczorze panieńskim zapomnij! – dodałam ze śmiechem.
Kilka dni później wychodziłam z pracy, kiedy pod drzwi podjechała duża, czarna limuzyna, a z niej wyskoczyła Marta.
– Wsiadaj, kochana! Porywam cię – oznajmiła i wepchnęła mnie do środka.
– Ale, co ty… Co wy tutaj robicie? – zapytałam; wewnątrz auta oprócz Marty siedziała jeszcze Elka, Bożena i Mirka, czyli paczka moich najlepszych koleżanek.
– Nie chciał Mahomet do góry, to musiała góra do Mahometa – stwierdziła Marta.
– Wieczór panieński! – krzyknęłam, wbrew sobie czując ekscytację. – Zwariowałyście? Nie chcę, nie mam odpowiednich ciuchów!
– Wszystko zaplanowałyśmy. Jako gwiazda wieczoru włożysz moją czerwoną sukienkę, bardzo ci się kiedyś podobała – Ela rzuciła mi pokrowiec z wieszakiem. – Przebieraj się!
Skapitulowałam. Włożyłam szałową kieckę Elki i szpilki Bożeny. Po godzinie wysiadłam przed jakimś nowoczesnym klubem.
– Gdzie jesteśmy? – spytałam.
– To najbardziej ekskluzywny lokal w całym województwie – Marta puściła do mnie oko.
– Żartujesz? Mówisz o klubie „VIP”? Nigdy tu nie byłam, ale słyszałam, że jest wspaniały! – ucieszyłam się jak dziecko.
Pod klubem kłębił się dziki tłum dziewczyn, ale my weszłyśmy bez kolejki. Marta kupiła dla nas specjalne bilety. Przystojny kelner zaprowadził nas do stolika w buduarze na piętrze, skąd miałyśmy doskonały widok na rozświetlony neonami parkiet i migoczący na niebiesko bar.
Siedziałam i patrzyłam jak zaczarowana
Dziewczyny zamówiły kolorowe drinki. Po drugim skoczyłyśmy na parkiet. Gdzieś koło północy poczułam, że porządnie szumi mi w głowie. Wtedy Ela zaordynowała herbatę.
– Żartujesz? – wybuchnęłam śmiechem.
– Kochana, musisz stanąć na nogi, bo czeka cię coś specjalnego – powiedziała poważnie.
Potulnie wypiłam herbatę, którą przegryzłam smacznym tostem. Po tej minikolacji na stół znów wjechały kolorowe drinki, ale nim zdążyłam wznieść toast za moje panieńskie zdrowie, do buduaru wkroczył młody, zniewalająco przystojny złodziej. Przynajmniej tak wyglądał w masce i obcisłym drelichu. Wszedł, rozejrzał się i natychmiast się cofnął.
– No dalej, nie wstydź się! – rozbawiona Marta zagrodziła mu drogę.
– To najlepszy striptizer w okolicy – oznajmiła Ela. – A tobie należy się wszystko, co najlepsze. Tylko czemu on taki wstydliwy?
– Może go ośmielimy? – Marta blisko przysunęła się do chłopaka.
– Ja chcę, ja! Przecież to mój prezent – podskoczyłam i już byłam przy nim. – Mój drogi złodzieju, czy nam się pokażesz? – zapytałam słodko i sięgnęłam do guzika w jego koszuli.
Chłopak powstrzymał mnie.
– To może chociaż to przed nami odkryjesz? – Marta zerwała mu opaskę z twarzy.
Poczułam, jak ulatują ze mnie wszystkie procenty z drinków. W buduarze zapadła niepokojąca cisza, którą przerwała dopiero Marta.
– To chyba jakaś pomyłka… Igor, co ty tu robisz? – zapytała.
Mój narzeczony stał na środku pokoju, wodząc po nas nieprzytomnym wzrokiem, jakby nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
– Jesteś striptizerem? – zapytała Bożenka.
– Tak – powiedział wreszcie. – Czasami.
– Najlepszym w całej okolicy! – nie wytrzymałam i z całej siły uderzyłam go w twarz.
– To praca jak każda inna – odparł, a w jego głosie zabrzmiała lekka uraza.
– Rozbierasz się przed laskami, obmacujesz je i nazywasz to normalną pracą? Przecież jesteś kierowcą? – rozpłakałam się.
– Tak, jestem, ale czasem dorabiam jako… Właściwie nie dorabiam. To są takie pieniądze, że to tamtą pracę należy nazwać hobby.
Po chwili w pokoju stał Igor z bukietem róż
– Wynoś się! Wynocha!– wrzasnęłam przez łzy, a on potulnie wyszedł.
– Kochanie, nie wiedziałam… Boże, co ja narobiłam – Marta otoczyła mnie ramionami.
– Nie zrobiłaś nic złego, to on jest draniem – szlochałam w drodze powrotnej.
Tę noc spędziłam u Marty, zaprawiając się winem jej babci. Rano miałam porządnego kaca i nie wiedziałam, co bardziej mnie boli, głowa czy złamane serce.
– Jak on mógł? Dlaczego mnie oszukał? – jęczałam do przeraźliwie smutnej przyjaciółki. – Zadzwoń do wszystkich, odwołaj ślub, wesela nie będzie! Nie z tym draniem.
– Czekaj, zastanów się – powiedziała Marta.
– Nad czym? Przecież mnie oszukał, choć wiedział, jak ważna jest dla mnie szczerość!
Moje wywody przerwał dzwonek u drzwi.
– Myślisz, że kwiaty mi wystarczą, ty…?! – rzuciłam się na niego z pięściami.
– Izuś, w mojej pracy nie ma nic złego – dzielnie wytrzymywał moje razy. – Dzięki niej spłaciłem resztę kredytu na mieszkanie, stać mnie było na pierścionek zaręczynowy i na wynajęcie sali. Nikogo nie obmacuję, ja tylko się rozbieram. To wszystko.
– Rany boskie, tylko?! – złapałam się za obolałą głowę i usiadłam na kanapie; obok mnie z westchnieniem usiadł Igor.
– Iza, nie skreślaj mnie, błagam. Kocham cię, jak nikogo. To po prostu praca. Nigdy cię nie zdradziłem – powiedział.
– Ale mnie oszukałeś! Nie ma mowy, wesela nie będzie! – stwierdziłam kategorycznie.
Jakąś nadludzką siłą podniosłam się z kanapy, chwyciłam bukiet krwistoczerwonych róż, otworzyłam balkon i wyrzuciłam kwiaty w mroźny poranek.
Czytaj także:
„Rozwodzić się, bo nie ma już motyli w brzuchu? Młodzi zachowują się jak dzieciaki i kompletnie nie rozumieją, czym jest miłość”
„Zgodziłam się na bycie kochanką, bo liczyłam, że ukochany przejrzy na oczy. Jak długo przyjdzie mi trwać w tej życiowej poczekalni?"
„Na pracowniczym wyjeździe w góry, chciałem upolować gorącą łanię. Choć konkurencję miałem sporą, do domu wróciłem ze zdobyczą”